Bądź
tak uprzejmy i spróbuj przemyśleć następujący problem - na co by się
zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło, i jak by wyglądała ziemia,
gdyby z niej zniknęły cienie?
(Michał Bułhakow – Mistrz i Małgorzata)
W
sobotę deszcz lał się z nieba strumieniami. Całe błonia
pokrywało błoto i ogromne kałuże. Spadła też temperatura
powietrza. Niebo przysłaniała gruba warstwa ciemnych, burzowych
chmur. Co jakiś czas na horyzoncie pojawiała się przerażająca
błyskawica, a po chwili naszych uszu dobiegał głośny huk.
Niewielu
uczniów było na tyle odważnych, aby wychylić nos z ciepłego
wnętrza zamku. W większości zaszyli się w swoich dormitoriach,
bibliotece lub szukali cichego, przestronnego kącika.
Jednak
my mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie niż zbijanie bąków i
nieróbstwo. Tego dnia od rana dopisywał nam dobry humor. Luna,
Neville i ja prowadziliśmy w Pokoju Życzeń pierwsze spotkanie
Gwardii Dumbledore’a.
Przyszło
piętnaście osób. Może nie jest to nie wiadomo jak horrendalna
liczba, ale lepsze to niż nic. Zjawiło się sześcioro Gryfonów:
Demelza Robins, Seamus Finnigan, Parvati Patil, Lavender Brown,
Cormac Mclaggen i piątoklasistka Lara Decker. Czterech Puchonów
–Ernie MacMillan, Susan Bonnes, Hanna Abbot i Zachariasz
Smith. Trójka Krukonów – Padma Patil, Terry Boot i Lisa Trupin.
Jednak najbardziej wyróżniały się dwie Ślizgonki. Nassaroza
Thropp i Galinda Doyle trzymały się na uboczu. Widziałam jak inni
bez skrępowania lustrują je wzrokiem. Uśmiechnęłam się do nich
pokrzepiająco.
-
Cieszę się, że jednak się zjawiliście – zaczął swoją
przemowę Neville. Kątem oka dostrzegłam, jak Luna kiwa zachęcająco
głową. – Pewnie wszyscy wiedzą, po co tu jesteśmy. Nie muszę
tego tłumaczyć? Nie możemy siedzieć z założonymi rękami i
płaszczyć swoje tyłki, kiedy NASZ Hogwart, NASZ drugi dom,
znajduje się w takim stanie. Musicie zrozumieć, że to już nie
jest bezpieczne miejsce. Za każdym zakrętem czai się zło. Ukrywa
się w cieniu nie tylko przedmiotów, ale także w naszym. W każdym
z nas czyha potwór, który tylko czeka na sposobność do ujawnienia
swoich krwawych rządzy. Tylko od nas zależy, czy uda nam się go
poskromić. To my jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny i…
-
Piękna mowa, paniczu Longbottom – wyrwał mnie z zadumy rozbawiony
głos Nessi. Opierała się o ścianę i, z szerokim uśmiechem na
twarzy, biła mu brawo. – Możesz już przejść do sedna?
-
Och Nessi, nie bądź niemiła – zbeształa ją Galinda. – Tak
ładnie mówił…
Zauważyłam,
że Neville robi się czerwony aż po czubek uszu. Zawstydzony wlepił
wzrok w podłogę.
-
Kto w ogóle pozwolił tu przyjść Ślizgonkom? – zapytał Cormac,
wychodząc ze zwartej grupy Gryfonów.
- A
co? Jesteśmy od was gorsze? – Nessi wyprostowała się i spojrzała
na niego groźnie.
- Na
pewno wsypiecie nas przy pierwszej, nadarzającej się okazji –
krzyknęła Parvati.
Reszta
zgromadzenia przytaknęła jej z aprobatą.
-
Uspokójcie się! – wrzasnęłam zdenerwowana. Przez chwilę
żałowałam, że jestem z tego samego domu, co ten dziki tłum,
który najchętniej wymachiwałby pochodniami i widłami.
- To
chyba był głupi pomysł – oświadczyła Nassaroza odwracając się
na pięcie. – Nie powinniśmy tu w ogóle przychodzić.
-
Idźcie, jeśli chcecie – zdenerwowałam się. – Każdy może
iść. Ani Luna, ani Neville, ani ja nie zabarykadowaliśmy drzwi.
Droga wolna. Nie mam zamiaru trzymać tu nikogo na siłę. Jeżeli
myśleliście, że każdy Ślizgon jest śmierciożercą, to
radzę się nad tym głęboko zastanowić. A co do was – Spojrzałam
na dwie przyjaciółki. – Aż tak bardzo lubicie być w centrum?
Zawsze wszystko musi przebiegać po waszej myśli? Jest nas tu
osiemnastu, każdy z nas chce walczyć w jakiejś osobistej sprawie.
Nie pytam za co, nie pytam za kogo. Może to przyjaciel, sympatia,
miłość, rodzeństwo, rodzice. Nie obchodzi mnie to. Jednak proszę
was, spróbujcie ze sobą współpracować. Tylko tyle. Współpraca…
Poczułam
na ramieniu uścisk dłoni Luny. Spojrzałam jej prosto w oczy.
Dostrzegłam w nich zrozumienie. Uśmiechnęła się delikatnie, tyle
wystarczyło, aby wrócił mi dobry nastrój.
Następnej
nocy mieliśmy do wykonania pierwszą, ważną misję.
Potrzebowaliśmy więcej nowych członków do naszej zacnej ekipy.
Podzieliliśmy się na grupy i obstawiliśmy cały zamek. Razem z
Galindą udałam się na siódme piętro, gdzie mieścił się
gabinet dyrektora.
-
Czy myśl, że pierwsze co zobaczy Snape, jak wyjdzie z gabinetu to
nasze pismo, nie jest zachęcająca? – zapytała dziewczyna.
Widziałam jak jej policzki różowieją z nerwów.
-
Mam tylko nadzieję, że nie pamięta naszego pisma z długich
wypracować na eliksiry – rzekłam, choć tak naprawdę wcale mnie
to nie obchodziło.
-
Napiszemy drukowanymi.
Postawiłam
na ziemi wiaderko z magiczną, niezmywalną, czerwoną farbą.
Podałam towarzyszce pędzel.
- No
to do dzieła – szepnęłam zachęcająco.
Po
dwóch godzinach na ścianach w całym korytarzu pojawiły się
napisy:
Gwardia
Dumbledore’a poszukuje nowych członków.
Gwardia
Dumbledore’a otwarta dla każdego.
Kiedy
zużyłyśmy całą farbę, stanęłyśmy przy kamiennym posągu, aby
dokładnie zbadać widok, który nazajutrz wstrząśnie dyrektorem.
Wyglądało perfekcyjnie. Przybiłyśmy sobie piątki, ledwo
kontrolując wybuch śmiechu.
-
Trzeba wymyślić coś lepszego, jakiś otwarty bunt – rozochociła
się Galinda.
-
Może najpierw niech wszyscy zobaczą aktualne dzieło?
Obie
zatkałyśmy usta, nie pozwalając aby wydobył się z nich chichot.
Kochany
Harry,
Jestem
szczęśliwa? Chyba tak. Może w Hogwarcie nie jest już tak, jak
kiedyś, ale wystarczy się dobrze rozejrzeć, aby ujrzeć mały
okruch przeszłości. Neville miał rację. W każdym z nas czai się
potwór, ale tylko od nas zależy czy uda mu się nami zawładnąć.
Zło jest wszędzie, ale przecież jest też dobro! Miłość,
przyjaźń, zaufanie… To wszystko wcale nie jest tak głęboko
pogrzebane.
Kiedy
patrzę na Lunę i Neville’a mam wrażenie, że byłaby z nich
idealna para. Żałuj, że nie widzisz jak na siebie patrzą. Tych
iskier w oczach nie da się do niczego przyrównać. Pamiętasz
jeszcze, jak sami tak na siebie patrzeliśmy? Kiedy dopiero
poznawaliśmy miłość? Pamiętasz, jak błądziliśmy w
poszukiwaniu naszych ust? Sprzedałabym duszę diabłu, aby móc
przeżyć to jeszcze raz…
-
Twoja Ginny
Następnego
dnia rano było naprawdę gorąco. Rodzeństwo Carrow biegało jak
szalone po całej szkole, aby znaleźć uczniów odpowiedzialnych za
tę propagandę. Oczywiście nie mieli żadnych podstaw, aby nas za
to winić.
Przestało
padać. Silny wiatr rozwiał ciemne, burzowe chmury. Na błoniach
schły kałuże, a młodzi uczniowie rzucali się grudkami błota.
Siedziałam
razem z Luną na jednej z ławek. Wychylałam twarz łapiąc ostatnie
promienie jesiennego słońca. Wiatr rozwiewał moje długie,
rozpuszczone włosy.
-
Jesteś szczęśliwa? – zapytała Luna.
-
Tak, chyba tak – szepnęłam. – O ile w tej sytuacji można mówić
o szczęściu. Ale jestem wdzięczna wszystkim, którzy się zjawili.
-
Ładnie to wszystko ujęłaś – pochwaliła mnie przyjaciółka.
-
Gadasz głupoty, najlepiej spisał się Neville. A właśnie, gzie on
teraz jest?
Krukonka
nie zdążyła mi odpowiedzieć. W naszą stronę biegła Nessi. Na
jej twarzy malowało się wyraźne zdenerwowanie. Poślizgnęła się
na błocie, ale na szczęście utrzymała równowagę.
-
Neville… – wysapała, nie mogąc złapać oddechu. – Neville
jest w szpitalu.
Jak
osłupiała patrzyłam na Ślizgonkę.
- Co
się gapisz! – wrzasnęła. – Ruszcie te szanowne tyłki!
Dopiero
po chwili zdałam sobie sprawę, że Luna jest już w połowie drogi
do zamku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz