Całe istnienie to nieustanny koniec.
Karl Jaspers
3 stycznia 2ooo
Ruda dziewczyna leżała w białej pościeli w jeszcze
bielszej sali. Obok niedużego łóżka znajdowała się mała szafka nocna, a
na niej tylko kilka przedmiotów. Złoty, kieszonkowy zegarek na długim
łańcuszku. Po jego zewnętrznej stronie wygrawerowane były fazy księżyca.
Obok znajdował się wisiorek na srebrnym łańcuszku. Nie był mały, jego
średnica mogła mieć nawet jeden cal. W centralnym punkcie znajdował się
jasnoniebieski kamień opleciony mozaiką srebrnych, różnokształtnych
liści. Na blacie leżały również szklane korale. W każdej kuli zatopiona
była inna, magiczna figurka ptaka. Nie poruszały się, spały i czekały aż
ktoś zakłóci ich spokój, zakładając na szyję. Było też kilka
fotografii. Nie były oprawione, widać nikt nie miał do tego głowy.
Na
większości była ona. Z zastępczymi rodzicami, z rodzeństwem, które
bardzo kochała i nie śmiałaby nazwać ich inaczej, z Luną i Neville’em,
za Harrym i Hermioną, z Galindą i Nessi, z Eddiem… Może, gdyby otworzyła
oczy, to pożałowałaby, że nie ma żadnego zdjęcia z Remusem i Tonks.
Może nakrzyczałaby na bliskich, że nie przynieśli jej fotografii małego
Teda Lupina. Może…
Oprócz
łóżka i szafki nocnej w sali znajdowało się coś jeszcze. Krzesło.
Najzwyklejsze, drewniane krzesło, na którym siedziało już tak wiele
osób. Przychodzili i mówili, często płakali. Zadawali sobie pytania, czy
dziewczyna ich słyszy. Czy zimna dłoń symbolizuje sen, a ciepła
czuwanie? A może jest odwrotnie?
Przyszła
sroga zima. Anglia została sparaliżowana natarczywymi opadami śniegu.
Wszystko pokrywał biały puch. Gdzieniegdzie na drzewach można było
dostrzec małe stada wróbli i czarnych gawronów. Krążyły niespokojnie nad
parkami w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Kilkoro życzliwych
przychodniów rozsypywało drobno pokrojone skibki chleba, jednak według
większości była to zbyt ciężka praca.
Nie
tylko mugolom zima dała się we znaki. Czarodzieje również więcej palili
w kominkach i zakładali na siebie grube kożuchy i futra. Bycie
czarodziejem nie oznaczało, że mróz nie zmrozi policzków czy nosa.
Galinda Doyle
nigdy nie spodziewała się, że przeżyje tak smutne święta Bożego
Narodzenia. Choć pozornie wydawało się być jak zawsze. Choinka, poranne
prezenty, zapach piwa korzennego, cynamonu i pierników, wspólny,
odświętny obiad. Jednak gdzieś w środku czuła ogromną pustkę.
Nie
było beztroski, nie było dziecięcej radości, nie było… Nessi. Galinda
pamiętała doskonale, jak zawsze przed wyjazdem do rodziny, malowały
sobie paznokcie w różne zabawne wzorki. Nigdy nie zapomni, jak jej mama
śmiała się z grubych bałwanków.
A
teraz jeszcze Ginny. No bo jak można spać przez dwa miesiące i nie
otworzyć oczu nawet na jedną chwilę? Tak bardzo chciała z nią
porozmawiać, poplotkować.
W
zasadzie spędziła z nią tylko jedne święta – zeszłoroczne. Było to
przecież zaledwie trzysta sześćdziesiąt dziewięć dni temu, a wydawało
się, jakby minęły wieki. Siedziały naprzeciw siebie, przy jednym stole.
Wtedy tęskniła za rodzicami, teraz tęskni za Ginny i Nessi. Cóż za
ironia.
Święta
Eddiego Snape’a nigdy nie były szczęśliwym wydarzeniem, ale teraz
przelała się czara goryczy. Kiedy mieszkał na Spinner’s End, miał
świadomość, że ojciec gdzieś tam jest, kiedy pojechał do szkoły miał
świadomość, że babcia gdzieś tam jest. Był szczęśliwy z przyjaciółmi i
potrafił zapełniać pustkę i myśl, że jego dom rodzinny jest daleko.
Rok
temu przeżył najdziwniejsze święta. Z ojcem, tylko z ojcem. Rozmawiali.
Oni rozmawiali. Chwilami żałował, że nie robili tego częściej. Ale
teraz było za późno.
Mężczyzna
nie mógł pozbyć się uczucia, że ma niesamowite zdolności do niszczenia
wszystkiego co kocha. Duma. Jego chora duma kiedyś go zgubi, jeśli już
tego nie zrobiła. Dlaczego zostawił Ginny? Bo nie dostał odpowiedzi na
list przez dobę? Skąd mógł wiedzieć, że ona wpadnie na tak idiotyczny
pomysł jak odwiedzenie go?
Eddie
uważał się za tchórza. Jak mógł uciec w momencie, kiedy najważniejsza
osoba go potrzebowała? Jak mógł? Teraz nie pozostało mu nic innego, jak
wrócić do Anglii, być przy niej i wierzyć, że ona go słyszy i czuje
dotyk jego dłoni na swojej.
Molly
i Artur Weasleyowie zawsze mieli wyrzuty sumienia, kiedy patrzyli na
dorastającą dziewczynę. Ona przecież nie była niczemu winna, a prawdę
mówiąc cierpiała najbardziej. Tylko dwoje ich najstarszych synów
wiedziało, jak jest. Ich też napiętnowali.
Kobieta
nie miała już siły. Codziennie przychodziła do szpitala, codziennie
wylewała litry łez. Nigdy, nigdy nie spodziewała się, że tak to wszystko
się skończy. Kochała ją jak córkę, najchętniej położyłaby się za nią na
tym twardym łóżku i w ramach pokuty przespała resztę życia.
Artur
starał się być silny. Musiał przecież wspierać żonę w tych trudnych
chwilach. Wiedział, że Molly jest na skraju wyczerpania. Wiedział, ale
on też był tylko człowiekiem. I jego to przerosło. Najpierw Fred, teraz
ona. Był pewien, że to kara za kłamstwa. Nigdy nie próbował się
usprawiedliwiać.
Ostatnio
w szpitalu spotkał swoją prawdziwą córkę – Galindę. Przywitała się z
nim i nawet uśmiechnęła. Jednak w tym uśmiechu było coś dziwnego. Ona
próbowała go wesprzeć, jak wspiera się ojców dzieci, które leżą ciężko
chore.
Rolf
Scarmander nigdy nie spodziewał się, że uda mu się tak przywiązać
emocjonalnie do jednej z uczennic. A przecież zanim przyjął ofertę, to
powtarzał sobie codziennie – tylko nie zakochaj się w żadnej długonogiej blondynce. I co? W sumie chyba dotrzymał słowa.
Nigdy
nie nazywał tego uczucia miłością czy zauroczeniem. Nie. To nie było
to. On miał wrażenie, że jest za nią odpowiedzialny. Cóż za ironia.
Przecież nikt go nawet o to nie prosił.
Po
raz pierwszy zobaczył ją w pociągu. Pomylił przedziały, przecież każdy
może pomylić przedziały! Leżała zwinięta w kłębek, kiedy usłyszała
dźwięk otwieranych przez niego drzwi, podniosła się skołowana, a kurtyna
rudych włosów opadła jej na twarz. Rolf pamiętał dokładnie, jak
powiedziała zdanie, które stało się mottem jego pracy w Hogwarcie.
Gdyby pan wiedział, ile już się w tej szkole wydarzyło niemoralnych rzeczy…
W
dzień, w którym usłyszał, jak wraz z tą drugą – Galindą – uczą się
francuskiego, to włos zjeżył mu się na głowie. I tu nawet nie chodzi o
kaleczenie tego pięknego języka żabojadów, nie. Tu chodziło o jej głos,
który przecież mógł brzmieć tak pięknie, gdyby tylko poprawnie wymawiała
dane frazy.
Zaimponowała
mu też tym, że nigdy się nie uskarżała, zawsze zaciskała zęby i szła
dalej. Choć Rolf nie był głupi, widział w jej oczach delikatne iskierki,
takie jak u dzieci. Bo wbrew pozorom ona była dzieckiem, nie raz jej
dusza miała ochotę zaszaleć.
No i powiedziała mu coś, czego nigdy nie usłyszał od kobiety - Je t'aime.
Bill
Weasley ledwo otworzył drewniane drzwi prowadzące do domu, w którym
mieszkał. Ostry wiatr wpadł do ciskanego przedsionka i zadomowił się
między tysiącami par damskich butów i futer. Mężczyzna rozpłaszczył się,
ledwo znajdując wolny wieszak i wszedł do przestronnego, dobrze
oświetlonego salonu.
W
lazurowym, wygodnym fotelu siedziała najpiękniejsza kobieta na świecie -
Fleur. Jej długie, jasne włosy opadały na ramiona i łaskotały duży
brzuch. Długie, chude nogi oparła na miękkiej pufie. Najwyraźniej chwilę
temu czytała jedno z kolorowych pisemek o młodych mamach, jednak, kiedy
usłyszała kroki męża odłożyła gazetę.
- Witaj, kochanie – rzekła, kiedy Bill podszedł do niej i ucałował ją delikatnie w wargi.
- Jak się czujesz? – spytał, troskliwie odgarniając jej włosy z czoła.
-
Już lepiej, choć cały czas bolą mnie nogi. Ale wiesz co, wyczytałam, że
w piątym miesiącu dziecko ma około dwadzieścia centymetrów i zaczynają
wyrastać mu włosy. No i reaguje już na dźwięki, słyszy, o czym teraz
rozmawiamy.
Mężczyzna
położył dłoń na brzuchu żony. Poczuł, jak niewielka istotka porusza się
w jej łonie. Mógłby przysiąc, że przez chwilę jego ręka zetknęła się z
ręką jego córeczki. Bo to musi być córeczka.
- Czujesz ją? – zapytał.
- Głupie pytanie, oczywiście, że tak. Jest taka delikatna. Ociera się o mnie subtelnie jak motylek.
-
Rozumiem. Pamiętam, jak mama po urodzeniu… ostatniego dziecka
powiedziała, że będzie jej brakować tego uczucia. Choć ona nie opisywała
tego jak dotyk motyla tylko bulgotanie wody sodowej. Ale twoja wersja
bardziej mi odpowiada.
- Cieszę się. Nie byłeś w szpitalu po pracy, że tak wcześnie wróciłeś?
-
Nie byłem. Zresztą teraz w trakcie ferii zimowych ma i tak wielu gości.
Ja chyba nie jestem tam potrzebny. Jutro wpadnę do rodziców. Mama
pewnie się ucieszy, jak jej opowiem o tobie i naszym maleństwu.
- Na pewno. Zaproś rodziców do nas na sobotę.
- Postaram się ich przekonać. Ale wiesz, że jak się uprą, to my odwiedzimy ich w sobotę, a nie oni nas.
-
To nawet lepiej – stwierdziła. – Nie będziesz musiał gotować, a twoja
mama zajmie myśli czymś innym. Bill, tak bardzo bym chciała, aby to
wszystko się już skończyło.
- Ja też, kochanie, ja też…
Bardzo mi się podoba pomysł oderwania się na chwilę od alternatywy i poczytania co dzieje się w rzeczywistym świecie :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję rodzinie i przyjaciołom Ginny. Widać, że przeżywają jej śpiączkę...Jestem ciekawa jak zareagują na jej przebudzenie i kiedy to nastąpi(nie żebym cię poganiała, bo lubię alternatywę).
Najbardziej przypadł mi do gustu fragment o Eddi'em. Nareszcie coś jego oczami! Cieszę się, że Ginny wciąż jest dla niego ważna i zamierza ją odwiedzić<3
Ogółem w tym rozdziale urzekły mnie twoje rozmyślania. Nie wiem jak to robisz, ale wychodzi Ci to genialnie. To zastanawianie się bohaterów nad różnymi sprawami, refleksje o życiu...mmm...
Nie wiem tylko co sądzić o końcówce. Duch Ginny wybrał się na spacer? Liczę, że wyjaśnisz to głębiej w następnym rozdziale, na który czekam z utęsknieniem.
Heh, nie wiedziałam że dziś jest dzień pisarzy. W takim razie życzę wszystkiego naj! :*
Rozdział świetny, moim zdaniem ;). Alternatywa też była bardzo dobra, ale przyda się takie małe oderwanie, żeby można poczytać, co dzieje się w prawdziwym świecie Ginny. Notka napisana dobrze, dobrym stylem, wciągająca i fajnie się czytało, aż się było ciekawym, co dalej. Już od kilku dni zaglądałam z ciekawością, jaki będzie nowy rozdział i nie rozczarowałam się ;).
OdpowiedzUsuńhttp://skrajnie-rozni.blog.onet.pl/
Czy jest możliwość powiadamiania o nowych notkach?
Wybacz mi Elfabo, że nie skomentowałam ostatnich notek, ale naprawdę nie miałam na to czasu. Udało mi się je tylko przeczytać w miarę możliwości. Mam głęboką nadzieję, że się nie gniewasz na mnie i będziesz mnie nadal informować o nowych notkach na swoim blogu.
OdpowiedzUsuńNotka piekielnie mi się podoba. Wspaniale opisałaś, ubierając w odpowiednie słowa sytuację, która panuje w rzeczywistości poza "sen" Ginny. Świetnie ujęłaś to, co czują poszczególne osoby, dla których Ginevra odgrywa bardzo ważną rolę, jest częścią ich życia. Jesteś naprawdę fenomenalną pisarką i masz przeogromny talent. Jestem pod wielkim wrażeniem. Życzę weny*********************************
O, dopiero teraz zauważyłam tytuł "Rezczywistość", a tak to myślałam przez cały post, że to był sen Ginevry z alternatywy :D I to by się tak przeplatało, to by było fajnie :P Dzisiaj dzień pisarzy? Może dlatego mnie tak natchnęło, żeby tą jedną notkę jakoś napisać... Więc prawdziwa Ginny nadal leży i śpi... jak to czytalam, to wszystko, to jakoś mi łzy w oczach stanęły, to jej życie jej tak dało w kość. Po prostu siedzieć i płakać, jak się to czyta, przynajmniej ja tak mam, jak tak sobie pomyślę i wczuję się w uczucia bohaterów.. Mam nadzieję, że Ginny się wybudzi do czasu, aż Fleur urodzi, no niech się w końcu obudzi... No cóż, już nie wiem, co by tu jeszcze dodać, więc skończę na miłym pozdrawiam ;) Pandora/Ginny
OdpowiedzUsuńO, nie spodziewałam się takiego rozdziału, a był on bardzo ciekawym przerywnikiem w całej alternatywie. Poznaliśmy jak tam innym bohaterom się żyje w realnym świecie. Fajnie, że Fleur i Billowi już za cztery/trzy mięsiące (a może nawet dwa? Różne wcześniaki się rodzą xD) urodzi się mała Victoire. Bardzo zaintrygowała mnie wzmianka o Eddiem.. Chciałby wrócić do Anglii i trzymać Ginny za rękę?...
OdpowiedzUsuńZ całego serca współczuję wszystkim znajomym i krewnym Ginny, którzy nie mogą już spojrzeć w jej oczy ani z nią porozmawiać. Zdaję sobie sprawę z tego, co przeżywają.
Pozdrawiam,
Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]
Ps. Szkoda, że dopiero dziś dowiedziałam się o dniu pisarza... Bym się spieła i dodała dziś notkę :/
Dasz kochana wiarę, że rozdział przeczytałam rano o 6:30 ^^ Nie zdążyłam jednak skomentować, więc to czynię teraz:) Po pierwsze, śliczny szablon. Bardzo wiosenny:) A rozdział jest prześliczny. Strasznie spodobała mi się taka odmiana i fajnie, że jeszcze masz parę postów na temat tej rzeczywistości. Strasznie się ucieszyłam z opisu Eddiego^^ Wiem, jestem wariatką, kiedy pojawia się o nim wzmianka. Dlatego bardzo rozpaczam, że na Twoim blogu "Here we go" nie ma nowego postu:( Ale jak to się mówi, jak ktoś kocha, to poczeka:) Strasznie podobała mi się jeszcze perspektywa Billa i Fleur. Mimo iż tyle kłopotów się wydarzyło, potrafią pokazać miłość do siebie i do ich nienarodzonego dziecka. Czekam już na kolejny post;) Pozdrawiam serdecznie:**
OdpowiedzUsuńHej. Dobry pomysł z tą rzeczywistością. Można sprawdzić co się dzieje, jak to działa... Ale ten Eddie. Trochę nie rozumiem. To on ją zostawił, bo mu nie odpisała?! Dlatego go nie lubię, widzisz! Mówiłam, że go nie trawie. Ale i tak jestem zachwycona. ; )
OdpowiedzUsuńBiedny Eddie. Niewątpliwie obwinia się za to, co się stało Ginny, chociaż nie powinien. Mam nadzieję, że jakoś poradzi sobie z kacem moralnym. Z kolei Rolf - on się kocha w Ginny, czy ja coś źle przeczytałam? Błagam, powiedz mi , że się mylę. Zabrakło mi Harry'ego. Mam nadzieję, że coś o nim wspomnisz w następnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńBill o o Fleur będą mieć dziecko? Nie wiem czemu tak mnie to zaskoczyło, w końcu ich córka urodziła się w rocznicę bitwy o Hogwart, ale mimo wszystko jestem w szoku. Chyba będąc myślami w alternatywie, nie zdawałam sobie sprawy, że minęło już tyle czasu
Śliczny szablon. Zgodzę się z Tobą, że wiosenny;) Poza tym kocham Twoje częste zmiany szablonów *___* Co do słowiańskiej urody to ona niewątpliwe ją posiada. Jednak w tej chwili słowo "słowiańska" kojarzy mi się przede
wszystkim z moim wtorkowym sprawdzianem z historii, którego się boję.
Pozdrawiam.
Jestem pod wrażeniem. Wielkim, wielkim wrażeniem. Zauroczył mnie ten rozdział. Na pozór nie ma w nim nic ciekawego, ani magicznego. Ot, zwykłe życie, zwykłych ludzi. Ale, właśnie przez tą prostotę, szczerość, jest niezwykły. Pełen emocji. Różni ludzie, różne punkty widzenia, ale ta sama osoba przemykająca przez ich życie. I zostawiająca ślad. No i jeszcze ten ostatni fragment. Dusza przechadzająca się korytarzami. Krótki, choć dający do myślenia.
OdpowiedzUsuńPomysł bardzo mi się spodobał, ale myślę, że "Rzeczywistość" nie powinna pojawiać się często. Straciłaby swój nastrój.
Pozdrawiam ;)
Oo, całkowite zaskoczenie. Pozytywne. Czyli Ginny będzie teraz obecna duszą, będzie obserwować bliskich... i to wpłynie na jej szubsze wyzdrowienie? Albo zagmatwa alternatywę, to byłoby chyba ciekawsze ;)
OdpowiedzUsuńJuż odzwyczaiłam się od rzeczywistości, więc czas na kolejne wyzwania, ale już nie mogę się doczekać, zawsze zaskakujesz pomysłami i dobrze ;)
Czas tak szybko płynie, wiosna już prawie za oknami, a ja oczywiście leżę z anginą. Mam czas na myślenie i chyba wyjdzie mi to ostatecznie na dobre. Ale widzisz co się dzieje z moim myśleniem aktualnie, poziom zerowy prawie. Zmieni się to, jak tylko przestanę się żywić samym kompotem z jabłek.
a ja się obawiałam , ze może już kończysz z alternatywą!bo naprawdę mnie wciągnęła, jestem ciekawa, jaka będzie koniec końców Ginny, myslę, że podobna do tej prawdziwej... jak dużo jednak ludzi chciałoby, by wyzdrowiałą... i ja też, też bym chciała, ponieważ mimo wszystko los chciał, żeby życie gnny wyglądało inaczej... i powina żyć w swoim :p
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł z tym "powrotem" do rzeczywistości. I nawet Eddie się pojawił, no no no ^^, Ten fragment w zasadzie podobał mi się najbardziej.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak długo jeszcze Ginny będzie w tej śpiączce? Jak długo jeszcze jej najbliżsi będą musieli mierzyć się z własnym bólem i rozpaczą?
Mhm, jaki wiosenny szablonik ^^,
Pozdrawiam
[violent-storm] a właściwie [lombard-street]
Legilimencja
Szablon jest taki cudowny, świeży, wiosenny... naprawdę mi się podoba.
OdpowiedzUsuńSpodobało mi się to oderwanie od alternatywy; ukazanie, jak czują się bliscy Ginny w czasie gdy ona jest w śpiączce. Eddie rozwiał moje wątpliwości co do tego, że nie zależy mu na Gin. Inaczej nie pprzybyłby do niej, a przynajmniej nie myślałby o tym.
Brakowało mi relacji Harry'ego. Ostatnio dość go polubiłam, chyba za przyczyną fanficków, bo w książce był tak jakby lekką ciamajdą. Uzdolnioną, powiedzmy, ale czasami wkurzał.
Pozdrawiam ^^
PS. Zmieniłam nick.
[milosc-ron-hermiona]
Aj, aj, wiesz, że modlę się o więcej "Rzeczywistości'? Ginny w "Alternatywie" wydaje mi się jakaś... no, jakaś taka zbyt... łatwo jest? Aczkolwiek zauroczenie Syriuszem - masz moją dozgonną miłość ;)
OdpowiedzUsuńAch, bo tak przy okazji przygotowania się do pisania zamówionej przez Ciebie reklamy na [zaloga-hogwartu] postanowiłam zajrzeć, tam raczej nie będzie nie będzie miejsca na żadne moje prywatne opinie, raczej tylko komplementy ;/
Wolałabym napisać kiedyś Pani ocenę, aj, to by był dopiero zaszczyt ^^
Ale na razie spróbuję spłodzić tą reklamę i pozostanę wierną czytelniczką :)
Pozdrawiam,
Aprilias
[uszyta-ze-snow]
[zaloga-hogwartu]
Tak, tak popieram poprzednie komentarze - świetny pomysł z tą rzeczywistością. ;) myślę, że taka odskocznia od Alternatywy dobrze zrobiła. A rozdział? Świetny! Pokazuje uczucia bliskich Ginny, gdy ta jest nieprzytomna. Smutne, bardzo. Naprawdę im współczuję... Och, trochę się zdziwiłam, że nie opisałaś uczuć Harry'ego, w końcu chłopak musi się o nią strasznie martwić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Mirabella
Świetny rozdział. Naprawdę piękny i wzruszający. Choć przyznam się szczerze, że zaczęłam czytać twoje opowiadanie od Alternatywy, to zauroszyło mnie. Muszę zaraz przeczytać wszystko ;) Masz wielki talent. Zazdroszczę ^^ A ten wiersz ,,Czy pamiętasz jeszcze'' jest przepiękny. Aż płakać mi się prz nim chcę. Czekam na nową notkę na ginevra-molly-weasley i here-we-go . Wspaniałe blogi ;P Czytałam też pokochala-potwora . Szkoda, ze go zawiesiłaś ;( Miałąś ciekawy pomysł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kosia :* [zwariowane-milosci-w-zakonie-feniksa.blog.onet.pl]
Fajnie, ze na chwilę wróciłaś do rzeczywistości. Mam nadzieję, że zrozumiem kiedyś decyzję Eddiego. Do Ginny w rzeczywistości pasuje Eddie, w kanonicznej sadze Harry, a w alternatywie Syriusz :). Dziwne, ale masz talent do przedstawiania różnych aspektów jej osobowości.
OdpowiedzUsuńMało brakowało, a bym się popłakała. Bardzo ładny rozdział. Ma w sobie "to coś", czego ludzie oczekują od każdej napotkanej rzeczy czy innej osoby. Tak, ten rozdział jest wyjątkowy. Może dlatego że bardzo smutny?
OdpowiedzUsuńStanowczo muszę przeczytać pierwszą część "Ginevry".