środa, 10 listopada 2010

008 ROZDZIAŁ: Zakazany Las cz. 1

Jesteśmy marionetkami naszej nieświadomości.
(Carlos Ruiz ZafónCień wiatru)


Nigdy nie pomylę tych oczu. Jakim cudem znalazły się na twarzy tego faceta? Przecież tylko mój ukochany ma do nich prawo. Czy tej zieleni może być więcej na świecie? Do wczoraj twierdziłam że nie, dziś jednak muszę zmienić zdanie. Ktoś powie: to tylko oczy. Jest tyle niebieskich, brązowych… One w większości są przecież takie same.
Co zrobiłam, kiedy na mnie spojrzał?
Nic, uciekłam na miękkich nogach. Zostawiłam zdziwioną Demelzę wraz z niektórymi książkami, które udało mi się wybrać z przebranych pozycji. Tego wszystkiego było zbyt wiele jak na jeden dzień. Po prostu zbyt wiele.
Wyszłam na powietrze, potrzebowałam chwili tylko dla siebie. Usiadłam pod jakże pamiętnym drzewem.
 
- Zauważyłeś, że zawsze siadamy pod tym klonem? – zapytała Ginny, podnosząc wysoko głowę, aby obejrzeć koronę młodych, zielonych liści.
- To nie jest klon, tylko dąb – poprawił ją czule Harry.
- A co to za różnica?
- Klon ma noski a dąb żołędzie.
- Dobra, daj spokój…
Dziewczyna położyła się na nagrzanej trawie. Splotła dłonie na szyi i zamknęła powieki. Jej klatka piersiowa podnosiła się wolno i równo. Była spokojna, po prostu spokojna.
- Może zostawimy jakiś znak dla przyszłych pokoleń? – zaproponował chłopak po chwili.
Na ustach Ginny pojawił się mimowolny uśmiech, jednak jej ciało się nie poruszyło.
Harry westchnął głęboko. Znał dokładnie jej zagrywki. Najpierw udaje, że nie słyszy a potem jest zła, że on się nie odzywa. Pochylił się nad nią i dmuchnął jej ciepłe powietrze do ucha. Dziewczyna zachichotała.
- Przestań – jęknęła. – Wiesz, że mam łaskotki.
- Ale, to ty mnie nie słuchasz – stwierdził, dając jej lekkiego pstryczka w nos.
I tak oto na korze dużego, starego dębu pojawiło się wydrapane serduszko, a w nim tylko kilka znaków: G.W.+H.P.”
 
Ze złością wrzuciłam do jeziora kamień wielkości pięści. Poczułam na twarzy krople zimnej wody.
Dla przyszłych pokoleń, tak? Ale chyba nie miałeś na myśli naszych dzieci? Zawsze twierdziłeś, że nie możesz dawać mi nadziei. Nie łudź się, że dzisiaj do ciebie napiszę kolejny, niewysłany nigdy list. Nie, dzisiaj mam czas tylko dla siebie.

Wieczorem weszłam do Pokoju Wspólnego. Jak mogłam się domyśleć, Neville już tam na mnie czekał.
- I co?
- Co, co? – zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.
- Byłaś w bibliotece, tak? Znalazłaś coś o otwieraniu czegoś, czego nie można otworzyć, albo o obronie przed czarną magią?
- Zbyt wiele pytań zadajesz… - jęknęłam lekko zmęczona. – Nie mam żadnej książek, bo Snape dobrał się nawet do biblioteki, ale za to Demelza zaoferowała nam swoją pomoc. Podobno inni Gryfoni też się zadeklarowali.
Chłopak patrzył na mnie tempo,  najwyraźniej taż nie nadawał się już dzisiaj do żadnej dyskusji.
- Obudź się w końcu! Wiesz, co to znaczy? Możemy reaktywować Gwardię Dumbledore’a!

Następnego dnia z rana pobiegłam prosto do McGonagall. Miałam do załatwienia sprawę, którą w natłoku zdarzeń przesunęłam na dalszy plan. Zapukałam trzykrotnie w drewniane drzwi i czekałam na znak od profesorki.
- Proszę? – Usłyszałam jej lekko zdenerwowany głos.
Pewnym krokiem weszłam do gabinetu. Przywitałam się i zajęłam miejsce przy jej biurku.
- Coś się stało, panno Weasley? – zapytała przeszywając mnie spojrzeniem.
- Mam do pani prośbę, czy mogłabym zrezygnować z uczestnictwa w lekcji wróżbiarstwa? – wydusiłam siebie na jednym wdechu.
McGonagall uniosła ze zdziwieniem brwi.
- Zrezygnować? Przecież jeszcze niecały miesiąc temu deklarowałaś mi swoje uczestnictwo w tych zajęciach. Masz jakiś uzasadniony powód swojej decyzji?
Utkwiłam wzrok w podłodze. Oczywiście, że miałam. Tylko jak miałam to opisać nauczycielce? Czy mi uwierzy? A może będzie wiedzieć o czym mówię i rozwieje moje wątpliwości?
- Stwierdziłam, że wróżbiarstwo jest dla mnie stratą czasu – zaczęłam. – Wolałabym przyłożyć większą wagę do innych przedmiotów.
- Panno Weasley – rzekła powoli dokładnie akcentując każdą sylabę. – Jeśli powodem jest kolejna, absurdalna wróżba profesor Trelawney, to naprawdę nie masz powodu do paniki. Przewidziała tobie lub twojej przyjaciółce jakąś katastrofę? Możesz być pewna, że nic takiego się nie zdarzy.
- Wiem, ale…
Profesorka uciszyła mnie gestem ręki.
- Dość! – zdenerwowała się. – Wolę, abyś spędzała czas na lekcjach, niż na wymyślaniu czegoś zabronionego. Po tej sprawie z mieczem powinnaś się cieszyć, że jeszcze jesteś uczennicą tej szkoły.
Skołowana wyszłam z gabinetu nauczycielki. Gdybym tylko odważyła się powiedzieć jej prawdę. Czy to by coś zmieniło? Chyba nie… Wodnik nadal by na mnie czyhał.

Dzisiaj wieczorem Luna, Neville i ja mieliśmy odrobić szlaban w Zakazanym Lesie. Spotkaliśmy się w holu, po czym razem udaliśmy się do Hagrida.
Jeśli to w ogóle jest możliwe, to jego nowo wybudowana chatka, była jeszcze mniejsza od poprzedniej. Wydawała się mniej stabilna i wiotka. Zastanawiałam się, jak mężczyzna tak dużej postury jak Hagrid, może mieszkać w czymś takim.
Klaustrofobia - jedna z odmian fobii. Jest nią niczym nie uzasadniony, patologiczny lęk przed przebywaniem w zamkniętych, niedużych pomieszczeniach, np. małych pokojach.
Gajowy już na nas czekał. Z racji, że nie mógł używać czarów, uzbrojony był w mosiężną kuszę. W jego czarnych oczach nie było widać już dawnych iskierek radości. Po śmierci Dumblegore’a nie uśmiechał się tak często. To było nieprawdopodobne, jak człowiek może się zmienić w kilka miesięcy. Czy wszyscy byliśmy już wrakami? Pustą powłoka bez szans na ponowne, normalne życie? Czy, kiedy to się wszystko skończy, jeśli w ogóle kiedyś się skończy, będziemy potrafili okazywać dawne uczucia? Jak głęboko sięgają korzenie tego bólu…?
- Po co się w to wpakowaliście? – zaczął Hagrid z troską w głosie. – Po jakie licho wpadliście na tak głupi pomysł?
- Ten miecz należy do Harry’ego – odpowiedziałam zmęczona. Czy kiedyś oderwę się od tego zdania?
- To nie znaczy, że musieliście zakradać się do gabinetu dyrektora!
- A co mieliśmy zrobić? – Neville najwyraźniej był równie bojowo nastawiony co ja.
- Ok. – Gajowy dał za wygraną. – Nie będziemy się teraz sprzeczać. Mamy coś do zrobienia.
Spojrzeliśmy na niego tępo. O zgrozo! Cóż mógł wymyślić nasz kochany dyrektor?
- Musimy znaleźć w lesie roślinę o nazwie Gemme mig. Tylko wtedy, kiedy jest zerwana o blasku księżyca ma swoje specjalne właściwości.
- Po co dyrektorowi ta roślina? – zadziwił się Neville. No tak, tylko on miał jakieś pojęcie o zielarstwie.
- A bo ja wiem… Nie pytałem. Jeśli wiesz jak wygląda, to pójdziesz razem z Ginny, a Luna będzie ze mną.
- Oczywiście, że wiem. – Widziałam jak mój przyjaciel robi obrażoną minę.
- Uważajcie na siebie – szepnęła Luna. – Zbyt często macie w zwyczaju pakować się w kłopoty…

Szliśmy w milczeniu. Las był mroczny za dnia, a co dopiero w nocy… Nikt o zdrowych zmysłach nie powinien się tu pakować. Zadarłam wysoko głowę. Miedzy obszernymi koronami liści dostrzegłam księżyc w pełni. W jednej chwili przed moimi oczami stanął obraz Remusa Lupina. Jak to jest, kiedy raz w miesiącu człowiek zamienia się w potwora? Czym w ogóle jest potwór? Czy przypadkiem, każdy z nas nie nosi go w sobie?
Starałam się nie potknąć o żadne wystające konary, co często zdarzało się Neville’owi. Gęste chaszcze drapały moje dłonie i zahaczały o ubranie. Po kilkunastu minutach tego wyczynowego marszu byłam dość mocno zmęczona.
- Czego my w ogóle szukamy? – zapytałam dysząc głośno. – Może mi powiesz, jak wygląda to zielsko.
Gryfon spojrzał na mnie groźnie. To jego zamiłowanie do zielarstwa grało mi na nerwach.
- Nie znasz Gemme mig? – zapytał takim tonem,  jakbym właśnie stwierdziła, że nie wiem nic o zaklęciu Lumos.
- Nie – oświadczyłam spokojnie, nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać.
- Wyglądem przypomina zwyczajną paproć, tylko że jej liście w nocy robią się brunatno - brązowe.  Trudno ją znaleźć, wątpię aby rosła w tym lesie… Używa się jej jako antidotum przeciw skutkom trucizn i czarno magicznych zaklęć.
- Myślałam, że nie jesteś orłem z eliksirów – stwierdziłam zaskoczona jego wiedzą.
- Nie, ale nie chwaląc się, z zielarstwa wiem to i owo.
Przytaknęłam smętnie. Zaczęłam się bacznie przyglądać każdemu zielsku. Ile bym dała, aby jak najszybciej znaleźć to…coś. Oczy mi się same zamykały, byłam zmęczona i głodna. Marzyłam o ciepłym łóżku czekającym na mnie w sypialni. Ach… jak miło byłoby zatopić się pod jego ciepłą kołderką… Ale przed tym obowiązkowo gorący prysznic. Delikatny strumień wody uderzający o moja naga skórę.
Trzask…
Moja twarda głowa uderzyła o obszerne plecy Neville’a. Cały czar prysł.
- Oszalałeś?! – krzyknęłam. – Co stoisz, jakbyś korzenie wypuścił!?
- Cicho bądź – zbeształ mnie. – Nic nie słyszysz.
- Czyś ty zwariował? Jesteśmy w Zakazanym Lesie! Myślisz, że włączą nam jakąś de…
Nie dokończyłam. Kilka cali od mojego ucha przeleciał zielony promień światła. Kolana się pode mną ugięły.  O zgrozo! Jak mogłam myśleć o ciepłym łóżeczku, skoro niedługo zostanie mi przypisana jedynie ciemna, twarda trumna? Zrobiło mi się niedobrze. Byłam wdzięczną mojemu pustemu żołądkowi.
- Ginny! – usłyszałam wrzask Neville’a. – Nie stój jak kretynka!
Pociągnął mnie mocno za rękę. Biegliśmy. Słyszałam tylko nasz przyspieszony oddech i trzaski łamanych gałęzi pod stopami. Moich uszu nie dobiegały dźwięki żadnego pościgu. Byłam pewna, że coś mi się przywidziało. Zmęczenie lub chora wyobraźnia dawało się we znaki. Wtem zza naszych pleców powtórzył się atak. Tym  razem wirowały czerowne iskry zaklęć oszołomienia. Jeśli to uczucie nazywa się strachem, to nigdy wcześniej go nie czułam.
Stwierdzenie: boję się, przy oddawaniu egzaminów lub przed pierwszym lotem na miotle jest bluźnierstwem.
Dopiero fantom nadciągającej śmierci jest strachem. Nie obchodziło mnie, kto do nas strzela, nie obchodziło mnie dlaczego. Obchodziło mnie tylko to, czy przeżyjemy…
 
Kochany Harry,
Czy to ostatnie nasze pożegnanie? Błagam Cię, czuwaj nade mną! Nie pozwól im mnie zabić. Chcę jeszcze raz poczuć ciepło Twoich ust, siłę Twoich ramion. Wiedz, że Cię kocham! Uczucia, które mną teraz targają są nie do opisania. Z jednej strony, chcę dziękować Ci za te kilka najpiękniejszych chwil, a z drugiej…? Może powinnam obwiniać Cię za tą całą sytuację? Znalazłam się tu z powodu Twojego… ech… jakże cholernego miecza.
Nawiedza mnie kolejna trąba obrazów. Mam już dość użalania się nad sobą… Może jednak powinnam pomyśleć o Neville’u? Przecież znalazł się tu przeze mnie. To ja go namówiłam do tej akcji.
A Luna i Hagrid? Co się teraz z nimi dzieję? Czy są bezpieczni, czy po prostu już ich nie ma?
Harry, mój słodki, wiesz że najbardziej w życiu boje się śmierci? Nic mnie tak nie przeraża, jak ta czarna, owiana w tajemnicę postać.
Kocham Cię, wiesz?
- Twoja Ginny
* * *
Komentarz pod tym postem miał być inny, ale z racji gwiazdki przy ostatnim rozdziale postanowiłam go zmienić.
Dziękuję! Wszyscy jesteście kochani. Jeszcze kilka dni temu wydawało mi się, że mam chwilowe zaćmienie weny. Myliłam się :) Rozpisałam cały plan wydarzeń na semestr pierwszy, wiec nie mogę narzekać na brak pomysłów.
Natchnęła mnie też nowa książka Carlosa Zafóna „Książę mgły”. Czy wspominałam już, że uwielbiam tego pisarza? Nie? To teraz to mówię: kocham Zafóna. Polecam tą książkę wszystkim, choć może nie koniecznie do poduszki. Szczególnie jak macie słabe nerwy.
Tradycyjnie proszę o wytykanie moich błędów.
Pozdrawiam wszystkich bardzo cieplutko!

11 komentarzy:

  1. Fajnie, naprawdę:) Ucieszyłam się, że Ginny, Luna i Neville chcą reaktywować Gwardię Dumbledore' a i mam nadzieję, że im się to uda:) Mam maleńkie zastrzeżenie co do rozmowy Ginny z Hagridem... Chodzi mi o to, że styl mówienia Hagrida... bardzo różni się od tego w oryginalnej wersji Harry' ego Pottera. Poza tym jest OK:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niespełniona16 lipca 2012 18:45

    Wow! ;D Notka bardzo mi się podobała! Ten początek taki romantyczny, za to końcówka pełna wrażeń... Mam nadzieję, że Ginny i Neville wyjdą z tego cało... Czekam na nową notkę i pozdrawiam! [nieosiagalne-marzenia] ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. fluorescecencyjna16 lipca 2012 18:45

    Rozdział jak zwykle świetny, szczególnie podobają mi się listy do Harry'ego, są takie głębokie, mają swoją duszę... Dobrze, wytknę Ci błędy :D. Demelze - Demelzę, Chłopak patrzył na mnie tempo, nie powinno być czasami tępo? Od tępaka :D. - Wyglądem przypomina zwyczajną paproć, tylko że jej liście w nocy robią się brunatno brązowa - brunatno - brązowe. No cóż niewiele tych błędów, chyba coś przeoczyłam, ale nie jestem pewna. Czekam na news :D Lza.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, ach, ech, początek bezbłędny do moich uczuć (no, może poza tym, że ten "mój" ma niebieskie oczy i to takie w kolorze oceanu - niepowtarzalne...), jednak końcówka z tym wyznaniem mnie dobiła, naprawdę! Czemuż, ach czemuż dobijasz biedną Olkę miłością? I to jeszcze do... ekhm... cholernego Pottera, wyznając, że nie ukradła cudownego miecza (kolejność zmieniona specjalnie!)! Wydaje mi się, jakoby było kilka błędów, jednak nie jestem pewna co do ich niepoprawności, ale i tak je dam:
    1. "- Nie znasz Gemme mig? – zapytał takim tonem, jakbym właśnie stwierdziła, że nie wiem nic zaklęci Lumos." Powinno być: (...), jakbym właśnie stwierdziła, że nie wiem nic o zaklęciu Lumos.
    Albo, w ostateczności: (...) stwierdziła, że nie wiem nic na temat zaklęcia Lumos.
    2. "- Wyglądem przypomina zwyczajną paproć, tylko że jej liście w nocy robią się brunatno - brązowe." Jak dla mnie to jeden i ten sam kolor (a mówią, że faceci nie widzą różnicy między czerwienią i szkarłatem!), jednak mogę się mylić... Zresztą - może zmieniłam przypadkiem płeć i to dlatego uważam to za jeden kolor?
    3. "Używa się ją jako antidotum przeciw skutkom trucizn i czarno magicznych zaklęć." Nie wiem, czemu, ale "antidotum przeciw skutkom trucizn" jest masłem maślanym według mnie. Mogłoby być: (...) jako antidotum przeciw truciznom i czarnoksięskim (bo to lepsze słowo moim skromnym zdaniem xD) zaklęciom i urokom.
    Słowem? Świetne, świetne, ale czuję niedosyt... Wielki, ogromny, megalityczny niedosyt! Pisz, pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego musiałaś zakończyć w takim momencie, El, dlaczego?! Teraz się będę męczyć, czy coś im się stało i czy wrócili bezpiecznie do zamku. Powinnam się na ciebie porządnie fochnąć za to zakończenie, ale nie potrafię po tak dobrym rozdziale xdd
    Najbardziej podoba mi się pierwszy fragment, a szczególnie:
    "Dla przyszłych pokoleń, tak? Ale chyba nie miałeś na myśli naszych dzieci? Zawsze twierdziłeś, że nie możesz dawać mi nadziei. Nie łudź się, że dzisiaj do ciebie napiszę kolejny, niewysłany nigdy list. Nie, dzisiaj mam czas tylko dla siebie." - tutaj wyraźnie poczułam rozgoryczenie i smutek Ginny.
    I wiesz co mi się jeszcze spodobało? Że McGonagall nie pozwoliła Ginny zrezygnować z Wróżbiarstwa - całkiem kanonicznie i należą ci się brawa!
    Elfabo, rozkazuję ci jak najszybciej opublikować nowy rozdział, jasne? xDD
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
    [aurorskie-pogawedki]

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyżby wodnikiem był ten mężczyzna o zielonych oczach, tak podobnych do Harry'ego? Ginny ma już prawdziwy mętlik w głowie. Do tego jeszcze McGonagall nie zgodziła się, żeby zrezygnowała z wróżbiarstwa, a w końcu sama nie wierzy we wróżby. ;)

    I mam prośbę, aby powiadamiać mnie o nowych rozdziałach w 'co nowego' - odnośnik w menu na moim blogu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak możesz kończyć w takim momencie? Co będzie dalej? Kto do nich strzela zaklęciami? Dziewczyno, tyle pytań mi się nasuwa, a nie mam odpowiedzi... ech, muszę czekać do następnego rozdziału.
    Prosiłaś, aby powiadamiać cię o błędach.
    Cóż, może to nie jest jakiś błąd z językiem, ale uważam, że twoja postać Hagrida...nie wiem, jak to ująć...po prostu coś z nią jest nie tak. Brakowało mi tego jego "Cholibka" xD i tego jego specyficznego "mówienia". Mam nadzieję, że poprawisz go troszkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ocho, czyżby tajemniczy zielonooki bibliotekarz Snape'a był wodnikiem? Stawiam, że tak.
    Ginny mnie dobiła, nie odróżniać klonu od dęba, ach ta Ginny, ona chyba na zielarstwo nie uczęszcza, prawda?
    Za to Neville może świecić wiedzą, już regułkami zarzuca jak nauczyciel :)
    Ciekawe któż to ich zaatakował? Śmierciożercy, czy może ktoś inny.
    Pozdrawiam :)

    [wspomnienia-severusa]

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej! To grzech jest - przerywać w takim momencie! Jestem wzburzona i zbulwersowana - chcę natychmiast wiedzieć, kto śmiał zaatakować Ginny i Neville'a.
    Listy Ginny do Harrego - jak zwykle perfect!
    Twojemu opowiadaniu należało się polecenie przez Onet. Gratuluję.
    magia-to-milosc

    OdpowiedzUsuń
  10. Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, ale nie do końca przypadkiem... To jest nieważne. Ważne jest, że od razu pochłonęłam wszystkie rozdziały. Cudownie piszesz! Bardzo mi się to podoba. Nie spodziewałam się, że ktoś może wpaść na tak genialny pomysł... Mam nadzieję, że Ginny nie stanie się nic poważnego.
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Poinformujesz mnie? Będę wdzięczna.
    [draco-hermiona-forever]

    OdpowiedzUsuń
  11. Wybacz mi , droga Elfabo moją sklerozę, która ostatnimi czasy się uaktywniła. I właśnie to jest moje wytłumaczenie, dla którego nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Dzisiaj jednak wzięłam się zmobilizowałam i przeczytałam. Rozdziały jak zwykle fenomenalne. Czyta się je łatwo, a moja ostatnia myśl to zazwyczaj - czemu tak krótko? Jak dla mniej twoje rozdziały powinny stanowczo być dłuższe, dużo dłuższe. Nie wiem czy już pisałam(pewnie tak), lecz czytając listy Ginny do Harry'ego zawsze mam łzy w oczach. To takie... uczuciowe. Poza tym fajnie, że Demelza i reszta jednak zdecydowali się walczyć. Lepiej późno niż wcale.
    Poza tym masz śliczny szablon ja osobiście uwielbiam kolor szary.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    [brzydula-w-hogwarcie.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci