Dobrze, dobrze, dobrze z Tobą jest...
Coraz mniej rozsądnie robi się!
Twoje pokuszenie, zwodzisz mnie...
Zmieniam się przy Tobie, w to, co chcesz!
Coraz mniej rozsądnie robi się!
Twoje pokuszenie, zwodzisz mnie...
Zmieniam się przy Tobie, w to, co chcesz!
(P. Markowska – Zaćmienie serc)
Nigdy
wcześniej nie widziałam Pokoju Życzeń w takiej scenerii. Na
mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech i przyjemne ciepło w
sercu. W rogach dużego pomieszczenia stały wspaniale przyozdobione
choinki. Z sufitów zwisły girlandy i świece, nadające blasku
całemu przedsięwzięciu. Na samym środku znajdował się duży,
okrągły stół, nakryty białym obrusem. Piętrzyły się na nim
dania, które pozostali członkowie GD przynieśli z kuchni.
Przyjemnie pachnąca para wypełniała cały pokój.
-
Och Ginny – pisnęła mi do ucha Demelza. – Jak dobrze, że już
jesteś. Neville nie chciał zaczynać jeść bez ciebie.
Spojrzałam
na starszego ode mnie chłopaka, po czym obdarzyłam go ciepłym
uśmiechem. Byłam szczęśliwa, że wrócił już do siebie po tej
klątwie. Pociągnęłam koleżankę za rękę i razem zasiadłyśmy
po jego prawej stronie.
-
Jak się masz, Neville? – zapytałam, przekładając nóż i
widelec. Ktoś najwyraźniej nie potrafił nakrywać stołu.
- W
porządku – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. –
Szkoda, że Luna nie została z nami.
- Na
pewno jest szczęśliwa mogąc spędzić trochę czasu z ojcem.
Po
chwili usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Po lewej stronie
mojego przyjaciela, miejsce zajęły Galinda i Nessi.
-
Kto układał te sztućce? – oburzyła się na powitanie Nassaroza.
-
Och Nessi – skarciła ją przyjaciółka. – Następnym razem ty
to możesz zrobić.
Ślizgonka
spojrzała na nią tak, jakby Glindzia właśnie kazała jej umyć
lochy.
- Ty
chyba żartujesz…
Jedliśmy
rozmawiając. Dyskusja dotyczyła każdego tematu. Szkoły, ocen,
nauczycieli, sytuacji w rodzinie. Co jakiś czas rozładowywano
atmosferę jakimś głupim żartem.
Harry,
Myślę
o Tobie bez względu na wszystko. Są święta, a ty
najprawdopodobniej spędzasz je gdzieś w namiocie. Czy razem z
Hermioną i Ronem też macie dobrą zabawę? O ile w takiej sytuacji
można mówić o zabawie.
Pamiętasz
jeszcze nasze wszystkie wspólne święta w Norze? Ja nie do końca.
Obrazy mi umykają. Twarze pokrywa mgła. Kiedy próbuję sobie
Ciebie przypomnieć, to widzę Jego. Tłumaczę sobie, że to przez
te oczy. Oszukuję sam siebie. Zresztą jak całe życie…
Szkoda,
że nawet w święta nie mogę napisać do Ciebie optymistycznego
listu.
Ginevra
Molly Weasley
Nawet
nie wiem, kiedy prysła świąteczna atmosfera. Nie zauważyłam
wtargnięcia Seamusa. Byłam pewna, że siedział tu cały czas.
Stanął przy największej choince, a jego twarz nabrała smutnego
wyrazu. Wszyscy zamilkli. Wpatrywali się w jego szklane od płaczu
oczy. Wiedziałam, że coś się święci, że zaraz powie nam coś
złego. Przełknęłam głośno ślinę. Najchętniej zatkałabym
uszy. Poczułam jak Demelza chwyta mnie za rękę. Bała się, choć
po jej twarzy nadal błąkały się resztki uśmiechu.
-
Spóźniłem się, bo chciałem posłuchać do końca audycji w
Potter Warcie – zaczął, a po jego policzkach popłynęły łzy.
Znaczyło to tylko jedno. – Ktoś, kogo dobrze znaliśmy nie żyje.
Nasz przyjaciel… Justyn Finch-Fletchley …
Zakręciło
mi się w głowie. Po prawej usłyszałam szloch koleżanki.
-
Ale to nie koniec! – krzyknął Seamus, dopiero teraz zaważyłam,
że był wstawiony. – Luna Lovegood została porwana.
Tego
było zbyt wiele jak na jeden świąteczny wieczór. Siedziałam
wpatrzona w dziko zachowujący się tłum. Niektórzy stawali na
krzesłach i wymachiwali rękoma, inni zaczęli obmyślać plan
odbicia Luny od nieprzyjaciela. Parvati, Lavender i Padma zaczęły
zanosić się tak głośnym szlochem, ze musiałam zatkać uszy, aby
nie zwariować. Demelza przytuliła się swoim kościstym ciałem i
lamentowała mi we włosach.
Kruchość
ludzkiego życia zaczęła mnie przerażać. Przecież jeszcze kilka
dni temu żegnałam się z nią w holu, a teraz…? Po co wyjechała
z zamku? Czy dała mi ten skradziony dziennik, bo coś przeczuwała?
Nie, to było absolutnie niemożliwe.
Nawet
nie wiem kto i kiedy przyniósł alkohol. Nessi wręczyła mi butelkę
zakazanego napoju. Po jej oczach widziałam, że swoją już wypiła.
-
Dzięki – jęknęłam, biorąc pierwszy łyk.
Ognista
rozpaliła mi gardło. Czułam przyjemne mrowienie i pociągnęłam
większy haust. Wiedziałam, że alkohol nie jest dobrym
rozwiązaniem, ale teraz nie miałam zamiaru o niczym myśleć. W
mojej głowie nie było już miejsca na więcej bólu i
cierpienia. Musiałam to jakoś przerwać.
W
pewnej chwili poczułam jak po moim kręgosłupie przechodzi znajomy
dreszcz. Otworzyłam szerzej oczy. To było takie… niemożliwe.
-
Wróciłeś? – zapytałam.
Poczułam
na sobie wzrok Nessi i Demelzy.
-
Ginny, może lepiej odłóż już tą butelkę – usłyszałam jak
przez mgłę.
Wstałam
od stołu i nie patrząc na zdziwione miny towarzyszy wyszłam z
Pokoju Życzeń. Duszkiem wypiłam resztę ognistej i z trzaskiem
rozbiłam butelkę na ścianie.
Znany
mi kształt owinął mój umysł.
-
Dlaczego tyle musiałam na ciebie czekać? – zapytałam z wyrzutem.
– Myślałam, że zależało ci na moich uczuciach?
Nie
odpowiedział. Czułam, jak rozkłada się wygodnie w mojej głowie.
Nie chciał tak jak kiedyś przejmować nade mną kontroli. Moje
ciało objął cień wspomnień. Jego długie palce gładziły moje
policzki. Wiedziałam, gdzie mszę się udać. Nasze zbezczeszczone
przez złych ludzi miejsce.
Szłam
spokojnie. Miałam znane mi twarze. Uśmiechałam się do nich, tak
jak mi kazał. Nie mogłam stwarzać podejrzeń. Na czwartym piętrze
spojrzałam na drzwi od biblioteki. Mimowolnie pomyślałam o Eddiem.
Co by pomyślał, gdyby mnie teraz zobaczył? Macki na umyśle
zacisnęły się mocniej. Usłyszałam wdzięczny chichot towarzysza.
-
Przepraszam – usprawiedliwiłam się. – Teraz ty jesteś
najważniejszy…
Zeszła
na pierwsze piętro i wślizgnęłam się do łazienki Jęczącej
Marty.
Pamiętałam
wszystko dokładnie. Nie musiał mnie zmuszać, abym stanęła przy
niedziałającej umywalce. Wiedział aż zbyt dobrze, że to zrobię.
Syknęłam.
Wejście
do komnaty tajemnic zaczęło otwierać się z trzaskiem.
Zamknij
swoje myśli – usłyszałam w głowie jego głos. – Zapomnij się
jeszcze raz, jeszcze na chwilę…
-
Dlaczego ci znów ufam? – zapytałam na głos, zerkając w głąb
szerokiej rury. – Przecież wiem kim jesteś. Jesteś… Voldemort.
Jestem
twoim prawdziwym przyjacielem – odpowiedział.
-
Jestem za mała na przyjaźń. Coś takiego nie może istnieć między
kobietą i mężczyzną.
Wiesz
dlaczego zakochałaś się w Potterze? – Teraz on zadawał pytania.
– Bo on jest najbliżej mnie. Jest bezpośrednią drogą.
Usłyszałam
głośny śmiech, który wydobył się z mojej piersi. Nie chciałam
już niczego. Rozłożyłam ręce i skoczyłam. Tunel do piekła wił
się w nieskończoność. Pędziłam z niesamowitą prędkością.
Nikt nie mógł mnie już zatrzymać.
Odcięłaś
jedną linę, aby związać się kolejną? Jesteś…
Moje
ciało upadło na posadzkę pełną kości i martwych szczurów.
Moich nozdrzy doszedł zapach padliny. Biegłam przed siebie.
Potykałam się o własne nogi, ale chciałam jak najszybciej ujrzał
Komnatę. Nic się nie zmieniło przez te kilka lat. Salę nadal
wypełniała dziwna zielonkawa poświata. Wysokie kamienne kolumny,
ozdobione takimi samymi splecionymi wężami, wspierały ginące w
mroku sklepienie, rzucając długie czarne cienie.
Serce
zabiło mi mocniej. Wsłuchiwałam się w przejmującą, niczym
niezakłóconą ciszę. Szłam między wężowymi kolumnami. Każdy
mój krok rozbrzmiewał głośnym echem. Obserwowałam olbrzymią
rzeźbioną głowę. Pod stopami posągu leżało ogromne zielone
cielsko.
Mogłaś
mieć każdego…
-
Zamknij się. Ja chcę ciebie. Ten ostatni już raz…
Uklęknęłam
przy łbie olbrzymiego gada. Pogładziłam jego szorstki, łuskowaty
pysk. Śmierdział rozkładającym się mięsem.
Nie
dotykaj jego kłów.
Posłuchałam.
Wiedziałam, że bez względu na wszystko mi na to nie pozwoli.
Wtuliłam
się w martwe ciało bazyliszka.
-
Pamiętasz, jak mieliśmy razem zabić Justyna? Nie udało nam się…
Ale nie przejmuj się. Jego już nie ma. Dzisiaj rano ogłoszono jego
śmierć. Pewnie załatwili go szmalcownicy. My niczego nie
potrafiliśmy dobrze zrobić, może dlatego, że podczas rozmowy nie
mogłam patrzeć ci w oczy? Ponoć to pomaga.
Nic
nie odpowiedział. Nie był w stanie wydobyć z siebie nawet
najmniejszego syku. Kiedyś lubiłam go słuchać. Tom zawsze
zasłaniał mi oczy, abym nic mnie nie pokusiło. To były takie
odległe czasy.
Zakazany
sen… szalona bajka… niespełnione pragnienie.
***
Notka
bez dedykacji, bo czegoś takiego dedykować mi nie wypada. Mam
nadzieję, że nikt się nie zraził, bo Elfaba chyba nie potrafi
inaczej pisać. Zawsze muszę wniknąć głęboko w bohaterkę.
I tu
kończy się semestr pierwszy i tak jakby cześć pierwsza.
Pochłaniam Twoje opowiadania w jeden dzień.
OdpowiedzUsuńDawno się tak nie wciągnęłam. .__>
Dawno żaden blog mnie nie wciągnął jak twój.
OdpowiedzUsuńHistoria cudowna. Sama nie potrafiła bym tak opisać wszystkich uczuć tak jak i przemyśleń.
Dawno żaden blog mnie nie wciągnął jak twój.
OdpowiedzUsuńHistoria cudowna. Sama nie potrafiła bym tak opisać wszystkich uczuć tak jak i przemyśleń.