- Na pustyni jest się trochę samotnym.
- Równie samotnym jest się wśród ludzi.
- Równie samotnym jest się wśród ludzi.
(Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę )
Bo gdyby ktoś mnie zapytał: Ginny, co byś chciała zmienić w swoim życiu?
To sama nie wiem, co bym odpowiedziała. Czułam, że zmiana nic by mi nie
dała. Nie znalazłabym ukojenia w nowej rodzinie, przyjaciołach, czy
chłopakach. Wszystko byłoby do niczego. Zwyczajna rzeczywistość, w
której zawsze zdarzają się wypadki, zdrady, kłamstwa, oszustwa i
matactwa.
Nastał
maj. Podobno najpiękniejszy z wiosennych miesięcy. Przyroda kwitła
pełną piersią. Słońce co dnia zaczynało swoją wędrówkę po horyzoncie.
Wieczorami zachodziło po to, aby ustąpić drogę blademu księżycowi.
Jednego
wieczora, kilka dni po pełni odważyłam się zadać Remusowi pytanie,
które mnie od dawna nurtowało. Przyszedł o tej samej porze. Jednak teraz
wydawało się, jakby postarzał się w ciągu kilku dni o kila lat. Skóra
twarzy była wysuszona i w niektórych miejscach dość mocno zadrapana.
Oczy miał smutne i zmęczone.
- Napisałeś list, prawda? – zaczęłam nieśmiało.
- Jaki list?
- Znalazłam go w bibliotece. Był w starej książce o wilkołaku.
Na jego twarzy zagościł krótki, niewyraźny uśmiech. Mogłam się tylko domyślać jaki obraz stanął mu przed oczami.
- Wstydziłem się swojego uczucia… - odpowiedział cicho.
- Opowiesz mi kiedyś o niej? – Usłyszałam pytanie i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wydobyło się z moich ust.
- Oczywiście, powiedz jak będziesz gotowa.
Kiwnęłam
delikatnie głową. Przyrzekłam sobie, że kiedyś o tym porozmawiamy. Może
ma nawet jakieś zdjęcia? Może na jakimś jesteśmy w trójkę? Oni
szczęśliwi rodzice małej córeczki, którą jestem… ja. Gdyby to było takie
proste jak się wydaje…
- Ginny?
- Tak?
- Kim jest dla ciebie Eddie?
Cios
prosto w serce. Czuję jak krew rozlewa się na mojej lewej piersi.
Rozkwita czerwona róża bólu i cierpienia. Mam ochotę płakać i krzyczeć,
mam ochotę otworzyć okno i wyskoczyć z niego na głowę. Nie chcę myśleć,
nie chcę czuć, nie chcę oglądać tych obrazów kotłujących się w moi
umyśle.
- Ginny… – Jak przez mgłę.
- Ginny… - Mgła jest coraz gęstsza.
- Ginny… - Nie wolno mi się cofać.
- Tak? – rzuciłam oschle.
Znów
byłam w ciasnym pokoju. Znów patrzył na mnie swoimi miodowymi oczami.
Znów był moim ojcem. Znów nieświadomie wyciągał łopatę i grzebał żywcem
moje poukładane życie. Kpił sobie z niego. Kpił sobie z moich marzeń,
planów i przyszłości.
- Staraj się nad tym panować – szepnął nieśmiało.
- Nigdy nie będę nad tym panować…
Westchnął
głośno i podszedł do okna. Widziałam jak przygląda się burym wróblą na
parapecie. Pewnie znów czekały na resztki mojej kolacji.
- Nie chcesz o nim rozmawiać – stwierdził fakt.
- Nie ma o czym…
- Posłuchaj, jeśli kogoś bardzo kochasz, to…
-
NIE! – przerwałam mu agresywnie. Czułam jak mój organizm produkuje
adrenalinę w zaskakująco szybkim tempie. Jego oczy zrobiły się
kilkakrotnie większe. Najwyraźniej zadziwił go mój wybuch.
-
Nie będę tego słuchać – kontynuowałam, a moje wargi drżały. – Nic nie
rozumiesz i nie mam zamiaru ci tłumaczyć. Nie chcę rozmawiać na ten
temat z… TOBĄ!
Po
moich policzkach płynęły łzy. Gorące krople spływały po kościstej szyi.
W głowie znów kotłowały się obrazy. Przebiegały z niesamowitą
szybkością. Zaczynałam się w nich gubić. Którą z tych dziewczyn byłam w
poprzednim życiu? Tą blondynką z dużymi oczami? Brunetką z kasztanowymi
lokami?
Kiedy zaczęłam dochodzić do siebie, jego już nie było.
Obudziłam
się w środku nocy. Nie za bardzo wiedziałam dla czego. Czułam, że muszę
wstać. Czułam, że dzieje się coś złego. Wstałam z łóżka i zrobiłam
kilka kółek w pokoju. Rozglądałam się za czymś, co przykułoby moją
uwagę.
Dostrzegłam
to dopiero po kilku minutach. Jak opętana rzuciłam się na szafkę nocną.
W ostatniej chwili złapałam świecznik, który narobiłby niezłego
zamieszania i pewnie przywołałby tutaj wszystkich domowników.
Wzięłam w dłonie zaczarowany galeon. Opuszkiem palca przejechałam po wygrawerowanej dacie i niewielkim napisie pod nią.
Hogsmeade, Pod świńskim łbem.
Nigdy
jeszcze nie ubrałam się tak szybko jak teraz. Stare legginsy,
poplamiona koszulka i powyciągany sweter. Do tego stuletnie tenisówki.
Na to czekałam. Chwyciłam różdżkę i otworzyłam gwałtownie drzwi. Reszta
wydarzyła się przeraźliwie szybko. Najpierw krzyknęłam, potem znów byłam
w pokoju na niepościelonym łóżku.
- Oszalałaś? – zapytał Fred, patrząc na mnie z powątpiewaniem.
- O co ty pytasz, to chyba oczywiste – odpowiedział mu drugi z bliźniaków. – Gdzie się wybierałaś, na spacer?
- Do Hogsmeade – jęknęłam cicho. Ukrywanie czegokolwiek nie miało sensu.
Ich oczy zrobiły się wielki jak talerze obiadowe.
- Gdzie? – zapytali równocześnie.
- Do Gospody Pod Świńskim Łbem.
- Chcesz się napić?
- NIE!
- Cicho, zaraz wszystkich obudzisz.
- Harry jest w Hogwarcie!
- A co ma do tego gospoda?
Dobre pytanie – uświadomiłam sobie w myślach.
Zapadła krótka chwila milczenia. Przerywał ją tylko niespokojny oddech naszej trójki.
- Może to pułapka? Śmierciożercy dorwali zaczarowane galeony i… - zaczął insynuować George.
Mina Freda i moja musiała być tak głupia, że przerwał.
- Więc na co czekamy? – dodał szybko.
- Może powinniśmy zawiadomić zakon?
- Zostawimy wiadomość – oświadczyłam.
Po
chwili byliśmy poza granicami posiadłości ciotki. Tu nie działy już
żadne czary ochronne. Spojrzałam jeszcze raz na twarze bliźniaków.
Starali się ukryć strach. Mogłam się założyć, że mi nie wychodziło to
tak dobrze jak im.
-
Coś czujem, że właśnie rozpoczyna się wojna – szepnął Fred, patrząc w
tysiące jasnych gwiazd na niebie. – Myślicie, że jest tam dla mnie
miejsce?
- Nie gadaj głupot – syknęłam.
Stanęłam
między nimi i chwyciłam ich chłodne dłonie. Obróciliśmy się w miejscu i
już po chwili jakaś obca siła przepychała nas przez ciemną ciasną rurę.
Kiedy
moje stopy dotknęły drogi, ujrzałam znajomą ulicę Główna Hogsmeade.
Ciemne witryny sklepów, zarysy gór za wioska i zakręt drogi wiodącej do
Hogwartu. Otaczała nas przeraźliwa cisza i pustka. Coś wisiało w
powietrzu.
Szliśmy
w milczeniu. Żaden z nas nie śmiał się odezwać. Podążaliśmy w głąb
uliczki. Po chwili moje ciało przeniknął przeraźliwy chłód. Dreszcz
przebiegł po moich plecach. Znałam to uczucie. Chciałam ostrzec Freda i
Georga, ale w moim gardle pojawiła się ogromna gula. Zacisnęłam palce na
różdżce.
I
wtedy to się stało. Zza rogu wynurzyli się dementorzy. Nie potrafiłam
ich zliczyć. Zaczęli snuć się bezgłośnie w naszym kierunku. Poczułam na
ramieniu dłoń któregoś z bliźniaków. Tego żaden z nas się nie
spodziewał. Byli jeszcze ciemniejsi niż otaczająca noc. Wyciągnęli w
naszą stronę gnijące, pokryte liszajami ręce.
Wyczuli strach i przyspieszyli gwałtownie.
Uniosłam różdżkę, Wiedziałam, że moi bracia mnie nie zawiodą. Nie widziałam ich, ale byłam pewna, że robią to co ja.
Wytężyłam umysł. Wesołe wspomnienia… To przecież nic trudnego, kiedy całe twoje Zycie sypie się w jednej chwili.
Eddie…
Jego twarz przyszła sama. Zagościła w moim umyśle. Jego usta całowały
moje wargi, jego dłonie kreśliły delikatne okręgi na moim karku. Był
nagi, zupełnie tak samo jak ja. Byliśmy jednością…
- Expecto patronum!
Srebrny koń wyskoczył z końca mojej różdżki i zaatakował. Dementorzy rozpierzchli się, a gdzieś w pobliżu rozległ się głos:
- Następni, do cholery, co jeszcze nas czeka tej nocy!
Dementorzy uciekli, gwiazdy na powrót rozbłysły na niebie, a tupot stóp przybliżał się coraz bardziej.
Ogarnęła
mnie panika. Nie wiedziałam co robić. Czułam się odpowiedzialna za
bliźniaków, a oni prawdopodobnie za mnie. Już chciałam usiąść i się
poddać, Kidy usłyszałam obok siebie zgrzyt rygli, po lewej stronie
otworzyły się drzwi i czyjaś mocna dłoń pociągnęłam mnie do wnętrza.
Zaraz za mną wpadli Fred i George.
W
niewielkim blasku świecy dostrzegłam obsypaną trocinami podłogę i
brudne wnętrze gospody Pod Świńskim Łbem. To był cud, jednym słowem cud.
Wysoki
tężyzna trzymał mnie za ramiona i ciągnął po koślawych drewnianych
schodach. Tego było dla mnie zbyt wiele. Gdyby nie on, moje ciało
odmówiłoby posłuszeństwa i upadło. Znaleźliśmy się w pokoju z włóczkowym
dywanem na podłodze i małym kominkiem, nad którym wisiał olejny portret
młodej jasnowłosej dziewczyny. Przypominał mi coś, jednak nie byłam w
stanie przypomnieć sobie czegokolwiek.
Z
ulicy dobiegały krzyki. Chciałam przysunąć się do okna jednak nasz
wybawca pchnął mnie na krzesło i wcisnął do ręki szklankę wody. Dopiero
wtedy rozpoznałam w nim barmana baru.
Spojrzałam
na niego niewyraźnym wzrokiem. Ciężko było dostrzec cokolwiek pod
splatanymi, siwymi włosami i gęstą brodą. Mężczyzna miał na osie
okulary. Przez zabrudzone szkła widać było bystre, jasnoniebieskie
tęczówki.
- Nazywa się pan Aberforth – zwrócił się do niego Fred.
Ani nie potwierdził ani nie zaprzeczył.
- Zwariowaliście? – odezwał się chrapliwym głosem. – Szlajać się po Hogsmeade o tej porze? Czego tu szukacie?
Spojrzałam na bliźniaków. To było dobre pytanie.
- Musimy dostać się do Hogwartu – rzekłam pewnie, choć mój głos nadal drżał.
-
Ciebie powinienem od razu wysłać do Munga – stwierdził, kładąc brudną
dłoń na moim rozpalonym czole. Odtrąciłam jego rękę z obrzydzeniem.
Fred
i George zaczęli z nim o czymś zażarcie dyskutować, jednak mężczyzna
był nieugięty. Nie dochodził do mnie sens ich słów. Wpatrywałam się
beznamiętnie w oczy dziewczyny z portretu. Kojarzyłam ją z poprzedniego
życia. Te blond włosy, gładką cerę i niebieska sukienkę. Puściła do mnie
oko.
- Jesteśmy z Gwardii Dumbledore’a – oświadczyła, przerywając Georgowi w pół zdania.
- Co jesteście?
Wyjęłam z kieszeni zaczarowaną monetę i podałam ją barmanowi. Patrzył na nią przez chwilę po czym oddał mi ją powrotem.
-
Albus miał słabość do biednych, odtrąconych przez los dzieciaków –
szepnął Aberforth i podszedł do portretu dziewczyny. – Penie za chwilę
będzie was tutaj więcej. Jest tylko jeden sposób dostania się do zamku.
Wszystkie tajne przejścia są przez nich strzeżone po obu stronach.,
Dementorzy krążą wzdłuż murów. Jeszcze nigdy szkoła nie była tak pilnie
strzeżona.
Portret
się otworzył. Ukazał nam ciasny tunel. Fred pomógł mi wspiąć się na
gzyms kominka. Po chwili byliśmy już w drodze, w naszej ostatniej
wspólnej drodze.
***
Mam dwie sprawy.
Po pierwsze: zapraszam na Pokochała Potwora,
gdzie pojawił się rozdział drugi. Tak, nie przesłyszeliście się.
Opowiadanie to jest Prequelem Ginevry. Czyli możecie się spodziewać o
kim jest.
Po
drugie: mały konkurs. Nagrodą jest tytuł fana Ginevry. A tak szczerze,
to zrozumiałam co łączy wszystkich moich głównych bohaterów (Ginny,
Galinda, Neville, Luna, Nessi i Eddie) i jestem ciekawa, czy wy też to
widzicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz