niedziela, 9 stycznia 2011

019 ROZDZIAŁ: Słodkie szaleństwo


Dobrze, dobrze, dobrze z Tobą jest...
Coraz mniej rozsądnie robi się!
Twoje pokuszenie, zwodzisz mnie...
Zmieniam się przy Tobie, w to, co chcesz!
(P. Markowska – Zaćmienie serc) 
 

Nigdy wcześniej nie widziałam Pokoju Życzeń w takiej scenerii.  Na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech i przyjemne ciepło w sercu. W rogach dużego pomieszczenia stały wspaniale przyozdobione choinki. Z sufitów zwisły girlandy i świece, nadające blasku całemu przedsięwzięciu. Na samym środku znajdował się duży, okrągły stół, nakryty białym obrusem. Piętrzyły się na nim dania, które pozostali członkowie GD przynieśli z kuchni. Przyjemnie pachnąca para wypełniała cały pokój.
- Och Ginny – pisnęła mi do ucha Demelza. – Jak dobrze, że już jesteś. Neville nie chciał zaczynać jeść bez ciebie.
Spojrzałam na starszego ode mnie chłopaka, po czym obdarzyłam go ciepłym uśmiechem. Byłam szczęśliwa, że wrócił już do siebie po tej klątwie. Pociągnęłam koleżankę za rękę i razem zasiadłyśmy po jego prawej stronie.
- Jak się masz, Neville? – zapytałam, przekładając nóż i widelec. Ktoś najwyraźniej nie potrafił nakrywać stołu.
- W porządku – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. – Szkoda, że Luna nie została z nami.
- Na pewno jest szczęśliwa mogąc spędzić trochę czasu z ojcem.
Po chwili usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Po lewej stronie mojego przyjaciela, miejsce zajęły Galinda i Nessi.
- Kto układał te sztućce? – oburzyła się na powitanie Nassaroza.
- Och Nessi – skarciła ją przyjaciółka. – Następnym razem ty to możesz zrobić.
Ślizgonka spojrzała na nią tak, jakby Glindzia właśnie kazała jej umyć lochy.
- Ty chyba żartujesz…
Jedliśmy rozmawiając. Dyskusja dotyczyła każdego tematu. Szkoły, ocen, nauczycieli, sytuacji w rodzinie. Co jakiś czas rozładowywano atmosferę jakimś głupim żartem.
 
Harry,
Myślę o Tobie bez względu na wszystko. Są święta, a ty najprawdopodobniej spędzasz je gdzieś w namiocie. Czy razem z Hermioną i Ronem też macie dobrą zabawę? O ile w takiej sytuacji można mówić o zabawie.
Pamiętasz jeszcze nasze wszystkie wspólne święta w Norze? Ja nie do końca. Obrazy mi umykają. Twarze pokrywa mgła. Kiedy próbuję sobie Ciebie przypomnieć, to widzę Jego. Tłumaczę sobie, że to przez te oczy. Oszukuję sam siebie. Zresztą jak całe życie…
Szkoda, że nawet w święta nie mogę napisać do Ciebie optymistycznego listu.
Ginevra Molly Weasley
 
Nawet nie wiem, kiedy prysła świąteczna atmosfera. Nie zauważyłam wtargnięcia Seamusa. Byłam pewna, że siedział tu cały czas. Stanął przy największej choince, a jego twarz nabrała smutnego wyrazu. Wszyscy zamilkli. Wpatrywali się w jego szklane od płaczu oczy. Wiedziałam, że coś się święci, że zaraz powie nam coś złego. Przełknęłam głośno ślinę. Najchętniej zatkałabym uszy. Poczułam jak Demelza chwyta mnie za rękę. Bała się, choć po jej twarzy nadal błąkały się resztki uśmiechu.  
- Spóźniłem się, bo chciałem posłuchać do końca audycji w Potter Warcie – zaczął, a po jego policzkach popłynęły łzy. Znaczyło to tylko jedno. – Ktoś, kogo dobrze znaliśmy nie żyje. Nasz przyjaciel… Justyn Finch-Fletchley …
Zakręciło mi się w głowie. Po prawej usłyszałam szloch koleżanki.
- Ale to nie koniec! – krzyknął Seamus, dopiero teraz zaważyłam, że był wstawiony. – Luna Lovegood została porwana.
Tego było zbyt wiele jak na jeden świąteczny wieczór. Siedziałam wpatrzona w dziko zachowujący się tłum. Niektórzy stawali na krzesłach i wymachiwali rękoma, inni zaczęli obmyślać plan odbicia Luny od nieprzyjaciela. Parvati, Lavender i Padma zaczęły zanosić się tak głośnym szlochem, ze musiałam zatkać uszy, aby nie zwariować. Demelza przytuliła się swoim kościstym ciałem i lamentowała mi we włosach.
Kruchość ludzkiego życia zaczęła mnie przerażać. Przecież jeszcze kilka dni temu żegnałam się z nią w holu, a teraz…? Po co wyjechała z zamku? Czy dała mi ten skradziony dziennik, bo coś przeczuwała? Nie, to było absolutnie niemożliwe.
Nawet nie wiem kto i kiedy przyniósł alkohol. Nessi wręczyła mi butelkę zakazanego napoju. Po jej oczach widziałam, że swoją już wypiła.
- Dzięki – jęknęłam, biorąc pierwszy łyk.
Ognista rozpaliła mi gardło. Czułam przyjemne mrowienie i pociągnęłam większy haust. Wiedziałam, że alkohol nie jest dobrym rozwiązaniem, ale teraz nie miałam zamiaru o niczym myśleć. W mojej głowie nie było już miejsca na więcej  bólu i cierpienia. Musiałam to jakoś przerwać.
W pewnej chwili poczułam jak po moim kręgosłupie przechodzi znajomy dreszcz. Otworzyłam szerzej oczy. To było takie… niemożliwe.
- Wróciłeś? – zapytałam.
Poczułam na sobie wzrok Nessi i Demelzy.
- Ginny, może lepiej odłóż już tą butelkę – usłyszałam jak przez mgłę.
Wstałam od stołu i nie patrząc na zdziwione miny towarzyszy wyszłam z Pokoju Życzeń. Duszkiem wypiłam resztę ognistej i z trzaskiem rozbiłam butelkę na ścianie.
Znany mi kształt owinął mój umysł.
- Dlaczego tyle musiałam na ciebie czekać? – zapytałam z wyrzutem. – Myślałam, że zależało ci na moich uczuciach?
Nie odpowiedział. Czułam, jak rozkłada się wygodnie w mojej głowie. Nie chciał tak jak kiedyś przejmować nade mną kontroli. Moje ciało objął cień wspomnień. Jego długie palce gładziły moje policzki. Wiedziałam, gdzie mszę się udać. Nasze zbezczeszczone przez złych ludzi miejsce.
Szłam spokojnie. Miałam znane mi twarze. Uśmiechałam się do nich, tak jak mi kazał. Nie mogłam stwarzać podejrzeń. Na czwartym piętrze spojrzałam na drzwi od biblioteki. Mimowolnie pomyślałam o Eddiem. Co by pomyślał, gdyby mnie teraz zobaczył? Macki na umyśle zacisnęły się mocniej. Usłyszałam wdzięczny chichot towarzysza.
- Przepraszam – usprawiedliwiłam się. – Teraz ty jesteś najważniejszy…
Zeszła na pierwsze piętro i wślizgnęłam się do łazienki Jęczącej Marty.
Pamiętałam wszystko dokładnie. Nie musiał mnie zmuszać, abym stanęła przy niedziałającej umywalce. Wiedział aż zbyt dobrze, że to zrobię. Syknęłam.
Wejście do komnaty tajemnic zaczęło otwierać się z trzaskiem.
 Zamknij swoje myśli – usłyszałam w głowie jego głos. – Zapomnij się jeszcze raz, jeszcze  na chwilę…
- Dlaczego ci znów ufam? – zapytałam na głos, zerkając w głąb szerokiej rury. – Przecież wiem kim jesteś. Jesteś… Voldemort.
 Jestem twoim prawdziwym przyjacielem – odpowiedział.
- Jestem za mała na przyjaźń. Coś takiego nie może istnieć między kobietą i mężczyzną.
Wiesz dlaczego zakochałaś się w Potterze? – Teraz on zadawał pytania. – Bo on jest najbliżej mnie. Jest bezpośrednią drogą.
Usłyszałam głośny śmiech, który wydobył się z mojej piersi. Nie chciałam już niczego. Rozłożyłam ręce i skoczyłam. Tunel do piekła wił się w nieskończoność. Pędziłam z niesamowitą prędkością. Nikt nie mógł mnie już zatrzymać.
Odcięłaś jedną linę, aby związać się kolejną? Jesteś…
Moje ciało upadło na posadzkę pełną kości i martwych szczurów.  Moich nozdrzy doszedł zapach padliny. Biegłam przed siebie. Potykałam się o własne nogi, ale chciałam jak najszybciej ujrzał Komnatę. Nic się nie zmieniło przez te kilka lat. Salę nadal wypełniała dziwna zielonkawa poświata. Wysokie kamienne kolumny, ozdobione takimi samymi splecionymi wężami, wspierały ginące w mroku sklepienie, rzucając długie czarne cienie.
Serce zabiło mi mocniej. Wsłuchiwałam się w przejmującą, niczym niezakłóconą ciszę. Szłam między wężowymi kolumnami. Każdy mój krok rozbrzmiewał głośnym echem. Obserwowałam olbrzymią rzeźbioną głowę. Pod stopami posągu leżało ogromne zielone cielsko.
Mogłaś mieć każdego…
- Zamknij się. Ja chcę ciebie. Ten ostatni już raz…
Uklęknęłam przy łbie olbrzymiego gada. Pogładziłam jego szorstki, łuskowaty pysk. Śmierdział rozkładającym się mięsem.
Nie dotykaj jego kłów.
Posłuchałam. Wiedziałam, że bez względu na wszystko mi na to nie pozwoli.
Wtuliłam się w martwe ciało bazyliszka.
- Pamiętasz, jak mieliśmy razem zabić Justyna? Nie udało nam się… Ale nie przejmuj się. Jego już nie ma. Dzisiaj rano ogłoszono jego śmierć. Pewnie załatwili go szmalcownicy. My niczego nie potrafiliśmy dobrze zrobić, może dlatego, że podczas rozmowy nie mogłam patrzeć ci w oczy? Ponoć to pomaga.
Nic nie odpowiedział. Nie był w stanie wydobyć z siebie nawet najmniejszego syku.  Kiedyś lubiłam go słuchać. Tom zawsze zasłaniał mi oczy, abym nic mnie nie pokusiło. To były takie odległe czasy.
Zakazany sen… szalona bajka… niespełnione pragnienie.
***
Notka bez dedykacji, bo czegoś takiego dedykować mi nie wypada. Mam nadzieję, że nikt się nie zraził, bo Elfaba chyba nie potrafi inaczej pisać. Zawsze muszę wniknąć głęboko w bohaterkę.
I tu kończy się semestr pierwszy i tak jakby cześć pierwsza.

3 komentarze:

  1. Pochłaniam Twoje opowiadania w jeden dzień.

    Dawno się tak nie wciągnęłam. .__>

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno żaden blog mnie nie wciągnął jak twój.

    Historia cudowna. Sama nie potrafiła bym tak opisać wszystkich uczuć tak jak i przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno żaden blog mnie nie wciągnął jak twój.

    Historia cudowna. Sama nie potrafiła bym tak opisać wszystkich uczuć tak jak i przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci