sobota, 11 czerwca 2011

036 ROZDZIAŁ: Wspomnienie przyjaciółki

 Wiem, gdzieś pewnie jest dla mnie dom,wolny od trosk, bez uprzedzeń w nas.
(Kasia Kowalska)


Zachowałam się jak tchórz. Zostawiłam ją tam samą. Nie obejrzałam się nawet za siebie, kiedy biegłam korytarzem w stronę lochów. Nic mnie nie interesowało. Pojedyncze tylko iskry uderzały moje ciało. Wywoływały ból i pieczenie, które było nieporównywalne z pustą mojego wnętrza. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca. Chciałam być w domu. Tylko gdzie był teraz mój dom? W Norze? W Hogwarcie? u ciotki Muriel? Z Remusem? Na cmentarzu? Na kartkach pamiętnika?
Moje równomierny krok odbijał się echem na ścianach. Lochy były opustoszałe. Walka tutaj jeszcze nie dotarła. Mój oddech stał się szybki i płytki. Zwolniłam. Nie mogłam zasłabnąć, nie teraz.
Nie wiem jaka siła prowadziła mnie w to miejsce. Może Nessi? Jej duch trzymał rękę na moim ramieniu i żądał, abym stawiała kolejne kroki. Tam było coś co musiałam znaleźć. Tam musiała być odpowiedź.
Czara goryczy już dawno się przelała... Teraz nic w niej nie zostało.

Galinda zatrzymała się przed jedną z klas w głębokich lochach. Po mim ciele przeszedł dreszcz. To nie był strach, raczej zimno i przeciągi. Chłód bijący od surowych ścian był przytłaczający. Pod sufitem dostrzegłam włochatego pająka. Pisnęłam mimowolnie.
- Boisz się? – zapytała Galinda, lekko rozbawiona.
- Nie – zaprzeczyłam niewyraźnie. – Tylko brzydzę.
- Nigdy nie byłaś w tej części lochów?
Pokręciłam przecząco głową.
Nie – odpowiedziałam sobie w myślach. – I nie mam zamiaru nigdy tu wracać.

Uśmiechnęłam się w duchu na to wspomnienie. Nie dotrzymałam słowa. Po raz kolejny...
Chciałam wyjąć różdżkę, jednak uświadomiłam sobie, że zostawiłam ją obok Nessi. Poczułam się teraz jeszcze bardziej bezbronna i nic nie warta. Nie odzyskam jej, tego mogłam być pewna. W dodatku trwa wojna, najważniejsza wojna w dziejach, a ja spaceruję sobie po szkole zamiast pomóc swoim przyjaciołom.
Nacisnęłam na klamkę. Drzwi były otwarte. Albo bardzo się spieszyła, albo... nie, to nie jest realne. Nawet ja o tym wiem. Widziałam przecież na własne oczy, jak zielony snob iskier uderza w jej kształtną pierś.
Uchyliłam wrota z cichym skrzypnięciem. Ani żywej duszy. Ogromna garderoba Nessi była nietknięta. Podniosłam z posadzki jeden z kapeluszy i założyłam go na głowę. Moja stopa zaplątała się w czerwonej grubej wstążce. Przeskoczyłam nad rozrzuconymi projektami, które nigdy już nie trafią do butików. Te sklepy nawet nie wiedzą ile straciły. Podeszłam do ozdobnego lustra i spojrzałam w jego gładką tafle. Prócz mnie, odbijał się w nim także porcelanowy manekin. Nie wiem jak mogłam go nie zauważyć. Miał na sobie piękną, białą suknię, pełną koronek i zdobień srebrną nitka. Okrągły dekolt idealnie pasowałby dziewczynie z niewielkim biustem. Brakowało jej jednego rękawa.
Nachyliłam się i podniosłam z podłogi niedokończone projekty. Gorąca łza rozmazała czerwony atrament, którym były narysowane włosy modelki. Załkałam tak głośno, że wystraszyłam jedną z myszy, która rozgościła się w koncie pod nieobecność lokatorki. Odwróciłam pergamin na drugą stronę. Była tam wiadomość napisana pochyłym, lekko nieczytelnym pismem. Odczytałam ją kilkakrotnie. Chciałam być pewna, że te dziewczyny nigdy mi się nie przyśniły.

Droga Nassarozo Thropp!
Czy Ty naprawdę myślisz, że Ginevra Molly Weasley założy tą sukienkę na swoje wesele? Czy Ty naprawdę sądzisz, że szanowny Pan Edward lubi takie koronki? Może jemu też coś wymyślisz. Żaboty i fiszbiny są w modzie.
Z wyrazami szacunku:
Twoja Galinda Doyle

Moje łzy rozmazały prawie cały atrament. Płynęły rzęsistymi strumieniami prosto na podpis dziewczyny, której zabrałam dzieciństwo, prosto na imię i nazwisko przyjaciółki z nagłówka, której nie potrafiłam uratować życia. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. tak bardzo bym chciała nigdy się nie narodzić.
W kilku ruchach zdjęłam legginsy, koszulką i sweter. Odpięłam perłowe guziczki i rozebrałam manekina. Moje brudne ręce zostawiały ślady na aksamitnym materiale. Chciałam wytrzeć w niego także krew Nessi, jednak to było niemożliwe.
Ubrałam niedokończoną sukienkę i stanęłam przed lustrem. Jeśli tak miałyby wyglądać panny młode, to rasa ludzka już dawno by wyginęła. Rozmazałam łzy na całej twarzy i pociągnęłam z całej siły za krótkie włosy. Wrzasnęłam, kiedy wyrwałam ich garść. Krzyczałam cały czas. Rozdzierałam sobie gardło i krtań. Nie czułam ukojenia, nie czułam nic.
Widziałam tylko siebie. Moje zapłakane oczy, brudną buzię, białą suknię, ręce splamione krwią i puste serce. A gdybym tak teraz umarła? Rozbiła to lustro jednym uderzeniem, a jego odłamkiem przecięła żyły?
Nie - usłyszałam w głowie jej cichy głos. - Rób co chcesz, ale nie w mojej pracowni.
- Nessi, ja wariuję - odpowiedziałam w stronę mojego odbici.
Wiem - szepnęła delikatnie. - Zdejmij tą suknię i postaraj się przeżyć. Możesz tu zostać do końca bitwy, choć uważam, że powinnaś znaleźć Eddiego. Lub Harry'ego, ale raczej tego pierwszego. Bo gdybyś Harry'ego kochała tak na prawdę, to nigdy nie zakochałabyś się w Eddiem.
Zrobiłam jak kazała. Zdjęłam jej dzieło i odłożyłam je z powrotem na miejsce. Bardzo powoli założyłam swoje rzeczy. W już dostatecznie wymiętoloną bluzkę wytarłam twarz.
- Nie dam rady - jęknęłam.
Ty nie dasz rady? Chyba żartujesz. Właśnie odebrałaś mi resztki nadziei. Ginevro, nie wolno ci tak mówić! Słyszysz? Nie wolno niepokoić zmarłych.
- Nessi...
Co?
- Wybaczysz mi?
Tak...
- A wybaczysz Harry'emu, że kazał nam wyjść z Pokoju Życzeń?
Zależy co mu to dało.
- Nie lubisz go?
Nie...
- Dlaczego?
Bo cię skrzywdził. Nie jest wart twoich uczuć. Potrzebujesz kogoś innego, kogoś komu uda się utrzymać cię w stanie względnego funkcjonowania. Harry sobie nie poradzi. To jego będzie trzeba trzymać. Nie możecie stoczyć się oboje, ty nie możesz się stoczyć. Ginny, mogę mieć do ciebie dwie prośby?
- Oczywiście.
Wspieraj Neville'a. Kochaj go jak brata i pomóż mu odzyskać radość życia.
- A druga prośba?
Jak będziesz mieć córkę, daj jej na drugie imię Nassaroza. Nie uważasz, że to imię jest śliczne? Tak mało dziewczynek się tak nazywa. Szkoda aby przepadło...
- Zorbie tak, obiecuję.
Zapadła chwila milczenia. Głuchą ciszę przerywał tylko mój przyspieszony oddech. Czułam jej obecność, jednak pomału zaczęła zanikać. Bałam się utracić ten namacalny kontakt.
- Nessi - szepnęłam. - Jesteś tu jeszcze?
Tak, ale już muszę iść. Ginny, kocham cię. Ciebie i Galindę. Przytul ją mocno, bardzo, bardzo mocno... Żegnaj.
- Żegnaj...
Nie wiem ile jeszcze czasu wpatrywałam się w lustro. Nie wiem ile czasu by to jeszcze trwało, gdyby nie huk, który wstrząsnął całym zamkiem. Dopiero wtedy się ocknęłam z amoku i kolejnego ataku apatii.
Ułożyłam wszystko tak jak zastałam i po cichu wyszłam na pusty korytarz. Było to idiotyczne. Nie miałam żadnej broni. Mogłam chociaż zabrać krawieckie nożyce.
***
Krótkie... Ale to nic, bo mi się podoba.
Dla najwspanialszego przyjaciela, który sprawił że w czwartek byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
Jest już zapowiedź kolejnego rozdziału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci