czwartek, 23 grudnia 2010

016 ROZDZIAŁ: Na zawsze


Myśli jego były w rozsypce. W ogóle trudno mu było myśleć w tej chwili o czymkolwiek. Rad by odrętwieć od dna, zapomnieć o wszystkim, potem się obudzić i zacząć zupełnie na nowo...
(Fiodor Dostojewski – Zbrodnia i kara)


Przecież każdy człowiek popełnia błędy. Ludzie nie są idealni, zresztą nic nie jest idealne. Wszystkie zjawiska wydają się być bezmyślną karykaturą narysowaną przez dziecko. Ciekawe czyim ja jestem dziełem. Najwyraźniej jakiegoś okropnego beztalencia z wybujałą wyobraźnią.
 
Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Nessi naprawdę się napracowała przy sukience. Szmaragdowa suknia uszyta była z lśniącego materiału. Utrzymywała się na cienkich, zdobionych małymi perełkami ramiączkach. Pod biustem zaczęła się rozszerzać. Jeśli zrobiłabym w niej obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni to promień okręgu miałby około trzech metrów. Na samym dole przystrojona była sześcioma rzędami pereł.
Galinda natomiast zajęła się fryzurą i makijażem. Upierała się aby upiąć moje włosy na czubku głowy a pojedyncze kosmki zakręcić w niesforne fale. Do tego delikatna opaska z mlecznymi klejnotami. Na twarz nałożyła cienką warstwę jasnego pudru, oczy podkreśliła kredką, a powieki przydymiła całą gamą zieleni. Na wargi nałożyła bezbarwny błyszczyk.
- Wyglądasz pięknie – szepnęła Luna.
- Czuję się nienaturalnie. Ten bal chyba nie ma takiej pompy…
 
Kochany Harry,
A może nie powinnam już tak na Ciebie mówić? Czy kiedykolwiek się dla Ciebie wystroiłam? Czy kiedykolwiek założyłam piękną suknie, uczesałam zmyślną fryzurę i nałożyłam warstwę makijażu? Nigdy…
Będziemy mieć przecież ku temu jeszcze tysiące okazji, prawda? A jedną z najważniejszych będzie nasze wesele. Obcuję Ci, że nie będziesz mógł oderwać ode mnie wzroku. Będę mieć długą, bajkową suknię i delikatny welon.
Bo z kim jak nie z Tobą?
Twoja Ginny
 
- Tylko go nie całuj – rzekła Nessi. – Pokaż mu, że kobiety nie są takie łatwe.
- Nessi, tylko ty całujesz się na pierwszych spotkaniach – skwitowała Galinda.
Nie wypowiedziałam się w tym temacie. Gdyby wiedziały, co już zrobiłam. Jeśli kobiety potrafią trzymać mężczyznę na dystans, to najwyraźniej ja nie jestem kobietą.
- Uśmiechnij się – zażądała Nassaroza. – Psujesz moją kreację.
- To może od razu ją zdejmę?
- Nie bądź głupia!
 
Ruszyłam korytarzem do Wielkiej Sali, gdzie byłam umówiona z Eddie’em. Moje niskie obcasy wybijały rytm żałobnej pieśni. Pisałam same najgorsze scenariusze, choć tak naprawdę nie widziałam w nich większego sensu. Bo w sumie co miałby mi zrobić? Czy miałby jakiś cel w poniżaniu mnie? Może chciał mnie wykorzystać?
Dostrzegłam go z daleka. Stał oparty o jeden z marmurowych łuków. Ubrany był w czarną, elegancka szatę wyjściową. Włosy, które na co dzień znajdowały się w kompletnym nieładzie, dzisiaj związał cienką, równie czarną wstążką.
Był przystojny, nie przepraszam, był cholernie przystojny. Uśmiechnęłam się delikatnie i pewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Zupełnie zapomniałam o wątpliwościach, które mną targały. Przecież mogłam się dobrze bawić? Nie ważne, czego on ode mnie chciał. Czułam, że to jest mój wieczór, nasz wieczór.
Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i otworzył szerzej usta. Kąciki moich warg uniosły się jeszcze wyżej, ukazując sznur białych zębów.
- Wyglądasz… - wyjąkał. – Rozkosznie.
Obróciłam się, aby zaprezentować mu pełną okazałość dzieła Nessi.
- Śliczna, prawda?
- Śliczna jesteś ty.
Przysunął  swoją twarz bliżej mojej. Nasze wargi dzieliło tylko kilka cali. Czułam na ustach jego ciepły oddech. Rozpłynęłam się w jego przyjemnym zapach, którego nie potrafiłam opisać. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Och Eddie, mój słodki, ile bym dała, aby być wolna i móc cię całować? Choć Luna twierdzi inaczej, ja chcę być wierna Harry’emu. Nie po to naraża życie na swojej tajnej misji, abym ja rzucała się w ramiona innych chłopaków.
- Idziemy? – zapytałam robiąc krok do tyłu.
- Oczywiście.
Chwycił mnie pod ramię i w milczeniu ruszyliśmy w stronę sali, w której miał odbyć się bal. Mijaliśmy uczniów, którzy z ciekawością śledzili nas wzrokiem. Dla większości z nich byłam znana jako dziewczyna Wybrańca.
 
Eddie, jak przystało na kulturalnego mężczyznę, przepuścił mnie pierwszą w drzwiach.
Cała sala przyozdobiona była orientalnymi motywami. Z sufitu zwisały złote żyrandole, na których jasnym światłem płonęły świece. Wszyscy zaproszeni, jak mogłam się spodziewać, ubrali najlepsze kreacje jakie posiadali. Dziewczyny, mające sławnych, wpływowych i bogatych rodziców, z dumą prezentowały sukienki od najlepszych projektantów. Mój prezent od Nessi prawdopodobnie mógł się przy nich schować.
- Ginny – usłyszałam głos nauczyciela eliksirów, Horacego Slughorna. – Jak miło cię widzieć. Widzę, że jako jedyna nie przyprowadziłaś kolegi ze szkoły?
Udałam słodki uśmiech.
- Panie profesorze, Eddie jest moim przyjacielem.
- Ależ oczywiści! Może chcecie poznać kilka osób?
Spojrzałam na mojego towarzysza porozumiewawczo. Nie mieliśmy ochoty biegać po całej sali i witać się ze znanymi ludźmi.
- Czy to nie ta dziewczyna, która na SUM - ach miała same wybitne? – zapytałam wskazując dopiero co wypatrzoną Krukonkę.
Slughornowi zaświeciły się oczy.
- Przepraszam was moi drodzy – rzekł i szybkim krokiem oddalił się w stronę dziewczyny.
- Same wybitne? – zainteresował się Eddie.
- Kujonka – podsumowałam ja jednym słowem. – Ale najważniejsze, że Slughorn dał nam spokój.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie i poprowadził mnie w stronę jednego z małych stolików w rogu. Szarmancko odsunął mi krzesło, po czym machnął różdżką i zapalił świece stojące na stoliku. Usiadł naprzeciwko mnie.
- Nigdy nie byłem na takim przyjęciu – wyznał.
- Dlatego chciałeś się wkręcić ze mną?
Zapadła chwila milczenia. Czyżbyśmy nie mieli żadnego wspólnego tematu? Cały czas patrzyłam w jego zielone oczy. Gdybym mogła się w nich utopić i nigdy więcej nie ujrzeć światła słońca, wtedy świat stałby się lepszy. Bo już by mnie na nim nie było.
- Ile masz lat? – zapytałam.
Chyba miałam prawo wiedzieć cokolwiek o mężczyźnie, który uratował mi kilkakrotnie życie?
- Dwadzieścia – odpowiedział bezbarwnie.
- Uczyłeś się w Hogwarcie?
- A to jest przesłuchanie?
- Po prostu cię nie kojarzę.
- A w jakim domu byś mnie umieściła?
Zamyśliłam się na chwilę. Na pewno nie Gryfon i Puchon. Może Krukon? Inteligentny, mądry, posiada dużą wiedzę… A Ślizgon?
- Nie jestem Tiarą Przydziału – rzekłam. – Nie siedzę w twojej głowie.
- Jesteś pewna?
Nie zrozumiałam o co mu chodzi. Zresztą często używał stwierdzeń, których nie byłam w stanie pojąć.
- Uczyłem się w Beauxbatons – rozwiał moje wątpliwości. – Pewnie dlatego mnie nie kojarzysz.
- Jesteś Francuzem? Masz angielsko brzmiące imię i nazwisko.
- To długa historia na inna okazję.
Kiwnęłam tylko głową. W tym czasie jeden z uczniów piątej klasy, przebrany za kelnera, podał nam dzbanek soku i napełnione dwa kieliszki.
- Opowiesz mi kiedyś o Francji? – zapytałam cicho.
- Jeśli chcesz, mogę cię nawet tam zabrać.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Może kiedyś -  szepnęłam, podnosząc do ust kieliszek i biorąc niewielki łyk soku.
Usłyszałam znaną piosenkę. Jej pierwsze nuty rozeszły się po całej sali.
- Mogę cię o coś zapytać? – zaczął nieśmiało.
- Oczywiście.
- Jaka byłaś w poprzednim życiu?
Zamyśliłam się na chwilę, nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- Chyba… ładniejsza – rzekłam.
Kącik jego warg podniósł się niezauważalnie.
- To nie wiele straciłaś…
- A ty? – zapytałam, czując jak moje policzki nabierają szkarłatnego koloru.
- Tchórzliwy…
Znów go nie zrozumiałam. Wydawało mi się, że mówi zagadkami. Cała jego osoba była wielka tajemnicą.
Po chwili Eddie chwycił mnie za rękę.
- Choć – powiedział wstając.
Pociągnął mnie i stanęliśmy naprzeciw siebie. Kiedy położył dłoń na moim biodrze, poczułam przez sukienkę ogień, który wzbudziły jego dłonie. Wplotłam palce w jego czarne, miękkie włosy. Oparłam czoło na jego ramieniu. Przymknęłam powieki. Przez moją głowę przebiegło tysiące myśli. Odpędzałam je wszystkie. Chciałam zostać sama z Eddie’em. Bez wyrzutów sumienia i wspomnień Harry’ego. Pomogło. Miałam wrażenie, że wszystko zniknęło. Byliśmy tylko my. My i nasz taniec. Nie chciałam aby się kończył. Gdyby tak się stało, świat na powrót stałby się szary i nic nie warty.
- Kochałaś kogoś jeszcze oprócz Pottera? – zapytał, a przez moją głowę przepłynęła fala wspomnień.
Jak mógł obudzić tak dawno uśpionego potwora?
- Tak – szepnęłam najciszej jak się dało. – Byłam w tedy dzieckiem. W sumie on nie istniał naprawdę.
- Wymyśliłaś sobie chłopca? – Wyglądał na rozbawionego.
Nie wiedziałam czemu mu to mówię. Poczułam, że mogę mu zaufać. Może faktycznie czasami łatwiej wygadać się obcemu? Nigdy nie wspominałam o tym rodzinie, przyjaciołom, a tym bardziej Harry’emu.
- Nie wiem, czy to zrozumiesz.
- Spróbuję.
- Zakochałam się we wspomnieniu. Był ze mną cały czas, ale tylko duchem. Przy nim czułam się bezpieczna.
- Co się z nim stało?
Kąciki moich warg uniosły się delikatnie.
- Harry go zniszczył.
Oczy Eddiego zrobiły się kilkakrotnie większe. Jak miałam mu wytłumaczyć coś, czego sama nie rozumiałam?
- Jam miał na imię? – Najwyraźniej było to najmądrzejsze pytanie na jakie wpadł.
- Tom Riddle.
Kochany Tomie,
A może powinnam zacząć drogi? Sama nie wiem…
Wszystko wróciło. Zapach starego, na pierwszy rzut oka, niezapisanego pergaminu. Czasami za Tobą tęsknię. Brakuje mi Twoich niematerialnych rąk podtrzymujących mnie przed upadkiem. Może i mam mnóstwo dziur w pamięci, które zapełniam Tobą. Pewnie grzeszyłam, robiłam zakazane rzeczy, skazywałam innych na cierpienie.
Nikt już o tym nie mówi. Wszyscy zapomnieli o okropnych przeżyciach małej dziewczynki. Czas goi rany – mówili. Moja najwyraźniej jeszcze się nie zabliźniła. Chyba niepotrzebnie ją rozdrapałam. Nic już na to nie poradzę. Jestem tylko człowiekiem. Potrafię czuć samotność.
Szkoda, że już nigdy ze sobą nie porozmawiamy.
Twoja na wieki – Ginevra.

Eddie zatrzymał się, choć piosenka jeszcze nie dobiegła końca.
- Coś nie tak? – zapytałam, próbując odgonić wspomnienia.
- Choć ze mną. Zdradzę ci sekret…
Ruszył w kierunku wyjścia, a ja nie miałam odwagi zaprzeczyć.
***
Przepraszam za tak beznadziejną notkę. Nie powinnam jej w ogóle publikować. Tak się cieszyłam z tego balu a okazał się totalną porażką!
A ta końcówka jest… no sami widzicie. Przepraszam, że ten list, ale musiałam go napisać.
Nie szczędźcie mi srogich słów i krytyki. Jestem na nią przygotowana.
Korzystając z okazji życzę wszystkim czytelnikom wesołych świąt!


1 komentarz:

  1. poważne?! uważasz, że należy ci się krytyka?! moim zdaniem list to najlepszy fragment opowiadania...

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci