Jesteśmy marionetkami naszej nieświadomości.
(Carlos Ruiz Zafón — Cień wiatru)
Nigdy
nie pomylę tych oczu. Jakim cudem znalazły się na twarzy tego
faceta? Przecież tylko mój ukochany ma do nich prawo. Czy tej
zieleni może być więcej na świecie? Do wczoraj twierdziłam że
nie, dziś jednak muszę zmienić zdanie. Ktoś powie: to tylko oczy.
Jest tyle niebieskich, brązowych… One w większości są przecież
takie same.
Co
zrobiłam, kiedy na mnie spojrzał?
Nic,
uciekłam na miękkich nogach. Zostawiłam zdziwioną Demelzę wraz z
niektórymi książkami, które udało mi się wybrać z przebranych
pozycji. Tego wszystkiego było zbyt wiele jak na jeden dzień. Po
prostu zbyt wiele.
Wyszłam
na powietrze, potrzebowałam chwili tylko dla siebie. Usiadłam pod
jakże pamiętnym drzewem.
„-
Zauważyłeś, że zawsze siadamy pod tym klonem? – zapytała
Ginny, podnosząc wysoko głowę, aby obejrzeć koronę młodych,
zielonych liści.
-
To nie jest klon, tylko dąb – poprawił ją czule Harry.
-
A co to za różnica?
-
Klon ma noski a dąb żołędzie.
-
Dobra, daj spokój…
Dziewczyna
położyła się na nagrzanej trawie. Splotła dłonie na szyi i
zamknęła powieki. Jej klatka piersiowa podnosiła się wolno i
równo. Była spokojna, po prostu spokojna.
-
Może zostawimy jakiś znak dla przyszłych pokoleń? –
zaproponował chłopak po chwili.
Na
ustach Ginny pojawił się mimowolny uśmiech, jednak jej ciało się
nie poruszyło.
Harry
westchnął głęboko. Znał dokładnie jej zagrywki. Najpierw udaje,
że nie słyszy a potem jest zła, że on się nie odzywa. Pochylił
się nad nią i dmuchnął jej ciepłe powietrze do ucha. Dziewczyna
zachichotała.
-
Przestań – jęknęła. – Wiesz, że mam łaskotki.
-
Ale, to ty mnie nie słuchasz – stwierdził, dając jej lekkiego
pstryczka w nos.
I
tak oto na korze dużego, starego dębu pojawiło się wydrapane
serduszko, a w nim tylko kilka znaków: G.W.+H.P.”
Ze
złością wrzuciłam do jeziora kamień wielkości pięści.
Poczułam na twarzy krople zimnej wody.
Dla
przyszłych pokoleń, tak? Ale chyba nie miałeś na myśli naszych
dzieci? Zawsze twierdziłeś, że nie możesz dawać mi nadziei. Nie
łudź się, że dzisiaj do ciebie napiszę kolejny, niewysłany
nigdy list. Nie, dzisiaj mam czas tylko dla siebie.
Wieczorem
weszłam do Pokoju Wspólnego. Jak mogłam się domyśleć, Neville
już tam na mnie czekał.
- I
co?
-
Co, co? – zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.
-
Byłaś w bibliotece, tak? Znalazłaś coś o otwieraniu czegoś,
czego nie można otworzyć, albo o obronie przed czarną magią?
-
Zbyt wiele pytań zadajesz… - jęknęłam lekko zmęczona. – Nie
mam żadnej książek, bo Snape dobrał się nawet do biblioteki, ale
za to Demelza zaoferowała nam swoją pomoc. Podobno inni Gryfoni też
się zadeklarowali.
Chłopak
patrzył na mnie tempo, najwyraźniej taż nie nadawał się
już dzisiaj do żadnej dyskusji.
-
Obudź się w końcu! Wiesz, co to znaczy? Możemy reaktywować
Gwardię Dumbledore’a!
Następnego
dnia z rana pobiegłam prosto do McGonagall. Miałam do załatwienia
sprawę, którą w natłoku zdarzeń przesunęłam na dalszy plan.
Zapukałam trzykrotnie w drewniane drzwi i czekałam na znak od
profesorki.
-
Proszę? – Usłyszałam jej lekko zdenerwowany głos.
Pewnym
krokiem weszłam do gabinetu. Przywitałam się i zajęłam miejsce
przy jej biurku.
-
Coś się stało, panno Weasley? – zapytała przeszywając mnie
spojrzeniem.
-
Mam do pani prośbę, czy mogłabym zrezygnować z uczestnictwa w
lekcji wróżbiarstwa? – wydusiłam siebie na jednym wdechu.
McGonagall
uniosła ze zdziwieniem brwi.
-
Zrezygnować? Przecież jeszcze niecały miesiąc temu deklarowałaś
mi swoje uczestnictwo w tych zajęciach. Masz jakiś uzasadniony
powód swojej decyzji?
Utkwiłam
wzrok w podłodze. Oczywiście, że miałam. Tylko jak miałam to
opisać nauczycielce? Czy mi uwierzy? A może będzie wiedzieć o
czym mówię i rozwieje moje wątpliwości?
-
Stwierdziłam, że wróżbiarstwo jest dla mnie stratą czasu –
zaczęłam. – Wolałabym przyłożyć większą wagę do innych
przedmiotów.
-
Panno Weasley – rzekła powoli dokładnie akcentując każdą
sylabę. – Jeśli powodem jest kolejna, absurdalna wróżba
profesor Trelawney, to naprawdę nie masz powodu do paniki.
Przewidziała tobie lub twojej przyjaciółce jakąś katastrofę?
Możesz być pewna, że nic takiego się nie zdarzy.
-
Wiem, ale…
Profesorka
uciszyła mnie gestem ręki.
-
Dość! – zdenerwowała się. – Wolę, abyś spędzała czas na
lekcjach, niż na wymyślaniu czegoś zabronionego. Po tej sprawie z
mieczem powinnaś się cieszyć, że jeszcze jesteś uczennicą tej
szkoły.
Skołowana
wyszłam z gabinetu nauczycielki. Gdybym tylko odważyła się
powiedzieć jej prawdę. Czy to by coś zmieniło? Chyba nie…
Wodnik nadal by na mnie czyhał.
Dzisiaj
wieczorem Luna, Neville i ja mieliśmy odrobić szlaban w Zakazanym
Lesie. Spotkaliśmy się w holu, po czym razem udaliśmy się do
Hagrida.
Jeśli
to w ogóle jest możliwe, to jego nowo wybudowana chatka, była
jeszcze mniejsza od poprzedniej. Wydawała się mniej stabilna i
wiotka. Zastanawiałam się, jak mężczyzna tak dużej postury jak
Hagrid, może mieszkać w czymś takim.
Klaustrofobia
- jedna z odmian fobii. Jest nią niczym nie uzasadniony,
patologiczny lęk przed przebywaniem w zamkniętych, niedużych
pomieszczeniach, np. małych pokojach.
Gajowy
już na nas czekał. Z racji, że nie mógł używać czarów,
uzbrojony był w mosiężną kuszę. W jego czarnych oczach nie było
widać już dawnych iskierek radości. Po śmierci Dumblegore’a nie
uśmiechał się tak często. To było nieprawdopodobne, jak człowiek
może się zmienić w kilka miesięcy. Czy wszyscy byliśmy już
wrakami? Pustą powłoka bez szans na ponowne, normalne życie? Czy,
kiedy to się wszystko skończy, jeśli w ogóle kiedyś się
skończy, będziemy potrafili okazywać dawne uczucia? Jak głęboko
sięgają korzenie tego bólu…?
- Po
co się w to wpakowaliście? – zaczął Hagrid z troską w głosie.
– Po jakie licho wpadliście na tak głupi pomysł?
-
Ten miecz należy do Harry’ego – odpowiedziałam zmęczona. Czy
kiedyś oderwę się od tego zdania?
- To
nie znaczy, że musieliście zakradać się do gabinetu dyrektora!
- A
co mieliśmy zrobić? – Neville najwyraźniej był równie bojowo
nastawiony co ja.
-
Ok. – Gajowy dał za wygraną. – Nie będziemy się teraz
sprzeczać. Mamy coś do zrobienia.
Spojrzeliśmy
na niego tępo. O zgrozo! Cóż mógł wymyślić nasz kochany
dyrektor?
-
Musimy znaleźć w lesie roślinę o nazwie Gemme mig. Tylko wtedy,
kiedy jest zerwana o blasku księżyca ma swoje specjalne
właściwości.
- Po
co dyrektorowi ta roślina? – zadziwił się Neville. No tak, tylko
on miał jakieś pojęcie o zielarstwie.
- A
bo ja wiem… Nie pytałem. Jeśli wiesz jak wygląda, to pójdziesz
razem z Ginny, a Luna będzie ze mną.
-
Oczywiście, że wiem. – Widziałam jak mój przyjaciel robi
obrażoną minę.
-
Uważajcie na siebie – szepnęła Luna. – Zbyt często macie w
zwyczaju pakować się w kłopoty…
Szliśmy
w milczeniu. Las był mroczny za dnia, a co dopiero w nocy… Nikt o
zdrowych zmysłach nie powinien się tu pakować. Zadarłam wysoko
głowę. Miedzy obszernymi koronami liści dostrzegłam księżyc w
pełni. W jednej chwili przed moimi oczami stanął obraz Remusa
Lupina. Jak to jest, kiedy raz w miesiącu człowiek zamienia się w
potwora? Czym w ogóle jest potwór? Czy przypadkiem, każdy z nas
nie nosi go w sobie?
Starałam
się nie potknąć o żadne wystające konary, co często zdarzało
się Neville’owi. Gęste chaszcze drapały moje dłonie i zahaczały
o ubranie. Po kilkunastu minutach tego wyczynowego marszu byłam dość
mocno zmęczona.
-
Czego my w ogóle szukamy? – zapytałam dysząc głośno. – Może
mi powiesz, jak wygląda to zielsko.
Gryfon
spojrzał na mnie groźnie. To jego zamiłowanie do zielarstwa grało
mi na nerwach.
-
Nie znasz Gemme mig? – zapytał takim tonem, jakbym właśnie
stwierdziła, że nie wiem nic o zaklęciu Lumos.
-
Nie – oświadczyłam spokojnie, nie miałam zamiaru się z nim
sprzeczać.
-
Wyglądem przypomina zwyczajną paproć, tylko że jej liście w nocy
robią się brunatno - brązowe. Trudno ją znaleźć, wątpię
aby rosła w tym lesie… Używa się jej jako antidotum przeciw
skutkom trucizn i czarno magicznych zaklęć.
-
Myślałam, że nie jesteś orłem z eliksirów – stwierdziłam
zaskoczona jego wiedzą.
-
Nie, ale nie chwaląc się, z zielarstwa wiem to i owo.
Przytaknęłam
smętnie. Zaczęłam się bacznie przyglądać każdemu zielsku. Ile
bym dała, aby jak najszybciej znaleźć to…coś. Oczy mi się same
zamykały, byłam zmęczona i głodna. Marzyłam o ciepłym łóżku
czekającym na mnie w sypialni. Ach… jak miło byłoby zatopić się
pod jego ciepłą kołderką… Ale przed tym obowiązkowo gorący
prysznic. Delikatny strumień wody uderzający o moja naga skórę.
Trzask…
Moja
twarda głowa uderzyła o obszerne plecy Neville’a. Cały czar
prysł.
-
Oszalałeś?! – krzyknęłam. – Co stoisz, jakbyś korzenie
wypuścił!?
-
Cicho bądź – zbeształ mnie. – Nic nie słyszysz.
-
Czyś ty zwariował? Jesteśmy w Zakazanym Lesie! Myślisz, że
włączą nam jakąś de…
Nie
dokończyłam. Kilka cali od mojego ucha przeleciał zielony promień
światła. Kolana się pode mną ugięły. O zgrozo! Jak mogłam
myśleć o ciepłym łóżeczku, skoro niedługo zostanie mi
przypisana jedynie ciemna, twarda trumna? Zrobiło mi się niedobrze.
Byłam wdzięczną mojemu pustemu żołądkowi.
-
Ginny! – usłyszałam wrzask Neville’a. – Nie stój jak
kretynka!
Pociągnął
mnie mocno za rękę. Biegliśmy. Słyszałam tylko nasz
przyspieszony oddech i trzaski łamanych gałęzi pod stopami. Moich
uszu nie dobiegały dźwięki żadnego pościgu. Byłam pewna, że
coś mi się przywidziało. Zmęczenie lub chora wyobraźnia dawało
się we znaki. Wtem zza naszych pleców powtórzył się atak. Tym
razem wirowały czerowne iskry zaklęć oszołomienia. Jeśli
to uczucie nazywa się strachem, to nigdy wcześniej go nie czułam.
Stwierdzenie:
boję się, przy oddawaniu egzaminów lub przed pierwszym lotem na
miotle jest bluźnierstwem.
Dopiero
fantom nadciągającej śmierci jest strachem. Nie obchodziło mnie,
kto do nas strzela, nie obchodziło mnie dlaczego. Obchodziło mnie
tylko to, czy przeżyjemy…
Kochany
Harry,
Czy
to ostatnie nasze pożegnanie? Błagam Cię, czuwaj nade mną! Nie
pozwól im mnie zabić. Chcę jeszcze raz poczuć ciepło Twoich ust,
siłę Twoich ramion. Wiedz, że Cię kocham! Uczucia, które mną
teraz targają są nie do opisania. Z jednej strony, chcę dziękować
Ci za te kilka najpiękniejszych chwil, a z drugiej…? Może
powinnam obwiniać Cię za tą całą sytuację? Znalazłam się tu z
powodu Twojego… ech… jakże cholernego miecza.
Nawiedza
mnie kolejna trąba obrazów. Mam już dość użalania się nad
sobą… Może jednak powinnam pomyśleć o Neville’u? Przecież
znalazł się tu przeze mnie. To ja go namówiłam do tej akcji.
A
Luna i Hagrid? Co się teraz z nimi dzieję? Czy są bezpieczni, czy
po prostu już ich nie ma?
Harry,
mój słodki, wiesz że najbardziej w życiu boje się śmierci? Nic
mnie tak nie przeraża, jak ta czarna, owiana w tajemnicę postać.
Kocham
Cię, wiesz?
-
Twoja Ginny
* *
*
Komentarz
pod tym postem miał być inny, ale z racji gwiazdki przy ostatnim
rozdziale postanowiłam go zmienić.
Dziękuję!
Wszyscy jesteście kochani. Jeszcze kilka dni temu wydawało mi się,
że mam chwilowe zaćmienie weny. Myliłam się :) Rozpisałam cały
plan wydarzeń na semestr pierwszy, wiec nie mogę narzekać na brak
pomysłów.
Natchnęła
mnie też nowa książka Carlosa Zafóna „Książę mgły”. Czy
wspominałam już, że uwielbiam tego pisarza? Nie? To teraz to
mówię: kocham Zafóna. Polecam tą książkę wszystkim, choć może
nie koniecznie do poduszki. Szczególnie jak macie słabe nerwy.
Tradycyjnie
proszę o wytykanie moich błędów.
Pozdrawiam
wszystkich bardzo cieplutko!
Fajnie, naprawdę:) Ucieszyłam się, że Ginny, Luna i Neville chcą reaktywować Gwardię Dumbledore' a i mam nadzieję, że im się to uda:) Mam maleńkie zastrzeżenie co do rozmowy Ginny z Hagridem... Chodzi mi o to, że styl mówienia Hagrida... bardzo różni się od tego w oryginalnej wersji Harry' ego Pottera. Poza tym jest OK:D
OdpowiedzUsuńWow! ;D Notka bardzo mi się podobała! Ten początek taki romantyczny, za to końcówka pełna wrażeń... Mam nadzieję, że Ginny i Neville wyjdą z tego cało... Czekam na nową notkę i pozdrawiam! [nieosiagalne-marzenia] ;) ;*
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny, szczególnie podobają mi się listy do Harry'ego, są takie głębokie, mają swoją duszę... Dobrze, wytknę Ci błędy :D. Demelze - Demelzę, Chłopak patrzył na mnie tempo, nie powinno być czasami tępo? Od tępaka :D. - Wyglądem przypomina zwyczajną paproć, tylko że jej liście w nocy robią się brunatno brązowa - brunatno - brązowe. No cóż niewiele tych błędów, chyba coś przeoczyłam, ale nie jestem pewna. Czekam na news :D Lza.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńOch, ach, ech, początek bezbłędny do moich uczuć (no, może poza tym, że ten "mój" ma niebieskie oczy i to takie w kolorze oceanu - niepowtarzalne...), jednak końcówka z tym wyznaniem mnie dobiła, naprawdę! Czemuż, ach czemuż dobijasz biedną Olkę miłością? I to jeszcze do... ekhm... cholernego Pottera, wyznając, że nie ukradła cudownego miecza (kolejność zmieniona specjalnie!)! Wydaje mi się, jakoby było kilka błędów, jednak nie jestem pewna co do ich niepoprawności, ale i tak je dam:
OdpowiedzUsuń1. "- Nie znasz Gemme mig? – zapytał takim tonem, jakbym właśnie stwierdziła, że nie wiem nic zaklęci Lumos." Powinno być: (...), jakbym właśnie stwierdziła, że nie wiem nic o zaklęciu Lumos.
Albo, w ostateczności: (...) stwierdziła, że nie wiem nic na temat zaklęcia Lumos.
2. "- Wyglądem przypomina zwyczajną paproć, tylko że jej liście w nocy robią się brunatno - brązowe." Jak dla mnie to jeden i ten sam kolor (a mówią, że faceci nie widzą różnicy między czerwienią i szkarłatem!), jednak mogę się mylić... Zresztą - może zmieniłam przypadkiem płeć i to dlatego uważam to za jeden kolor?
3. "Używa się ją jako antidotum przeciw skutkom trucizn i czarno magicznych zaklęć." Nie wiem, czemu, ale "antidotum przeciw skutkom trucizn" jest masłem maślanym według mnie. Mogłoby być: (...) jako antidotum przeciw truciznom i czarnoksięskim (bo to lepsze słowo moim skromnym zdaniem xD) zaklęciom i urokom.
Słowem? Świetne, świetne, ale czuję niedosyt... Wielki, ogromny, megalityczny niedosyt! Pisz, pisz dalej!
Dlaczego musiałaś zakończyć w takim momencie, El, dlaczego?! Teraz się będę męczyć, czy coś im się stało i czy wrócili bezpiecznie do zamku. Powinnam się na ciebie porządnie fochnąć za to zakończenie, ale nie potrafię po tak dobrym rozdziale xdd
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się pierwszy fragment, a szczególnie:
"Dla przyszłych pokoleń, tak? Ale chyba nie miałeś na myśli naszych dzieci? Zawsze twierdziłeś, że nie możesz dawać mi nadziei. Nie łudź się, że dzisiaj do ciebie napiszę kolejny, niewysłany nigdy list. Nie, dzisiaj mam czas tylko dla siebie." - tutaj wyraźnie poczułam rozgoryczenie i smutek Ginny.
I wiesz co mi się jeszcze spodobało? Że McGonagall nie pozwoliła Ginny zrezygnować z Wróżbiarstwa - całkiem kanonicznie i należą ci się brawa!
Elfabo, rozkazuję ci jak najszybciej opublikować nowy rozdział, jasne? xDD
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
[aurorskie-pogawedki]
Czyżby wodnikiem był ten mężczyzna o zielonych oczach, tak podobnych do Harry'ego? Ginny ma już prawdziwy mętlik w głowie. Do tego jeszcze McGonagall nie zgodziła się, żeby zrezygnowała z wróżbiarstwa, a w końcu sama nie wierzy we wróżby. ;)
OdpowiedzUsuńI mam prośbę, aby powiadamiać mnie o nowych rozdziałach w 'co nowego' - odnośnik w menu na moim blogu. ;)
Jak możesz kończyć w takim momencie? Co będzie dalej? Kto do nich strzela zaklęciami? Dziewczyno, tyle pytań mi się nasuwa, a nie mam odpowiedzi... ech, muszę czekać do następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńProsiłaś, aby powiadamiać cię o błędach.
Cóż, może to nie jest jakiś błąd z językiem, ale uważam, że twoja postać Hagrida...nie wiem, jak to ująć...po prostu coś z nią jest nie tak. Brakowało mi tego jego "Cholibka" xD i tego jego specyficznego "mówienia". Mam nadzieję, że poprawisz go troszkę ;)
Ocho, czyżby tajemniczy zielonooki bibliotekarz Snape'a był wodnikiem? Stawiam, że tak.
OdpowiedzUsuńGinny mnie dobiła, nie odróżniać klonu od dęba, ach ta Ginny, ona chyba na zielarstwo nie uczęszcza, prawda?
Za to Neville może świecić wiedzą, już regułkami zarzuca jak nauczyciel :)
Ciekawe któż to ich zaatakował? Śmierciożercy, czy może ktoś inny.
Pozdrawiam :)
[wspomnienia-severusa]
Ej! To grzech jest - przerywać w takim momencie! Jestem wzburzona i zbulwersowana - chcę natychmiast wiedzieć, kto śmiał zaatakować Ginny i Neville'a.
OdpowiedzUsuńListy Ginny do Harrego - jak zwykle perfect!
Twojemu opowiadaniu należało się polecenie przez Onet. Gratuluję.
magia-to-milosc
Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, ale nie do końca przypadkiem... To jest nieważne. Ważne jest, że od razu pochłonęłam wszystkie rozdziały. Cudownie piszesz! Bardzo mi się to podoba. Nie spodziewałam się, że ktoś może wpaść na tak genialny pomysł... Mam nadzieję, że Ginny nie stanie się nic poważnego.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Poinformujesz mnie? Będę wdzięczna.
[draco-hermiona-forever]
Wybacz mi , droga Elfabo moją sklerozę, która ostatnimi czasy się uaktywniła. I właśnie to jest moje wytłumaczenie, dla którego nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Dzisiaj jednak wzięłam się zmobilizowałam i przeczytałam. Rozdziały jak zwykle fenomenalne. Czyta się je łatwo, a moja ostatnia myśl to zazwyczaj - czemu tak krótko? Jak dla mniej twoje rozdziały powinny stanowczo być dłuższe, dużo dłuższe. Nie wiem czy już pisałam(pewnie tak), lecz czytając listy Ginny do Harry'ego zawsze mam łzy w oczach. To takie... uczuciowe. Poza tym fajnie, że Demelza i reszta jednak zdecydowali się walczyć. Lepiej późno niż wcale.
OdpowiedzUsuńPoza tym masz śliczny szablon ja osobiście uwielbiam kolor szary.
Pozdrawiam i życzę weny.
[brzydula-w-hogwarcie.blog.onet.pl]