- Nic na to nie poradzę. Po prostu się tu znalazłem.
- Nie użalaj się tak nad sobą. Pogódź się z losem.
- Nie prosiłem się tutaj.
- Nie użalaj się tak nad sobą. Pogódź się z losem.
- Nie prosiłem się tutaj.
(Stephen King — Mroczna Wieża I: Roland)
Weszłam
do Pokoju Życzeń, w którym miało odbyć się zebranie w sprawie
akcji: „Harry musi mieć ten cholery miecz.” Wiedziałam,
że już dawno jestem spóźniona, ale jak zobaczyłam tylko Lunę i
Neville'a moje oczy zrobiły się kilkakrotnie większe.
-
Już po wszystkim? – zapytałam nie kryjąc zdziwienia.
Luna
w jednej chwili objęła mnie ramieniem.
-
Jak się czujesz? – zignorowała moje pytanie. – Trelawney nieźle
cie nastraszyła…
- To
nie ważne – przerwałam jej trochę zbyt agresywnie. –
Powiedzcie mi ile było osób i co ustaliliście.
-
Nic… -jęknął Neville.
- Co
nic? Nie mace żadnego pomysły? Przyszło tytlu ludzi i nikt na nic
nie wpadł? – byłam zaskoczona i zdenerwowana.
-
Nikt nie przyszedł Ginny – szepnęła Luna. – Nikt…
Kochany
Harry,
Masz
co chciałeś… Nikt nie przyszedł, więc nikt nie narazi swojego
życia. Jeśli jednak chcesz wiedzieć, to ja nie spocznę.
Dostaniesz ten miecz. Nie oddam go Snape’owi bez walki. Choć bym
miała do niej stanąć sama.
Nie
uważasz, że gdybyśmy wszyscy się w sobie zaparli, to moglibyśmy
coś zdziałać? Nie wymagam od nikogo niewiadomo czego, ale chyba
wszystkim nam zależy na rodzinie, przyjaciołach, bliskich…
Ginny
- I
co teraz? – wyprzedziła moje pytanie przyjaciółka.
Zamyśliliśmy
się na chwilę. Każde z nas utkwiło wzrok w podłodze. W
pomieszczeniu było słychać tylko nasz równy oddech. Jedyne, na co
miałam teraz ochotę, to usiąść i płakać. Załamać się i
poddać reżimowi. Zacisnęłam mocno powieki. Spuściłam niżej
głowę. Po chwili z mojej piersi wydobył się niekontrolowany jęk,
a po piegowatych policzkach spłynęły słone krople łez. Tak
bardzo chciałam je powstrzymać, tak bardzo nie chciałam, aby
ujrzeli je moi przyjaciele.
Poczułam
na ramieniu mocny uścisk Neville’a.
-
Nie płacz – szepnął. – Wszystko będzie dobrze.
Po
chwili wybuchnęłam jeszcze mocniejszym płaczem. Chwyciłam
kurczowo brzeg jego szaty i wtuliłam głowę w tors. Nie płacz…
Jak często już to sobie powtarzałam? To już nie jest płacz, to
histeria. Jak długo już to w sobie dusiłam? Jak długo byłam
silna? Gdzie się podziała ta zahartowana dziewczyna? Nie pamiętam,
kiedy ostatni raz targały mną takie emocje.
Nie
dochodziły do mnie żadne bodźce zewnętrzne. Nie obchodziło do
mnie, że Luna gładzi moje plecy, a Neville obejmuje w pasie. Gdyby
nie on, pewnie już dawno opadłabym na podłogę i tam zwijała się
z nadmiaru emocji.
Egzaltacja…
Nie,
raczej nigdy nie miałam z nią problemów i może to był mój błąd?
Przez tyle lat dusiłam w sobie wszystkie słabości.
Nawet
nie wiem kiedy znalazłam się na błoniach. Siedziałam razem z Luną
na jednej z ławek. Neville stał za mną w razie jakbym się
niebezpiecznie przechyliła. Przyjaciółka, co jakiś czas, ocierała
mi łzy z policzków.
-
Już dobrze – uspokajała mnie. – Oddychaj głęboko.
Pomału
zaczęła dochodzić do mnie szara rzeczywistość. Chłodny wiatr
muskał moje czerwone od płaczu policzki.
-
Przepraszam – wydusiłam z siebie lekko zachrypniętym głosem.
Neville
poklepał mnie lekko po prawej łopatce.
-
Nie żartuj – rzekł. – Nie masz za co przepraszać.
Odchyliłam
głowę do tyłu, aby ogrzać twarz w ostatnich promieniach słońca.
Pomału wszystko zaczęło się układać w całość.
- Co
zrobimy? – zapytałam, przypominając sobie powód mojej histerii.
– Ja się nie poddam, ale muszę wiedzieć, czy wy…
Nie
zdążyłam dokończyć w naszą stronę biegła opiekunka Gryfonów,
nauczycielka transmutacji, pani profesor Minerwa McGonagall. Patrząc
na jej twarz miałam wrażenie, że przez ostatnie kilka miesięcy
okropnie się postarzała.
- Co
się stało? – zapytała zdyszana. – Widziałam was przez okno
mojego gabinetu. Panno Weasley, dobrze się pani czuje?
-
Już wszystko gra – wyręczyła mnie Luna. – Ginny najwyraźniej
zjadła coś niestrawnego.
McGonagall
spojrzała na mnie podejrzliwie.
-
Mam nadzieje, że nie planujecie nic głupiego? – zapytała.
-
Pani profesor – odezwał się Neville. – Uważa pani, że to co
się dzieje w szkole jest dobre?
Nauczycielka
westchnęła ciężko. Nie wolno jej było mówić otwarcie o tym co
dzieje się w szkole.
-
Uważam, że powinniśmy wierzyć, że to się zmieni – oświadczyła
cicho.
-
Samą wiarą nic nie zdziałamy! – oburzyłam się. – Nie
potrafię tak mocno wierzyć, aby potrzebna mi rzecz znalazła się w
moim posiadaniu!
Luna
chwyciła moją dłoń, dając mi do zrozumienia, że już wystarczy.
-
Panno Weasley, proszę abyś powstrzymała język szczególnie w
obecności dyrektora i profesorów Carrow.
-
Przepraszam… - jęknęłam lekko obrażona.
Strach
- jedna z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzka) mających
swe źródło w instynkcie przetrwania. Stan silnego emocjonalnego
napięcia, pojawiający się w sytuacjach realnego zagrożenia,
naturalną reakcją organizmu jest np. odruch silnego napięcia
mięśni a w konsekwencji ucieczka lub walka.
Czuję
się pobudzona do działania. Co z tego, że jest nas tylko troje? Co
z tego, że wszyscy boja się nam pomóc? Co z tego, że wszyscy maja
gdzieś, co stanie się z Harrym, a w konsekwencji całym światem
czarodziejów? Mam ich wszystkich tam, gdzie oni mają przyszłość
swoja i następnych pokoleń. I ja uważałam się za egoistkę…?
Seamus
ty stary padalcu, jak możesz martwić się o swojego przyjaciela i
nie robić nic, aby mu pomóc?
Demelzo
ty głupia krowo, jak mogłaś zawsze tak chwalić Harry’ego skoro
teraz się wszystkiego wypierasz?
Susan
ty fałszywa małpo, jak możesz współczuć mugolakom, skoro sama
mówiłaś, że słowa nic tak naprawdę nie znaczą?
Ernie
ty świnio bez ryja, jak możesz twierdzić, że Justyn był twoim
najlepszym przyjacielem, skoro wolisz flirtować z Puchonkami?
Lavender,
Parvati, Padma, Hanna, a może Romilda? Gdzie wy do cholery
jesteście!?
Ilu
jeszcze z was mam wymienić, aby moje emocje choć trochę opadły?
Wszyscy jesteście siebie warci…
Nastał
czwartkowy wieczór, ostatnia szansa na pomoc Harry’emu. Wraz z
Luną i Neville'em umówiliśmy się na zachodniej klatce schodowej.
Jeżeli ktoś by miał nas tam przyłapać, to najprawdopodobniej
tylko Irytek.
-
Mam hasło od Ernie’go – rzekł Neville. – Stwierdził, że
tylko tak może nam pomóc.
-
Lepsze to, niż nic – szepnęłam z nutą ironii w głosie.
-
Ginny, nie złość się – poprosiła Luna. – Bez hasła nie
byłoby nawet po co tam iść.
-
Gotowe? – zapytał Gryfon robiąc krok do przodu. Po chwili jednak
mina mu zrzedła..
-
Schowaj miecz, rycerzu Longbottom – usłyszałam znajomy,
rozbawiony głos.
Odwróciłam
się mechanicznie. W naszą stronę zmierzały dwie Ślizgonki, które
widziałam nad jeziorem.
-
Nessi, nie mów tak – Glindzia dała przyjaciółce kuksańca. –
Jeszcze nasz młody panicz się zniechęci.
Obie
zachichotały.
-
Jakim cudem się dowiedzieliście!? – Neville był wyraźnie
zdenerwowany. – Wynoście się stąd i zapomnijcie o całej
sprawie!
-
Uspokój się – szepnęłam.
Byłam
równie zaskoczona ich widokiem, co pozostali przyjaciele. Nie
wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, bo skoro one wiedział to…
-
Kto jeszcze wie? – dokończyłam myśl na głos.
Glindzia
spojrzała na mnie rzeczowo.
-
Was to jeszcze rozumiem – wskazała na Neville i mnie. –
Jesteście Gryfonami wszyscy od dawna wiedzą, że macie krzepę, ale
brakuje wam mózgu. Ty, to co innego – wyszczególniła Lunę –
jesteś Krukonką… Myślałam, że macie więcej w głowie, czyżby
wasz rozum ograniczał się do zakuwania regułek na pamięć?
-
Słuchaj – Neville pomału odzyskiwał panowanie nad sobą. –
Troszkę się spieszymy i…
-
Panie Longbottom – zaczęła wyniośle Nessi – Jeśli chce pan
wiedzieć, to Snape tylko czeka aż pojawicie się w jego gabinecie.
-
Powiedziałaś mu?! – wrzasnął.
-
Nie… ale skoro my to wiemy? To domyśl się co z ta informacją
zrobili inni Ślizgoni.
- Po
co tu jesteście? – zapytałam już lekko zbita z tropu. – Aby
nas ostrzec? Jaki macie w tym cel?
-
Mylisz się panno Weasley – oświadczyła spokojnie Glindzia.
Miałam wrażenie, że się ze mną bawi. – Chcemy wam pomóc.
-
Nie przyjmiemy pomocy Ślizgonek – rzekł odruchowo przyjaciel.
-
Neville, co ty wygadujesz? – odezwała się po raz pierwszy Luna. –
Najpierw narzekaliście, że zostaliśmy sami, a teraz odmawiacie?
Spojrzeliśmy
po sobie. Rozumieliśmy się bez słów. Neville był tak samo
uprzedzony jak ja. Luna zawsze wszystkim ufała. Kiedyś myślałam,
ze to zaleta, jednak teraz… Mrugnęłam porozumiewawczo. Chłopak
tylko delikatnie kiwnął głową. Nie mieliśmy innego wyboru,
musieliśmy im zaufać.
- Co
proponujecie? – zapytałam.
-
Wywabimy Snape’a z gabinetu – rzekła Nessi. – Macie drogę
wolną. Do reszty się nie wtrącamy.
-
Jak to zrobicie? – wyprzedził moje pytanie Neville.
- To
jest tylko i wyłącznie nasza, nieopatentowana sprawa –
odpowiedziała mu.
-
Ok. Mam jeszcze jedno pytanie – zaczął chłopak, na jego twarzy
malowało się zakłopotanie.
Glindzia
spojrzała na niego zachęcająco, a Nessi udawała znudzenie.
-
Albo jest już późno i jestem zmęczony, albo sobie z nas
żartujecie, albo zachowujecie się jak nie z tej epoki.
Dziewczyny
wybuchnęły śmiechem.
-
Nie przesadzaj… - jęknęła Nessi.
- A
wasze imiona? To zdrobnienia, prawda? Jak brzmią naprawdę? Chyba
możecie nam się przedstawić?
-
Jestem Galinda Doyle, a to Nassaroza Thropp.
Neville
nie wydawał się być usatysfakcjonowany.
*
* *
Nie
wiem czy jestem zadowolona z tej notki… No ale Ginny to tylko
człowiek, a to wcale nie brzmi tak dumnie jak niektórym się
wydaje. Myślę, że jej histeria jest uwarunkowana faktem, że notka
pisana była na polski, a akurat mówiliśmy o tym jak człowiek
często się poddaje. Biedna Ginny musi doświadczać wszystkich
psychologicznych motywów z lekcji.
Mam
nadzieję, że następna notka będzie lepsza…
Rozdział bardzo mi się podobał, zwłaszcza wątek płaczu Ginny.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że akcja z mieczem dobrze się skończy...
Nie mogę się doczekać NN :))
A cóż to za dwie, tajemnicze Ślizgonki, które im POMOGŁY?! Hm.... podejrzane!
OdpowiedzUsuńCiesze się, że Ginny wreszcie pękła. Kiedyś musiała.
Znów zmiana szablonu! Ale... kolorystyka nie moja, ojć...
Poprzedni bardziej mi się podobał ;D
ściskam!
Trochę czasu mi to zajęło, ale zebrałam się i przeczytałam Twojego bloga. Na początku z oporami, ponieważ nie przepadam za czasami Harry'ego Pottera. Zdecydowanie bardziej wolę czytać ff o przygodach Huncwotów albo losach nowego pokolenia. Czasy Harry'ego po prostu omijam. Jednak odstąpiłam od tej reguły i przeczytałam Twojego bloga, co było jednym z moich najlepszych pomysłów w ciągu ostatnich dni. Masz zarąbisty styl pisania, świetny szablon i ciekawy adres. Aż dziwne, że był wolny, bo jeśli tak to masz niebywałe szczęście. Ja jak zawsze zakładam bloga to brakuje mi adresów albo chociaż pomysłów na nie. Kolejna sprawa- masz genialne szablony. Ten, który wizę obecnie jest już chyba trzecim, który widzę u Ciebie. Robisz je świetne, a każdy kolejny jest jeszcze lepszy od poprzedniego. Ten obecny jest śliczny, chociaż kolor tła zewnętrznego trochę mnie razi w oczy. Piszesz fajnie, ciekawie i co ważne - nie przynudzasz. Akcja toczy się szybko i jest ciekawa. Poza tym zawsze zastanawiałam się, co właściwie działo się w Hogwarcie podczas tego siódmego roku. Poza tym bardzo ciekawy pomysł na prolog, chociaż teraz moja głowa jest pełna obaw i ciekawości. Nie mogę przestać się zastanawiać kim tak naprawdę jest tajemniczy ojciec Ginny - dlaczego musiał oddać swoją córkę? W książkach Rowling Ginny zawsze wydawała mi się trochę niesympatyczna i dziwnie odpychająca, ale jakoś... powoli zaczynam ją lubić na Twoim blogu. Jest taka ludzka, a te jej listy do Harry'ego, które pisze pewnie w nadziei, że kiedyś on je przeczyta. To wszystko jest niesamowicie smutne, a jednak zawiera iskierki nadziei, optymizmu, że może jest jeszcze jakaś nadzieja; szansa, że wszystko się ułoży. Bardzo ciekawie przedstawiłaś Neville'a i Lunę; dobrze, że Ginny ma w nich sojuszników. Liczę tez, że w przyszłości pojawi się również Galinda i Ness, bo wydają się ciekawymi postaciami. Poza tym piszesz bardzo dobre wiersze, które jak mało jaka poezja trafiają do mnie. Gratuluję talentu i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń[brzydula-w-hogwarcie]
Bardzo mi się podobało:) Żal mi Ginny, tego że płakała... No, ale w końcu musiała dać upust smutkowi, przecież nie mogła wiecznie wszystkiego w sobie dusić. Podziwiam ją za tę wytrwałość i lojalność, którą darzy Harry' ego mimo tak licznych przeszkód:) Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie równie ciekawy:)
OdpowiedzUsuńAbigail [zielonymi-oczami-lily]
Bardzo podobał mi się moment, w którym Ginny wymieniała i jednocześnie oczerniała uczniów, którzy bali się im pomoc. To było dobre, jednak to tylko jeden plus w tej notce. Moim zdaniem, dialogi są troszkę nienaturalne i odnoszę wrażenie, jakbyś pisała na siłę, pod przymusem. Rozdział nie umywa się do Twoich wcześniejszych, które były świetne. Czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję, że będzie tak dobry jak wcześniejsze notki.
OdpowiedzUsuńmagia-to-milosc
ozdział bardzo ciekawy. Kurde, jak mógł nikt nie przyjść. Strasznie podobają mi się listy Ginn do Harry'ego. Pozdrawiam i weny życzę ps: zapraszam na mojego drugiego bloga nacpana-zludnymi-marzeniami.blog.onet.pl.
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńCóż to za tajemnicze Ślizgonki? Do tego jeszcze ofiarowujące pomoc. Mam co do nich mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje mi się, że dużo zdziałać dobrego, a z drugiej, że tylko udają i mają jakiś inny cel. Poczekamy, zobaczymy... ;)
Dlatego również chciałabym Cię prosić, w miarę możliwości, abyś powiadomiła mnie o następnym rozdziale. ;))
[flossie.blog.onet.pl]
Pozdrawiam! ;]
Super rozdział! Ty wredna małpo, ty stary padalcu ty świnio bez ryja...haha, genialne!
OdpowiedzUsuńDobrze, że ktoś wreszcie chce pomóc Ginny. Oby się udało;)
Podoba mi się. Nie wiem czemu ale Ginny, mnie tutaj lekko odrzuca? To chyba przez to, że nigdy nie trawiła jej uczuć z Harry' m która ona teraz pokazuje.
OdpowiedzUsuń