niedziela, 2 stycznia 2011

018 ROZDZIAŁ: Zwątpienie i pożegnanie

Każdy z nas ma swoją własną rzeczywistość albo
nawet kilka i czasem trudno orzec,
której należy się trzymać.
(Graham Masterton)
 
Następnego dnia obudziłam się później niż zwykle. W sypialni było pusto. Najpewniej wszystkie współlokatorki udały się na niedzielne śniadanie. Przeciągnęłam się i ziewnęłam, szeroko otwierając usta. Usiadłam lekko skołowana i chwyciłam pergamin i pióro leżące na mojej szafce nocnej.
 
Kochany Harry,
Wiesz jaki miałam dziwny sen? Taki nierealny i nieprawdopodobny. Śniłam, że już Cię nie kocham. Możesz w to uwierzyć? Był tam też taki facet, miał na imię Eddie. Czy ty zdajesz sobie sprawę, ze miał takie same, piękne, głębokie, zielone oczy? Tak wiem, to jest absurdalne. Zabrał mnie do tajnej biblioteki, a to było co najmniej głupie. Skoro to był tylko sen, to mógł mi zdradzić jakiś mroczniejszy sekret, od którego włos jeży się na głowie. A tu nic! Tylko półki zapełnione książkami. Nawet w czasie nocnych wizji moje życie jest szare i beznamiętne.
A co u Ciebie? Myślisz o mnie czasami? Chyba masz chwile tylko dla siebie? Albo dla nas…
Ściskam i całuję – Ginny
 
W pośpiechu odtrąciłam kołdrę i wstałam z łóżka. W kilku susach pokonałam drogę do łazienki. Odkręciłam  zimną wodę i nabrałam ją w złączone dłonie. Wstrzymałam oddech i obmyłam nią  zaspane oczy. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w odbicie dziewczyny. Jej rude włosy nadal były upięte, tyle że pojedyncze kosmki uciekły z niegdyś idealnego koka. Na twarzy, głównie pod oczami zostały jej resztki poprzedniego makijażu. Nie wiem czego się bała, ale jej oczy były wielkości tych, które mają skrzaty domowe. Musiała przeżyć naprawdę ciekawą noc.
Po chwili mój wzrok przykuł kawałek pergaminu przyklejony do ramy lustra. Odczytałam jego treść kilkakrotnie, aż znałam ją na pamięć.
 
Ginny
Nie chciałam Cię budzić, bo późno wróciłaś. Później opowiesz mi, jak było. Tylko ze szczegółami, bo miałaś taki świetny humor, że pewnie usłyszę same superlatywy. A poza tym, Romilda mówi, że znów poderwałaś najlepszego faceta. Dobra, nie rozpisuję się. Pogadamy później.
Całuski – Demelza
PS: Chyba pofarbuję się na rudo.
PS2: Uszczknę Ci kilka kanapek ze śniadania. Ni bój się, z Demelzą z głodu nie umrzesz.
 
To nie mogło być prawdą. To miał być tylko sen. Sen, nic więcej…
Z poślizgiem wpadłam powrotem do sypialni. Drżącymi dłońmi chwyciłam przed chwilą zapisany pergamin. Przeczytałam słowa jeszcze raz. Kochany Harry… Jednym ruchem przekreśliłam nagłówek listu. Wzięłam do ręki kałamarz z czerwonym atramentem i bez zastanowienia wylałam go na pergamin. Pobrudziłam przy tym nie tylko list, ale też pościel i ręce. Wyglądał jak szkarłatna, jeszcze ciepła krew. Po moich policzkach popłynęły strumienie łez, z piersi wydobył się głuchy jęk.
Brudnymi rękoma zakryłam twarz, wsmarowując w nią karminowy tusz. Nie panowałam nad sobą. Wtuliłam się w poduszkę. Nie wiem ile tak leżałam. Po chwili po prostu zasnęłam.
 
- Ginny! Cholera jasna, GINNY!!! – usłyszałam wrzask. – Romilda, nie stój jak głupia tylko idź po panią Pomfrey i McGonagall!
Chciałam podnieść powieki, jednak miałam wrażenie jakby coś je zakleiło. Leżałam w niewygodnej pozycji, próbowałam obrócić się na plecy, jednak na próżno. Cała się kleiłam.
- Demelza… - jęknęłam. – Co jest?
- Nic nie mów, zaraz przyjdzie Pomfrey, opatrzy ci rany i…
- Jakie rany, do cholery? Przecież nic mnie nie boli.
- Jesteś cała we krwi!
Dłonią przetarłam powieki, po czym wysilając wszystkie mięśnie twarzy, otworzyłam je. Widok musiał być naprawdę przerażający. Byłam cała poplamiona szkarłatnym płynem. Pokrywał moje dłonie, koszulę i, jak mogłam się tylko domyślać, twarz.
- To nie krew – wydukałam lekko zażenowana. – To czerwony atrament.
- Malujesz sobie barwy wojenne? – zapytała, a jej twarz nabrała głupiego wyrazu.
- Chyba sama się nie słyszysz…
Zwlokłam z łóżka moje ścierpnięte ciało i poczłapałam do łazienki. Koleżanka chciała iść za mną, jednak ja zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Nie patrząc w lustro zrzuciłam z siebie koszulę. Weszłam do kabiny prysznicowej i włączyłam ciepły strumień wody. Oddychałam głęboko, zmywając z siebie czarowny tusz i poranną naiwność.  
Nie ma nas… Jesteś ty i ja. No i on. Ciekawe, czy kiedyś będzie ona. Z chęcią ją poznam. Pewnie będzie ładna, mądra i inteligentna. Wprost idealna, tak jak ty.
 
Nie wyjeżdżałam na święta do domu. Zbyt wiele się wydarzyło, abym mogła spojrzeć rodzicom w oczy. Mamo od razu zauważyłaby, że coś jest nie tak i wypytała mnie o wszystkie szczegóły. A ja wyśpiewałabym wszystko na temat Eddiego Sanke’a, łącznie z tym jak wspaniale całuje.
Na ferie, z naszej tak zwanej paczki, wyjeżdżała tylko Luna. Miałam spotkać się z nią w Sali Wejściowej. Już na mnie czekała, oparta o sporą klepsydrę Slytherinu. Na jej twarzy jak zwykle malował się rozmarzony uśmiech. Jej duże oczy wpatrywały się w pustą przestrzeń. Oczywiście według mnie pustą, bo Luna na pewno coś tam dostrzegła.
Podeszłam do niej i uściskałam ją mocno.
- Będę tęsknić przez te tygodnie – szepnęłam jej do ucha.
- Ja też…
Stałyśmy tak przez chwilę. Bałam się, że zapyta mnie jak było na balu, jednak z jej ust nie padło żadne pytanie.
- Mam dla ciebie prezent – rzekła, podając mi paczkę zapakowaną w świąteczny papier.
- Dziękuję, ja też coś mam.
Wymieniłyśmy się prezentami i życzeniami. W moich oczach zakręciły się niekontrolowane łzy.
- Nie płacz, Ginny – powiedziała, po czym otarła kciukiem mój policzek. – Weź jeszcze to.
Wyciągnęła w moją stronę oprawioną w czarną skórę dziennik. Zawahałam się i przełknęłam głośno ślinę. Niewytłumaczalnie bałam się tego przedmiotu. Wywoływał zbyt dużo negatywnych wspomnień. Chwyciłam go trzęsącą się dłonią.
- Dlaczego mi go dajesz? – zapytałam.
- Bo pomyślałam, że może najwyższy czas odkryć jego sekret. Więc jeśli znajdziesz chwilę w ferie, to…
- Dziękuję – przerwałam jej. – Postaram się coś wymyślić. A teraz lepiej już idź, bo jeszcze ucieknie ci pociąg. Twój ojciec by ci nie wybaczył, gdybyś nie przyjechała.
Uścisnęłyśmy się jeszcze raz. Obserwowałam jej oddalająca się szczupłą sylwetkę, a potem jeszcze długo patrzyłam na drzwi, za którymi zniknęła.
***
Z dedykacją dla Alex vel Nicky i Emu/Live. Bo to my musimy zaopiekować się Ginny i dać jej wspaniałego chłopca, który ją doceni i zobaczy w niej kobietę, a nie siostrę najlepszego przyjaciela.  A wiecie, że też kiedyś pisałam o Weasley i Zabinim? Muszę wygrzebać z dna szafy to opowiadanie. Może po małej modyfikacji coś z tego będzie…
Pewnie nie jest to powód do przeprosin, ale przepraszam, że tak szybko dodałam news :P
Jeszcze jedno. Proszę abyście następnym razem dawali mi znać o nowościach w odpowiedniej zakładce w menu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci