Na sen nigdy już nie wezmę nic
ja to wiem - odejść łatwiej jest niż żyć.
I na morzu naszych wspólnych lat,
liczę wyspy pełne smutnych dat.
ja to wiem - odejść łatwiej jest niż żyć.
I na morzu naszych wspólnych lat,
liczę wyspy pełne smutnych dat.
(Urszula – Na sen)
Jeśli
jeszcze kiedyś będzie mi dane się uśmiechnąć z całej duszy, to
zacznę wielbić ziemię po której stąpam. Nienawidzę użalać się
nad sobą, ale co innego mi postało? Mogę milczeć, albo krzyczeć.
Szeptać nie mam zamiaru. Nie jestem silna, choć może kiedyś
byłam. Kto wie, co zostało ze starej Ginny.
Eddie
jest… no właśnie, jest. A innych nie ma. Harry, Hermiona, Ron, a
teraz jeszcze Luna. Moja najdroższa przyjaciółka. Światło i
kompas tego paskudnego świata. Nawet Neville zaczął omijać mnie
dużym łukiem. Wmawiam sobie, że mu przejdzie. Coraz częściej
widuje go z Nessi. Z naszą Nessi, do której był tak mocno
uprzedzony. Jak mogłam w ogóle Myślec, że czuje coś do Luny.
Przecież nie minęły nawet dwa tygodnie od jej porwania. Czy tak
zachowują się wszyscy faceci? Łatają dziurę po kobiecie drugą?
A Nassaroza? Gdzie ona ma serce? A może właśnie to jest jej
dobroć? Wie jak poprawić humor mojemu przyjacielowi. Zna się
na mężczyznach.
Demelza
również ogranicza się do krótkiego przywitania i wymiany
uprzejmości. Nie rozmawiamy już o szkole, nauczycielach, ocenach,
ani nawet o Quidditchu. Jesteśmy sobie obce.
Galindę
widuję rzadko. Może dlatego, że Nessi nie ma dla niej już tyle
czasu? Ile razy patrzę jej w oczy widzę ból, cierpienie i jeszcze
większy pesymizm niż w moich. Nie wypada mi pytać, a ona
najwyraźniej opowiadać nie chce.
Nastała
połowa stycznia, a na błoniach nie leżało już ani grama śniegu.
Nawet mrozy puściły i nie zapowiadało się ich ponowne przyjście.
Nad Hogwartem świeciło jasne słońce, a czarne chmury odgonił
wiatr.
Eddie
codziennie spacerował ze mną po błoniach. Nie baliśmy się razem
pokazać, szczególnie że nie robiliśmy nic złego, czy intymnego.
Pomagał mi. Najzwyczajniej w świecie mi pomagał. Odnosiłam
wrażenie, że wieży w całą historię z Tom’em. Wiedział,
że nie weszłam do Komnaty z własnej, nieprzymuszonej woli. Jego
kojący głos czynił cuda.
-
Jak spokojnie – rzekłam na jednym ze spacerów.
-
Cisza przed burzą – odpowiedział, patrząc w dal.
-
Nie strasz mnie.
Na
jego twarzy zagościł delikatny uśmiech, a w oczach pojawiły się
radosne iskierki.
-
Czasami zachowujesz się tak, jakbyś nie wiedziała co się dzieje
na świecie – oświadczył lekko rozbawiony.
-
Wiem doskonale, tylko że…
-
Tylko że co?
Zamyśliłam
się na chwilę, po czym bez zastanowienia chwyciłam go za rękę i
spojrzałam prosto w oczy.
-
Kiedy jestem z tobą czuję się jak na wakacjach.
Jego
brwi uniosły się figlarnie.
-
Cóż to za głupie porównanie… - szepnął. – Wiesz, że nawet
najnudniejsze wakacje, choć ciągną się długo, to szybko się
kończą?
-
Ale ty nie jesteś tymi nudnymi – zaprzeczyłam, zatrzymując się.
- To
jeszcze gorzej…
W
pokoju wspólnym nie było nikogo. Wszyscy najwyraźniej postanowili
wcześniej położyć się spać. Chciałam iść za ich przykładem,
jednak zważyłam na stoliku małe, drewniane radio.
- Co
ci szkodzi spróbować – rzekłam sama do siebie.
Ułożyłam
się wygodnie w poprzek fotela i położyłam przedmiot na piersi.
Wyjęłam różdżkę i zaczęłam stukać nią w drewnianą obudowę.
Tylko
jedna stacja nadawała prawdziwe wiadomości. Wszystkie inne były na
usługach Sami – Wiecie – Kogo i mówiły tylko to, czego chciało
ministerstwo. „Potterwarta” nadawała co wieczór z innego
miejsca. Ich audycje były dla mnie jedną z nielicznych ucieczek do
domu.
Już
chciałam się poddać, myśląc że Potok nie planuje poprowadzić
dzisiaj audycji. I wtedy któreś z licznych słów podziałało.
Najpierw ciche trzaśnięcie, a później wyraźny głos Lee Jordana.
Podkręciłam głośność.
-
…najmocniej przepraszam za kolejną długą nieobecność. Mieliśmy
dość napięty okres świąteczny.
Zsunęłam
się niżej i położyłam głowę na oparciu fotela. Słuchałam
dalej.
- …
z radością informuję, że mamy dzisiaj specjalnego gościa –
Króla Romulusa.
-
Witam.
Bez
problemu poznałam ten głos. Profesor Remus Lupin, uczył mnie w
drugiej klasie obrony przed czarną magią. Był też przyjacielem
rodziny i członkiem Zakonu Feniksa.
-
Ale za nim porozmawiamy z naszym gościem, to padam kilka smutnych
informacji, które jak można się domyślić zostały zatuszowane
przez „Prorok Codzienny” i Czarodziejską Rozgłośnie Radiową.
Z wielkim żalem informujemy słuchaczy, że w poprzednim tygodniu
zamordowano panią Clare Ford oraz pana Erika Creswella.
W
tym momencie zawsze stawało mi serce. Tak bardzo bałam się
usłyszeć nazwiska i imiona rodziny i przyjaciół. Choć było to
okropne, poczułam ogromną ulgę, że nie znałam tych ludzi.
-
Tymczasem w Londynie – kontynuował Lee – znaleziono ciała
czterech mugoli. Źródła mugolskie uważają, że ich śmierć była
skutkiem zaczadzenia. Jednak członkowie Zakony Feniksa poinformowali
mnie, że była to sprawka śmierciożerców. Drodzy słuchacze,
proszę abyśmy teraz uczcili minutą ciszy wszystkich zamordowanych.
Zapadło
milczenie. Pomyślałam o tych nieszczęsnych mugolach. Co czują,
kiedy przychodzi do nich szaleniec z patykiem? A po chwili po prostu
giną…
-
Dziękuję. – Głos Lee Jordana wyrwał mnie z zamyślenia. – A
teraz proszę, aby głos zabrał Romulus. Powiedz nam, czy mamy
jakieś wieści o Harrym Potterze?
-
Dzięki, Potok – odezwał się znajomy głos. – Niestety nie mamy
od niego żadnych wieści, jednak jestem pewien, że jego śmierć
byłaby rozgłośni przez śmierciożerców. Harry pozostaje
symbolem wszystkiego, o co walczymy: triumfu dobra nad złem, potęgi
niewinności, wytrwania w oporze i siły ogromnej miłości.
Jego
głos mnie uspakajał. Nie dlatego, że mówił tyle dobrego o
Harrym. Remus Lupin miał taki specyficzny rodzaj bycia. Z jednej
strony był człowiekiem delikatnym i miłym, zawsze skorym do
pomocy, a z drugiej próbował zatuszować swój największy sekret.
Mówił
coś jeszcze, jednak ja byłam zbyt zmęczona aby słuchać. Nawet
nie wiem kiedy zasnęłam…
Wnętrze
pociągu ogarnęła nieprzenikniona, gęsta ciemność. Zatrzymał
się nagle, w środku pola. Nikt nie był w stanie powiedzieć
dlaczego.
Dwunastoletnia,
ruda osóbka wystawiła głowę z przedziału. Miała nadzieję, że
na korytarzy ujrzy światło, a awaria obejmowała tylko to
pomieszczenie. Pomyliła się. Ogarnęło ją uczucie strachu.
Dlaczego wspomnienia z poprzedniego roku nie mogły tak po prostu
zniknąć razem z Nim?
Resztką
odwagi zmusiła się wyjść z przedziału i poczłapała w głąb
pojazdu. Kto był najlepszą osobą, kiedy coś się działo?
Oczywiście Harry Potter.
Usłyszała
piski kota i krzyki Neville’a. Rozsunęła drzwi do hałaśliwego
przedziału.
-
Kto to?! – przywitał ją głos.
-
A ty kim jesteś? – zapytała.
-
Ginny?
-
Hermiona?
-
Co tu robisz?
-
Szukałam Rona i… - skłamała płynnie.
-
Wchodź do środka… siadaj…
-
Nie tutaj! – krzyknął Harry. – Tu ja siedzę!
-
Auaa! – wrzasnął Neville.
-
Spokój! – zabrzmiał ochrypły głos.
Ginny
wytrzeszczyła oczy. Nie miała pojęcia, że w przedziale jest ktoś
jeszcze. Rozległ się cichy trzask i przedział wypełniło słabe,
rozdygotane światło. Mężczyzna trzymał w dłoni garść
płomyków. W białym świetle dostrzegła jego zmęczoną, szarą
twarz i czujne oczy. Nie miała zaufania do obcych, jednak on nie
wzbudził w niej lęku. Wręcz przeciwnie, poczuła że może mu
zawierzyć każdy sekret. Nawet ten największy.
Ginny
zapukała cichutko do gabinetu profesora Lupina. Dopiero, kiedy
usłyszała sympatyczny głos zapraszający do środka uspokoiła się
troszeczkę. Nacisnęła na klamkę i przekroczyła próg
pomieszczenia.
Lubiła
jego gabinet. W kącie stało wielkie akwarium. Do jego ścianki
przywarło pyskiem jadowicie zielone stworzenie z ostrymi różkami.
Żyjątko wydawało się robić głupie miny.
-
To jest druzgotek, demon wodny – rzekł po chwili mężczyzna
rezydujący w gabinecie.
Ginny
oblała się szkarłatnym rumieńcem, po czym wybełkotała ciche
„dzień dobry”.
-
Masz do mnie jakąś sprawę? – zapytał profesor.
-
Ja…
Druzgotek
obnażył zęby, po czym ukrył się w wodorostach w rogu pojemnika.
-
Usiądziesz? – próbował nawiązać jakiś kontakt. – Zaparzę
ci herbatę, bo coś mi mówi, że to będzie dłuższa rozmowa.
Dziewczynka
bez słowa zajęła miejsce naprzeciw nauczyciela. W zamyśleniu
przyglądała się czajnikowi, z którego leciała gęsta para.
Otworzył zakurzoną puszkę i wyjął saszetkę herbaty. Zalał ją
w ładnym, choć lekko wyszczerbionym kubku. Postawił przed nią i
uśmiechnął się sympatycznie.
-
Przepraszam – wydusiła z siebie bez namysłu.
-
Przepraszasz mnie? Za co? – profesor najwyraźniej nie miał
pojęcia co Myślec o dwunastoletniej Gryfonce.
-
Za moje zachowanie w pociągu. – Spuściła głowę tak nisko, że
kosmki jej rudych włosów zanurzyły się w parującym napoju.
Remus
Lupin uśmiechnął się jeszcze cieplej.
-
Nie masz mnie za co przepraszać. Dementorzy wywołują w ludziach
naprawdę okropne emocje.
Po
jej piegowatych policzkach popłynęły strumienie łez. Pociągnęła
zadartym nosem i zaczęła szukać w kieszeni chusteczki. Mama zawsze
jej mówiła, że dama powinna nosić białe i wykrochmalone.
Niestety w jej szacie nie było żadnej.
-
Proszę – rzekł mężczyzna, podając jej własną.
Przyjęła
ją bez słowa. Zapadła chwila milczenia, przerywana jej głębokim
szlochem.
-
Jak tak młoda osoba może być taka smutna? – zapytał po kilku
minutach.
Ginny
spojrzała mu prosto w oczy. Jej matka kilka dni temu napisała jej w
liście, że profesor Lupin jest bardzo miły, ale to nie znaczy, że
ma z nim spędzać każdą wolną chwilę. Dziewczynka tego nie
rozumiała. Ten mężczyzna nie mógł jej skrzywdzić.
-
A nie powie pan nikomu? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-
Oczywiście, że nie.
Ze
łzami w oczach powiedziała mu całą historię z dziennikiem.
Poczułam
delikatna szturchnięcie w ramię. Otworzyłam oczy. Nie za bardzo
wiedziałam gdzie jestem, a całe moje ciało było ścierpnięte od
spania w niewygodnej pozycji. Nade mną pochylał się Neville. Miał
lekko ogłupiały wyraz twarzy.
-
Może lepiej prześpij się w łóżku – rzekł.
-
Mogę wiedzieć, co ci zrobiłam?
-
Nic…
-
Nie kłam!
-
Nessi mówi, że lepiej dać ci kilka dni samotności – oświadczył,
nie patrząc mi w oczy.
-
Ach… Nessi mówi… A od kiedy ty i Nessi tak świetnie się
rozumiecie?
-
Daj spokój. Mam chyba do tego prawo? Uważasz, że jestem za głupi
aby mieć dziewczynę?
- To
twoje słowa… - wyszeptałam. – Poza tym, widzę że wasza
znajomość kwitnie w ekspresowym tempie.
- Ja
nie komentuję ciebie i tego Edwarda.
-
Eddiego – poprawiłam go. Robiłam to raczej automatycznie.
-
Przepraszam.
Chłopak
odwrócił się na pięcie i udał do swojej sypialni. Więc taki był
jego wybór. Poczułam jak po moim policzku spływa samotna łza.
Życie nie jest sprawiedliwe.
***
Dla
Remusa :* Bo ostatnio biedaczek spał na podłodze. Oraz dla
wszystkich, którzy czytają a nie komentują. Może odezwiecie się
chociaż pod tą notką?
A
oprócz tego, jest to moja najdłuższa notka. Może właśnie przez
Remusa? Czy ja już mówiłam, że go uwielbiam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz