Pogubione dni, pogubiona ja
nie odnajdę się w czarno - białym filmie,
kiedy skrawek mnie wciąż w błękicie jeszcze trwa.
nie odnajdę się w czarno - białym filmie,
kiedy skrawek mnie wciąż w błękicie jeszcze trwa.
(P. Markowska – Czarno-biały film)
Z
trudem łapałam powietrze. Mój oddech był płytki i
nierównomierny. Chciałam wstać, jednak moje ciało zaczęło
odmawiać mi posłuszeństwa po długotrwałym przebywaniu na
twardej, kamiennej posadzce. Ile tak leżałam? Może kilka minut,
godzin, dni, miesięcy, lat a może całą wieczność? To nie
istotne…
Obudziły
mnie podniesione głosy. Nie dałam rady otworzyć oczu. Powieki
miałam sklejone ropą i łzami.
-
Nie stój tak, tylko zrób coś! – dobiegło moich uszu. Znałam
ten głos, jednak nie wiedziałam z czym go skojarzyć. Poczułam
obcy dotyk na szyi, a później przy ustach i nosie.
-
Ona ledwo oddycha!
-
Dziwię się, że nie udusiła się w tym smrodzie. – Wypowiedział
się drugi mężczyzna. Był o wiele spokojniejszy. – To ty
chciałeś być uzdrowicielem.
Czyjaś
zimna dłoń zaczęła klepać mnie po policzku.
-
Ginny, Ginny, słyszysz mnie? – Dopiero teraz go poznałam. Eddie
Snake, mężczyzna, który po raz kolejny ratuje mi życie.
Wysiliłam
wszystkie zmysły, aby mu odpowiedzieć, jednak z mojej piersi
wydobył się tylko głuchy jęk. Eddie jednym ruchem podniósł mnie
do pozycji siedzącej. Moje plecy opierały się o jego ramię.
Poczułam narastający ból głowy. Pulsujące skronie uniemożliwiały
mi myślenie.
-
Może lepiej ją stąd zabrać? – zaproponował drugi głos. Był
to Severus Snape, dyrektor Hogwartu, a do tego jeden z jego
najwierniejszych sług.
Zmusiłam
się do otwarcia oczu. Przez chwilę wszystko było zamazane, jednak
po chwili zaczęłam dostrzegać kontury wysokich kolumn. Obaj
mężczyźni patrzyli na mnie z mieszanymi uczuciami. Byli podobni,
aż za bardzo podobni. Przyrzekłam sobie, że muszę zapytać o to
Eddiego przy najbliższej okazji.
Nawet
nie wiem kiedy znalazłam się w ramionach tego młodszego. Jakaś
cząstka mnie jednak nie chciała opuszczać Komnaty, jednak większa
nigdy nie chciała tu wracać.
Dopiero
kiedy wydostaliśmy się z Komnaty mogłam trzeźwo myśleć.
Pierwsze kilka głębokich wdechów sprawiło, że przestała boleć
mnie głowa. Miałam nadzieję, że Eddie zaniesie mnie do skrzydła
szpitalnego, gdzie będę mogła w spokoju przemyśleć ostatnie
wydarzenia.
Niestety
moje marzenia się nie spełniły. Mężczyzna zabrał mnie prosto do
gabinety dyrektora i posadził skuloną na fotelu. Nie zwracając
uwagi na moje sprzeciwy okrył mnie kocem.
-
Zaraz zrobię ci herbatę – rzekł.
Usłyszałam
za plecami głośne chrząknięcie dyrektora. Bez słowa zajął
miejsce naprzeciwko mnie.
-
Później się nią zaopiekujesz – oświadczył po chwili. – Chcę
z nią porozmawiać w cztery oczy.
Serce
zabiło mi szybciej. Pisałam w głowie najgorsze scenariusze. Byłam
wręcz pewna, że Snape wyciągnie ogromne konsekwencje mojego
zachowania. Nie miałam zamiaru mu wszystkiego tłumaczyć, ani tym
bardziej opisywać moich relacji z… no właśnie, z Tom’em
Riddlem, jego panem.
Eddie
spojrzał mi pokrzepiająco w oczy, po czym bez słowa odwrócił się
na pięcie i wyszedł z gabinetu.
Starałam
się nie patrzeć na Snape’a, choć dobrze wiedziałam, że on
lustruje mnie wzrokiem. Czekałam aż dyrektor sam zacznie rozmowę.
-
Mogę wiedzieć, co tam robiłaś? – zadał pierwsze pytanie.
Milczałam.
-
Weasley, czy ty naprawdę masz nie po kolei w głowie?
Podniosłam
głowę i spojrzałam na niego groźnie. Nie miał prawa mnie
obrażać. Powstrzymała mnie resztka zdrowego rozsądku. Kłótnia z
najważniejszą osobistością w szkole była głupim rozwiązaniem.
Droga
Ginevro,
Czy
Tobie już zupełnie odwalił? Jakoś potrafię zrozumieć, kiedy
dziewczyna kocha dwóch facetów, ale trzech? W dodatku żaden z nich
nie jest do końca normalny.
Sama
pomyśl, w Twoim sercu siedzi jakiś tam Harry Potter, który teraz
znajduje się gdzie, nie wiadomo gdzie. Wiesz w ogóle czy wróci?
Powinnaś wyrzucić go z hukiem. On na Ciebie nie zasługuje, bo
najzwyczajniej w świecie sam Cię zostawił. Nie wpuszczaj go
więcej, choćby nie wiem jakich magicznych haseł i złotych kluczy
używał.
Czy
wiesz jaki jest najważniejszy element ludzkiego ciała? Nie? Głowa!
Ale to co rozłożyło się w Twojej jest… no przepraszam, ale
delikatnie mówiąc odrażające! Jak mogłaś pozwolić uwić
gniazdko wężopodobnemu facetowi bez nosa!? Ba! Tu nawet wygląd nie
gra roli. Czy Ty zdajesz sobie sprawę kim on jest? Największe
monstrum jakie zna świat! To nie jest ten miły Tom, w którym się
zakochałaś w dzieciństwie. Ja Cię nie proszę, ja Cię błagam,
pozbądź się go!
Natomiast
ten trzeci - Eddie, jest zupełną abstrakcją na tle tamtych dwóch.
Taki normalny, realny… Zawsze Ci pomoże, zawsze doradzi. Wiem jak
na niego patrzysz. Widzę to przy każdym waszym spotkaniu.
Zatapiacie się w swoich spojrzeniach. Och Ginevro, jaka byłaby z
Was piękna para! Może pomógłby Ci zapomnieć o pozostałych?
Wiem, wiem… Ty nie chcesz o nich zapomnieć.
Czy
Ty wiesz, że dłużej tak nie można? Nie powiem, że musisz
wybierać, bo tu nie ma nic do wybierania. Odpowiedź nasuwa się
sama. Albo ten ostatni, albo zupełnie ktoś inny.
Pragnące
spokoju Sumienie
o
wdzięcznym imieniu – Ginny.
Widziałam
jak Snape przewraca oczami. Czy był w stanie mi pomóc? Nie dowiem
się, póki nie spróbuję.
- On
mi kazał – jęknęłam.
-
Kto? – W jego głosie można było wyczuć nutkę napięcia.
-
Tom… to znaczy… - Zawahałam się. Sama nie wiedziałam jak Go
nazwać.
Dyrektor
pokręcił z niedowierzaniem głową.
-
Nie bądź śmieszna – prawie wypluł te słowa. – Uważasz, że
Czarny Pan nie ma lepszych rzeczy do roboty, tylko zabawę z
szesnastoletnią uczennicą?
Zatkało
mnie. Ja mu zdradzam mój największy sekret, a on mi wylatuje z
takim tekstem? To nie mogła być prawda.
-
Nie wierzy mi pan? – zapytała, bliska płaczu.
-
Pewnie zbyt wiele wypiłaś. Nie muszę wspominać, że złamałaś
tym samym kolejne zasady regulaminu?
-
Ale… Proszę pana, ja nie kłamię.
-
Jeśli faktycznie nie kłamiesz, to znaczy, że jesteś szalona.
-
Nie jestem szalona! – krzyknęłam trochę zbyt głośno.
Nie
odpowiedział. Najwyraźniej nie miał zamiaru użerać się z głupia
małolatą. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wpatrują
się we mnie wszystkie portrety poprzednich dyrektorów. Większość
z nich wyglądała na zniesmaczonych moją zuchwałością. Nawet
wzrok Dumbledore’a nie był łaskawy. W zasadzie nie odczytałam z
niego nic, co mogłoby mi w jakiś sposób pomóc.
-
Idź do pana Snake’a – oświadczył po chwili Snape. – On się
tobą zajmie.
Wstałam
z krzesła. Pożegnałam się cicho i wyszłam. Gdybym tylko mogła
znaleźć złoty środek.
***
Dla
VIP – a, czyli
Psyche :) Sama rozumiesz, że huczny Sylwester Ginevry jest
zupełnie nie na miejscu. Ale się nie martw, Harry już… no nie
napiszę, że niedługo bo pewnie okłamię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz