wtorek, 18 stycznia 2011

020 ROZDZIAŁ: Ich trzech

Pogubione dni, pogubiona ja
nie odnajdę się w czarno - białym filmie,
kiedy skrawek mnie wciąż w błękicie jeszcze trwa.
(P. Markowska – Czarno-biały film)
Z trudem łapałam powietrze. Mój oddech był płytki i nierównomierny. Chciałam wstać, jednak moje ciało zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa po długotrwałym przebywaniu na twardej, kamiennej posadzce. Ile tak leżałam? Może kilka minut, godzin, dni, miesięcy, lat a może całą wieczność? To nie istotne…
Obudziły mnie podniesione głosy. Nie dałam rady otworzyć oczu. Powieki miałam sklejone ropą i łzami.
- Nie stój tak, tylko zrób coś! – dobiegło moich uszu. Znałam ten głos, jednak nie wiedziałam z czym go skojarzyć. Poczułam obcy dotyk na szyi, a później przy ustach i nosie.
- Ona ledwo oddycha!
- Dziwię się, że nie udusiła się w tym smrodzie. – Wypowiedział się drugi mężczyzna. Był o wiele spokojniejszy. – To ty chciałeś być uzdrowicielem.
Czyjaś zimna dłoń zaczęła klepać mnie po policzku.
- Ginny, Ginny, słyszysz mnie? – Dopiero teraz go poznałam. Eddie Snake, mężczyzna, który po raz kolejny ratuje mi życie.
Wysiliłam wszystkie zmysły, aby mu odpowiedzieć, jednak z mojej piersi wydobył się tylko głuchy jęk. Eddie jednym ruchem podniósł mnie do pozycji siedzącej. Moje plecy opierały się o jego ramię. Poczułam narastający ból głowy. Pulsujące skronie uniemożliwiały mi myślenie.
- Może lepiej ją stąd zabrać? – zaproponował drugi głos. Był to Severus Snape, dyrektor Hogwartu, a do tego jeden z jego najwierniejszych sług.
Zmusiłam się do otwarcia oczu. Przez chwilę wszystko było zamazane, jednak po chwili zaczęłam dostrzegać kontury wysokich kolumn. Obaj mężczyźni patrzyli na mnie z mieszanymi uczuciami. Byli podobni, aż za bardzo podobni. Przyrzekłam sobie, że muszę zapytać o to Eddiego przy najbliższej okazji.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w ramionach tego młodszego. Jakaś cząstka mnie jednak nie chciała opuszczać Komnaty, jednak większa nigdy nie chciała tu wracać.
Dopiero kiedy wydostaliśmy się z Komnaty mogłam trzeźwo myśleć. Pierwsze kilka głębokich wdechów sprawiło, że przestała boleć mnie głowa. Miałam nadzieję, że Eddie zaniesie mnie do skrzydła szpitalnego, gdzie będę mogła w spokoju przemyśleć ostatnie wydarzenia.
Niestety moje marzenia się nie spełniły. Mężczyzna zabrał mnie prosto do gabinety dyrektora i posadził skuloną na fotelu. Nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy okrył mnie kocem.
- Zaraz zrobię ci herbatę – rzekł.
Usłyszałam za plecami głośne chrząknięcie dyrektora. Bez słowa zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Później się nią zaopiekujesz – oświadczył po chwili. – Chcę z nią porozmawiać w cztery oczy.
Serce zabiło mi szybciej. Pisałam w głowie najgorsze scenariusze. Byłam wręcz pewna, że Snape wyciągnie ogromne konsekwencje mojego zachowania. Nie miałam zamiaru mu wszystkiego tłumaczyć, ani tym bardziej opisywać moich relacji z… no właśnie, z Tom’em Riddlem, jego panem.
Eddie spojrzał mi pokrzepiająco w oczy, po czym bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu.
Starałam się nie patrzeć na Snape’a, choć dobrze wiedziałam, że on lustruje mnie wzrokiem. Czekałam aż dyrektor sam zacznie rozmowę.
- Mogę wiedzieć, co tam robiłaś? – zadał pierwsze pytanie.
Milczałam.
- Weasley, czy ty naprawdę masz nie po kolei w głowie?
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego groźnie. Nie miał prawa mnie obrażać. Powstrzymała mnie resztka zdrowego rozsądku. Kłótnia z najważniejszą osobistością w szkole była głupim rozwiązaniem.
Droga Ginevro,
Czy Tobie już zupełnie odwalił? Jakoś potrafię zrozumieć, kiedy dziewczyna kocha dwóch facetów, ale trzech? W dodatku żaden z nich nie jest do końca normalny.
Sama pomyśl, w Twoim sercu siedzi jakiś tam Harry Potter, który teraz znajduje się gdzie, nie wiadomo gdzie. Wiesz w ogóle czy wróci? Powinnaś wyrzucić go z hukiem. On na Ciebie nie zasługuje, bo najzwyczajniej w świecie sam Cię zostawił. Nie wpuszczaj go więcej, choćby nie wiem jakich magicznych haseł i złotych kluczy używał.
Czy wiesz jaki jest najważniejszy element ludzkiego ciała? Nie? Głowa! Ale to co rozłożyło się w Twojej jest… no przepraszam, ale delikatnie mówiąc odrażające! Jak mogłaś pozwolić uwić gniazdko wężopodobnemu facetowi bez nosa!? Ba! Tu nawet wygląd nie gra roli. Czy Ty zdajesz sobie sprawę kim on jest? Największe monstrum jakie zna świat! To nie jest ten miły Tom, w którym się zakochałaś w dzieciństwie. Ja Cię nie proszę, ja Cię błagam, pozbądź się go!
Natomiast ten trzeci - Eddie, jest zupełną abstrakcją na tle tamtych dwóch. Taki normalny, realny… Zawsze Ci pomoże, zawsze doradzi. Wiem jak na niego patrzysz. Widzę to przy każdym waszym spotkaniu. Zatapiacie się w swoich spojrzeniach. Och Ginevro, jaka byłaby z Was piękna para! Może pomógłby Ci zapomnieć o pozostałych? Wiem, wiem… Ty nie chcesz o nich zapomnieć.
Czy Ty wiesz, że dłużej tak nie można? Nie powiem, że musisz wybierać, bo tu nie ma nic do wybierania. Odpowiedź nasuwa się sama. Albo ten ostatni, albo zupełnie ktoś inny.
Pragnące spokoju Sumienie
o wdzięcznym imieniu – Ginny.
Widziałam jak Snape przewraca oczami. Czy był w stanie mi pomóc? Nie dowiem się, póki nie spróbuję.
- On mi kazał – jęknęłam.
- Kto? – W jego głosie można było wyczuć nutkę napięcia.
- Tom… to znaczy… - Zawahałam się. Sama nie wiedziałam jak Go nazwać.
Dyrektor pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie bądź śmieszna – prawie wypluł te słowa. – Uważasz, że Czarny Pan nie ma lepszych rzeczy do roboty, tylko zabawę z szesnastoletnią uczennicą?
Zatkało mnie. Ja mu zdradzam mój największy sekret, a on mi wylatuje z takim tekstem? To nie mogła być prawda.
- Nie wierzy mi pan? – zapytała, bliska płaczu.
- Pewnie zbyt wiele wypiłaś. Nie muszę wspominać, że złamałaś tym samym kolejne zasady regulaminu?
- Ale… Proszę pana, ja nie kłamię.
- Jeśli faktycznie nie kłamiesz, to znaczy, że jesteś szalona.
- Nie jestem szalona! – krzyknęłam trochę zbyt głośno.
Nie odpowiedział. Najwyraźniej nie miał zamiaru użerać się z głupia małolatą. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wpatrują się we mnie wszystkie portrety poprzednich dyrektorów. Większość z nich wyglądała na zniesmaczonych moją zuchwałością. Nawet wzrok Dumbledore’a nie był łaskawy. W zasadzie nie odczytałam z niego nic, co mogłoby mi w jakiś sposób pomóc.
- Idź do pana Snake’a – oświadczył po chwili Snape. – On się tobą zajmie.
Wstałam z krzesła. Pożegnałam się cicho i wyszłam. Gdybym tylko mogła znaleźć złoty środek.
***
Dla VIP – a, czyli Psyche :) Sama rozumiesz, że huczny Sylwester Ginevry jest zupełnie nie na miejscu. Ale się nie martw, Harry już… no nie napiszę, że niedługo bo pewnie okłamię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci