piątek, 21 stycznia 2011

021 ROZDZIAŁ: To tylko sen

Na sen nigdy już nie wezmę nic
ja to wiem - odejść łatwiej jest niż żyć.
I na morzu naszych wspólnych lat,
liczę wyspy pełne smutnych dat.
(Urszula – Na sen)

Jeśli jeszcze kiedyś będzie mi dane się uśmiechnąć z całej duszy, to zacznę wielbić ziemię po której stąpam. Nienawidzę użalać się nad sobą, ale co innego mi postało? Mogę milczeć, albo krzyczeć. Szeptać nie mam zamiaru. Nie jestem silna, choć może kiedyś byłam. Kto wie, co zostało ze starej Ginny. 
Eddie jest… no właśnie, jest. A innych nie ma. Harry, Hermiona, Ron, a teraz jeszcze Luna. Moja najdroższa przyjaciółka. Światło i kompas tego paskudnego świata. Nawet Neville zaczął omijać mnie dużym łukiem. Wmawiam sobie, że mu przejdzie. Coraz częściej widuje go z Nessi. Z naszą Nessi, do której był tak mocno uprzedzony. Jak mogłam w ogóle Myślec, że czuje coś do Luny. Przecież nie minęły nawet dwa tygodnie od jej porwania. Czy tak zachowują się wszyscy faceci? Łatają dziurę po kobiecie drugą? A Nassaroza? Gdzie ona ma serce? A może właśnie to jest jej dobroć?  Wie jak poprawić humor mojemu przyjacielowi. Zna się na mężczyznach.
Demelza również ogranicza się do krótkiego przywitania i wymiany uprzejmości. Nie rozmawiamy już o szkole, nauczycielach, ocenach, ani nawet o Quidditchu. Jesteśmy sobie obce.
Galindę widuję rzadko. Może dlatego, że Nessi nie ma dla niej już tyle czasu? Ile razy patrzę jej w oczy widzę ból, cierpienie i jeszcze większy pesymizm niż w moich. Nie wypada mi pytać, a ona najwyraźniej opowiadać nie chce.
 
Nastała połowa stycznia, a na błoniach nie leżało już ani grama śniegu. Nawet mrozy puściły i nie zapowiadało się ich ponowne przyjście. Nad Hogwartem świeciło jasne słońce, a czarne chmury odgonił wiatr.
Eddie codziennie spacerował ze mną po błoniach. Nie baliśmy się razem pokazać, szczególnie że nie robiliśmy nic złego, czy intymnego. Pomagał mi. Najzwyczajniej w świecie mi pomagał. Odnosiłam wrażenie, że wieży w całą historię  z Tom’em. Wiedział, że nie weszłam do Komnaty z własnej, nieprzymuszonej woli. Jego kojący głos czynił cuda.
- Jak spokojnie – rzekłam na jednym ze spacerów.
- Cisza przed burzą – odpowiedział, patrząc w dal.
- Nie strasz mnie.
Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech, a w oczach pojawiły się radosne iskierki.
- Czasami zachowujesz się tak, jakbyś nie wiedziała co się dzieje na  świecie – oświadczył lekko rozbawiony.
- Wiem doskonale, tylko że…
- Tylko że co?
Zamyśliłam się na chwilę, po czym bez zastanowienia chwyciłam go za rękę i spojrzałam prosto w oczy.
- Kiedy jestem z tobą czuję się jak na wakacjach.
Jego  brwi uniosły się figlarnie.
- Cóż to za głupie porównanie… - szepnął. – Wiesz, że nawet najnudniejsze wakacje, choć ciągną się długo, to szybko się kończą?
- Ale ty nie jesteś tymi nudnymi – zaprzeczyłam, zatrzymując się.
- To jeszcze gorzej…
 
W pokoju wspólnym nie było nikogo. Wszyscy najwyraźniej postanowili wcześniej położyć się spać. Chciałam iść za ich przykładem, jednak zważyłam na stoliku małe, drewniane radio.
- Co ci szkodzi spróbować – rzekłam sama do siebie.
Ułożyłam się wygodnie w poprzek fotela i położyłam przedmiot na piersi. Wyjęłam różdżkę i zaczęłam stukać nią w drewnianą obudowę.
Tylko jedna stacja nadawała prawdziwe wiadomości. Wszystkie inne były na usługach Sami – Wiecie – Kogo i mówiły tylko to, czego chciało ministerstwo. „Potterwarta” nadawała co wieczór z innego miejsca. Ich audycje były dla mnie jedną z nielicznych ucieczek do domu.
Już chciałam się poddać, myśląc że Potok nie planuje poprowadzić dzisiaj audycji.  I wtedy któreś z licznych słów podziałało. Najpierw ciche trzaśnięcie, a później wyraźny głos Lee Jordana. Podkręciłam głośność.
- …najmocniej przepraszam za kolejną długą nieobecność. Mieliśmy dość napięty okres świąteczny.
Zsunęłam się niżej i położyłam głowę na oparciu fotela. Słuchałam dalej.
- … z radością informuję, że mamy dzisiaj specjalnego gościa – Króla Romulusa.
- Witam.
Bez problemu poznałam ten głos. Profesor Remus Lupin, uczył mnie w drugiej klasie obrony przed czarną magią. Był też przyjacielem rodziny i członkiem Zakonu Feniksa.
- Ale za nim porozmawiamy z naszym gościem, to padam kilka smutnych informacji, które jak można się domyślić zostały zatuszowane przez „Prorok Codzienny” i Czarodziejską Rozgłośnie Radiową. Z wielkim żalem informujemy słuchaczy, że w poprzednim tygodniu zamordowano panią Clare Ford oraz pana Erika Creswella.
W tym momencie zawsze stawało mi serce. Tak bardzo bałam się usłyszeć nazwiska i imiona rodziny i przyjaciół. Choć było to okropne, poczułam ogromną ulgę, że nie znałam tych ludzi.
- Tymczasem w Londynie – kontynuował Lee – znaleziono ciała czterech mugoli. Źródła mugolskie uważają, że ich śmierć była skutkiem zaczadzenia. Jednak członkowie Zakony Feniksa poinformowali mnie, że była to sprawka śmierciożerców. Drodzy słuchacze, proszę abyśmy teraz uczcili minutą ciszy wszystkich zamordowanych.
Zapadło milczenie. Pomyślałam o tych nieszczęsnych mugolach. Co czują, kiedy przychodzi do nich szaleniec z patykiem? A po chwili po prostu giną…
- Dziękuję. – Głos Lee Jordana wyrwał mnie z zamyślenia. – A teraz proszę, aby głos zabrał Romulus. Powiedz nam, czy mamy jakieś wieści o Harrym Potterze?
- Dzięki, Potok – odezwał się znajomy głos. – Niestety nie mamy od niego żadnych wieści, jednak jestem pewien, że jego śmierć byłaby rozgłośni przez śmierciożerców.  Harry pozostaje symbolem wszystkiego, o co walczymy: triumfu dobra nad złem, potęgi niewinności, wytrwania w oporze i siły ogromnej miłości.
Jego głos mnie uspakajał. Nie dlatego, że mówił tyle dobrego o Harrym. Remus Lupin miał taki specyficzny rodzaj bycia. Z jednej strony był człowiekiem delikatnym i miłym, zawsze skorym do pomocy, a z drugiej próbował zatuszować swój największy sekret.
Mówił coś jeszcze, jednak ja byłam zbyt zmęczona aby słuchać. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam…
 
Wnętrze pociągu ogarnęła nieprzenikniona, gęsta ciemność. Zatrzymał się nagle, w środku pola. Nikt nie był w stanie powiedzieć dlaczego.
Dwunastoletnia, ruda osóbka wystawiła głowę z przedziału. Miała nadzieję, że na korytarzy ujrzy światło, a awaria obejmowała tylko to pomieszczenie. Pomyliła się. Ogarnęło ją uczucie strachu. Dlaczego wspomnienia z poprzedniego roku nie mogły tak po prostu zniknąć razem z Nim?
Resztką odwagi zmusiła się wyjść z przedziału i poczłapała w głąb pojazdu. Kto był najlepszą osobą, kiedy coś się działo? Oczywiście Harry Potter.
Usłyszała piski kota i krzyki Neville’a. Rozsunęła drzwi do hałaśliwego przedziału.
- Kto to?! – przywitał ją głos.
- A ty kim jesteś? – zapytała.
- Ginny?
- Hermiona?
- Co tu robisz?
- Szukałam Rona i… - skłamała płynnie.
- Wchodź do środka… siadaj…
- Nie tutaj! – krzyknął Harry. – Tu ja siedzę!
- Auaa! – wrzasnął Neville.
- Spokój! – zabrzmiał ochrypły głos.
Ginny wytrzeszczyła oczy. Nie miała pojęcia, że w przedziale jest ktoś jeszcze. Rozległ się cichy trzask i przedział wypełniło słabe, rozdygotane światło. Mężczyzna trzymał w dłoni garść płomyków. W białym świetle dostrzegła jego zmęczoną, szarą twarz i czujne oczy. Nie miała zaufania do obcych, jednak on nie wzbudził w niej lęku. Wręcz przeciwnie, poczuła że może mu zawierzyć każdy sekret. Nawet ten największy.
 
Ginny zapukała cichutko do gabinetu profesora Lupina. Dopiero, kiedy usłyszała sympatyczny głos zapraszający do środka uspokoiła się troszeczkę. Nacisnęła na klamkę i przekroczyła próg pomieszczenia.
Lubiła jego gabinet. W kącie stało wielkie akwarium. Do jego ścianki przywarło pyskiem jadowicie zielone stworzenie z ostrymi różkami. Żyjątko wydawało się robić głupie miny.
- To jest druzgotek, demon wodny – rzekł po chwili mężczyzna rezydujący w gabinecie.
Ginny oblała się szkarłatnym rumieńcem, po czym wybełkotała ciche „dzień dobry”.
- Masz do mnie jakąś sprawę? – zapytał profesor.
- Ja…
Druzgotek obnażył zęby, po czym ukrył się w wodorostach w rogu pojemnika.
- Usiądziesz? – próbował nawiązać jakiś kontakt. – Zaparzę ci herbatę, bo coś mi mówi, że to będzie dłuższa rozmowa.
Dziewczynka bez słowa zajęła miejsce naprzeciw nauczyciela. W zamyśleniu przyglądała się czajnikowi, z którego leciała gęsta para. Otworzył zakurzoną puszkę i wyjął saszetkę herbaty. Zalał ją w ładnym, choć lekko wyszczerbionym kubku. Postawił przed nią i uśmiechnął się sympatycznie.
- Przepraszam – wydusiła z siebie bez namysłu.
- Przepraszasz mnie? Za co? – profesor najwyraźniej nie miał pojęcia co Myślec o dwunastoletniej Gryfonce.
- Za moje zachowanie w pociągu. – Spuściła głowę tak nisko, że kosmki jej rudych włosów zanurzyły się w parującym napoju.
Remus Lupin uśmiechnął się jeszcze cieplej.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Dementorzy wywołują w ludziach naprawdę okropne emocje.
Po jej piegowatych policzkach popłynęły strumienie łez. Pociągnęła zadartym nosem i zaczęła szukać w kieszeni chusteczki. Mama zawsze jej mówiła, że dama powinna nosić białe i  wykrochmalone. Niestety w jej szacie nie było żadnej.
- Proszę – rzekł mężczyzna, podając jej własną.
Przyjęła ją bez słowa. Zapadła chwila milczenia, przerywana jej głębokim szlochem.
- Jak tak młoda osoba może być taka smutna? – zapytał po kilku minutach.
Ginny spojrzała mu prosto w oczy. Jej matka kilka dni temu napisała jej w liście, że profesor Lupin jest bardzo miły, ale to nie znaczy, że ma z nim spędzać każdą wolną chwilę. Dziewczynka tego nie rozumiała. Ten mężczyzna nie mógł jej skrzywdzić.
- A nie powie pan nikomu? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Oczywiście, że nie.
Ze łzami w oczach powiedziała mu całą historię z dziennikiem.
 
Poczułam delikatna szturchnięcie w ramię. Otworzyłam oczy. Nie za bardzo wiedziałam gdzie jestem, a całe moje ciało było ścierpnięte od spania w niewygodnej pozycji. Nade mną pochylał się Neville. Miał lekko ogłupiały wyraz twarzy.
- Może lepiej prześpij się w łóżku – rzekł.
- Mogę wiedzieć, co ci zrobiłam?
- Nic…
- Nie kłam!
- Nessi mówi, że lepiej dać ci kilka dni samotności – oświadczył, nie patrząc mi w oczy.
- Ach… Nessi mówi… A od kiedy ty i Nessi tak świetnie się rozumiecie?
- Daj spokój. Mam chyba do tego prawo? Uważasz, że jestem za głupi aby mieć dziewczynę?
- To twoje słowa… - wyszeptałam. – Poza tym, widzę że wasza znajomość kwitnie w ekspresowym tempie.
- Ja nie komentuję ciebie i tego Edwarda.
- Eddiego – poprawiłam go. Robiłam to raczej automatycznie.
- Przepraszam.
Chłopak odwrócił się na pięcie i udał do swojej sypialni. Więc taki był jego wybór. Poczułam jak po moim policzku spływa samotna łza.  Życie nie jest sprawiedliwe.
***
Dla Remusa :* Bo ostatnio biedaczek spał na podłodze. Oraz dla wszystkich, którzy czytają a nie komentują. Może odezwiecie się chociaż pod tą notką?
A oprócz tego, jest to moja najdłuższa notka. Może właśnie przez Remusa? Czy ja już mówiłam, że go uwielbiam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci