Zły los i łzy, marzenia, sny...
Już nie zobaczysz nigdy mnie
Powrócisz do mnie tylko w śnie.
Już nie zobaczysz nigdy mnie
Powrócisz do mnie tylko w śnie.
(Krystyna Giżowska)
Telewizor
u mugoli, to takie pudło, w którym ogląda się mnóstwo migających
obrazów i postaci. Podobno kilka razy dziennie podają też
najświeższe informacje ze świata. Coś prawie jak radio, tylko
zdjęcia z wypadku można też zobaczyć, a nie tylko wyobrażać
sobie dzięki opowieścią speakerów. Ciekawe, czy jakby wymyślać
coś takiego w świecie czarodziejów, to Hogwart poinformowałby o
zaistniałej sytuacji na przyjęciu w chatce Hagrida. Cóż, pewnie
tak, szczególnie, że ten przekaz również byłby przechwycony
przez śmierciożerców.
Pewnym
krokiem przekroczyłam próg Wielkiej Sali. Czułam na sobie wzrok
większości uczniów, szczególnie tych poszkodowanych po przyjęciu
u Hagrida. Pewnie nie jeden, gdyby mógł skoczyłby mi do gardła.
Nie miało to dla mnie w tym momencie większego znaczenia. Mogli
sobie snuć Merlin wie jakie przypuszczenia dotyczące mnie i
Eddiego. To nie była ich sprawa. Eddie był z jednej strony moim
największym przyjacielem, a z drugiej mężczyzna, którego chciałam
poślubić.
Szukałam
wzrokiem Neville’a i Nessi. Musiałam jak najprędzej przedstawić
im mój plan. Dostrzegłam ich w samym końcu Sali. Chłopak
obejmował ją ramieniem i gładził delikatnie po plecach.
Podeszłam
do nich cicho i bez słowa zajęłam miejsce obok.
-
Słuchajcie – zaczęłam po dłuższych chwili. – Wiem jak pomóc
Galindzie.
Oboje
popatrzyli na mnie niepewnie.
-
Gemme mig – odpowiedziałam w dwóch słowach.
- No
jasne! – rozpromienił się Neville. - Że też ja wcześniej o tym
nie pomyślałem…
- O
czym wy mówicie? – zapytała nieprzytomna Nessi, najwyraźniej nie
miała pojęcia o co nam chodzi.
Neville
bardzo szybko opowiedział dziewczynie wszystkie najważniejsze
informacje o roślinie. Widać było, że wierzy w powodzenie tego
planu. Jednak Ślizgonka była bardziej sceptycznie nastawiona do
tego pomysłu.
-
Ona ma nieuleczalną chorobę krwi – oświadczyła, a jej głos
drżał od nadmiaru emocji. – Jej organizm nie produkuje białych
krwinek. Czy wy naprawdę uważacie, że wywar z jakiegoś głupiego
zielska jej pomoże?
-
Gemme mig pomaga w zwalczaniu chorób – kontynuował mniej pewnie
Neville. – Myślę, że w tym momencie też powinno. Zresztą Ginny
sama mówiła, że zaproponował to Eddie, a wiesz, że on chce być
uzdrowicielem.
-
Niech wam będzie. Uznajmy, że ta roślina mogłaby jej pomóc.
Tylko, czy nie uważacie, że jakby tak było, to już dawno by tego
spróbowano?
Zabolało.
Dobrze wiedziałam, że ma rację. Ale przecież nawet na to było
jakieś wytłumaczenie. Może nigdzie nie znaleziono tego ziela i
ciężko było je dostać w aptece lub sklepie zielarskim? Przecież
Neville sam mówił, że ciężko ją znaleźć, a kwitnie tylko w
nocy.
-
Może jednak warto spróbować? – zapytał cicho przyjaciel,
wpatrując się w ziemniaki na swoim talerzu.
-
Nie mamy nic do stracenia – dodałam.
-
Ok. Niech wam będzie. Ale chyba nie chcecie mi powiedzieć, że
hodujecie tą roślinę w pokoju wspólnym.
-
Nie – zaprzeczyłam szybko. – Ona rośnie w Zakazanym Lesie.
Kiedy na początku roku dostaliśmy szlaban, to mieliśmy ją
znaleźć.
Nessi
nie wydawała się być zbyt przekonana. Zresztą nie ma co się
dziwić. Pewnie wolałaby usłyszeć, że trzymamy ją w wieży.
-
Rozumiem – rzekła ostrożnie. – To kiedy wyruszamy?
-
Dziś w nocy. Eddie obiecał mi, że będziemy mieć wolną drogę.
On zajmie się rodzeństwem Carrow i Snape’em.
-
Ufasz mu? – zapytał Neville, a ja zmierzyłam go mściwym
spojrzeniem.
-
Tak – syknęłam. – I nie obchodzi mnie co ty o nim myślisz.
-
Dobrze, nie denerwuj się.
-
Pomożemy – zapewniła mnie Nessi, posyłając Neville’owi
krytykujące spojrzenie.
Czekałam
w umówionym miejscu o odpowiedniej porze. Było już dość chłodno,
więc pocierałam dłońmi ramiona, aby się rozgrzać. Na niebie
kłębiły się gęste, ciemne chmury. Zbierało się na deszcz. W
głębi duszy liczyłam szybko znaleźć tą cholerną roślinę i
jak najszybciej wrócić do zamku.
Z
daleka dostrzegłam dwie zbliżające się postacie. Neville i Nessi
oświetlali sobie drogę. Szli dość szybko. Dziewczyna co
jakiś czas odwracała się w stronę głównego wejścia do szkoły,
jakby bała się, że ktoś ich śledzi.
Podeszli
do mnie i spojrzeliśmy sobie w oczy.
-
Nie było problemów ze Snape’em i rodzeństwem Carrow? –
zapytałam cicho.
-
Nie – odpowiedział przyjaciel. – Na nikogo nie wpadliśmy.
- To
bobrze.
-
Idziemy? – odezwała się Nessi, jej głos był niespokojny. –
Robi się zimno.
Ruszyliśmy
w stronę Zakazanego Lasu w milczeniu. Bałam się. Szczególnie,
kiedy wspominałam sobie szlaban. Las był dla mnie czymś
niepojętym, niesamowitym i tajemniczym.
Nagle
naszych uszu dobiegł szelest liści i łamanych gałęzi.
- Co
to jest? – zapytała ze strachem Nessi.
Otworzyłam
usta, aby jej odpowiedzieć, jednak mój szept zagłuszył groźny
krzyk.
-
Kto tu jest, do diabła?!
Odruchowo
wygasiliśmy różdżki. Znałam ten głos aż nazbyt dobrze; Draco
Malfoy był wyjątkowo nie w humorze tego wieczoru. Przełknęłam
głośno ślinę, nie było mowy, abyśmy wpadli. Musieliśmy
przynieś lek dla Galindy, od tego zależało jej życie.
Pouczyłam
je Ślizgonka chwyta mnie za rękę. Jej paznokcie wbiły się w moją
dłoń.
-
Nie słyszeliście, durnie? – usłyszałam głos Goyle’a.
Wnętrzności mojego żołądka niebezpiecznie się podniosły.
Pamiętałam dokładnie jego grube paluchy rozpinające moją bluzkę.
- Co
robimy? – zapytała, ledwie dosłyszalnie Nessi.
- Wy
pójdziecie do Lasu, a je ich zatrzymam. – Podjął decyzję
Neville.
-
Co? – jęknęłam. – Przecież…
-
Cicho, wiem co robię. Zobaczymy się później, tylko... uważajcie
na siebie. Ginny, wiesz jak niebezpieczny może być Zakazany Las.
-
Nie zgadzam się – szepnęła Nessi.
Ta
sytuacja była mi dobrze znana. Rozstanie dwojga zakochanych… ach,
jakie to… nie ważne.
-
Nie wygłupiajcie się. – Sprowadziłam ich na ziemię. Doskonale
słyszałam ciche rozmowy Ślizgonów i ich kroki w naszą stronę.
Chwyciłam
Nessi za rękę i zrobiłam niepewny krok do tyłu. Ta jednak stała
niewzruszona.
- Ja
idę – zdenerwowałam się. – Możecie zostać tutaj razem.
-
Właście, bo zaraz zrobi się bardzo gorąco, a chyba tego nie
chcecie!
-
Idźcie – rzekł Neville, pozostawiając na ustach dziewczyny
czułego całusa. Nie skomentowałam.
Ruszyłam
nie bacząc na Nessi. Bałam się o niego. Wiedziała, że Malfoy i
jego banda zaprowadzą go do rodzeństwa Carrow, jednak szanowałam
też jego decyzję. Było to nie honorowe, doskonale o tym
wiedziałam, jednak ważniejsza była dla mnie Galinda. Nie
potrafiłam wyjaśnić dlaczego. Po prostu tak było.
Słyszałam
kroki przyjaciółki, słyszałam głośne, jednak niezrozumiałe,
wymiany zdań Neville’a.
-
Lumos – szepnęłam, kiedy byłyśmy już na granicy zakazanego
Lasu.
Przeskakiwałam
zwinnie gałęzie i rowy. Po chwili poczułam, jak na mój lekko
zadarty nos kapią pierwsze krople deszczu. Zaczęło brakować mi
tchu. Zatrzymałam się gwałtownie. Nessi nie zdążyła zahamować
i uderzyła w moje plecy.
-
Wracamy? – spytała z nadzieją w głosie.
-
Nie – oświadczyłam.
- Co
więc proponujesz?
-
Iść w drugą stronę. – Wzruszyłam ramionami.
-
Co?
-
Tam szłam ja z Neville’em. Gemme mig na pewno tam nie znajdziemy.
Przez
kilka pierwszych minut szłyśmy w milczeniu. Prawdopodobnie obie
chciałyśmy zadać sobie wiele pytań, jednak żadna nie wiedziała
jak zacząć.
Przemogłam
się i przełamałam pierwsze lody.
-
Nessi, powiedz mi, dlaczego Galinda jest taka chuda… Chyba choroba
krwi nie jest jej jedynym problemem.
Dziewczyna
spojrzała na mnie niepewnie. Z jakiegoś powodu nie chciała mi
powiedzieć.
- To
tajemnica – rzekła.
-
Ładna mi tajemnica, chyba każdy to widzi.
-
Co?
-
Nie udawaj głupiej. Rozumiem, ze to twoja przyjaciółka, ale…
Nessi, ona potrzebuje leczenia! A Gemme mig nie załatwi problemów z
jej psychiką.
-
Tak sądzisz?
-
Tak.
Znów
zamilkłyśmy. Przez chwilę poczułam się tak, jakby ktoś dał mi
nowy cel. Pomoc Galindzie. Nie chodzi mi tylko o znalezienie rośliny,
ale też o inne sprawy.
-
Ginny, - zaczęła nieśmiało – ty i Eddie to na serio?
-
Tak, Najbardziej serio jak tylko się da.
-
Skąd wiedziałaś, ze to jednak on a nie Harry? – dociekała.
Zamyśliłam
się. Starałam się ułożyć w głowie jak najbardziej przekonującą
teorię.
-
Sama nie wiem – jęknęłam, lekko zrezygnowana. – Po prostu to
wiem. Chodzi ci o ciebie i Neville’a?
-
Tak… to znaczy… nie mam innego chłopca, czy coś w tym stylu.
Tyko zastanawiam się, czy to ma jakiś sens. Jesteśmy tak jakby
dwoma odległymi biegunami.
-
Czyli tak jak ja i Eddie.
Kiwnęła
niezauważalnie głową. Deszcz zaczął padać coraz mocniej.
Czułam, że moje stopy robią się mokre, bo trampki najwyraźniej
zaczęły przeciekać. Naciągnęłam na włosy kaptur od peleryny.
Nessi zrobiła to samo.
-
Jak mu to powiesz? – kontynuowała po chwili.
-
Co? Komu?
-
Harry’emu. Co zrobisz, jak wróci?
-
Nic… On ze mną zerwał. Oficjalnie nie jesteśmy już parą.
W
mojej głowie znów pojawił się Wybraniec. Pałętał się po
umyśle bez zaproszenia. Najchętniej krzyknęłabym na niego, aby
się wynosił, jednak nie zdążyłam.
W
momencie, kiedy granatowe niebo rozświetliła jasna błyskawica,
dostrzegłyśmy zarysy polany. Stało tam ogromne, stare drzewo, a
pod nim piętrzyły się cudowne rośliny. Z jednej strony wyglądały
jak zwykłe paprocie, jednak nie trzeba było się długo przyglądać
aby dostrzec, że ich liście mienią się tysiącem barw w odcieniu
brązu.
-
Piękne – szepnęła Nessi.
Chciałam
na nią nakrzyczeć. Jak może używać tak infantylnego przymiotnika
do opisania takich cudów? Jednak szybko ugryzłam się w język.
Nawiedziła mnie kolejna smutna wizja., Jeszcze kilka miesięcy temu
w tym samym miejscu stała Luna. Może tak jak my zachwycała się
pięknem tego ziela.
-
Ginny – usłyszałam głos towarzyszki. – Nie ma na co czekać.
Miała
rację.
* *
*
Risa,
ta notka jest dla Ciebie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz