Wiem, gdzieś pewnie jest dla mnie dom,wolny od trosk, bez uprzedzeń w nas.
(Kasia Kowalska)
(Kasia Kowalska)
Zachowałam
się jak tchórz. Zostawiłam ją tam samą. Nie obejrzałam się nawet za
siebie, kiedy biegłam korytarzem w stronę lochów. Nic mnie nie
interesowało. Pojedyncze tylko iskry uderzały moje ciało. Wywoływały ból
i pieczenie, które było nieporównywalne z pustą mojego wnętrza.
Chciałam być jak najdalej od tego miejsca. Chciałam być w domu. Tylko
gdzie był teraz mój dom? W Norze? W Hogwarcie? u ciotki Muriel? Z
Remusem? Na cmentarzu? Na kartkach pamiętnika?
Moje
równomierny krok odbijał się echem na ścianach. Lochy były opustoszałe.
Walka tutaj jeszcze nie dotarła. Mój oddech stał się szybki i płytki.
Zwolniłam. Nie mogłam zasłabnąć, nie teraz.
Nie
wiem jaka siła prowadziła mnie w to miejsce. Może Nessi? Jej duch
trzymał rękę na moim ramieniu i żądał, abym stawiała kolejne kroki. Tam
było coś co musiałam znaleźć. Tam musiała być odpowiedź.
Czara goryczy już dawno się przelała... Teraz nic w niej nie zostało.
Galinda
zatrzymała się przed jedną z klas w głębokich lochach. Po mim ciele
przeszedł dreszcz. To nie był strach, raczej zimno i przeciągi. Chłód
bijący od surowych ścian był przytłaczający. Pod sufitem dostrzegłam
włochatego pająka. Pisnęłam mimowolnie.
- Boisz się? – zapytała Galinda, lekko rozbawiona.
- Nie – zaprzeczyłam niewyraźnie. – Tylko brzydzę.
- Nigdy nie byłaś w tej części lochów?
Pokręciłam przecząco głową.
Nie – odpowiedziałam sobie w myślach. – I nie mam zamiaru nigdy tu wracać.
Uśmiechnęłam się w duchu na to wspomnienie. Nie dotrzymałam słowa. Po raz kolejny...
Chciałam
wyjąć różdżkę, jednak uświadomiłam sobie, że zostawiłam ją obok Nessi.
Poczułam się teraz jeszcze bardziej bezbronna i nic nie warta. Nie
odzyskam jej, tego mogłam być pewna. W dodatku trwa wojna, najważniejsza
wojna w dziejach, a ja spaceruję sobie po szkole zamiast pomóc swoim
przyjaciołom.
Nacisnęłam
na klamkę. Drzwi były otwarte. Albo bardzo się spieszyła, albo... nie,
to nie jest realne. Nawet ja o tym wiem. Widziałam przecież na własne
oczy, jak zielony snob iskier uderza w jej kształtną pierś.
Uchyliłam
wrota z cichym skrzypnięciem. Ani żywej duszy. Ogromna garderoba Nessi
była nietknięta. Podniosłam z posadzki jeden z kapeluszy i założyłam go
na głowę. Moja stopa zaplątała się w czerwonej grubej wstążce.
Przeskoczyłam nad rozrzuconymi projektami, które nigdy już nie trafią do
butików. Te sklepy nawet nie wiedzą ile straciły. Podeszłam do
ozdobnego lustra i spojrzałam w jego gładką tafle. Prócz mnie, odbijał
się w nim także porcelanowy manekin. Nie wiem jak mogłam go nie
zauważyć. Miał na sobie piękną, białą suknię, pełną koronek i zdobień
srebrną nitka. Okrągły dekolt idealnie pasowałby dziewczynie z
niewielkim biustem. Brakowało jej jednego rękawa.
Nachyliłam
się i podniosłam z podłogi niedokończone projekty. Gorąca łza rozmazała
czerwony atrament, którym były narysowane włosy modelki. Załkałam tak
głośno, że wystraszyłam jedną z myszy, która rozgościła się w koncie pod
nieobecność lokatorki. Odwróciłam pergamin na drugą stronę. Była tam
wiadomość napisana pochyłym, lekko nieczytelnym pismem. Odczytałam ją
kilkakrotnie. Chciałam być pewna, że te dziewczyny nigdy mi się nie
przyśniły.
Droga Nassarozo Thropp!
Czy
Ty naprawdę myślisz, że Ginevra Molly Weasley założy tą sukienkę na
swoje wesele? Czy Ty naprawdę sądzisz, że szanowny Pan Edward lubi takie
koronki? Może jemu też coś wymyślisz. Żaboty i fiszbiny są w modzie.
Z wyrazami szacunku:
Twoja Galinda Doyle
Moje
łzy rozmazały prawie cały atrament. Płynęły rzęsistymi strumieniami
prosto na podpis dziewczyny, której zabrałam dzieciństwo, prosto na imię
i nazwisko przyjaciółki z nagłówka, której nie potrafiłam uratować
życia. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. tak bardzo bym chciała nigdy
się nie narodzić.
W
kilku ruchach zdjęłam legginsy, koszulką i sweter. Odpięłam perłowe
guziczki i rozebrałam manekina. Moje brudne ręce zostawiały ślady na
aksamitnym materiale. Chciałam wytrzeć w niego także krew Nessi, jednak
to było niemożliwe.
Ubrałam
niedokończoną sukienkę i stanęłam przed lustrem. Jeśli tak miałyby
wyglądać panny młode, to rasa ludzka już dawno by wyginęła. Rozmazałam
łzy na całej twarzy i pociągnęłam z całej siły za krótkie włosy.
Wrzasnęłam, kiedy wyrwałam ich garść. Krzyczałam cały czas. Rozdzierałam
sobie gardło i krtań. Nie czułam ukojenia, nie czułam nic.
Widziałam
tylko siebie. Moje zapłakane oczy, brudną buzię, białą suknię, ręce
splamione krwią i puste serce. A gdybym tak teraz umarła? Rozbiła to
lustro jednym uderzeniem, a jego odłamkiem przecięła żyły?
Nie - usłyszałam w głowie jej cichy głos. - Rób co chcesz, ale nie w mojej pracowni.
- Nessi, ja wariuję - odpowiedziałam w stronę mojego odbici.
Wiem - szepnęła delikatnie. - Zdejmij tą suknię i postaraj się przeżyć. Możesz tu zostać do końca bitwy, choć uważam, że powinnaś
znaleźć Eddiego. Lub Harry'ego, ale raczej tego pierwszego. Bo gdybyś
Harry'ego kochała tak na prawdę, to nigdy nie zakochałabyś się w Eddiem.
Zrobiłam
jak kazała. Zdjęłam jej dzieło i odłożyłam je z powrotem na miejsce.
Bardzo powoli założyłam swoje rzeczy. W już dostatecznie wymiętoloną
bluzkę wytarłam twarz.
- Nie dam rady - jęknęłam.
Ty
nie dasz rady? Chyba żartujesz. Właśnie odebrałaś mi resztki nadziei.
Ginevro, nie wolno ci tak mówić! Słyszysz? Nie wolno niepokoić zmarłych.
- Nessi...
Co?
- Wybaczysz mi?
Tak...
- A wybaczysz Harry'emu, że kazał nam wyjść z Pokoju Życzeń?
Zależy co mu to dało.
- Nie lubisz go?
Nie...
- Dlaczego?
Bo
cię skrzywdził. Nie jest wart twoich uczuć. Potrzebujesz kogoś innego,
kogoś komu uda się utrzymać cię w stanie względnego funkcjonowania.
Harry sobie nie poradzi. To jego będzie trzeba trzymać. Nie możecie
stoczyć się oboje, ty nie możesz się stoczyć. Ginny, mogę mieć do ciebie
dwie prośby?
- Oczywiście.
Wspieraj Neville'a. Kochaj go jak brata i pomóż mu odzyskać radość życia.
- A druga prośba?
Jak
będziesz mieć córkę, daj jej na drugie imię Nassaroza. Nie uważasz, że
to imię jest śliczne? Tak mało dziewczynek się tak nazywa. Szkoda aby
przepadło...
- Zorbie tak, obiecuję.
Zapadła
chwila milczenia. Głuchą ciszę przerywał tylko mój przyspieszony
oddech. Czułam jej obecność, jednak pomału zaczęła zanikać. Bałam się
utracić ten namacalny kontakt.
- Nessi - szepnęłam. - Jesteś tu jeszcze?
Tak, ale już muszę iść. Ginny, kocham cię. Ciebie i Galindę. Przytul ją mocno, bardzo, bardzo mocno... Żegnaj.
- Żegnaj...
Nie
wiem ile jeszcze czasu wpatrywałam się w lustro. Nie wiem ile czasu by
to jeszcze trwało, gdyby nie huk, który wstrząsnął całym zamkiem.
Dopiero wtedy się ocknęłam z amoku i kolejnego ataku apatii.
Ułożyłam
wszystko tak jak zastałam i po cichu wyszłam na pusty korytarz. Było to
idiotyczne. Nie miałam żadnej broni. Mogłam chociaż zabrać krawieckie
nożyce.
***
Krótkie... Ale to nic, bo mi się podoba.
Dla najwspanialszego przyjaciela, który sprawił że w czwartek byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
Jest już zapowiedź kolejnego rozdziału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz