piątek, 8 kwietnia 2011

028 ROZDZIAŁ: Wystarczy drobny gest

Prawdziwie piękne jest to, co czyni człowieka lepszym.
(Anne Luise Stael – Holstein)
 
 
Biegłam ile sił w nogach. Z mojej peleryny i włosów ciekły stróżki deszczu. Dyszałam ciężko. Otaczała mnie ciemność korytarza. Bałam się zapalić światło. Moje kroki odbijały się echem na kamiennej posadzce.
Wbiegłam do zachodniego skrzydła szkoły i i zapukałam w jedne z potężnych drzwi po lewej stronie. Lokator gabinetu otworzył je bardzo szybko. Na jego twarzy gościł strach i zatroskanie.
- Eddie – szepnęłam. – Mam, to po co poszłam – wymachiwałam mu przed oczyma brunatną rośliną.
Nic nie odpowiedział. Rozejrzał się niespokojnie i wciągnął mnie za ramiona do środka.
- Co jest? – zapytałam mocno zdezorientowana.
- Zaczęło się.
- Ale co?
- Terror.
- Co? Gdzie jest Neville?
- Nie wiem – szepnął, wpuszczając mnie do swoich prywatnych komnat. Wyją z mojej dłoni Gemme mig i pomógł zdjąć mokrą pelerynę i buty.
- Nie chciał mi powiedzieć. Uciekł rodzeństwu Carrow i Snape’owi.
- Dziwisz się? Ale nic mu nie jest?
- Poradzi sobie. Ale Malfoy twierdzi, że Longbottom nie był sam.
- Ktoś nas podejrzewa? – zlękłam się.
- Gdzie jest Nesseroza? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Wróciła do pokoju wspólnego.
- Cholera.
- Co?
Wystraszyłam się nie na żarty. Sama kazałam jej iść. W sumie nic by się nie stało, gdyby przyszła tu ze mną. Miałam nadzieję, że nic jej nie będzie.
- Boję się, że Malfoy i jego goryle tylko czekają na kolejne szwendające się po nocach ofiary.
- Nie strasz mnie.
- Nie straszę. – Rozpiął drobne guziki mojego czarnego swetra. Byłam rozdrażniona, jednak dotyk jego ciepłych dłoni uspakajał mnie.
- Prześpisz się u mnie – oświadczył.
- Nie – zaprzeczyłam. – Muszę znaleźć Neville’a.
- Chyba żartujesz. Nie będziesz nigdzie chodzić po nocach. Rano na pewno wszystko się ułoży.
- Co się ma niby ułożyć? A jeśli Nessi faktycznie jest teraz w niebezpieczeństwie?
Zerwałam się na równe nogi i już chciałam ruszyć w stronę wyjścia jednak Eddie chwycił mnie za nadgarstek. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie wypuszczę cię – rzekł z niepodważalną powagą.
Wahałam się tylko chwilę. W sumie ii tak nie miało znaczenia, to co siedziało w mojej głowie. Musiałam zostać, po prostu musiałam. Opadłam zrezygnowana na łóżko. Pomógł mi zdjąć spodnie i koszulkę.
- Nie chcesz się umyć? – zapytał.
- Nie mam siły. – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka jestem wykończona. – Jutro… - ziewnęłam potężnie.
- Śpij – szepnął, całując delikatnie mój piegowaty policzek.
Zasnęłam szybciej niż myślałam. Nie zbudził mnie nic, nawet najgłośniejsze hałasy sobotniego poranka.
 
Wpadłam z poślizgiem do pokoju wspólnego. Rozejrzałam się gwałtownie po wszystkich twarzach. Patrzyli na mnie jakbym zupełnie postradała zmysły. Ich brwi podniosły się do góry, a wargi wykrzywili w niesympatycznym grymasie. Starałam się nie zwracać na to uwagi. 
- Gdzieś ty była?! – usłyszałam za plecami znajomy mi głos.
Odwróciłam się na pięcie. Stała przede mną Demelza Robins, dziewczyna której w tym momencie wolałam nie oglądać. Jej krótkie brązowe włosy były w kompletnym nie ładzie. Sterczały w każdą z możliwych stron. Pod oczami miała sine półksiężyce, wskazujące na brak snu. Policzki jej były tak blade, że prawie przezroczyste. Popękane wargi wykrzywiła w niewyraźnym uśmiechu.
Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Bez względu na to, jak bardzo ostatnio się pokłóciliśmy, zrobiło mi się jej żal. Spojrzała na mnie smutnymi przygaszonymi oczami.
- Co się stało? – zapytała, jednak w moim głosie można było wyczuć nutkę napięcia.
- W nocy była inspekcja – odpowiedziała cicho.
-Co?! Czyli wiedzą, ze mnie nie było?
Pokręciła przecząco głową i wbiła wzrok w ogień trzeszczący wesoło w kominku. Usiadła na jednym z czerwonych foteli w wskazała mi miejsce obok siebie. Przyjęłam propozycję. Jednak w duchu liczyłam, że uwinie się szybko ze swoja opowieścią. Cokolwiek się działo, na pewno nie było ważniejsze od Galindy, Nessi i Neville’a.
- Powiedziałam, że jesteś w łazience – szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
- Co? Uwierzyli ci? – Moje oczy zrobiły się kilkakrotnie razy większe.
- Oczywiście, ze nie. Ale nic ci nie mogą udowodnić. Wyobraź sobie, że nawet woda pod prysznicem sama się włączyła.
- Dziwne, że Alecto nie sprawdziła tego osobiście.
Na twarzy Demelzy pojawił się delikatny uśmiech. Kiedy spojrzałam na jej twarz, doszło do mnie ile zrobiła.
- Dziękuję – rzekłam, po czym objęłam jej dłoń. Była zimna jak lód i lekko drżała.
- Przepraszam, Ginny. Byłam Pijana, choć wiem doskonale, że to nie usprawiedliwia mnie w żadnym stopniu. Nie miała prawa mówić o tobie takich rzeczy.
-Masz rację, nie miałaś…
- Wybaczysz mi? – zapytała, a w jej oczach zabłysły łzy.
- To nie pora na kłótnie i sprzeczki. Musimy trzymać się razem.
Kiwnęła delikatnie głową i ścisnęła moją dłoń. Kąciki jej ust podniosły się niezauważalnie.
- Wiesz może gdzie jest Neville? – Zmieniłam temat.
Rozejrzała się niepewnie i w razie, jakby miał nas ktoś podsłuchiwać, pochyliła się i wyszeptała mi do ucha:
- W Pokoju Życzeń.
 
Pokój Życzeń wyglądał jak duża sala w schronisku. Przy prawej ścianie stał tuzin piętrowych łóżek zaścielonych białą, wykrochmaloną pościelą. Na środku zaś znajdowało się mnóstwo miejsca na ćwiczenie zaklęć obronnych. Moją uwagę przykuł nie mały obraz przedstawiający ładną, młodą dziewczynę. Jej długie blond włosy sięgały ramion. Ubrana była w niebieską suknię przyozdobioną koronkami i żabotami.
Na jednym z łóżek siedział Neville. Głowę opierał na dłoniach. Na jego twarzy dostrzegłam ogromnego, fioletowo zielonego siniaka.
- Neville – jęknęłam, podchodząc i siadając obok niego. – Jak się czujesz?
- Bywało gorzej… - szepnął. Nessi jest cała?
- Tak – skłamałam, prawdę mówiąc nie miałam pojęcia, co dzieje się z jego dziewczyną.
- Powiedz jej, że tu jestem – poprosił.
- Dobrze…
Zapadła niezręczna cisza. Przerywał ją tylko przyśpieszony oddech chłopaka. Wlepiłam wzrok w kobietę na portrecie. Puściła mi oczko i pomachała przyjaźnie dodając mi odwagi.
- Co dalej? – zapytałam.
- Zostaję tutaj. Rodzeństwo Carrow i Snape tak łatwo się mnie nie pozbędą.
- Neville, to jest…
- Och przestań, chyba sama się nie słyszysz.
Zamilkłam lekko urażona. Choć doskonale wiedziałam, że ma rację. Gdybyśmy mieli martwic się niebezpieczeństwem, to już dawno musielibyśmy wyjechać na biegun.
- Znalazłyście Gemme mig? – zmienił temat.
- Tak. Eddie warzy z niej eliksir.
- Znów nie miałem szczęścia jej zobaczyć. Cóż za pech.
- Spokojnie, pewnie nadarzy się do tego nie jedna okazja.
Spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem.
- Dwa razy prawie zginęliśmy przez ten chwast. Może lepiej niech nie będzie następnych okazji. Bo jak to mówią mugole – do trzech razy sztuka.
- Nie wierzę, że słyszę z twoich ust słowo chwast. – Uśmiechnęłam się delikatnie.
* * *
Cóż mogę powiedzieć? To coś wyżej mówi za mnie. Beznadzieja…
Ogólnie nie powinnam tego dodawać tylko czekać jeszcze jeden tydzień. Dlaczego? Bo złożyłam sobie pewne przyrzeczenie. No ale trudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci