Dobro i Zło mają to samo oblicze, wszystko zależy jedynie od momentu, w którym staną na drodze człowieka.
Paulo Coelho
Zaufałam
Nessi. Nie bałam się zdradzić jej największych sekretów GD.
Gdzieś w środku czułam, że ona i Galinda, naprawdę chcą nam
pomóc. Może byłam naiwna? Może zawsze starałam się wypatrzeć w
ludziach jakieś pozytywy? Czy jest w tym coś złego? Gdyby te
dziewczyny nie były Ślizgonkami, to prawdopodobnie nie byłoby
problemu. Gdyby zostały przydzielone do Hufflepuffu, Rawenclawu bądź
Gryfindoru, to wszyscy byliby tak szczęśliwi, jak przy deklaracji
Demelzy.
Właśnie
trwała przerwa obiadowa. Nie byłam głodna, nie miałam siły nic
przełknąć. Moje myśli krążyły wokół wszystkich wydarzeń,
które miały ostatnio miejsce. Musiałam znaleźć Lunę i Neville’a
i opowiedzieć im o dwóch nowych członkach GD.
Nagle
zauważyłam, że z naprzeciwka idzie Goyle. Normalnie w ogóle
bym się tym nie przejęła, ale dzisiaj na jego twarzy nie malował
się tępy, głupi uśmieszek, tylko ironia i… tak, niestety
pożądanie. Był cholernie pewny siebie. Patrzył mi prosto w oczy.
Poczułam jak uginają się pode mną kolana. Nie miałam pojęcia co
zrobić. Korytarz był pusty. Byłam tylko ja – ofiara i on –
napastnik. Nie było żadnej drogi ucieczki. W pewnym momencie
popełniłam najgorszy z możliwych błędów. W panice wbiegłam do
jednej z pustych klas. Znalazłam się w pułapce. Oparłam się
plecami o drewniane drzwi. Dyszałam ciężko. Nie mogłam pozbierać
myśli. Przez chwilę łudziłam się, że Goyle sobie poszedł, że
to co malowało się na jego twarzy, było tylko wymysłem mojej
wyobraźni. Na mojej twarzy zagościł mimowolny cień uśmiechu.
Zachichotałam z nerwów. Przecież mój pomysł był co
najmniej niemądry.
Nagle
wszystko prysło. Poczułam jak ktoś mocną pchnął drzwi,
straciłam równowagę i upadłam na kolana. Usłyszałam skrzyp
starych zawiasów i ciężkie kroki.
- I
co, laleczko? – głos Goyle’a wypełniony był cynizmem. – Kto
teraz pociąga za sznurki?
Jednym
silnym ruchem uniósł mnie kilka centymetrów nad ziemią. Zdołałam
wyrwać z siebie tylko ciche jęknięcie.
-
Boisz się? – szepnął mi do ucha.
Rzucił
moje ciało na jeden ze stolików. Uderzyłam skronią o róg
parapetu. Poczułam tępy ból, nie miałam już ochoty na krzyki i
sprzeciwy. Mogłam sobie myśleć o odwadze i męstwie. Byłam
przecież Gryfonką.
-
Zostaw mnie… - jęknęłam, starając się powstrzymać łzy,
napływające do moich oczu. – Zostaw mnie…
-
Gdzie twoja odwaga?
Jego
grube palce zaczęły rozpinać guziki mojej białej koszuli.
-
Powiedziałam: zostaw mnie! – krzyknęłam, po czym splunęłam mu
w twarz. Moja ślina wylądowała na jego czerwonym z podniecenia
policzku.
-
Taka jesteś groźna? – wytarł ja wierzchem dłoni wyraźnie
rozbawiony.
Próbowałam
go jakoś odepchnąć, jednak moje próby na nic się nie zdały.
Zwyczajnie był ode mnie silniejszy.
-
Nie mam ochoty na delikatne pieszczoty – syknął patrząc mi
prosto w oczy. – Brzydzę się ciebie.
Jednym
ruchem zdarł ze mnie koszulę i już chciał zabrać się za stanik,
kiedy nagle, nie wiadomo dlaczego, cofnął się gwałtownie. Jego
wielkie cielsko zostało poderwane w powietrze, po czym z łoskotem
uderzyło w kamienna ścianę.
Podniosłam
głowę i odgarnęłam z twarzy potargane włosy. Błądziłam
wzrokiem po całej sali, aż nagle go zobaczyłam. W drzwiach stał
średniego wzrostu, chudy mężczyzna o czarnych włosach ściętych
na wysokości ramion i tych pięknych, zielonych oczach. Widziałam
go już wcześniej. Tego pamiętnego dnia w bibliotece. Był
wyprostowany i wyciszony z niespotykaną pewnością siebie mierzył
różdżką w Goyle’a. Obserwowałam całą scenę jak zaczarowana.
Mój wybawca. Mój nowy rycerz pojawił się akurat wtedy, kiedy
poprzedni udał się na przymusową wojnę. Widziałam jak lekko
oszołomiony Ślizgon wstaje z podłogi, patrzy tępo na jegomościa,
po czym lekko się jąkając mówi:
-
Masz do mnie jakąś sprawę? Przerwałeś mi zabawę. Jeśli teraz
wyjdziesz, to zapomnimy o całej sprawie, ok.?
Podszedł
do mojego wybawcy z miną dającą do zrozumienia, że nie ma wrogich
zamiarów. Tamten jednak dźgnął go różdżką w krtań.
-
Spieprzaj stąd – warknął.
Goyle’a
najwyraźniej zbiło to z tropu.
-
Słucham? – zapytał jak głupek.
-
Jeszcze raz zobaczę, że chciałeś jej coś zrobić, a nie będziesz
już nigdy w stanie samodzielnie sikać.
Zauważyłam
jak przez twarz Ślizgona przebiegł cień strachu.
-
Słuchaj… - jęknął. – Chyba możemy się dogadać.
-
Powiedziałem, SPIEPRZAJ !!!
Goyle
nie powiedział już słowa. Odwrócił się na piecie, po czym
wyszedł z klasy. Zielonooki wybawca zatrzasnął za nim drzwi.
Powinnam się bać, ale nie wiedząc dlaczego nie czułam strachu.
Może to przez te oczy?
Mężczyzna
bez słowa rzucił mi bluzkę, po czym kulturalnie odwrócił się do
mnie plecami. W pośpiechu zaczęłam zapinać guziki.
-
Jesteś cała? – zapytał. Jego głos na powrót stał się
spokojny.
-
Tak, dziękuję – rzekłam, nie mogąc trafić guzikiem do dziurki.
Drżały mi ręce.
Nie
zauważyłam, kiedy mężczyzna znów się odwrócił. Przyglądał
mi się z zainteresowaniem.
- Na
pewno jesteś cała? – zapytał ponownie.
Wlepiłam
wzrok w swoje dłonie siłujące się z haftkami. Bałam się mojej
reakcji, kiedy spojrzę mu w oczy. Podszedł do mnie. Nieśmiało
wyciągnął ręce. Był niesamowicie opanowany. Chudymi, zwinnymi
palcami zapiał mi bluzkę, po czym cofnął szybko dłonie.
-
Jesteś Ginny – rzekł cicho.
-
Tak. A ty?
-
Eddie – oświadczył bez większych ceregieli.
-
Eddie? – powtórzyłam. – Tylko tyle ma mi do powiedzenia osoba,
która właśnie uratowała mi życie?
-
Raczej Goyle’owi nie chodziło o morderstwo.
Spojrzałam
na niego zdecydowanie. Nie miał co liczyć na to, że zmienię
temat.
-
Ok. Niech ci będzie. Nazywam się Edward Snake.
-
Edward Snape? – na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
-
Snake, a nie Snape – poprawił mnie ze złością.
-
Przepraszam, Edwardzie.
-
Chcesz w dziób, panienko? – zapytała przeszywając mnie na wylot
zielonymi oczami. – Nie mów do mnie: Edward!
-
Przepraszam… Eddie.
Mężczyzna
z uśmiechem podał mi rękę. Zeszłam ze stołu i stanęłam
niepewnie na nogach. Starałam się być silna, nie chciałam aby
kolana ugięły się pode mną.
-
Jeśli ten debil będzie cię zaczepiać, to przyjdź do mnie, do
biblioteki.
-
Dlaczego tak się o mnie troszczysz? – zapytałam patrząc mu
prosto w oczy.
Nie
odpowiedział.
Wieczorem
usiadłam na łóżku. Rozłożyłam przed sobą pusty pergamin.
Nasączyłam pióro atramentem.
Kochany
Harry,
Bez
względu na wszystko, ja i tak zawsze będę Cię kochać…
Twoja
i tylko Twoja – Ginny
Tylko
tyle byłam w stanie napisać…
***
Czy
nie uważacie, że Edward to imię zapaskudzone przez Edwarda
Cullen’a? Eddie pochodzi z innej książki. Moim zdaniem to
zdrobnienie jest słodkie :)
Gwałt,
a raczej próba gwałtu, był mocno ocenzurowany. Głównie z myślą
o młodszych czytelnikach, a także dlatego, że jest to opowiadanie
młodzieżowe (przez młodzież pisane) a nie jakiś gorący erotyk
dla dorosłych. W sumie tak jest dobrze.
Myślę,
że jeszcze ta następna notka będzie nudna, a potem ruszy GD i
będzie (jak to mówi koleżanka z klasy) ogień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz