(Wiesław Myśliwski)
Zachmurzyło
się. Czarne chmury przysłoniły bezwstydne gwiazdy i księżyc. Usłyszałam
grzmot w oddali, a po kilku sekundach niebo przecięła ogromna
błyskawica. Poczułam na nosie pierwsze krople wrześniowego deszczu. W
powietrzu dusiła się burza.
Niespodziewanie
poczułam, jak Demelza chwyta mnie za rękę. Spojrzałam na nią zaskoczona
i powiodłam wzrokiem w miejsce, w które się wpatrywała. Westchnęłam
głośno. Sznur czarnych powozów zaprzężony był w niegdyś niewidzialne
konie - testrale. Widziałam je pierwszy raz, choć parę lat temu miałam
okazję lecieć na jednym. Były piękne w swej brzydocie. Chude,
umięśnione, czarne ciała stawiające pewnie każdy krok na twardym
gruncie.
- Skąd tu się wzięły te potwory? - jęknęła. - Czy powozy nie mogą jechać same tak, jak dawniej?
- To testrale, one zawsze ciągnęły powozy - sprostowałam.
- Masz mnie za idiotkę?
- Nie. Testrale, to stworzenia, które może zobaczyć tylko ten, kto był przy kimś, kto umierał. Ty widziałaś śmierć Co...
- Tak, wiem. Nie musisz mi o tym przypominać.
Dziewczyna
wspięła się po małych schodkach i zajęła ostatnie wolne miejsce.
Westchnęłam głośno i potarłam ramiona. Robiło się coraz chłodniej.
- Ginny, my mamy jedno miejsce. - Usłyszałam za plecami głos Hermiony.
Odwróciłam
się, a ona wskazywała wolną przestrzeń obok Harry'ego. Uśmiechnęłam się
do niego delikatnie, po czym kiwnęłam głową. Chłopak podał mi rękę,
kiedy wsiadałam.
Sznur
czarnych powozów przejechał przez metalową bramę, która otwierała się
na tak znany dla nas teren. Przed nami rozciągała się cudownie zielona
trawa, która swym kuszącym kolorem zachęcała do położenia się na niej
choć na kilka chwil. Kawałek dalej dostrzegłam zarys jeziora, na którego
tafli tworzyło się tysiące malutkich okręgów spowodowanych siarczystym
deszczem. Na nocnym niebie widziałam ośnieżone szczyty czarnych gór.
Zobaczyłam
Hogwart. Uśmiechnęłam się nieznacznie na widok odrestaurowanych murów.
Cztery wieże pięły się do chmur, w niezliczonych oknach paliły się
świece. Było jak dawniej, było jak przed bitwą.
Powozy
podskakiwały na niewielkich kamykach, którymi był wyłożony dziedziniec,
i zatrzymały się. Gwar rozmów niósł się za nierównomiernym tupotem
stóp. Uczniowie śmiali się i przekomarzali. Jednak już od jutra będziemy
musieli na nowo przyzwyczaić się do codziennych obowiązków, zadań
domowych i nauki.
McGonagall
mówiła. Z melancholią wspominała wszystkie ofiary bitwy, która miała
miejsce cztery miesiące temu. Podniosłam głowę i spojrzałam na
zaczarowany sufit Wielkiej Sali. Niebo zasnuła gęsta warstwa chmur, a
krople deszczu wydawały się rozpływać kilka metrów nad naszymi głowami. I
pomyśleć, że kiedy ostatni raz tu byłam, to na około rozsypany był tynk
i szkło, fragmenty muru kłębiły się pod stopami. W całej szkole czuć
było zapach krwi. Ciepła posoka spływała po ścianach, pozostawiając na
nich dożywotni ślad.
Kolejny zaczyna się rok
Przekraczacie znów szkoły próg
Lecz dziś jest wolniejszy wasz krok...
Wspomnienia - przyjaciel czy wróg?
Hogwart się z gruzów odrodził
Powstał z popiołów jak feniks
Lecz długo ból nie odchodzi
Przeszłości nie można zmienić
Bo bitwy o Hogwart cienie
To życia siłą wydarte
Wszystko przez władzy pragnienie...
Czy było to tego warte?
Gryffindor walczył na czele
W pierwszym szeregu umierał
Osiągnął odwagą wiele
Przyjaciół zmagania wspierał
Krukoni rozważni byli
Rozsądek siłę powalił
I wielu tych, co walczyli
Umysł ich bystry ocalił
Puchoni ludzi im bliskich
Bronili z wielkim oddaniem
Szczerzy i prości we wszystkim
Wzorem do naśladowania...
Zaś niby tchórze Ślizgoni
Hogwart w potrzebie rzucili
Czy wszyscy są tacy jak oni?
Niektórzy się postawili!
Zwycięstwo ceną wysoką
I krwią niewinną zdobyte
Przetrwa przez wieki aż dotąd
Gdy pamięć w proch się rozsypie
A przyszłość, jej wzniosła wizja
To do was teraz należy
Waszym podlega decyzjom
Pod wasze dyktando bieży
Nie kończy się czas wyborów
Mądrości wśród nich wam życzę
Zostawcie epokę sporów
W pokoju idźcie przez życie
I chociaż was posortuję
Niech znikną już mury wszelkie
Bo każdy dom gwarantuje
Że serce możesz mieć wielkie...
Przekraczacie znów szkoły próg
Lecz dziś jest wolniejszy wasz krok...
Wspomnienia - przyjaciel czy wróg?
Hogwart się z gruzów odrodził
Powstał z popiołów jak feniks
Lecz długo ból nie odchodzi
Przeszłości nie można zmienić
Bo bitwy o Hogwart cienie
To życia siłą wydarte
Wszystko przez władzy pragnienie...
Czy było to tego warte?
Gryffindor walczył na czele
W pierwszym szeregu umierał
Osiągnął odwagą wiele
Przyjaciół zmagania wspierał
Krukoni rozważni byli
Rozsądek siłę powalił
I wielu tych, co walczyli
Umysł ich bystry ocalił
Puchoni ludzi im bliskich
Bronili z wielkim oddaniem
Szczerzy i prości we wszystkim
Wzorem do naśladowania...
Zaś niby tchórze Ślizgoni
Hogwart w potrzebie rzucili
Czy wszyscy są tacy jak oni?
Niektórzy się postawili!
Zwycięstwo ceną wysoką
I krwią niewinną zdobyte
Przetrwa przez wieki aż dotąd
Gdy pamięć w proch się rozsypie
A przyszłość, jej wzniosła wizja
To do was teraz należy
Waszym podlega decyzjom
Pod wasze dyktando bieży
Nie kończy się czas wyborów
Mądrości wśród nich wam życzę
Zostawcie epokę sporów
W pokoju idźcie przez życie
I chociaż was posortuję
Niech znikną już mury wszelkie
Bo każdy dom gwarantuje
Że serce możesz mieć wielkie...
-
A teraz czas przywitać nowych nauczycieli - kontynuowała dyrektorka. - W
tym roku mamy w gronie pedagogicznym największe zmiany. Opiekunką
Gryffindoru została pani profesor Aurora Sinistra. Nową nauczycielką
mugoloznaztwa została pani profesor Lydia Spinner, posadę nauczyciela
transmutacji przyjął pan profesor Rolf Scarmander, natomiast pani
profesor Lizawieta Pietrowicz będzie uczyła obrony przed czarną magią.
Kiedy
wyczytana kobieta podniosła się z krzesła, zamurowało mnie. Była wysoka
i szczupła, miała długie ciemnobrązowe włosy. Pamiętałam ją z Pokątnej.
To ona wpadła na mnie i Eddiego na ulicy. To ona nazwała mnie -
Elisabeth. Miałam cichą nadzieję, że już mnie nie kojarzy.
- Ciekawa postać. - Usłyszałam głos Demelzy, kiedy na stole pojawiły się nakrycia i potrawy.
- Tak, bardzo interesująca - szepnęłam, przyglądając się nowej nauczycielce.
- Wiesz, to jego przodek napisał Fantastyczne zwierzęta. Ciekawe, że postanowił nauczać transmutacji, to chyba nie jest pokrewne? Ginny, słuchasz mnie?
- Co? Tak... Myślałam, że mówisz o kimś innym.
- A widzisz tu kogoś bardziej interesującego?
- Nie, chyba nie...
-
Siedzieliśmy z nim w jednym przedziale. Szkoda, że zasnęłaś. Mówił
wiele ciekawych rzeczy - fascynowała się Demelza. - Opowiadał nam o tym,
że... Ginny!
- Co? - oburzyłam się, w naszą stronę spojrzało wielu uczniów.
- Nie słuchasz mnie.
-
Zaskoczę cię. W tym momencie cię słuchałam. Nie jest jeszcze ze mną aż
tak źle. Jestem zmęczona, nie zaprzeczam, ale nadal kontaktuję z
otoczeniem.
- Coś nie tak? - wtrącił się Dean. - Na drugim końcu stołu was słychać.
-
Wszystko w jak najlepszym porządku - syknęłam. - No chyba, że z Demelzą
jest coś nie tak. Najpierw się na mnie obrażasz, nie raczysz nawet
poczekać, a teraz zaczynasz jakby nigdy nic rozmowę.
-
Wybacz, że się do ciebie odezwałam, wybacz mi, że to ja jestem
kapitanem drużyny, a nie ty! Widziałam, jak patrzyłaś na moją odznakę.
Zazdrościsz mi... To przez to robisz z siebie ofiarę, bo nie możesz mieć
tego, czego chcesz.
W
jednej chwili zerwałam się na równe nogi. Widelec opadł na podłogę z
głuchym brzdękiem. Byłam wściekła. Demelza zawsze mnie irytowała.
Czasami było lepiej, jednak wszystkie dobre chwile kończyły się
godzinami złości i krzyków. Tak naprawdę ciągle miałyśmy do siebie o coś
pretensje. Ciągle rywalizowałyśmy. Czy to na boisku quidditcha,
lekcjach, czy testach. Choć wszyscy, którzy na nas patrzyli mówili - one rozumieją się bez słów, jest z nich świetna para w grze.
- Cofnij to - syknęłam. - Cofnij to natychmiast!
- Nie mam zamiaru. Dobrze wiesz, że taka jest prawda. A dlaczego związałaś się z młodym Snape'em?
- Już to przerabiałyśmy. Ostatnio, kiedy wywlekłaś ten głupi pomysł, to...
-
Co tu się wyprawia? - Usłyszałam za plecami kobiecy głos. - Tak trudno
jest przyzwyczaić się do zasad panujących w tej szkole?
Chciałam
odwrócić się na pięcie i spojrzeć na profesor Sinistrę, jednak moje
kolana uderzyły o brzeg ławki. Zachwiałam się i prawie bym upadła, gdyby
nie Dean.
- Dzięki - szepnęłam.
Nauczycielka
spoglądała na nas groźnie spod ronda swojej ciemnoniebieskiej tiary.
Widać było, że nie tak wyobrażała sobie początek współpracy z Gryfonami.
- Zawsze myślała, że wy dwie jesteście przyjaciółkami - kontynuowała.
- Kiedyś dogadywałyśmy się lepiej - odpowiedziała Demelza. - Kiedyś, kiedy Ginny nie trzymała z Śliz...
-
Zamknij się! Jeszcze kilka godzin temu jechałaś z Galindą w jednym
przedziale. Rozmawiałyście, śmiałyście się i plotkowałyście. Jesteś
najbardziej fałszywą...
-
Spokój! - przerwała nam zirytowana kobieta. - Proszę, abyście
dokończyły posiłek w spokoju. A jutro, panno Weasley, chcę cię widzieć w
moim gabinecie po zajęciach. Bez dyskusji.
Widziałam,
jak Demelza uśmiecha się tryumfalnie, po czym wróciła do swojego
zaczętego kotleta. Ze złością nałożyłam sobie więcej warzyw.
Po
niecałych dwóch godzinach Wielka Sala zaczęła pustoszeć. Uczniowie
rozchodzili się do dormitoriów, w których czekały wygodne, świeżo
pościelone łóżka. W sumie o niczym nie marzyłam bardziej, jak o gorącym
prysznicu i przynajmniej dziewięciu godzinach snu. Wstałam od stoły i
ruszyłam w stronę wyjścia.
- Ginny, zaczekaj. - Usłyszałam za plecami znajomy głos. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Harrym.
Przyglądał mi się badawczym spojrzeniem. Ktoś z nas powinien coś powiedzieć.
-
Dziwię się, że nie dostałeś na powrót odznaki kapitana - rzekłam. - W
zasadzie w zeszłym roku quidditch był zawieszony, więc to ty jesteś jej
prawowitym właścicielem.
Chłopak wzruszył ramionami, po czym wskazał puste miejsce na ławce. Usiedliśmy plecami do stołu.
-
Więc to o to poszło tobie i Demelzie? - zapytał. - Nie zależy mi na
odznace. Choć nie powiem, będę wdzięczny, jeśli przyjmie mnie do
drużyny.
-
Jesteś jej członkiem - stwierdziłam z pewnością siebie. - Jesteś
szukającym, a Demelza chyba nie będzie aż tak głupia, aby kazać ci
przechodzić eliminacje. Ale, Harry, chyba nie chciałeś rozmawiać ze mną o
sporcie. Jeśli coś cię trapi, to... ja postaram się pomóc.
Na
jego twarzy zagościł krótki, niewyraźny uśmiech. Jego wzrok błądził po
twarzach pierwszoklasistów, których prefekci prowadzili do pokojów
wspólnych. Mogłam tylko się domyślić o czym teraz myśli, jak wspomina
swoje pierwsze dni w Hogwarcie.
- Wiele się tu zmieniło, prawda? - zapytał. - W zasadzie, wszystko...
- To cały czas te same mury, choć odnowione. Harry, to nie szkoła się zmieniła. To my.
- Twoje życie przewróciło się do góry nogami - rzekł, po czym niepewnie chwycił moją dłoń.
- Nie tylko moje. Eddie jest przecież...
- Tak, wiem. Rozmawiałem z nim.
Moje oczy stały się kilkakrotnie większe. Jednym ruchem wyrwałam rękę z jego uścisku. Spojrzałam na niego pytająco.
-
Nie mówił ci? Raz złożyłem mu wizytę w Muszelce. To było jakiś trzy
tygodnie temu. Zaskakujące, jak bardzo było podobne nasze dzieciństwo.
Oboje odżyliśmy dopiero w szkole. Trzeba jednak przyznać, że nie ma
dobrego zdania o... naszej matce. Zresztą, ja sam nie wiem, co mam teraz
o niej myśleć. Znasz całą historię?
- Tak - szepnęłam. - Ja... przeczytałam jego pamiętnik - dodałam lekko zawstydzona.
-
Ginny, mam kocioł w głowie. To wszystko wydarzyło się zbyt szybko.
Wiem, że byłem dla ciebie okropny. Najpierw sam z tobą zerwałem, abyś
mogła być wolna, a po powrocie robiłem ci wyrzuty. Nie miałem prawa, ale
zrozum... byłem zazdrosny. Tak strasznie zazdrosny o tego faceta. A
kiedy dowiedziałem się, jak się nazywa, to... Tak strasznie mi wstyd.
Wielka
Sala była już prawie pusta. Zostaliśmy tylko my i kilkoro nauczycieli.
Między innymi Rolf Scarmander i Lizawieta Pietrowicz. Przyglądali się
nam z nieukrywanym zainteresowaniem. Czyżby byli głodni sensacji?
- Chyba po trochu wiem co czujesz, ale ja nie zostawię Eddiego.
- Wiem. On też już zdążył mi to uświadomić. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa i że da ci to, czego ja nie byłem w stanie.
-
Nigdy nie przekreślę czasu, który razem spędziliśmy - szepnęłam, po
czym delikatnie chwyciłam go za rękę. - Na pewno znajdziesz kogoś
lepszego ode mnie. Poza tym sam widzisz, ze mną są same problemy.
- Nie mów tak. Musisz być silna, musisz wierzyć.
- W co mam wierzyć? - spytałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Wierzyć, że wszystko niemal na pewno ma sens.
Chłopak wstał z ławki i podał mi rękę. Ujęłam ją bez słowa.
- Nie zabronisz mi na siebie patrzeć - stwierdził.
- Nie, choć nie za bardzo jest już na co.
Zignorował moją wypowiedź i ruszyliśmy do wieży.
- Śniłeś mi się - powiedziałam po chwili. - Kiedy byłam chora, jeśli można tak to nazwać. Kwiaty ci się kłaniały.
- Super. Coś jeszcze? Miałem płaszcz zrobiony ze skrzydeł motyli?
- Zapytałam, dlaczego tak długo nie wracałeś. Wiesz co powiedziałeś? Że musiałeś najpierw zabić brata.
- Co było dalej?
- Nic, obudziłam się na podłodze z roztrzaskanymi żebrami.
Mijaliśmy
złote ramy zamieszkałe przez uwiecznione na wieki ludzkie twarze i
postacie. Świece dogasały. Ich płomienie tańczyły leniwie, dając
niesamowitą mieszankę cieni na murach.
- Myślisz, że Lizawieta Pietrowicz to Rosjanka? - zapytał Harry, kiedy wspinaliśmy się na schodach.
- Chyba tak... A co?
- Nic, zastanawiam się, czy będzie potrafiła nas dobrze uczyć obrony. Wiesz, kobietom zazwyczaj się to nie udawało.
- No, wiesz co. Moim zdaniem każdy nauczyciel miał jakiś mankament - rzekłam.
- Oprócz jednego, oprócz Remusa.
***
Macie
tę rozmowę. Pewnie spodziewaliście się czegoś innego albo poznaliście
mnie już na tyle, że spodziewaliście się właśnie tego... Nie wiem. Ale
mniejsza o to.
Przy okazji, dziękuję bardzo za nadesłanie tych kilku piosenek Tiary. Jak widać, zwyciężyła Ros.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz