niedziela, 20 marca 2011

027 ROZDZIAŁ: Przyjdzie na to czas

Zły los i łzy, marzenia, sny...
Już nie zobaczysz nigdy mnie
Powrócisz do mnie tylko w śnie.
(Krystyna Giżowska)
 
 
Telewizor u mugoli, to takie pudło, w którym ogląda się mnóstwo migających obrazów i postaci. Podobno kilka razy dziennie podają też najświeższe informacje ze świata. Coś prawie jak radio, tylko zdjęcia z wypadku można też zobaczyć, a nie tylko wyobrażać sobie dzięki opowieścią speakerów. Ciekawe, czy jakby wymyślać coś takiego w świecie czarodziejów, to Hogwart poinformowałby o zaistniałej sytuacji na przyjęciu w chatce Hagrida. Cóż, pewnie tak, szczególnie, że ten przekaz również byłby przechwycony przez śmierciożerców.
 
Pewnym krokiem przekroczyłam próg Wielkiej Sali. Czułam na sobie wzrok większości uczniów, szczególnie tych poszkodowanych po przyjęciu u Hagrida. Pewnie nie jeden, gdyby mógł skoczyłby mi do gardła. Nie miało to dla mnie w tym momencie większego znaczenia. Mogli sobie snuć Merlin wie jakie przypuszczenia dotyczące mnie i Eddiego. To nie była ich sprawa. Eddie był z jednej strony moim największym przyjacielem, a z drugiej mężczyzna, którego chciałam poślubić.
Szukałam wzrokiem Neville’a i Nessi. Musiałam jak najprędzej przedstawić im mój plan. Dostrzegłam ich w samym końcu Sali. Chłopak obejmował ją ramieniem i gładził delikatnie po plecach.
Podeszłam do nich cicho i bez słowa zajęłam miejsce obok.
- Słuchajcie – zaczęłam po dłuższych chwili. – Wiem jak pomóc Galindzie.
Oboje popatrzyli na mnie niepewnie.
- Gemme mig – odpowiedziałam w dwóch słowach.
- No jasne! – rozpromienił się Neville. - Że też ja wcześniej o tym nie pomyślałem…
- O czym wy mówicie? – zapytała nieprzytomna Nessi, najwyraźniej nie miała pojęcia o co nam chodzi.
Neville bardzo szybko opowiedział dziewczynie wszystkie najważniejsze informacje o roślinie. Widać było, że wierzy w powodzenie tego planu. Jednak Ślizgonka była bardziej sceptycznie nastawiona do tego pomysłu.
- Ona ma nieuleczalną chorobę krwi – oświadczyła, a jej głos drżał od nadmiaru emocji. – Jej organizm nie produkuje białych krwinek. Czy wy naprawdę uważacie, że wywar z jakiegoś głupiego zielska jej pomoże?
- Gemme mig pomaga w zwalczaniu chorób – kontynuował mniej pewnie Neville. – Myślę, że w tym momencie też powinno. Zresztą Ginny sama mówiła, że zaproponował to Eddie, a wiesz, że on chce być uzdrowicielem.
- Niech wam będzie. Uznajmy, że ta roślina mogłaby jej pomóc. Tylko, czy nie uważacie, że jakby tak było, to już dawno by tego spróbowano?
Zabolało. Dobrze wiedziałam, że ma rację. Ale przecież nawet na to było jakieś wytłumaczenie. Może nigdzie nie znaleziono tego ziela i ciężko było je dostać w aptece lub sklepie zielarskim? Przecież Neville sam mówił, że ciężko ją znaleźć, a kwitnie tylko w nocy.
- Może jednak warto spróbować? – zapytał cicho przyjaciel, wpatrując się w ziemniaki na swoim talerzu.
- Nie mamy nic do stracenia – dodałam.
- Ok. Niech wam będzie. Ale chyba nie chcecie mi powiedzieć, że hodujecie tą roślinę w pokoju wspólnym.
- Nie – zaprzeczyłam szybko. – Ona rośnie w Zakazanym Lesie. Kiedy na początku roku dostaliśmy szlaban, to mieliśmy ją znaleźć.
Nessi nie wydawała się być zbyt przekonana. Zresztą nie ma co się dziwić. Pewnie wolałaby usłyszeć, że trzymamy ją w wieży.
- Rozumiem – rzekła ostrożnie. – To kiedy wyruszamy?
- Dziś w nocy. Eddie obiecał mi, że będziemy mieć wolną drogę. On zajmie się rodzeństwem Carrow i Snape’em.
- Ufasz mu? – zapytał Neville, a ja zmierzyłam go mściwym spojrzeniem.
- Tak – syknęłam. – I nie obchodzi mnie co ty o nim myślisz.
- Dobrze, nie denerwuj się.
- Pomożemy – zapewniła mnie Nessi, posyłając Neville’owi krytykujące spojrzenie.
 
Czekałam w umówionym miejscu o odpowiedniej porze. Było już dość chłodno, więc pocierałam dłońmi ramiona, aby się rozgrzać. Na niebie kłębiły się gęste, ciemne chmury. Zbierało się na deszcz. W głębi duszy liczyłam szybko znaleźć tą cholerną roślinę i jak najszybciej wrócić do zamku.
Z daleka dostrzegłam dwie zbliżające się postacie. Neville i Nessi oświetlali sobie drogę. Szli dość szybko.  Dziewczyna co jakiś czas odwracała się w stronę głównego wejścia do szkoły, jakby bała się, że ktoś ich śledzi.
Podeszli do mnie i spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Nie było problemów ze Snape’em i rodzeństwem Carrow? – zapytałam cicho.
- Nie – odpowiedział przyjaciel. – Na nikogo nie wpadliśmy.
- To bobrze.
- Idziemy? – odezwała się Nessi, jej głos był niespokojny. – Robi się zimno.
Ruszyliśmy w stronę Zakazanego Lasu w milczeniu. Bałam się. Szczególnie, kiedy wspominałam sobie szlaban. Las był dla mnie czymś niepojętym, niesamowitym i tajemniczym.
Nagle naszych uszu dobiegł szelest liści i łamanych gałęzi.
- Co to jest? – zapytała ze strachem Nessi.
Otworzyłam usta, aby jej odpowiedzieć, jednak mój szept zagłuszył groźny krzyk.
- Kto tu jest, do diabła?!
Odruchowo wygasiliśmy różdżki. Znałam ten głos aż nazbyt dobrze; Draco Malfoy był wyjątkowo nie w humorze tego wieczoru. Przełknęłam głośno ślinę, nie było mowy, abyśmy wpadli. Musieliśmy przynieś lek dla Galindy, od tego zależało jej życie.
Pouczyłam je Ślizgonka chwyta mnie za rękę. Jej paznokcie wbiły się w moją dłoń.
- Nie słyszeliście, durnie? – usłyszałam głos Goyle’a. Wnętrzności mojego żołądka niebezpiecznie się podniosły. Pamiętałam dokładnie jego grube paluchy rozpinające moją bluzkę.
- Co robimy? – zapytała, ledwie dosłyszalnie Nessi.
- Wy pójdziecie do Lasu, a je ich zatrzymam. – Podjął decyzję Neville.
- Co? – jęknęłam. – Przecież…
- Cicho, wiem co robię. Zobaczymy się później, tylko... uważajcie na siebie. Ginny, wiesz jak niebezpieczny może być Zakazany Las.
- Nie zgadzam się – szepnęła Nessi.
Ta sytuacja była mi dobrze znana. Rozstanie dwojga zakochanych… ach, jakie to… nie ważne.
- Nie wygłupiajcie się. – Sprowadziłam ich na ziemię. Doskonale słyszałam ciche rozmowy Ślizgonów i ich kroki w naszą stronę.
Chwyciłam Nessi za rękę i zrobiłam niepewny krok do tyłu. Ta jednak stała niewzruszona.
- Ja idę – zdenerwowałam się. – Możecie zostać tutaj razem.
- Właście, bo zaraz zrobi się bardzo gorąco, a chyba tego nie chcecie!
- Idźcie – rzekł Neville, pozostawiając na ustach dziewczyny czułego całusa. Nie skomentowałam.
Ruszyłam nie bacząc na Nessi. Bałam się o niego. Wiedziała, że Malfoy i jego banda zaprowadzą go do rodzeństwa Carrow, jednak szanowałam też jego decyzję. Było to nie honorowe, doskonale o tym wiedziałam, jednak ważniejsza była dla mnie Galinda. Nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego. Po prostu tak było.
Słyszałam kroki przyjaciółki, słyszałam głośne, jednak niezrozumiałe, wymiany zdań Neville’a.
- Lumos – szepnęłam, kiedy byłyśmy już na granicy zakazanego Lasu.
Przeskakiwałam zwinnie gałęzie i rowy. Po chwili poczułam, jak na mój lekko zadarty nos kapią pierwsze krople deszczu. Zaczęło brakować mi tchu. Zatrzymałam się gwałtownie. Nessi nie zdążyła zahamować i uderzyła w moje plecy.
- Wracamy? – spytała z nadzieją w głosie.
- Nie – oświadczyłam.
- Co więc proponujesz?
- Iść w drugą stronę. – Wzruszyłam ramionami.
- Co?
- Tam szłam ja z Neville’em. Gemme mig na pewno tam nie znajdziemy.
Przez kilka pierwszych minut szłyśmy w milczeniu. Prawdopodobnie obie chciałyśmy zadać sobie wiele pytań, jednak żadna nie wiedziała jak zacząć.
Przemogłam się i przełamałam pierwsze lody.
- Nessi, powiedz mi, dlaczego Galinda jest taka chuda… Chyba choroba krwi nie jest jej jedynym problemem.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie. Z jakiegoś powodu nie chciała mi powiedzieć.
- To tajemnica – rzekła.
- Ładna mi tajemnica, chyba każdy to widzi.
- Co?
- Nie udawaj głupiej. Rozumiem, ze to twoja przyjaciółka, ale… Nessi, ona potrzebuje leczenia! A Gemme mig nie załatwi problemów z jej psychiką.
- Tak sądzisz?
- Tak.
Znów zamilkłyśmy. Przez chwilę poczułam się tak, jakby ktoś dał mi nowy cel. Pomoc Galindzie. Nie chodzi mi tylko o znalezienie rośliny, ale też o inne sprawy.
- Ginny, - zaczęła nieśmiało – ty i Eddie to na serio?
- Tak, Najbardziej serio jak tylko się da.
- Skąd wiedziałaś, ze to jednak on a nie Harry? – dociekała.
Zamyśliłam się. Starałam się ułożyć w głowie jak najbardziej przekonującą teorię.
- Sama nie wiem – jęknęłam, lekko zrezygnowana. – Po prostu to wiem. Chodzi ci o ciebie i Neville’a?
- Tak… to znaczy… nie mam innego chłopca, czy coś w tym stylu. Tyko zastanawiam się, czy to ma jakiś sens. Jesteśmy tak jakby dwoma odległymi biegunami.
- Czyli tak jak ja i Eddie.
Kiwnęła niezauważalnie głową. Deszcz zaczął padać coraz mocniej. Czułam, że moje stopy robią się mokre, bo trampki najwyraźniej zaczęły przeciekać. Naciągnęłam na włosy kaptur od peleryny. Nessi zrobiła to samo.
- Jak mu to powiesz? – kontynuowała po chwili.
- Co? Komu?
- Harry’emu. Co zrobisz, jak wróci?
- Nic… On ze mną zerwał. Oficjalnie nie jesteśmy już parą.
W mojej głowie znów pojawił się Wybraniec. Pałętał się po umyśle bez zaproszenia. Najchętniej krzyknęłabym na niego, aby się wynosił, jednak nie zdążyłam.
W momencie, kiedy granatowe niebo rozświetliła jasna błyskawica, dostrzegłyśmy zarysy polany. Stało tam ogromne, stare drzewo, a pod nim piętrzyły się cudowne rośliny. Z jednej strony wyglądały jak zwykłe paprocie, jednak nie trzeba było się długo przyglądać aby dostrzec, że ich liście mienią się tysiącem barw w odcieniu brązu.
- Piękne – szepnęła Nessi.
Chciałam na nią nakrzyczeć. Jak może używać tak infantylnego przymiotnika do opisania takich cudów? Jednak szybko ugryzłam się w język. Nawiedziła mnie kolejna smutna wizja., Jeszcze kilka miesięcy temu w tym samym miejscu stała Luna. Może tak jak my zachwycała się pięknem tego ziela.
- Ginny – usłyszałam głos towarzyszki. – Nie ma na co czekać.
Miała rację.
* * *
Risa, ta notka jest dla Ciebie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci