czwartek, 18 listopada 2010

010 ROZDZIAŁ: Nowy rycerz?


Dobro i Zło mają to samo oblicze, wszystko zależy jedynie od momentu, w którym staną na drodze człowieka.
Paulo Coelho

 

Zaufałam Nessi. Nie bałam się zdradzić jej największych sekretów GD. Gdzieś w środku czułam, że ona i Galinda, naprawdę chcą nam pomóc. Może byłam naiwna? Może zawsze starałam się wypatrzeć w ludziach jakieś pozytywy? Czy jest w tym coś złego? Gdyby te dziewczyny nie były Ślizgonkami, to prawdopodobnie nie byłoby problemu. Gdyby zostały przydzielone do Hufflepuffu, Rawenclawu bądź Gryfindoru, to wszyscy byliby tak szczęśliwi, jak przy deklaracji Demelzy.
Właśnie trwała przerwa obiadowa. Nie byłam głodna, nie miałam siły nic przełknąć. Moje myśli krążyły wokół wszystkich wydarzeń, które miały ostatnio miejsce. Musiałam znaleźć Lunę i Neville’a i opowiedzieć im o dwóch nowych członkach GD.
Nagle zauważyłam,  że z naprzeciwka idzie Goyle. Normalnie w ogóle bym się tym nie przejęła, ale dzisiaj na jego twarzy nie malował się tępy, głupi uśmieszek, tylko ironia i… tak, niestety pożądanie. Był cholernie pewny siebie. Patrzył mi prosto w oczy. Poczułam jak uginają się pode mną kolana. Nie miałam pojęcia co zrobić. Korytarz był pusty. Byłam tylko ja – ofiara i on – napastnik. Nie było żadnej drogi ucieczki. W pewnym momencie popełniłam najgorszy z możliwych błędów. W panice wbiegłam do jednej z pustych klas. Znalazłam się w pułapce. Oparłam się plecami o drewniane drzwi. Dyszałam ciężko. Nie mogłam pozbierać myśli. Przez chwilę łudziłam się, że Goyle sobie poszedł, że to co malowało się na jego twarzy, było tylko wymysłem mojej wyobraźni. Na mojej twarzy zagościł mimowolny cień uśmiechu. Zachichotałam z nerwów.  Przecież mój pomysł był co najmniej niemądry.
Nagle wszystko prysło. Poczułam jak ktoś mocną pchnął drzwi, straciłam równowagę i upadłam na kolana. Usłyszałam skrzyp starych zawiasów i ciężkie kroki.
- I co, laleczko? – głos Goyle’a wypełniony był cynizmem. – Kto teraz pociąga za sznurki?
Jednym silnym ruchem uniósł mnie kilka centymetrów nad ziemią. Zdołałam wyrwać z siebie tylko ciche jęknięcie.
- Boisz się? – szepnął mi do ucha.
Rzucił moje ciało na jeden ze stolików. Uderzyłam skronią o róg parapetu. Poczułam tępy ból, nie miałam już ochoty na krzyki i sprzeciwy. Mogłam sobie myśleć o odwadze i męstwie. Byłam przecież Gryfonką.
- Zostaw mnie… - jęknęłam, starając się powstrzymać łzy, napływające do moich oczu.  – Zostaw mnie…
- Gdzie twoja odwaga?
Jego grube palce zaczęły rozpinać guziki mojej białej koszuli.
- Powiedziałam: zostaw mnie! – krzyknęłam, po czym splunęłam mu w twarz. Moja ślina wylądowała na jego czerwonym z podniecenia policzku.
- Taka jesteś groźna? – wytarł ja wierzchem dłoni wyraźnie rozbawiony.
Próbowałam go jakoś odepchnąć, jednak moje próby na nic się nie zdały. Zwyczajnie był ode mnie silniejszy.
- Nie mam ochoty na delikatne pieszczoty – syknął patrząc mi prosto w oczy. – Brzydzę się ciebie.
Jednym ruchem zdarł ze mnie koszulę i już chciał zabrać się za stanik, kiedy nagle, nie wiadomo dlaczego, cofnął się gwałtownie. Jego wielkie cielsko zostało poderwane w powietrze, po czym z łoskotem uderzyło w kamienna ścianę.
Podniosłam głowę i odgarnęłam z twarzy potargane włosy. Błądziłam wzrokiem po całej sali, aż nagle go zobaczyłam. W drzwiach stał średniego wzrostu, chudy mężczyzna o czarnych włosach ściętych na wysokości ramion i tych pięknych, zielonych oczach. Widziałam go już wcześniej. Tego pamiętnego dnia w bibliotece. Był wyprostowany i wyciszony z niespotykaną pewnością siebie mierzył różdżką w Goyle’a. Obserwowałam całą scenę jak zaczarowana. Mój wybawca. Mój nowy rycerz pojawił się akurat wtedy, kiedy poprzedni udał się na przymusową wojnę. Widziałam jak lekko oszołomiony Ślizgon wstaje z podłogi, patrzy tępo na jegomościa, po czym lekko się jąkając mówi:
- Masz do mnie jakąś sprawę? Przerwałeś mi zabawę. Jeśli teraz wyjdziesz, to zapomnimy o całej sprawie, ok.?
Podszedł do mojego wybawcy z miną dającą do zrozumienia, że nie ma wrogich zamiarów. Tamten jednak dźgnął go różdżką w krtań.
- Spieprzaj stąd – warknął.
Goyle’a najwyraźniej zbiło to z tropu.
- Słucham? – zapytał jak głupek.
- Jeszcze raz zobaczę, że chciałeś jej coś zrobić, a nie będziesz już nigdy w stanie samodzielnie sikać.
Zauważyłam jak przez twarz Ślizgona przebiegł cień strachu.
- Słuchaj… - jęknął. – Chyba możemy się dogadać.
- Powiedziałem, SPIEPRZAJ !!!
Goyle nie powiedział już słowa. Odwrócił się na piecie, po czym wyszedł z klasy. Zielonooki wybawca zatrzasnął za nim drzwi. Powinnam się bać, ale nie wiedząc dlaczego nie czułam strachu. Może to przez te oczy?
Mężczyzna bez słowa rzucił mi bluzkę, po czym kulturalnie odwrócił się do mnie plecami. W pośpiechu zaczęłam zapinać guziki.
- Jesteś cała? – zapytał. Jego głos na powrót stał się spokojny.
- Tak, dziękuję – rzekłam, nie mogąc trafić guzikiem do dziurki. Drżały mi ręce.
Nie zauważyłam, kiedy mężczyzna znów się odwrócił. Przyglądał mi się z zainteresowaniem.
- Na pewno jesteś cała? – zapytał ponownie.
Wlepiłam wzrok w swoje dłonie siłujące się z haftkami. Bałam się mojej reakcji, kiedy spojrzę mu w oczy. Podszedł do mnie. Nieśmiało wyciągnął ręce. Był niesamowicie opanowany. Chudymi, zwinnymi palcami zapiał mi bluzkę, po czym cofnął szybko dłonie.
- Jesteś Ginny – rzekł cicho.
- Tak. A ty?
- Eddie – oświadczył bez większych ceregieli.
- Eddie? – powtórzyłam. – Tylko tyle ma mi do powiedzenia osoba, która właśnie uratowała mi życie?
- Raczej Goyle’owi nie chodziło o morderstwo.
Spojrzałam na niego zdecydowanie. Nie miał co liczyć na to, że zmienię temat.
- Ok. Niech ci będzie. Nazywam się Edward Snake.
- Edward Snape? – na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
- Snake, a nie Snape – poprawił mnie ze złością.
- Przepraszam, Edwardzie.
- Chcesz w dziób, panienko? – zapytała przeszywając mnie na wylot zielonymi oczami. – Nie mów do mnie: Edward!
- Przepraszam… Eddie.
Mężczyzna z uśmiechem podał mi rękę. Zeszłam ze stołu i stanęłam niepewnie na nogach. Starałam się być silna, nie chciałam aby kolana ugięły się pode mną.
- Jeśli ten debil będzie cię zaczepiać, to przyjdź do mnie, do biblioteki.
- Dlaczego tak się o mnie troszczysz? – zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
Nie odpowiedział.
Wieczorem usiadłam na łóżku. Rozłożyłam przed sobą pusty pergamin. Nasączyłam pióro atramentem.
 
Kochany Harry,
Bez względu na wszystko, ja i tak zawsze będę Cię kochać…
Twoja i tylko Twoja – Ginny
 
Tylko tyle byłam w stanie napisać…
***
Czy nie uważacie, że Edward to imię zapaskudzone przez Edwarda Cullen’a? Eddie pochodzi z innej książki. Moim zdaniem to zdrobnienie jest słodkie :)
Gwałt, a raczej próba gwałtu, był mocno ocenzurowany. Głównie z myślą o młodszych czytelnikach, a także dlatego, że jest to opowiadanie młodzieżowe (przez młodzież pisane) a nie jakiś gorący erotyk dla dorosłych. W sumie tak jest dobrze.
Myślę, że jeszcze ta następna notka będzie nudna, a potem ruszy GD i będzie (jak to mówi koleżanka z klasy) ogień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci