To co jest przyczyną twoich najgłębszych cierpień, jest zarazem źródłem twoich największych radości
(Antoine de Saint-Exupéry)
Błonia
Hogwartu nigdy nie wyglądały tak pięknie. Jeszcze zielona trawa
przykryta kołderką różnobarwnych liści, które mieniły się w blasku
promieni jesiennego słońca. Delikatny powiew wiatru zmuszał ostatnie
listowie na drzewach do szalonego tańca i śpiewu. Oddalone szczyty gór
zdawały się być pokryte warstwą białego puchu.
Ach,
jak cudownie byłoby zatopić się w jego objęciach. Poczuć zimne dreszcze
na karku, kiedy któryś z moich braci wrzuci mi za koszulę grudkę
śniegu. Móc jeszcze raz poczuć beztroskę dzieciństwa… Ciekawe, czy
któryś z nich jeszcze pamięta, jak uciekaliśmy z domu do sąsiedniej,
mugolskiej wioski i wystawialiśmy przedstawienie? Zawsze znalazł się
ktoś, kto dał nam mugolskie pieniądze. Jaka wtedy była radość z jednej
drożdżówki podzielonej miedzy Rona, Freda, George'a i mnie. Nigdy nie
zapomnę smaku lukru rozpływającego się w moich ustach. Może by tak
cofnąć czas? Przeżyć to, ten ostatni już w życiu raz…
- Musimy podzielić się obowiązkami – rzekł Neville następnego dnia, kiedy siedzieliśmy razem na błoniach.
- Myślę, że Pokój Życzeń nadaje się idealnie na miejsce spotkań – włączyła się do rozmowy Luna.
Chłopak pokiwał głową z uznaniem.
- Ginny, pewnie głównie ty będziesz uczyć zaklęć obronnych.
W odpowiedzi spojrzałam na niego niepewnie.
Kochany Harry,
Przeprosiłam
już Neville'a. Schowałam dumę do kieszeni i przyznałam się do błędu.
Długo nad tym wszystkim myślałam. Nasz przyjaciel ma rację, musimy
zebrać i wyszkolić ludzi, którzy będą chcieli walczyć u Twego boku.
Tak, wiem, znam Cię nie od wczoraj, pewnie chcesz powiedzieć:
Ginny, oszalałaś! Nie chcę narażać tylu młodych ludzi i … bla, bla, bla.
Coś jeszcze? Nie? To dobrze.
Ginny
- Pójdę dzisiaj do biblioteki i czegoś poszukam – oświadczyłam.
- A ja namówię kilka osób – rzekła Luna, uśmiechając się do mnie.
- Mam nadzieję, że Snape się o niczym nie dowie… - mruknął chłopak. – Jak co, to całą winę biorę na siebie.
- Przestań gadać jak Gryfon! – oburzyłam się, udając obrażoną minę.
- Ale ja jestem Gryfonem! – odpowiedział z taką pewnością i dumą, jaką w dzisiejszych czasach trudno znaleźć.
Po chwili cała nasza trójka wybuchnęła nie do końca uzasadnionym śmiechem.
Radość
to uczucie zadowolenia i satysfakcji przejawiające się śmiechem,
optymistycznym spojrzeniem na rzeczywistość czy poczuciem beztroski.
Przebieg radości jest zwykle stosunkowo gwałtowny. Pojawia się w wyniku
zbiegu zdarzeń i stopniowo ustępuje. Jej miejsce zastępuje wówczas
szczęście.
Inni
uczniowie gawędzili beztrosko, pomału przyzwyczajając się do nowego
reżimu panującego w szkole. Tylko z niektórych ławek dobiegał szloch
spowodowany nowymi morderstwami lub brakiem przyjaciela - mugolaka.
Wieczorem
na mojej twarzy nadal malowały się iskierki delikatnego uśmiechu. Z
jednej strony znęcałam się nad sobą, karcąc się w duchu za to, ale z
drugiej… Dawno nie było mi tak dobrze.
Postanowiłam
udać się do biblioteki. Takie rzeczy najlepiej załatwiać od razu, zanim
Snape lub któryś z rodzeństwa Carrow zacznie coś podejrzewać. A może
znajdzie się jakiś bezczelny Ślizgon, który wszystko wyśpiewa o
podejrzanej grupie uczniów? Tutaj niczego nie można być pewnym.
Przyjaciel może się okazać wrogiem, a wróg przyjacielem – choć to drugie
raczej rzadko się zdarza.
Poruszałam
się, jakby nigdy nic. Nauczyłam się, że grunt to nie rzucać się w oczy.
Oczywiście łatwo powiedzieć, kiedy ma się długie rude włosy, mnóstwo
piegów no i było się dziewczyną Harry’ego Pottera, która najpewniej zna
wszystkie jego tajemnice i posiada cały plan jego cholernej wyprawy. Jak
łatwo się pomylić, prawda?
- Potter nigdy nie dostanie tego miecza! – Usłyszałam podniesiony, kobiecy głos dochodzący z jednej z pustych klas.
Zakradłam
się bliżej. Przyłożyłam oko do dziurki od klucza (wracając do
poprzednich rozmyślań, grunt to nie rzucać się w oczy, prawda?). Na
środku sali stało rodzeństwo Carrow. Alecto zgarbiona, przysadzista i
niska kobieta ostro gestykulowała. Przez chwilę bałam się, że jej
rozbiegane spojrzenie mnie wypatrzy.
- Przestań na mnie krzyczeć! – wrzasnął Amycus. – Czarny Pan wie co robi! Już w piątek przeniosą miecz w bezpieczne miejsce.
- Mam nadzieję, że Snape dobrze go pilnuje. Nie chce chyba znów narazić się Czarnemu Panu?
-
To nie jest nasza sprawa, Alecto. Teraz najważniejsze jest to, aby
uczniowie nie podnosili żadnych buntów. Pierwsze miesiące są zawsze
najgorsze. Potem się przyzwyczają. Wystarczy spojrzeć na Weasley. Raz
potraktowana w odpowiedni sposób i już trzyma zamknięty dziób.
-
Nic nie mów o tej suce. Szkoda, że nie chodzi na mugoloznaztwo. Pewnie
miałaby dużo do powiedzenia, patrząc na zwód tatusia. – Po ostatnim
słowie Alecto splunęła na podłogę.
Zacisnęłam
dłoń w pięść. Nie mogłam stracić panowania nad sobą, nie teraz.
Zmusiłam mózg do jeszcze efektywniejszej pracy. Musiałam zapamiętać
każde ich słowo, analizę zostawię na później.
- Ty jak coś powiesz – odezwał się po chwili Amycus. – Przecież Galinda chodzi na twoją lekcję.
Oboje wybuchneli tak przerażającym śmiechem, że nie pozostało mi nic innego, jak usunąć się z tego miejsca jak najszybciej.
* * *
Jest dłuższa i jest więcej opisów. Mam też nadzieję, że choć trochę lepsza od poprzedniej.
Dziękuję
wszystkim za miłe słowa pod ostatnim postem i cieszę się, że jednak
podoba wam się charakterek Ginny. To fakt jest silna, ale mi czasami gra
na nerwach :) Muszę wymyślić jej jakąś słabość. Każdy przecież czegoś
się boi, prawda? Ja na przykład mam okropną klaustrofobię. Pozdrawiam
wszystkich cieplutko (choć na dworze plucha).
Niech Ginny podkradnie ten miecz.! ^^ Rozdział świetny, aż się chce więcej i więcej. Pisz szybko następny rozdział.^^ Już nie mogę sie doczekać.!! <3 Pozdrawiam [pozostaje-nadzieja]
OdpowiedzUsuńGenialnie...świetnie się czyta no i masz taki charakterystyczny, wciągający styl pisania ;D
OdpowiedzUsuńA Ginny? Muszę się przyznać, że w książce to jakoś tak za tą postacią nie przepadałam, ale tu... no powiedzmy że mi się podoba postać jaką stworzyłaś. lubię ją, jej cechy, no ogólnie ją...;D
Klaustrofobia? Też to mam. Zawsze na wycieczkach, gdy trzeba się dostać na jakąś wysoką wysokość to wszyscy jadą windą a ja się wspinam po schodach. Co do rozdziału - krótki aczkolwiek treściwy. Odwaga panicza Longbottoma aż mnie zadziwia.
OdpowiedzUsuńmagia-to-milosc
D boju Ginny! Do boju, zabierz miecz Sevciowi ^^ a jak. Och i uwielbiam Twoją Ginny, jest taka, jaką zawsze sobie wyobrażała, taka jak w książce i tak rzadko spotykana w opowiadaniach. Przeważnie jest to jakaś ciepła klucha, która nie wie, co ze sobą zrobić. Ale nie Twoja.
OdpowiedzUsuńA i Nevila Twojego lubię, o!
I Ciebie też lubię ;D
if-you
Dawaj Ginny, podkradnij ten miecz Sevowi. ;D
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy czytam opowiadania o Weasleyównie, przeważnie zatapiam się w tych o czarnych charakterach - Voldemort, Severus i takie tam. Twoje opowiadanie jest miłą odmianą
Do gustu przypadła mi Twoja Ginny, jest jednocześnie taka zawzięta, a z drugiej strony niepewna. Ukazuje to fakt, że nie wszyscy są idealni.
Yap, Gwardia Dumbledore'a znowu zaczyna działać! Z Ginny i Nevillem na czele dadzą staremu Snape'owi popalić. :P
Bardzo bym prosiła, gdybyś informowała mnie jednak na GG (wspominałam o tym w poprzednim komentarzu, nawet swój numer podałam :D, ale zrobię to raz jeszcze: 13669826)
Pozdrawiam.
/senza-memoria/
Rozdział bardzo mi się podobał. Zauważyłam chyba dwie literówki, ale szczegół. Jak ja kocham twoją Ginny xD. Masz świetny styl pisania, tylko pozazdrościć. Pozdrawiam i weny życzę. Prowadzisz jeszcze jakieś inne blogi?
OdpowiedzUsuń