Może warto czasem więcej dać,
Niż próbować uciec jeszcze raz.
Warto znów razem być...
Niż próbować uciec jeszcze raz.
Warto znów razem być...
Kasia Kowalska
Gorące
promienie słońca kuły zamknięte powieki, łaskotały moje piegowate
policzki. Niechętnie otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się jak kotka i
usiadłam. Byłam w swoim pokoju. Otaczały mnie znajome ściany i meble.
Przez oparcie krzesła przewieszona była suknia, którą miałam na balu u
Slughorna. Ale co ona tam do diabła robiła?
Wstałam
z łóżka i otworzyłam okno. Świeże powietrze uderzyło w moje nozdrza.
Delikatny wiatr rozwiał moje włosy, a moich uszu dobiegł świergot
wróbli. Uśmiechnęłam się delikatnie. Zapowiadał się naprawdę piękny i
słoneczny dzień.
Uszykowałam sobie czyste ubranie i udałam się do łazienki.
Moje
kroki odbijały się echem po ścianach Nory. Schody skrzypiały cichutko.
Moje mokre włosy kleiły się do pobladłych policzków. Wszędzie panowała
cisza, choć wiedziałam, że w kuchni siedzi moja rodzina. Była późna
godzina, dochodziło prawie południe.
Weszłam do największego pomieszczenia w domu. Wszyscy domownicy utkwili we mnie swoje spojrzenie.
- Cześć - przywitałam się. - Jest już Remus, mieliśmy iść razem na kawę...
Nagle
wszystko zaczyna się walić. Niestabilna wieża, którą ustawiłam
rozsypuje się na wszystkie strony. Jej kawałki są tak małe, że nie
jestem w stanie ich pozbierać. Ranią mnie ostre krawędzie. Przecinają
moją skórę i pozostawiają rany, które już nigdy się nie zabliźnią.
Szkarłatna krew płynie po moim ciele. Chcę się odwrócić, chcę wejść po
tych cholernych schodach i wrócić na górę, chcę schować się pod ciepłą
kołdrą i przespać resztę życia.
Cofam się...
Zimne
dłonie chwytają mnie za ramiona i utrzymują ciało w pozycji stojącej.
Nie pozwalają mi upaść, nie pozwalają mi się ruszyć.
- Puść mnie - szepnęłam. - Chcę wrócić do łóżka.
- Uspokój się, najpierw zjedz śniadanie.
Męskie
głos sprawił, że włosy na mojej głowie stanęły dęba. Spojrzałam prosto w
jego zielone oczy. Harry Potter miał czelność mnie dotykać po tym
wszystkim.
- Powiedziałam, puść mnie... - Uderzyłam pięściami w jego tors, zachwiał się lekko.
Nagle
ktoś chwycił mnie w tali i odwrócił. Stanęłam twarzą w twarz z tatą.
Nigdy wcześniej nie widziałam w jego oczach tyle smutku i cierpienia.
Bez zastanowienia wtuliłam się w jego miękki sweter. Czułam jak gładzi
moje włosy.
- Już dobrze - szepnął. - Wszystko będzie dobrze.
- Co z nim? - wychrypiałam. - Co z Eddiem?
Ojciec domyślał się, ze o niego zapytam, westchnął cicho.
- Jest w szpitalu - rzekł. - Bill był u niego dwa razy.
- Chcę się z nim zobaczyć - powiedziałam bez zastanowienia.
- Nie pójdziesz sama - wtrąciła się mama.
Dopiero
teraz zauważyłam w jakim jest stanie. Miała czerwone od płaczu oczy, a
policzki przybrały niezdrowy, blady kolor. W rękach trzymała koronkową
chusteczkę. Teraz wiedziałam kogo brakuje przy stole. Fred i George...
Pod powiekami zatańczyły łzy, ale nie miałam już siły płakać.
Puściłam ojca i podeszłam do mamy. Chwyciłam jej dłoń. Zadrżała.
- To choć ze mną - szepnęłam cicho.
Spojrzała mi prosto w oczy i kiwnęła delikatnie głową.
Nie
wiem który już raz przeczesywałam włosy. Cały czas byłam śpiąca. Oczy
same mi się zamykały, a dopiero co zjedzone śniadanie ciążyło na żołądku
niczym nieproszony gość.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Pewnie mama jest już gotowa.
- Już idę - odpowiedziałam odkładając szczotkę.
Wtem
drzwi się otworzyły. W lustrze zauważyłam nieproszonego gościa. Harry
Potter wszedł po cichu do mojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Na jego
twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. W rękach trzymał nieduże, szare
pudełko.
- Mogę wejść? - zapytał.
- Już to zrobiłeś...
- Wiesz, kiedy byliśmy tu ostatni raz, to...
- Przestań - przerwałam mu. - To na mnie nie działa.
- Możemy porozmawiać?
-
Nie wiem, czy mamy o czym. Ale skoro jest ci to potrzebne, dobrze, ale
jak wrócę ze szpitala... albo najlepiej jutro rano, bo pewnie będę
zmęczona.
- Co się z tobą dzieje? - Spojrzał mi prosto w oczy.
- Pisałam do ciebie listy. Przez cały czas tęskniłam i czekałam na jakakolwiek wiadomość. Nie przyszło nic, kompletnie nic...
- Wiesz, że ja...
-
Nie przerywaj mi. Nie mogłam o tobie zapomnieć. Karciłam się w duchu za
to, że patrzę na innych chłopców, uważałam że to jest zdrada. Ale nic
nie poradzę na to, że...
- Że się zakochałaś.
- Nie jestem już tą samą osobą, Harry. Zbyt wiele się wydarzyło. Zbyt wiele kłamstw.
- Ja nigdy cię nie okłamałem.
Zapadła
chwila milczenia. Atmosfera zrobiła się gęsta i napięta. Obserwowaliśmy
się wzajemnie, czekaliśmy aż ten drugi popełni błąd.
- Ginny? - Usłyszałam z kuchni krzyk mamy. - Idziesz?
- Tak, już schodzę - odpowiedziałam wymijając Harry'ego.
- Zaczekaj. - Chłopak chwycił mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz.
-
Snape przed śmiercią powiedział mi, że mam ci to dać - wręczył mi
pudełko. Chwyciłam je bez słowa. Nie było ciężkie. - Mówił, że będziesz
wiedzieć komu to przekazać.
- Otwierałeś? - spytałam oschle.
- Nie, jest zaczarowane.
- Czyli próbowałeś...
Bez pożegnania minęłam mężczyznę, za którego kiedyś oddałabym życie. Teraz był tylko kolejnym problemem.
Biel
na długim korytarzu mnie przytłaczała. Mijali nas uzdrowiciele w
zielonych klitach, spieszący się do swoich pacjentów. Szpital był
przepełniony. Po wojnie trafiło tu wiele ofiar bitwy jak i innych
zamieszek.
Westchnęłam
głośno, kiedy stanęłyśmy przed drzwiami oznaczonymi numerem sto
dziewiętnaście. Poczułam na ramieniu dłoń mamy. Serce podeszło mi do
gardła.
- Poczekam tu na ciebie - powiedziała. - Pozdrów go i...
- Na pewno przekażę.
Kiwnęła
głową i nacisnęła za mnie na klamkę. Najchętniej weszłabym do środka z
zamkniętymi oczami, jednak znając moje szczęście potknęłabym się w
progu. Znalazłam się w niewielkiej białej salce. Na przeciwko mnie było
czyste okno ze świeżą firanką, której zapach unosił się w całym
pomieszczeniu. Przy lewej ścianie stało łóżko wykonane z metalowych
prętów a obok małą szafka z jasnego drewna.
Wstrzymałam
oddech, kiedy wśród białej pościeli zauważyłam Eddiego. Jego twarz
nabrała jaśniejszych barw. Powieki miał przymknięte i sine, a wargi
suche. Jego pierś unosiła się w przyspieszonym rytmie. Podeszłam
cichutko i przysiadłam na krześle stojącym obok.
Obserwowałam
go w milczeniu. Jego dolna warga drżała. Bałam się go dotknąć, bałam
się go zbudzić. Nie chciałam płakać, miałam dosyć łez.
Dlaczego
wybrałam właśnie jego? Co miał takiego, czego brakowało Harry'emu?
Przecież nie chodziło tylko o tą pamiętną noc, nie chodziło o nasze
ciała splecione w dzikim tańcu namiętności. Harry był inny... był dobry i
honorowy. Jednak zawsze byłam dla niego na trzecim miejscu. Po pierwsze
zbawienie świata, po drugie przyjaciele, po trzecie, ta ruda
dziewczynka, która od tak dawna chodzi za nim krok w krok.
Nagle
Eddie się poruszył. Zerwałam się z krzesła na równe nogi, a on podniósł
ociężałe powieki. Jego zielone oczy błądziły po suficie. Dostrzegłam w
nich iskierki bólu. Skrzywił się lekko, kiedy jego noga poruszyła się
pod kołdrą.
Kiedy jego spojrzenie padło na mojej zmieszanej twarzy uśmiechnął się lekko.
-
Hej - szepnęłam, odwzajemniając gest. Ponownie usiadłam na krześle i
pogładziłam jego szorstki policzek. - Nigdy nie widziałam cię
nieogolonego...
Mężczyzna wyciągnął w moją stronę rękę. Ujęłam ją delikatnie.
- Jak się czujesz? - spytałam, po czym zamrugałam gwałtownie.
- Teraz dużo lepiej...
- Przestań czarować - jęknęłam. - Powiedz szczerze. Wiem do czego jest zdolna Alecto i... obroniłeś mnie więc ja...
-
Cicho. - Zacisnął palce na mojej dłoni. - Nie obwiniaj się. Nie wolno
ci. Za jakieś dwa tygodnie wypiszą mnie za szpitala, ale moje nogi już
nigdy nie będą do końca sprawne. Więc jeśli uznasz, że ...
- Nie bądź idiotą. Ja sama jestem chodzącym złomem.
-
Wiesz, że byłem okropny? Kiedy pierwszy raz cię ujrzałem, to poczułem
przysłowiowe motylki w brzuchu. Pytałem o ciebie ojca. Powiedział mi
wszystko. Ginny, ja wiedziałem kto jest twoimi prawdziwymi rodzicami.
Chodziłem za tobą. To dlatego byłem zawsze przy tobie, kiedy
potrzebowałaś pomocy. Uratowałem cię przed Goyle'em, poskładałem twoja
rękę po klątwie Amycusa. Wykorzystywałem cię, kiedy Neville leżał chory w
szpitalu, a potem dbałem tylko o swój tyłek, kiedy razem z Nassarozą
szłyście po lek dla Galindy. A kiedy rozpoczęła się bitwa, to siedziałem
cicho w swoim gabinecie i...
Zapadła chwila milczenia. Jego uścisk lekko się poluźnił.
- Lepiej ci? - spytałam. - Kiedy to powiedziałeś?
- Tak... lepiej.
Uśmiechnęłam
się delikatnie. Bolało, jednak byłam na to przygotowana. Wiedziałam, że
ukrywa więcej rzeczy, nie wierzyłam w przypadki. Pamiętałam dokładnie,
kiedy uratował mnie przed brudnymi łapskami Goyle'a. Nie zachowywał się
racjonalnie. Był nerwowy, ale szybko odzyskał panowanie.
- Kiedyś zapytałam, dlaczego się o mnie troszczysz - szepnęłam. - Nie odpowiedziałeś.
- Kiedy zapytałaś, czy jestem śmierciożercą, też nie odpowiedziałem.
- Ale to sprawdziłam sama po kilku miesiącach. - Uśmiechnęłam się blado.
- Tak i nawet nie komentowałaś.
- Bo dosłownie nie było co. Eddie, czy wiedziałeś, że Snape jest szpiegiem?
-
Nie rozmawialiśmy o tym, ale... sam nie wiem. Czasami byłem wściekły,
że stoi po ich stronie, ale bałem się jego reakcji. Czasami miałem
wrażenie, że się między nami lepiej układa. Rozmawialiśmy i... Jednak
widziałem zmagania Gwardii. Widziałem determinację i siłę w twoich
oczach, coś mnie tknęło i pokazałem ci bibliotekę. Chociaż tak mogłem
pomóc.
- Pomogłeś mi cię przejrzeć.
-
Widziałem jak bierzesz książkę. Domyślałem się, że masz ten głupi
dziennik. Chciałem abyś sama odkryła prawdę. Nie wiedziałem, że będą
tego takie skutki.
- Gdybyśmy tylko mogli cofnąć czas...
Na jego twarzy zagości niewyraźny uśmiech.
- A ty jak się czujesz? - spytał patrząc mi w oczy.
-
Jestem zmęczona. Spałam przez trzy dni z króciutkimi przerwami, których
nawet nie pamiętam. A teraz najchętniej położyłabym się obok ciebie.
- Proszę bardzo.
- Przestań, mama na mnie czeka.
- Nieźle gotuje. Też masz taki talent?
- Nie... zaraz, skąd wiesz, że dobrze gotuje? - spytałam lekko zaskoczona.
- Bill przyniósł mi raz obiad - odpowiedział, patrząc mi w oczy. - Dobry z niego kumpel.
- Cieszę się, że się dogadujecie.
- Ma piękną żonę.
- Fleur? Jasne, czemu mnie nie dziwi, że się tu przyczłapała.
- Jesteś zazdrosna?
- Nie! - zaprzeczyłam zbyt szybko.
Jego wargi wygięły się w niewyraźnym uśmiechu. Wyciągnął rękę i pogładził mnie po piegowatym policzku.
- To on powiedział mi, że mój ojciec nie żyje, ale do ostatniej chwili pozostał wierny ideom Dumbledore'a.
Spuściłam
głowę i zamknęłam powieki. Byłam wdzięczna Billowi za wszystko co
zrobił. Zastanawiałam się, czy sama bym podołała. Czy miałabym siłę, aby
wyznać Eddiemu prawdę?
- Mam coś dla ciebie - szepnęłam. - Twój... ojciec kazał ci to przekazać.
- Tobie kazał?
- Nie. Harry był przy nim, kiedy umierał i Snape powiedział, że ma to dać mi, że ja będę wiedzieć co z tym zrobić.
Wzięłam
z szafki nocnej niewielkie pudełko i postawiłam je sobie na kolanach.
Eddie przyglądał się mu z zainteresowaniem, jednak w jego zielonych
oczach dostrzegłam ból i smutek. Niechciane zmory przeszłości wdzierały
się do jego umysłu.
- Nie musimy tego otwierać dzisiaj - szepnęłam.
- Daj spokój, podnieś wieko. - Jego głos drżał.
- Jest zamknięte.
- Ale ty znasz zaklęcie.
Wyciągnęłam różdżkę. Zaskakujące, że cały miałam przy sobie tą Remusa. Nie leżała mi dobrze w dłoni. Będę musiała ją wymienić.
Skupiłam się, wykonałam wymagany ruch nadgarstka i szepnęłam zaklęcie - to samo, którym kiedyś otworzyłam dziennik Eddiego.
* * *
Dla Ros. Bo opowiadań o Ginny nigdy za wiele. No i jak dojdzie do tego rozdziału, to znaczy że nie piszę tak paskudnie :P
Wiem,
że miała być długa rozmowa z Harrym. Na razie musicie zadowolić się
Eddiem. Obiecuję, że z Potterem będą jeszcze dyskusję prowadzić. No i
chyba przesadziłam z dialogami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz