niedziela, 31 października 2010

006 ROZDZIAŁ: Miecz Godryka Gryffindora cz. 3

Tym ostatnim desperackim spojrzeniem chciała wyssać ostatni cień nadziei. Ale nadziei już nie było [...].
(Fiodor Dostojewski – Zbrodnia i kara)

Milcząc czekaliśmy obok kamiennego gargulca. Każdy z nas miał swoje wyobrażenie tej akcji, każdy z nas widział inny finał, jednak nikt nie chciał na ten temat dyskutować. Naszła mnie głupia myśl. Co jeśli Galinda albo Nassaroza jest wodnikiem? Jeśli to o nich mówiła Trelawney? Kiedy w ogóle urodziny ma wodnik? Od dwudziestego stycznia do osiemnastego lutego. Tak naprawdę nie kojarzę nikogo z przedziały tych dat…
Po dłuższej chwili czekania, kamienny gargulec odskoczył, a na korytarz wybiegł Severus Snape. Nie byłam w stanie nic odczytać z jego twarzy, ale wydawał się być zdenerwowany. Spojrzeliśmy po sobie.
Kidy Snape zniknął za zakrętem, podeszliśmy do szarego posągu.
- Cierpienie jest złotem – powiedziałam.
Gargulec odskoczył w bok. Przed nami rozciągały się spiralne schody.
- Gotowe? – zapytał nas Neville.
- Co ma być, to będzie – szepnęła Luna biorąc mnie za rękę. Miała tak strasznie zimną dłoń.
- Musimy się pospieszyć – starałam się aby mój głos był spokojny.
- Jeśli chcecie to mogę wejść tam sam – zaproponował Neville.
- Daj spokój – jęknęłam. – Damy radę.
Szłam pierwsza. Czułam na swoich plecach oddech Luny. Choć klatka schodowa wyglądała tak samo  jak wcześniej, miałam wrażenie jakby była mroczniejsza. Czułam się jak na drodze do piekła. Zimy dreszcz przeszedł mi po plecach. Stopnie wydawały się ciągnąć w nieskończoność.
To był strach…
Uczucie, którego starałam się nigdy do siebie nie dopuszczać. Widziałam już przed sobą drzwi do gabinetu dyrektora. Przez chwilę miałam wrażenie, że jak je otworzę to ujrzę starego, dobrego Dumbledore’a. Miałam w pamięci dokładny obraz jego siwej, długiej brody, haczykowatego nosa i głębokich, niebieskich oczu.
Nie czekałam na żaden znak przyjaciół, po prostu bez ostrzeżenia nacisnęłam na klamkę.
Wtedy cały czar prysł…
Okrągłe pomieszczenie zupełnie straciło dawną duszę. Na środku stało duże, drewniane biurko na szponiastych nogach, a za nim na półce, rozsiadła się wyświechtana, postrzępiona Tiara Przydziału. Wszędzie dookoła znajdowały się papiery i książki z symbolami, których nawet nie chciałam zrozumieć.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie jesteśmy sami w gabinecie. Z drewnianych ram przyglądali się nam dawni dyrektorzy Hogwartu. Tylko jeden spał, a może tylko udawał?
Albus Dumbledore…
- Intruzi! – krzyknął  Fineas Nigellus Black.
- Zamknij się ty stary… - Neville’owi zabrakło słowa na określenie gadającego portretu.
Tak… Gadające portrety. To było coś, czego nie przewidzieliśmy. Teraz, to bez znaczenia. Wycofanie się grozi kompletną klęską i utratą twarzy, no i zszarganym sumieniem do końca życia. Chociaż może wcale nam go tak dużo nie zostało?
Rozejrzałam się po gabinecie. Cenna klinga znajdowała się w gablocie po prawej stronie biurka.
- Bombarda Maxima! – Zanim się zorientowałam z różdżki Luny wystrzeliły jasne iskry.
Nastąpił huk i dźwięk tłuczonego szkła.
Luno, moja bohaterko – pomyślałam. – Kto wie, czy ja bym się nie zawahała?
- To własność szkoły! – wrzasnął Black.
- To własność Harry’ego Pottera! – odgryzłam się.
- Bierz ten miecz! – krzyknęła do mnie Luna. – Ja nie jestem godna, to wy jesteście Gryfonami!
Z bijącym sercem chwyciłam rękojeść wysadzaną drogocennymi, szkarłatnymi kamieniami.

Kochany Harry,
Cóż za niesamowite uczucie, kiedy trzymam w ręce coś, co może Ci pomóc? Kiedy wiem, że robię coś, co przyczyni się do uratowania tego cholernego świata? Już niedługo go dostaniesz, a razem z nim wyrazy mej miłości. Tak, wiem nie powinnam tego pisać. Jest Ci trudniej pogodzić się z rozstaniem…
Ale niedługo wrócisz, prawda? Ten miecz przyspieszy powodzenie Twojej jakże tajnej misji. Czekam z otwartymi ramionami i sercem, które jest zbyt wielkie, aby pomieściło się w mojej piersi.
Na zawsze Twoja – Ginny

Strach, który jeszcze niedawno czułam, zupełnie minął. Jego miejsce zajęła adrenalina.
Adrenalina odgrywa decydującą rolę w mechanizmie stresu, czyli błyskawicznej reakcji organizmu człowieka i zwierząt kręgowych na zagrożenie, objawiających się przyspieszonym biciem serca, wzrostem ciśnienia krwi, rozszerzeniem oskrzeli, rozszerzeniem źrenic itd. Oprócz tego adrenalina reguluje poziom glukozy (cukru) we krwi, poprzez nasilenie rozkładu glikogenu do glukozy w wątrobie (glikogenoliza).
Cóż za wspaniałe uczucie, gdybym tylko wiedziała jak wywołać  je na co dzień? Przecież nie mogę codziennie zakradać się do gabinetu dyrektora po miecz.
- Ginny! – wrzasnął Neville sprowadzając mnie na ziemię. – Teraz do Pokoju Życzeń!
Wbiegłam pierwsza na schody, zaraz za mną podążał Neville, a po nim Luna.
Wszystko działo się tak szybko, nie zdążyłam nawet wydać z siebie odgłosu zaskoczenia, kiedy przede mną stanął nie kto inny jak Severus Snape.
Co czułam w tym momencie? Cóż… Chyba nic. Zupełna pustka. Wszystkie emocje opadły, odeszły tam skąd przyszły. Przez chwilę miałam ochotę zamachnąć się mieczem i odciąć mu ten głupi łeb, później rzucić klingę, usiąść na schodach i zacząć płakać, a na końcu znaleźć Nassarozę i Galindę i żądać wytłumaczenia.
- Proszę, proszę… - zakpił. – Dobrze, że mam poczucie czasu i wiem, co dzieje się w mojej szkole.
Czułam na uchu przyspieszony oddech Neville’a. Co miałam teraz powiedzieć? Trzymaj język za zębami, bo inaczej powtórzysz błąd swojej matki. Nie obchodziło mnie teraz, co się ze mną stanie, mogli mnie nawet wyrzucić z Hogwartu. Ja go zawiodłam, zawiodłam mojego Harry’ego… Czy on mnie kiedyś zawiódł?
Nie. Nie! NIE! Zawsze mogłam na niego liczyć. Zawsze zjawiał się w momentach krytycznych, a może odpowiednich? A ja… Czy ja mu kiedykolwiek w czymś pomogłam? Chyba nie… Nigdy. Zawsze byłam taka niewiastą, która wpada w kłopoty, a rycerz na białym rumaku przybywa na ratunek. Tylko teraz rycerz już nie przybędzie. Dlaczego? Powód jest oczywisty, jak ma uratować ukochaną bez swojego miecza?
- Sądzę, że panna Doyle i Thropp nie maja z tym nic wspólnego? – zapytał, choć miałam wrażenie, że i tak zna odpowiedź. Nie zamierzałam się jednak poddać tak łatwo.
- Kto? – udawałam zdziwioną.
Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
- Nie znasz ich, Weasley? Myślę, że ty i Lovegood powinniście je kojarzyć. Są w waszym wieku, tyle że w Slytherinie.
- Nie miałyśmy tego szczęścia, aby mieć lekcje ze Ślizgonami, chyba że miotły w pierwszej klasie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To dobrze, nie należy zaniżać im poziomu. A teraz oddaj mi ten miecz, bo jak wiesz jest on własnością szkoły – położył ogromny nacisk na ostatnie słowa.
Nie podjęłam jego gry. Podałam mu klingę.
- Proszę uważać – rzekł Neville za moimi plecami. – Tylko prawdziwy Gryfon może go dobyć.
- Cała trójka zgłosi się jutro do mojego gabinetu – rzekł nie zwracając uwagi na komentarz mojego przyjaciela. – Z samego rana.
* * *
No i w końcu mamy za sobą akcję miecz. Myślę, że rozdział lepszy od poprzedniego. A co wy sadzicie?
Dorothea ta notka jest dla Ciebie :* Abyśmy w przyszłym roku zebrały więcej cukierków i niech nikt nam nie mówi, że jesteśmy za stare. 

9 komentarzy:

  1. Genialny rozdział! Szczególnie podobał mi się wątek rozmyślań Ginny o rycerzu, no i ta akcja z mieczem... Szkoda, że im się nie udało...;(
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, szkoda, że taki krótki rozdział... Tak mi się spodobał, że chciałabym poczytać więcej. Kiedy Ginny, Luna i Neville kradli ten miecz, aż serce mi drżało! Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą równie ciekawe. Znalazłam kilka błędów, ale nie szkodzą one tak bardzo... Widzę też, że zmieniłaś szablon. Jest świetny! Taki... tajemniczy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... Żałuję jedynie, że taki krótki, czuję.. Niedosyt -,-
    Ogólnie wszystko ładnie i zgrabnie opisałaś, ale w sumie mało się działo i nie mogę nic więcej napisać. A szkoda.
    Ściskam! ;*
    if-you

    OdpowiedzUsuń
  4. Och! Świetnie! Notka po prostu idealna! Pojawiło się trochę błędów, ale to nie jestem od oceniania bloga. Piszesz świetnie, notki są ciekawe, i bardzo rozwinięte. Zapraszam na moje opowiadanie : http://invincible-love.blog.onet.pl/

    Mam nadzieję że ci się spodoba. Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już!!! O mało co! Prawie, prawie by im się udało. Szlag powinien w tamtym momencie trafić Severusa - czy musiał wrócić tak szybko? Bardzo podobał mi się list Ginny do Harry'ego zawarty w tym rozdziale. Był taki... wzruszający, że aż się niemal rozpłakałam. Poza tym jak już pisałam świetny wygląd bloga. Pozdrawiam. [brzydula-w-hogwarcie.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  6. fluorescecencyjna15 lipca 2012 16:51

    Witam. Jestem na Twoim blog pierwszy raz, trafiłam tutaj za pośrednictwem bloga Brzydula w Hogwarcie. Przeczytałam wszystkie posty i muszę powiedzieć, że mimo, iż Ginny nie lubię, ciekawi mnie co będzie dalej. Piszesz bardzo lekko i przyjemnie. Wielkim plusem są częste rozdziały, a minusem ich długość. Bardzo szybko przeczytałam wszystko i świetnym pomysłem są te listy do Harry'ego, niektóre są wręcz wzruszające. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli można wywnioskować, że te dwie Ślizgonki nie okazały się pomocne. Nigdy nie ufać Ślizgonom! - pierwsza zasada Gryfona... ;D
    Szkoda, szkoda mi Ginny. Tak bardzo chciała pomóc Harry'emu, już była tak blisko i nagle ciach! Pojawia się Snape. Nigdy za nim nie przepadałam. ;/
    Cóż, no czekam na dalsze rozwinięcie sprawy! Pozdrawiam. ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiedziałam, że ta akcja im się nie uda. Sądziłam jednak, że nie Snape a rodzeństwo Carrow ich przyłapie oraz, że nie oddadzą miecza tak łatwo.
    Mimo wszystko mi się podobało, lubię to Twoje opowiadanie...
    magia-to-milosc

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurczę. Wiesz, że strasznie mi się podoba to opowiadanie? Sama nie wiem dlaczego, ale jestem nim zachwycona. Prolog taki tajemniczy - kto jest biologicznym ojcem Ginny? I ta akcja z mieczem - prawie im się udało i po raz pierwszy w życiu wkurzyłam się na Severusa, o! Ale wiesz co mnie najbardziej urzekło w każdym rozdziale? Te listy Ginny do Harry'ego - po prostu cudowne! Czuję się po ich przeczytaniu tak dziwnie poruszona, niemal odczuwam emocje, które targają Ginny. Ona go naprawdę bardzo, bardzo kochała.
    A ten wiersz "Czy pamiętasz jeszcze...?" - coś niesamowitego. Doskonale poczułam klimat tego opowiadania, jak Ginny czuła się w czasie wojny.
    Wspaniale piszesz. Po prostu fantastycznie. Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję ci tak sprawnego "pióra".
    Serdecznie pozdrawiam!
    [aurorskie-pogawedki]

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci