Choć
zabrzmi to absurdalnie, myślę że był to najszczęśliwszy okres w jej
życiu, bo wtedy o coś walczyła, czuła, że żyje, że jest w stanie
sprostać wszelkim wyzwaniom.
Paulo Coelho
Dla tych wszystkich, którzy kiedyś czytali, komentowali, a teraz ich nie ma i zostawili wielką dziurę w moim sercu.
1 września 1995
Milczenie
podobno jest złotem. Jednak nie może przecież trwać wiecznie. Choćbym
bardziej się starała, nie potrafiłam nie odezwać się do Nessi przez całą
podróż do Hogwartu. Oczywiście nie odbyło się bez poszukiwań i
przeczesywania przedziałów z nadzieją, że właśnie w tym kolejnym natknę
się na przyjaciółkę. Znalazłam ją z innymi Ślizgonkami. Nie pozostało mi
nic innego jak dosiąść się do nich bez słowa.
Oprócz
Nessi były tu jeszcze dwie dziewczyny, z którymi dzieliłyśmy sypialnię.
Wysoka i szczupła Katriel Melson i niska i pulchna Lara Smith. Obie
spojrzały na mnie z ciekawością. Nessi nawet nie podniosła wzroku.
- Wolne? – spytałam, starając się opanować emocje, które buzowały we mnie coraz bardziej z każdą chwilą.
- Jasne, siadaj – odpowiedziała cicho Katriel.
Lara
pozbierała swoje bibeloty z miejsca obok siebie, jednak ja zajęłam inne
– naprzeciw Nessi. Jej wzrok był wpatrzony w zmieniające się widoki za
oknem. Myśli w jej głowie rozpoczęły batalię. Zarys jej twarzy odbijał
się w brudnej szybie. W oczach dostrzegłam znajome iskierki. Odetchnęłam
z ulgą. Choć i tak była przeraźliwe smutna, jakby zupełnie zapomniała,
jak używa się mięśni twarzy. Mogłam coś powiedzieć, zapytać, szturchnąć.
Jakkolwiek wyrwać ją z tego bezsensownego amoku.
- Jak tam wakacje, Ginny? – spytała Lara po chwili.
- Jak co roku – odpowiedziałam, nie spuszczając wzroku z Nessi.
Melson i Smith wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Po chwili wstały z miejsc, podeszły do drzwi i wyszły z przedziału.
- Idziemy kupić sobie coś do jedzenia – oświadczyła szybko Katriel.
Drzwi się zatrzasnęły. Rozpoczęła się gra. Pytanie, jakie były zasady? No i kto miał zacząć? Chyba ja…
- Wiem o wszystkim – rzekłam. – Wiem, kto jest twoim ojcem albo raczej – kim jest twój ojciec.
- Przestań…
- Nessi, to nic nie zmienia! Nie możemy ponosić odpowiedzialności za naszych rodziców.
- Łatwo ci mówić – szepnęła bezgłośnie.
-
Ale to są twoje słowa. Mówiłaś o tym na początku drugiej klasy, kiedy
zobaczyłaś moje blizny na ręce i zastanawiałaś się, co dzieje się ze mną
i moim ojcem.
Zapadło
milczenie. Otaczała nas gęsta cisza. Równomierny dźwięk kół pociągu na
szynach usypiał mnie. Widziałam, jak Nessi spogląda przez okno. Szarymi
oczami śledziła mijane drzewa. Coś było nie tak… Musiałam się opamiętać,
nie mogłam spadać.
-
Ginny. – Usłyszałam jej szept sprowadzający mnie na ziemię. Wszystko
ustało. – Ja nie wiedziałam, kim on był. Moja mama tak, ale on
obiecywał, że się zmieni… nie dotrzymał słowa. Kilka tygodni temu
wyprowadziłam się z mamą do dziadków.
- Miałaś z nim dobre kontakty?
-
Nie, więcej siedział w pracy. Ciągle miał coś do roboty. Jednak, kiedy
był w domu starałam się nadrabiać stracony czas, szkoda, że czasem
miałam wrażenie, że jemu w ogóle na tym nie zależy. Pewnie ciężko ci to
sobie wyobrazić… Kiedy patrzyłam na ciebie i twojego ojca, wtedy, kiedy
byłyśmy w drugiej klasie, to zżerała mnie zazdrość. Miedzy innymi
dlatego się do ciebie nie odzywałam. Tutaj nawet nie chodziło o sekrety.
Zatkała
mnie. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Ostatnią rzeczą, jakiej się
spodziewałam było to wyznanie. Serce załomotało mi w piersi.
- Nessi, mogłaś powiedzieć. – Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Jakby się zastanowić, było to okropnie idiotyczne.
- Co miałam powiedzieć? Że mój ojciec mnie nienawidzi?
- Cokolwiek, zwierzyć się jakoś. Jesteśmy przyjaciółkami.
Dziewczyna
odwróciła się w moją stronę. Oczy zeszkliły jej łzami. Bez
zastanowienia chwyciłam ją za rękę. O dziwo, to ja wzdrygnęłam się od
dotyku bliskiej osoby. Kąciki jej ust podniosły się w delikatnym
uśmiechu, a raczej w czymś, co miało go przypominać.
- Nie bądź taka twarda – szepnęła. – Nigdy nie znajdziesz sobie chłopaka. Będziesz się trząś przy każdym pocałunku?
- Nie wiem, chyba tak…
7 września 1995
Hogwart
się zmienił. Nie był już takim samym miejscem. Rolę nauczyciela obrony
przed czarną magią przejęła Dolores Umbridge. Każdy, kto miał choć
trochę rozumu, doskonale wiedział, że została przysłana przez
ministerstwo, które nie popierało Dumbledore’a. Nie wierzyli, że
Voldemort się odrodził. Tak było łatwiej – odrzucić coś, co nas
przerażało.
Bez
przekonania żułam kawałek tost z serem i szynką. Miałam wrażenie, że
nie dam rady go przełknąć. Czułam gulę w gardle. Moje serce biło
stanowczo zbyt szybko. W lewej ręce trzymałam pucharek z sokiem
dyniowym. Dłoń zadrżała, a kilka kropel kapnęło na talerz ze śniadaniem.
- Ginny? – Usłyszałam głos Nessi. – Dobrze się czujesz?
- Nie.
- Aha… no tak, głupie pytanie. Nie powiesz mi chyba, że tak bardzo przejmujesz się przesłuchaniami do drużyny.
- Tak.
- Ginny? Hallo! Czy możesz być dzisiaj bardziej rozmowna?
- Nie..
Nessi
westchnęła. Chyba nie miała już siły się ze mną droczyć. Nie rozumiała
mnie. Nie wiedziała, jaka presja na mnie spoczywa. Nie mogłam się nie
dostać. Byłam to winna Syriuszowi. Choć miałam ważnienie, że nie tylko
jemu. Musiałam grać, musiałam grać dla… dla tej dziewczyny z mojego
szalonego snu. Ona musiała razem ze mną czuć wiatr we włosach.
-
Nie bądź niemądra. – Usłyszałam po chwili. – Nie chcę, aby to
zabrzmiało dziwnie, ale jak zobaczą jaką masz miotłę, to nie zwrócą
uwagi, że jesteś dziewczyną.
- Ale ja tak nie chcę! – oburzyłam się.
- Wiem, że nie chcesz, ale nic z tym nie zrobisz.
Miała rację, zbyt często miała racje. Dlaczego zawsze mnie to tak denerwowało? Odrzuciłam tost na talerz i wstałam z miejsca.
- Gdzie idziesz? – zapytała skołowana Nessi.
- Muszę jeszcze napisać list do taty.
Nic
nie odpowiedziała. Westchnęła tylko głośno. Ruszyłam w stronę wyjścia.
Minęłam najgłupszą Gryfonkę świata – Demelzę Robins, z którą zawsze
miałam na pieńku. Zazwyczaj starałyśmy się unikać, jednak nie zawsze
było to możliwe. Razem miałyśmy zajęcia z eliksirów. Na szczęście to ona
miała większego pecha. Nie potrafiła trzymać języka za zębami, więc z
powodu jej głupich komentarzy Gryffindor ciągle tracił jakieś punkty.
Zmierzyłam
jej długie, ciemne włosy, jak zwykle niechlujnie spięte i niemodne
ubranie. Mój wzrok zatrzymał się na czerwonozłotym godle. Nie patrzyła
na mnie. Bez ostrzeżenia uderzyła mnie w ramię – oczywiście niechcący.
Nie zareagowałam. Odwdzięczę się kiedy indziej.
Kochany tato,
Jak
Ci mija czas? Nadal mieszkasz na Grimmauld Place, czy wróciłeś już do
domu? Mam nadzieję, że nie narażasz się zbytnio dla Zakonu Feniksa.
Wiesz, że Dumbledore jest czasem dziwny i ma nietypowe pomysły. Za
chwilę rozpoczną się eliminacje do drużyny. Jak dostaniesz ten list, to
pewnie będzie już po wszystkim.
Kocham Cię - Ginny
Chwyciłam pergamin w dłoń i zgniotłam go w małą kulkę. Zbyt wiele informacji
– pomyślałam. Gdyby ten list trafił w nieodpowiednie ręce byłoby po
wszystkim. Nie mogłam się do tego przyczynić, nie w taki sposób.
Wyciągnęłam różdżkę i spaliłam świstek.
Nie
chciałam, aby moje ciało poczuło zbyt wiele wolności. Bez większego
popisywania się przechodziłam kolejne etapy przesłuchania. Co prawda
zabawnie było spoglądać na obecnego kapitana – Darrena McGinty. Najpierw
osobiście do mnie podszedł i oświadczył, że nie chce widzieć dziewczyn w
swojej drużynie, potem spojrzał na miotłę. Zawahał się i oświadczył, że
ewentualnie mogę spróbować. No więc spróbowałam.
Najpierw
kilka kółek wokół boiska. Nie mogłam pozwolić sobie nawet na
najmniejszy błąd. Oni tylko na to czekali, aby mieć pretekst do dania
sobie ze mną spokoju.
Potem
podania, chwyty i ataki na bramkę. Na wszystkie smoki świata! Ile ci
Ślizgoni potrafią zrobić błędów w zwykłej, najprostszej kombinacji…
Tak
bardzo chciałam pokazać im coś specjalnego, jednak udało mi się
powstrzymać narastające emocje. Nie mogłam się wywyższać. Musiałam być
dobra, ale nie lepsza od nich. Dorastanie z mężczyzną czegoś mnie
nauczyło. Nigdy nie należy ranić ich dumy. Gdybym to zrobiła, to
mogłabym pożegnać się z drużyną na zawsze.
W
przesłuchaniu wzięło udział również kilkoro dobrych graczy, jednak
większość była tu tylko dla mioteł, które zaserwował ojciec Draco i
uznania, wynikającego z miejsca w zwycięskiej drużynie. Latali jak niepełnosprawne ofermy, mylili kierunki i nie potrafili porządnie rzucić kaflem. Tracili tylko czas.
Kiedy było już po wszystkim, Darren zwrócił się do mnie.
- Jesteś przyjęta.
Tylko
tyle. Moje serce fiknęło koziołka, w duszy huczały fajerwerki, a w
panoptikum żył błądziła gorąca krew zabrudzona brokatem i konfetti.
Jednak moja twarz pozostała niewzruszona. Nie poruszyłam ani jednym
mięśniem. Kiwnęłam tylko delikatnie głową, dając mu do zrozumienia, że
może na mnie liczyć.
Siedziałam
z Nessi w jednej z pustych klas. Obserwowałam, jak mały, czarny pająk
wije sieć pod sufitem. Opuszczał się coraz niżej na cienkiej lince.
Przez chwilę miałam wrażenie, że spadnie, jednak jego asekuracja była
zbyt mocna. Nie mogła tak po prostu się zerwać. A nawet jakby? Jakie
miałoby to znaczenie? Pająki nie zabijają się przecież od upadku z
wysoka. Przez szczeliny w kamiennych murach lochów zawiał wiatr. Mały
stwór rozhuśtał się niebezpiecznie.
- Ale ty jesteś głupia. – Usłyszałam głos Nessi.
Spojrzałam
na nią ze zdziwieniem. Na jej kolanach znajdował się pergamin. Kreśliła
coś czarnym atramentem, kiedy się wychyliłam, zasłoniła swoją pracę
ręką.
- Nie rozumiem – stwierdziłam.
- Cieszysz się jak głupia, a udajesz, że wszystko masz w nosie.
- Niczego nie udaję. Taka już jestem. Jak to się mówi? Niezdolna do egzaltacji?
Widziałam,
jak Nessi zaciska zęby. Jej czoło zmarszczyło się niesamowicie, a usta
spięła w cieniutką wargę. Spojrzała na mnie groźnie, jej szare oczy nie
wyrażały żadnych pozytywnych emocji. Wściekła się.
- Och, przestań – jęknęłam. – Wiesz, że się cieszę. Co mam zrobić? Zatańczyć na stole?
- Jeśli kiedyś do tego dojdzie, to będzie koniec świata.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Jak zawsze miała rację.
- Co robisz? – zapytałam po chwili. – Nie wiedziałam, że rysujesz.
-
Projektuję- odpowiedziała takim tonem, jakby było to oczywiste. -
Pomyślałam, że skoro tobie zaczęło udawać się spełniać marzenia, to ja
też powinnam zacząć. W sumie nie mam nic do stracenia…
- Świetny pomysł, ale jakie są twoje marzenia?
Było
to dość idiotyczne pytanie. Nessi spojrzała na mnie z wyrzutem, ale po
chwili uśmiechnęła się nieznacznie. Odetchnęłam z ulgą.
-
Kiedy dowiedziałam się, że mój ojciec jest śmierciożercą, uznałam że
poświęcę się jakiemuś hobby. Wiesz jak to jest w książkach. Na główną
bohaterkę spada tysiące nieszczęść i ona zaczyna pisać, potem wydaje
tysiące powieści i jest sławna. Ubzdurałam sobie, że też będę sławna.
Zaczęłam rysować. No, nie patrz tak na mnie! To była katastrofa. Ale w
pewnym momencie chciałam naszkicować ciebie. Może i ta szkarada nie
przypominała ciebie, ale miałaś na sobie piękną, balową suknię. Kiedy ją
tworzyłam, czułam się, jakbym była w jakimś chorym transie. Następnego
dnia chciałam sprawdzić, czy to był jednorazowy wybryk. Okazało się, że
nie. Czuję, że projektowanie jest moim marzeniem, a ty… wydajesz się być
idealną modelką.
- Chyba manekinem – poprawiłam ją.
- Modelka, manekin, muza… wiele nazw, jedna osoba.
- Nieźle. Nie spodziewałam się. Więc, kiedy założę tę sukienkę?
- Jak ją uszyję – odpowiedziała, wzruszając ramionami.
-
Musimy znaleźć ci jakąś pracownie – oświadczyłam po chwili. – Nie
będziesz tworzyła pod łóżkiem. W Hogwarcie jest mnóstwo nieużywanych
sal. Poszperamy w lochach.
- Oszalałaś? Czasem jesteś nazbyt apatyczna, a czasem mam ochotę wysłać cię na leczenie.
- Och, Nessi, sama mówiłaś, że należy spełniać swoje marzenia.
Oczywiście! Ginny musiała zostac przyjęta! Nie wiem, czy lubię Nessi. Nie przepadam za modą, nudzi mnie.
OdpowiedzUsuń