Prawdziwie piękne jest to, co czyni człowieka lepszym.
(Anne Luise Stael – Holstein)
Biegłam
ile sił w nogach. Z mojej peleryny i włosów ciekły stróżki
deszczu. Dyszałam ciężko. Otaczała mnie ciemność korytarza.
Bałam się zapalić światło. Moje kroki odbijały się echem na
kamiennej posadzce.
Wbiegłam
do zachodniego skrzydła szkoły i i zapukałam w jedne z potężnych
drzwi po lewej stronie. Lokator gabinetu otworzył je bardzo szybko.
Na jego twarzy gościł strach i zatroskanie.
-
Eddie – szepnęłam. – Mam, to po co poszłam – wymachiwałam
mu przed oczyma brunatną rośliną.
Nic
nie odpowiedział. Rozejrzał się niespokojnie i wciągnął mnie za
ramiona do środka.
- Co
jest? – zapytałam mocno zdezorientowana.
-
Zaczęło się.
-
Ale co?
-
Terror.
-
Co? Gdzie jest Neville?
-
Nie wiem – szepnął, wpuszczając mnie do swoich prywatnych
komnat. Wyją z mojej dłoni Gemme mig i pomógł zdjąć mokrą
pelerynę i buty.
-
Nie chciał mi powiedzieć. Uciekł rodzeństwu Carrow i Snape’owi.
-
Dziwisz się? Ale nic mu nie jest?
-
Poradzi sobie. Ale Malfoy twierdzi, że Longbottom nie był sam.
-
Ktoś nas podejrzewa? – zlękłam się.
-
Gdzie jest Nesseroza? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-
Wróciła do pokoju wspólnego.
-
Cholera.
-
Co?
Wystraszyłam
się nie na żarty. Sama kazałam jej iść. W sumie nic by się nie
stało, gdyby przyszła tu ze mną. Miałam nadzieję, że nic jej
nie będzie.
-
Boję się, że Malfoy i jego goryle tylko czekają na kolejne
szwendające się po nocach ofiary.
-
Nie strasz mnie.
-
Nie straszę. – Rozpiął drobne guziki mojego czarnego swetra.
Byłam rozdrażniona, jednak dotyk jego ciepłych dłoni uspakajał
mnie.
-
Prześpisz się u mnie – oświadczył.
-
Nie – zaprzeczyłam. – Muszę znaleźć Neville’a.
-
Chyba żartujesz. Nie będziesz nigdzie chodzić po nocach. Rano na
pewno wszystko się ułoży.
- Co
się ma niby ułożyć? A jeśli Nessi faktycznie jest teraz w
niebezpieczeństwie?
Zerwałam
się na równe nogi i już chciałam ruszyć w stronę wyjścia
jednak Eddie chwycił mnie za nadgarstek. Spojrzałam mu prosto w
oczy.
-
Nie wypuszczę cię – rzekł z niepodważalną powagą.
Wahałam
się tylko chwilę. W sumie ii tak nie miało znaczenia, to co
siedziało w mojej głowie. Musiałam zostać, po prostu musiałam.
Opadłam zrezygnowana na łóżko. Pomógł mi zdjąć spodnie i
koszulkę.
-
Nie chcesz się umyć? – zapytał.
-
Nie mam siły. – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka jestem
wykończona. – Jutro… - ziewnęłam potężnie.
-
Śpij – szepnął, całując delikatnie mój piegowaty policzek.
Zasnęłam
szybciej niż myślałam. Nie zbudził mnie nic, nawet najgłośniejsze
hałasy sobotniego poranka.
Wpadłam
z poślizgiem do pokoju wspólnego. Rozejrzałam się gwałtownie po
wszystkich twarzach. Patrzyli na mnie jakbym zupełnie postradała
zmysły. Ich brwi podniosły się do góry, a wargi wykrzywili w
niesympatycznym grymasie. Starałam się nie zwracać na to uwagi.
-
Gdzieś ty była?! – usłyszałam za plecami znajomy mi głos.
Odwróciłam
się na pięcie. Stała przede mną Demelza Robins, dziewczyna której
w tym momencie wolałam nie oglądać. Jej krótkie brązowe włosy
były w kompletnym nie ładzie. Sterczały w każdą z możliwych
stron. Pod oczami miała sine półksiężyce, wskazujące na brak
snu. Policzki jej były tak blade, że prawie przezroczyste. Popękane
wargi wykrzywiła w niewyraźnym uśmiechu.
Nigdy
nie widziałam jej w takim stanie. Bez względu na to, jak bardzo
ostatnio się pokłóciliśmy, zrobiło mi się jej żal. Spojrzała
na mnie smutnymi przygaszonymi oczami.
- Co
się stało? – zapytała, jednak w moim głosie można było wyczuć
nutkę napięcia.
- W
nocy była inspekcja – odpowiedziała cicho.
-Co?!
Czyli wiedzą, ze mnie nie było?
Pokręciła
przecząco głową i wbiła wzrok w ogień trzeszczący wesoło w
kominku. Usiadła na jednym z czerwonych foteli w wskazała mi
miejsce obok siebie. Przyjęłam propozycję. Jednak w duchu
liczyłam, że uwinie się szybko ze swoja opowieścią. Cokolwiek
się działo, na pewno nie było ważniejsze od Galindy, Nessi i
Neville’a.
-
Powiedziałam, że jesteś w łazience – szepnęła tak cicho, że
ledwo ją usłyszałam.
-
Co? Uwierzyli ci? – Moje oczy zrobiły się kilkakrotnie razy
większe.
-
Oczywiście, ze nie. Ale nic ci nie mogą udowodnić. Wyobraź sobie,
że nawet woda pod prysznicem sama się włączyła.
-
Dziwne, że Alecto nie sprawdziła tego osobiście.
Na
twarzy Demelzy pojawił się delikatny uśmiech. Kiedy spojrzałam na
jej twarz, doszło do mnie ile zrobiła.
-
Dziękuję – rzekłam, po czym objęłam jej dłoń. Była zimna
jak lód i lekko drżała.
-
Przepraszam, Ginny. Byłam Pijana, choć wiem doskonale, że to nie
usprawiedliwia mnie w żadnym stopniu. Nie miała prawa mówić o
tobie takich rzeczy.
-Masz
rację, nie miałaś…
-
Wybaczysz mi? – zapytała, a w jej oczach zabłysły łzy.
- To
nie pora na kłótnie i sprzeczki. Musimy trzymać się razem.
Kiwnęła
delikatnie głową i ścisnęła moją dłoń. Kąciki jej ust
podniosły się niezauważalnie.
-
Wiesz może gdzie jest Neville? – Zmieniłam temat.
Rozejrzała
się niepewnie i w razie, jakby miał nas ktoś podsłuchiwać,
pochyliła się i wyszeptała mi do ucha:
- W
Pokoju Życzeń.
Pokój
Życzeń wyglądał jak duża sala w schronisku. Przy prawej ścianie
stał tuzin piętrowych łóżek zaścielonych białą, wykrochmaloną
pościelą. Na środku zaś znajdowało się mnóstwo miejsca na
ćwiczenie zaklęć obronnych. Moją uwagę przykuł nie mały obraz
przedstawiający ładną, młodą dziewczynę. Jej długie blond
włosy sięgały ramion. Ubrana była w niebieską suknię
przyozdobioną koronkami i żabotami.
Na
jednym z łóżek siedział Neville. Głowę opierał na dłoniach.
Na jego twarzy dostrzegłam ogromnego, fioletowo zielonego siniaka.
-
Neville – jęknęłam, podchodząc i siadając obok niego. – Jak
się czujesz?
-
Bywało gorzej… - szepnął. Nessi jest cała?
-
Tak – skłamałam, prawdę mówiąc nie miałam pojęcia, co dzieje
się z jego dziewczyną.
-
Powiedz jej, że tu jestem – poprosił.
-
Dobrze…
Zapadła
niezręczna cisza. Przerywał ją tylko przyśpieszony oddech
chłopaka. Wlepiłam wzrok w kobietę na portrecie. Puściła mi
oczko i pomachała przyjaźnie dodając mi odwagi.
- Co
dalej? – zapytałam.
-
Zostaję tutaj. Rodzeństwo Carrow i Snape tak łatwo się mnie nie
pozbędą.
-
Neville, to jest…
-
Och przestań, chyba sama się nie słyszysz.
Zamilkłam
lekko urażona. Choć doskonale wiedziałam, że ma rację. Gdybyśmy
mieli martwic się niebezpieczeństwem, to już dawno musielibyśmy
wyjechać na biegun.
-
Znalazłyście Gemme mig? – zmienił temat.
-
Tak. Eddie warzy z niej eliksir.
-
Znów nie miałem szczęścia jej zobaczyć. Cóż za pech.
-
Spokojnie, pewnie nadarzy się do tego nie jedna okazja.
Spojrzał
na mnie niepewnym wzrokiem.
-
Dwa razy prawie zginęliśmy przez ten chwast. Może lepiej niech nie
będzie następnych okazji. Bo jak to mówią mugole – do trzech
razy sztuka.
-
Nie wierzę, że słyszę z twoich ust słowo chwast. –
Uśmiechnęłam się delikatnie.
* *
*
Cóż
mogę powiedzieć? To coś wyżej mówi za mnie. Beznadzieja…
Ogólnie
nie powinnam tego dodawać tylko czekać jeszcze jeden tydzień.
Dlaczego? Bo złożyłam sobie pewne przyrzeczenie. No ale trudno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz