Ktoś kiedyś powiedział, że w chwili, kiedy zaczynasz zastanawiać się, czy kochasz kogoś, przestałeś go już kochać na zawsze.
(Carlos Zafón – Cień wiatru)
Szłam
za nim krok w krok. Nie odwracałam się i nie rozglądałam.
Najważniejszy był teraz on. Szare, surowe mury wydawały się mnie
przytłaczać, a mieszkańcy złotych ram spoglądali na mnie
karcąco, jakby wiedzieli co chce mi pokazać.
Znów
odezwała się we mnie chora ciekawość. Dlaczego mu ufałam?
Dlaczego tak ślepo kroczyłam za kolorem jego oczu? Byłam tak
okropnie naiwna…
Eddie
zatrzymał się przed biblioteką.
-
Alohomora – szepnął, przytykając różdżkę do zamka.
Pchnął
drzwi, wpuszczając mnie pierwszą do środka. Moja wyobraźnia
zaczęła działać na coraz szybszych obrotach. Wnętrze spowiła
gęsta, nieprzenikniona ciemność. Bezkształtne macki muskały moje
policzki. Odruchowo wyjęłam różdżkę.
-
Lumos – jęknęłam.
-
Boisz się ciemności? – zapytał rozbawiony mężczyzna.
-
Nie, po prostu nie chcę wpaść na żadną półkę.
Poczułam
się trochę bezpieczniej. Eddie ruszył wzdłuż półek. Drogę
oświetlał mu jedynie blask mojej różdżki. Wyciągnęłam rękę
jak najmocniej, aby o nic się nie potknął. Zastanawiałam się
skąd bierze się we mnie tyle troski o tego mężczyznę.
Eddie
zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie uderzyłam w jego plecy.
Czyżby właśnie wybiła moja godzina? Miał ze mną zrobić co chce
właśnie w bibliotece? W miejscu, które w każdym calu przypominało
mi moją przyjaciółkę Hermionę? Po jakie licho zgodziłam się z
nim iść! Czy ja już nie mam własnego rozumu?
Odwrócił
się w moją stronę, a ja oświetliłam jego twarz. Gościł na niej
delikatny uśmiech, a w głębokich zielonych oczach tańczyły
iskierki rozbawienia. Pocieszała mnie tylko jedna myśl. Przed
śmiercią będę zatapiać się w jego oczach. Prawie tak, jakbym
zerkała na Harry’ego.
-
Szkoda, że nie widzisz swojej miny – rzekł, ledwo powstrzymując
śmiech.
-
Co? – zapytałam głupio.
-
Wyglądasz jakbym zaraz miał rozszarpać cię na drobne kawałki.
Nic
nie odpowiedziałam. Eddie wyjął różdżkę, po czym wymierzył
nią w regał stojący przy ścianie. Odsunął go jednym
machnięciem. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam nic
nadzwyczajnego. Zmrużyłam powieki, a Eddie wymówił jeszcze jedną
formułkę zaklęcia. Wtedy zauważyłam na surowej ścianie zarys
drzwi. Stawały się coraz bardziej widoczne, aż w końcu namacalne.
- Co
tam jest? – zapytałam zaciekawiona.
-
Zaraz się dowiesz.
Jego
dłoń spoczęła na mosiężnej klamce. Serce w mojej piersi
zatrzymało się na chwilę. Wstrzymałam oddech i czekałam.
Wierzyłam po cichu, że poznanie tajemnicy Eddiego jest wiele warte.
A ja…? Cóż, sama nie wiem ile przyjdzie mi za to zapłacić.
Drzwi
otworzyły się z głuchym skrzypem. Wytężyłam wzrok, jednak
dostrzegłam za nimi tylko ciemność. Przez chwilę miałam
wrażenie, że wypuścił potwora. Przeszedł mnie dreszcz chłodu, a
niematerialne macki połaskotały mój policzek. Próbowałam zwalić
całą winę na moją wyobraźnię.
-
Boisz się? – zapytał nadal rozbawiony.
-
Nie – odpowiedziałam pewniej.
Kiedy
weszłam za nim do pomieszczenia zapaliło się światło. Na dużym,
złotym żyrandolu zatańczyły jasne płomienie. Rozejrzałam się
zaciekawiona. Przez moment myślałam, że to żart. Głupi dowcip
Eddiego. Spojrzałam na jego twarz, jednak nie dostrzegłam już
uśmiechu.
Pomieszczenie
było dość duże. Do granic możliwości zastawione półkami, na
których piętrzyły się… Nie, nie były to noże, miecze,
siekiery, nie były to pieniądze, kosztowności, biżuteria, nie
były to flakony z niezidentyfikowanymi substancjami. Były to
książki. Na pierwszy rzut oka najzwyklejsze, stare książki.
-
Eddie… - Zawahałam się. Nie wiedziała co mam mu powiedzieć.
Czułam, że nie żartuje. Ta prywatna biblioteka musiała mieć dla
niego ogromną wartość.
-
Niesamowite, prawda? – zapytał, z nutką napięcia w głosie. –
Odkryłem to przypadkiem.
-
Tak, niesamowite – skłamałam. – Ale co to właściwie jest?
Spojrzał
na mnie rozbieganym od emocji wzrokiem.
-
Książki, które przez wieki zostały wycofywane z biblioteki. Nawet
Pince o nich nie wie! Nawet sobie nie wyobrażasz ile skrywają
sekretów.
Mimowolnie
pomyślałam o Hermionie. Kto jak kto, ale ona na pewno byłaby
zachwycona. Eddie cały czas mówił. Opowiadał o szorstkich
stronach i ozdobnych okładkach. Wspominał o ręcznych notatkach
nieżyjących już czarowników, których nazwisk nigdy się nie
pozna. O zgrozo… Co ja ty właściwie robiłam? Dlaczego nie
mogliśmy zostać na balu i tańcząc wyrażać swoje emocje?
Chciałam się dobrze bawić, a teraz co? Jedyne co mi zostało, to
oglądanie kolorowych grzbietów książek.
-
Nie interesuje cię to? – zapytał lekko speszony.
-
Co? Oczywiście, że mnie interesuje. To bardzo… pasjonujące.
Wyobraź sobie ile prehistorycznych moli może siedzieć miedzy
kartkami?
Próbowałam
się uśmiechnąć i udawać, że mój dowcip był naprawdę
genialny.
-
Wiesz, że oboje przegramy? – zapytał, a mój głupi uśmieszek
zniknął.
-
Nie wiem o czym mówisz.
- O
życiu. Oboje przegramy życie. Pokazałem ci tą biblioteką, abyś
w tych książkach szukała siebie. Prawdziwej Ginny Weasley. Taj,
której ja nie miałem okazji poznać.
-
Nie rozumiem, Eddie…
-
Cicho. – Rzekł czule, kładąc mi na wargach swój zimny palec. -
Dlaczego się nie uśmiechasz? To swego rodzaju asceza do Pottera?
Dlaczego nie ubierzesz się ładnie? Oczywiście nie mówię o
dzisiejszej sukience.
-
Przecież jest wojna.
-
Najgorszą wojnę toczysz w sobie. Pomóż wygrać kobiecie, a nie
tej małej stęsknionej dziewczynce, która zakochała się w
Wybrańcu.
Dlaczego
nie miałam siły zaprzeczyć? Dlaczego słuchałam tego wszystkiego
i co więcej wierzyłam w to? Bo to była prawda. Eddie maił
ogromnie dużo racji. Kurczowo uczepiłam się dzieciństwa.
Myślałam, że młody wiek usprawiedliwi moje zachowania. Harry był
jego częścią. Przypominał mi piegowatą Ginny, która oblewała
się szkarłatnym rumieńcem na jego widok. Był moim idealnym
bohaterem na białym rumaku. Tak strasznie chciałam mu się
odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobił, że prawie wyrzucono
mnie ze szkoły. Czy to było dobre? Oczywiście, że nie! Już czas
pogodzić się z losem. Wszyscy mają racje. On ze mną zerwał,
jestem wolna. Mam prawo sama decydować o sobie.
Harry!
Nigdy
już nie będę Twoja! Nie dam się nabrać na żaden eliksir
miłosny, czułe słówka i pocałunki. To się nie zmieni. Jest to
definitywna i nieodwracalna sytuacja. Wyobraź sobie, że przez
Ciebie nie odróżniam nocy od dnia. Wszystko zaczyna we mnie powoli
umierać. Z tęsknoty staczam się na dno, a do nogi przyczepiony mam
ciężki balast wspomnień.
Błagam
Cię już ostatni raz. Odetnij go! Nie potrzebuję Twojej ręki. Do
powierzchni dopłynę sama.
To
jest kategoryczny i ostateczny koniec! Masz natychmiast odesłać
moje serce! Czy to jest jasne? Jutro rano chce je widzieć w mojej
lewej piersi. Nie wiem jak to zrobisz, ale liczę na Ciebie ten
ostatni już raz.
Ostatni
już raz
– Ginny,
przepraszam - Ginevra
***
Minusem
tej notki jest na pewno jej długość. A plusem? No sama nie wiem…
Mi się podoba, a to już jest coś. Szablon też mi się podoba.
Zobaczymy jak długo zabaluje :P
A
skoro o balowaniu mowa, to życzę wam wszystkim wystrzałowego
Sylwestra i obyście wiedzieli po imprezie gdzie mieszkacie.
A z
okazji Nowego Roku składam wam najserdeczniejsze życzenia :)
Zdrowia, sukcesów, uśmiechu, spełnienia marzeń, zawsze trafnych
decyzji i odwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz