Naucz mnie sztuki małych kroków.
Antoine de Saint-Exupéry
17 czerwca 1996
Łzy
same płynęły po piegowatych policzkach. Nie umiałam ich powstrzymywać.
Cała moja teoria na temat choroby oczu i kanalików łzowych chyba właśnie
dała w łeb. Musiałam się wypłakać, wypłakać za wszystkie lata spędzone
na zaciskaniu zębów.
Pustka…
Nieopisana
pustka pozostała w moim sercu. A może nie miałam już serca? Znałam go
krótko, bardzo krótko, jakim więc cudem stał się mi tak bliski? Darzyłam
go uczuciem, ogromnym uczuciem. Chwilami obwiniałam się za jego śmierć.
Przecież to ja wparowałam do jego domu i powiedziałam o wszystkim, to
ja wysłałam go do paszczy lwa. Ja… Ja wszystko zniszczyłam.
Nie
wiem, skąd mój ojciec wiedział, że jestem na Grimmauld Place. Może to
on mu powiedział? Pewnie tak, przecież tata nie jest Wyrocznią. Było
bardzo późno, kiedy się zjawił. Wcześniej udało mi się zdrzemnąć na
kilka minut, jednak nękana koszmarami bałam się ponownie zamknąć
powieki. Przez kilka godzin pilnowałam, aby w pokoju paliło się
kilkanaście świec. Nigdy wcześniej tak okropnie się nie trzęsłam. Ze
strachu, nerwów, zimna…
Tata
na początku nie powiedział nic. Wszedł do pokoju i objął mnie
ramieniem. W jego oczach czaił się wielki ból i smutek. Zapłakał. Nie
pierwszy raz widziałam go płaczącego, ale wtedy moje serce załomotało w
piersi. I wtedy, ledwo słyszalnym głosem oświadczył mi tę straszną
prawdę. Płakałam razem z nim.
To
tata uparł się, że muszę wracać z samego rana do szkoły. Miałam przed
sobą jeszcze kilka egzaminów, jeśli bym je oblała, to musiałabym
powtarzać klasę.
I
tym sposobem starałam się uwarzyć eliksir, którego nazwy nie byłam
nawet w stanie powtórzyć w tamtym momencie. Zastanawiałam się, czy moje
łzy mogą zepsuć wywar.
Po
zakończonym egzaminie wybiegłam z klasy jako pierwsza. Udałam się do
pierwszej napotkanej łazienki i zatrzasnęłam drzwi. Oparłam się o brzeg
umywalki i włączyłam wodę. Miałam nadzieję, że jej głośny szum zagłuszy
moje łkanie. W gładkiej tafli lustra dostrzegłam, jak do pomieszczenia
wchodzi Nessi. Podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
- Ginny… - szepnęła. – Błagam cię, uspokój się,
W
momencie, kiedy mnie przytuliła kolana ugięły się pode mną. Upadłyśmy
razem na twardą podłogę. Wtuliłam głowę w klatkę piersiową przyjaciółki i
pozwoliłam, aby gładziła mnie po włosach. Jak przez mgłę słyszałam jej
ciche słowa. Czułam, jak delikatnie kołysze moim ciałem.
- Wiem, co to znaczy – oświadczyła. – Kochać kogoś, z kim nigdy nie będziemy mogli spędzić reszty życia.
Wtedy nie zwróciłam uwagi na jej słowa.
5 lipca 1996 roku
Musiałam
być silna. Nie dla siebie, dla niego. Dla taty. Moja dusza smęciła się
po całym naszym małym domu, a ciało starało się wykonywać w miarę
skoordynowane ruchy. Przypomniałam sobie, jak wiele bym dała, aby rok
temu wrócić do domu. Teraz było inaczej… Gdybym tylko wiedziała, jaką
cenę przyjdzie mi zapłacić.
Z
tatą było źle. Niewiele jadł i mówił. Nigdy nie byłam dobra w
gotowaniu, jednak teraz musiałam wziąć się w garść i coś z tym zrobić.
Posiłki były co prawda proste, ale lepiej takie niż żadne. Za każdym
razem, kiedy nalewałam zupy do półmisków modliłam się, aby ojciec zjadł
przynajmniej połowę z tego.
Jedliśmy w milczeniu. Łapałam się na tym, że liczyłam ile łyżeczek tata bierze do ust.
- Ginny, musimy porozmawiać o czymś ważnym – oświadczył, a ja omal nie przewróciłam półmiska.
- Nie mam siły na poważne rozmowy – odpowiedziałam, chwytając solniczkę.
- Proszę cię, słoneczko.
Spojrzałam na niego lekko zmieszana. Ostatni raz powiedział tak do mnie, kiedy miałam siedem lub osiem lat.
- Wiesz, że śmierciożercy uciekli z Azkabanu – zaczął. – Wiesz, że uciekła też kobieta, która zabiła twoją matkę i…
- Jakie to ma teraz znaczenie?! – zdenerwowałam się.
-
Uspokój się. Ginny, ja nie wiem, co jej siedzi w głowie, ale w trakcie
przesłuchania, przed zesłaniem do Azkabanu, powiedziała wyraźnie, że
zaśnie spokojnie dopiero wtedy, kiedy…
Głos mu zadrżał. Mogłam powiedzieć to za niego. Mogłam pomóc mu trochę. Mogłam…
- … Kiedy cała rodzina Elisabeth Sempere będzie martwa – dodał ciszej, ledwo dosłyszalnym szeptem.
Słyszałam tykanie dużego zegara. Dzięki niemu mogłam pozbierać myśli i nie błądziłam w niewygodnej dla nas obu ciszy.
- Ok – powiedziałam w końcu, dając za wygraną. – Jaki jest twój świetny plan?
10 lipca 1996 roku
Tym
sposobem wylądowałam u Kingsley’a Schacklebolta. Jego dom był dość
obszerny, a może tak mi się tylko wydawało, ponieważ mieszkał w nim sam,
a w wystroju postawił na minimalizm? Wszystkie ściany pomalowane były
na jasne kolory. Idealnie kontrastowały z meblami i parkietem z ciemnego
drewna. Nie było obrazów, zdjęć ani innych dupereli. Musiałam się też
mocno natrudzić, aby znaleźć porządne, duże lustro.
Na
początku, Kingsley był trochę zmieszany z powodu mojej obecności,
jednak już po dwóch dniach nauczyliśmy się nie wchodzić sobie w paradę.
Miałam swój pokój, swoją łazienkę, a nawet można rzec, że swoje piętro.
Do tego dochodziła możliwość proszenia skrzata domowego o wszystkie,
nawet najdziwniejsze zachcianki dotyczące jedzenia czy picia. Czasem
miałam ochotę zrobić jakiś głupi żart z tym związany, jednak bałam się,
że naruszę gościnność gospodarza.
Kingsley
nie miał wielkich wymagań. Nie musiałam nawet ścielić łóżka. Jedyne, o
co prosił, to abym nie wychodziła z domu, kiedy jest w pracy lub na
zebraniach Zakonu. W sumie było mi i tak wszystko jedno. Mógł sobie
gadać co chciał. Nie oznaczało to jednak, że będę go słuchać.
Mojemu
ojcu bardzo zależało, abym zachowywała się jak przystało (cokolwiek
miał na myśli). Dał mi długi, prawie godzinny wykład na ten temat. I
oczywiście nie chciał słyszeć żadnego sprzeciwu czy buntu. Był święcie
przekonany, że nie powinnam martwić się o niego, lecz tylko i wyłącznie o
siebie.
Czas
jednak wyjaśnić ostatnią, a zarazem najważniejszą kwestię. Co tak
naprawdę robiłam w lokum wiecznego kawalera? Bo bynajmniej nie
przyjechałam tu na wymarzone wakacje.
Tata
chciał, abym nauczyła się czegoś niezbędnego. Kingsley miał oswoić mnie
z technikami obrony i… ataku (ale o tym jeszcze nie wiedział), a przy
okazji zapewnić schronienie, gdyby Alecto postanowiła wcielić w życie
swoje haniebne groźby zabicia mnie.
A l e c t o ucieka z więzienia.
S y r i u s z wpada za zasłonę.
T a t a płacze jak małe dziecko.
G i n n y tęskni za pierwszą miłością.
W
piątek Kingsley wyszedł do pracy z samego rana. Zostawił mi tylko
krótką notatkę, abym poprosiła skrzata o śniadanie i czekała do jego
powrotu. Postara się uwinąć jak najszybciej, a potem zaczniemy (w
końcu!) ćwiczyć.
Zgniotłam
pergamin w małą kulkę i rzuciłam w kąt kuchni. Skrzat i tak za chwilę
go podniesie. Nie miałam ochoty jeść. Nalałam tylko soku pomarańczowego
do pucharka i wróciłam z powrotem do pokoju.
Moją
głowę zaprzątały dziwne myśli. Zastanawiałam się, dlaczego ojcu tak
bardzo zależało na moim przyjeździe tutaj. I to jeszcze w takim
momencie. Obojgu nam było ciężko, a rozłąka sprawiała, że robiło się
coraz gorzej. Jakaś część mnie potrzebowała teraz jego – mojego taty – a
nie jakiegoś obcego faceta.
Coś pokusiło mnie, abym wyciągnęła ze starej,
postrzępionej torby złoty medalion, który znalazłam w domu Syriusza.
Już kilka dni temu chciałam go otworzyć, jednak żadne, znane mi zaklęcie
tutaj nie pomagało. Mały zatrzask nawet nie drgnął. Zastanawiałam się,
czy powinnam go komuś pokazać, no i dlaczego znajdował się w schowku
Stworka? I jak on się zachował, kiedy zauważył, że medalion zniknął? Czy
wpadł w złość? Jak wygląda wściekły skrzat? A właściwie, co działo się
ze skrzatami domowymi, kiedy umiera ostatni członek rodu?
Opuszkiem
palca powiodłam po wygrawerowanym wężu, po czym schowałam medalion do
kieszeni. Niechętnie wstałam z łóżka i po cichu wymknęłam się z pokoju.
Ostrożnie zeszłam ze schodów, starając się, aby żaden stopień nie
zaskrzypiał pod moimi nogami. Nie chciałam, aby cokolwiek przerwało
świętą ciszę, towarzyszącą temu podniosłemu wydarzeniu.
Musiałam
pozbyć się tego wisiorka. Przypominał mi o Syriuszu. Czasem
zastanawiałam się, czy gdybym go nie wzięła, gdybym zatrzasnęła
drzwiczki kredensu, to… to… to czy on nadal by żył?
Wyszłam z rezydencji.
Nie dziwię Ci się, że zmieniłaś stronę na inny portal. Też czasami mam dość tego Onetu:(
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy będziesz miała czas, ale piszę, bo mam sprawę. Chodzi o zdjęcia bohaterów. Chciałabym spróbować coś takiego zrobić, jak ty masz, lecz nie wiem, jak się za to zabrać. Pomożesz mi i podasz wskazówki, jak to się robi? Byłabym bardzo wdzięczna za radę. Jeśli się zgodzisz, to napisz do mnie na e-maila :)
Pozdrawiam serdecznie:*
Przepraszam, że znów nachodzę, ale mam problem z lewą uniwersalą na Astorii. Nie wiem, co się stało:( Pomożesz?
UsuńMoże mnie pamiętasz, a może nie - Lois, z szukajac-swietego-spokoju. Akurat szykowałam się do powrotu i reanimacji mojego bloga, dodatkowo nadrabiając historię Ginevry - trochę tego było!
OdpowiedzUsuńWłaściwie jakie miałaś problemy z onetem?
PS. Akurat jestem bodajże przy alternatywie części czwartej, zaraz będę na bieżąco :) Szykuję się żeby Ci zrecenzować w komentarzu całego bloga (tzn. historię), zasługujesz na to!
Albo na fejsie Ci wyślę. Bo Cię znalazłam, taka sprytna jestem!
Już jest ok. Ten onet jest naprawdę wkurzający :/
OdpowiedzUsuńHej. Zobaczyłam właśnie, że przeniosłaś blog na inny portal. Ten onet jest ostatnio tak nieznośny, że sama zaczynam o tym myśleć...
OdpowiedzUsuńLadny szablon. Choć pewnie blogspot jest trudniejszy w obsłudze niż onet.
Nie umiem się doczekać następnej notki. Tą już komentowałam na onecie, więc nie będę się powtarzać, tak czy inaczej, lubię czytać twoją twórczość.
xxx z bloga skrajnie-rozni
I znowu przez Ciebie płacze =.= Brawo ^_^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz zaczynam komentowanie, ale miałam dużo spraw na głowie i nie wyrobiłam się po prostu z czasem. Rozdział bardzo wzruszający i warto było poczekać na niego dwa tygodnie. Jesteś po prostu fenomenalna, czego już nie raz dowiadywałaś się z komentarzy od twoich fanek (czytelniczek bloga). Świetnie opisałaś uczucia bohaterki i dzięki odpowiednim epitetom uzyskałaś nastrój pasujący do uczuć Ginny po śmierci Syriusza. Ginny może i była trochę za sceptycznie nastawiona do świata i grała twardą, ale i tak uczucia w końcu zwyciężyły. Jestem ciekawa, co Nessi miała na myśli, mówiąc tamte słowa z toalety. Na pewno niedługo zostanie to wytłumaczone. Remus nie powinien był oddawać Ginny pod opiekę Kingsleya, bo Ginny potrzebuje ojca. Oczywiście, biorąc pod uwagę niebezpieczeństwo jakie grozi Ginevrze to słuszne rozwiązanie. No cóż. Pewne decyzje są bardzo trudne. Mam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, bo po każdej burzy zawsze wstaje słońce :) Pozdrawiam i życzę dużo weny :****************
OdpowiedzUsuńPS: Czy mam cię powiadamiać o nowych rozdziałach u mnie na blogu?
Wow. Po pierwsze bardzo ładny szablon, nareszcie z Eddi'm...
OdpowiedzUsuńPo drugie razem z Ginny przeżywam śmierć Syriusza. To musiało być dla niej ciężkie, w końcu zauroczyła się w nim...No i sprawa Alecto. Pewnie ta kobieta pojawi się w opowiadaniu prędzej czy później. Już się boję:)
Mam też nadzieję, że Ginny nie oddali się gdzieś daleko i nie wpadnie w jej łapy:) Pozdrawiam.
Aww, jaki śliczny szablon!
OdpowiedzUsuńNo, ten rozdziałby zdecydowanie lepszy niż poprzednia część alternatywy. Po raz drugi w zasadzie Ginny przeżywa śmierć Syriusza. Eh, człowiek nie ma spokoju nawet wtedy gdy jest w śpiączce... xD
Dręczy mnie ten medalion. Co się z nim stanie? Jak wpadnie do rąk Umbridge? Może Ginny wróci na Grimmauld Place i tam spotka Mundungusa i wszystko będzie tak samo, ale kto tam Cię wie :P
Pozdrawiam
[lombard-street]
Jejciu, onet kiedyś przyprawi mnie o palpitacje serca. Wchodzę na Twojego bloga, a tu informacja, że takowy nie istnieje. Całe szczęście wszystko jest w stanie nienaruszonym:) Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, nie wracam jeszcze na stałe, jednak mam chwilkę wolnego czasu, także postanowiłam ją wykorzystać:)
OdpowiedzUsuńRozdział piękny, naprawdę niesamowity. Opisy uczuć Ginevry doskonałe, naprawdę, ani nazbyt zdramatyzowane, ani zbyt obojętne. Ginny jest taka młoda, a tyle już przeszła. Podziwiam ją za wytrzymałość, gdyby mnie spotkało tyle nieszczęść, nie wiem, czy nie siedziałabym aktualnie w kaftanie bezpieczeństwa w jakimś odizolowanym zakładzie psychiatrycznym. Przecież ludzka wytrzymałość też ma swoje granice, a ją od nich dzieli tylko jeden krok.
Ginny powinna jednak dziękować losowi za ludzi, którzy nadal trwają przy niej i mają ją w swojej opiece.
Myślę, że źle robi sprzeciwiając się prośbom Kingsleya. Czy nie zamieszkała w jego domu po to, aby mężczyzna jak i sam budynek mogli ją chronić? Sama rzuca się w paszcze lwa.
Muszę jeszcze zwrócić uwagę na piękny szablon. Podziwiam Cię za to, że potrafisz sobie zorganizować czas tak, aby móc pisać i jeszcze robić dodatkowo tak dopracowane szablony.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny:)
Jejku, ale fajnie, nowa notka ;). Byłam bardzo ciekawa, jak się zakończy ta sprawa z naszyjnikiem. Bardzo mi się podobała. Troszkę smutna, ale piękna. Świetnie napisana. Widzę, że już coraz dalej sięga alternatywa ;).
OdpowiedzUsuńI szablon świetny! Widzę, że masz dużo weny na grafikę, bo ciągle coś nowego wstawiasz. Ja też robiłam szablony, ale są tragiczne, więc znowu wstawiłam na bloga ten, co kiedyś mi zrobiłaś.
[skrajnie-rozni]
xxx
Skończyć w takim momencie, toż to przestępstwo! Gwałt na emocjach czytelników, ot co! ;)
OdpowiedzUsuńAj, i nie mogę się doczekać, co będzie dalej, chociaż nadal chyba wolę rzeczywistość.
Jak mniemam, nie bezcelowo wypuściłaś ją z domu, prawda? Mam nadzięję, szczerze mówiąc, że coś się stanie, że teraz Alecto ją dopadnie :D
Pozdrawiam,
Aprilias :)
oto moja reakcja, kiedy zobaczyłam szablon, a w nim Eddiego^^ Ach, ja to chyba czasem zachowuje się, jak jakiś niedorozwój na widok pięknego Bena^^ No ale coż... :D
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemny. Zawsze podziwiałam Cię za tak piękne, obrazowe opisy. Bardzo fajnie opisałaś uczucia Ginny po stracie Syriusza. Także było mi smutno:( Nie lubiłam strasznie tego fragmentu, kiedy on znika za tą zasłoną:( Och, nie pozbędzie się tego Medalionu, lecz czemu musiała wyjść, kiedy Kingsleya nie ma. Uważam, że postąpiła trochę nierozważnie. Jestem to ciekawa, co dalej się potoczy.
Pozdrawiam serdecznie:*
ach, ciężkie czasy... Ciekawi mnie kogo w tej wersji kocha Nessie... może tę samę osobę? czekamna cd
OdpowiedzUsuńTrochę to dziwne, że Remus wysłał Ginny do Kingsley'a. Ciekawa jestem co wyjdzie z tej całej nauki zaklęć obronnych. No... o ile Ginny wróci, bo coś czuję, że wyjście z domu Shacklebolta nie będzie spokojnym spacerkiem.
OdpowiedzUsuńCo do szablonu, jest śliczny. Mam nadzieję, że zwiastuje ponowne pojawienie się Eddie'ego ;)
Pozdrawiam
[wystarczy-krok]
[gryfonska-odwaga]
Witam. ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno. Ale - jak to mówią - lepiej późno jak wcale. ;)
Rozdział fenomenalny! Aż boję się, że nic sensownego nie napiszę - strasznie mi się podoba. Absolutnie cudownie opisałaś uczucia Ginny po stracie Syriusza. Sama poczułam jej smutek.
I - robi się coraz bardziej ciekawie. I tajemniczo. Mam na myśli wisiorek. Czy Ginny pozbędzie siego tak łatwo? Na początku przychodziło mi na myśl opętanie jej, ale przecież medalion jest zamknięty... Ciekawe.
A no i Nessi. Kogo straciła? Chyba, że o czymś zapomniałam, czegoś nei doczytałam... W sumie to by było możliwe. No ale nic. ;)
Czekam na następny rozdział. ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Mirabella
Dawno mnie tu nie było. Po pierwsze: ładny szablon. Zastanawia mnie, dlaczego akurat do Kingsleya zabrał ją Remus, ale pewnie jest to po prostu jedno z najbezpieczniejszych miejsc, a w razie w on jest w stanie ją obronić. Śmierć Syriusza musiała być dla Ginny okropnym przeżyciem. Odwołując się do poprzedniego rozdziału, myślalam, że ona jednak z nimi tam pójdzie, ale została. Wydaje mi się, że ona teraz się obwinia, że Syriusz zginął, bo ona go zawiadomiła, a gdyby tego nie zrobiła, to zginęłoby trio + ci, którzy z nimi poszli. I medalion, tego się nie spodziewałam. Jestem ciekawa, jak to potoczysz dalej. Pozdrawiam! I wesołych świąt wielkanocnych :)
OdpowiedzUsuńUgh, zaniedbałam. Czytam każdy rozdział i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego, a jednak skomentowałam dwa razy, jak nie mniej, w dodatku pod innym nickiem. Niedobra jestem, prawda?
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna, cudowna, cudowna! Wiesz o tym, prawda? Powiedz mi, jak Ty to robisz, hę? Czego byś nie wymyśliła, ja i reszta społeczności Onetowskiej, zawsze będziemy czytać, z zapartym tchem w dodatku. Błędy? Gdzieżby tam! Niczego nie brakuje. I w treści, i w szablonie. No, może trochę bez Edwarda smutno, ale cóż. ; x Tak czy siak, do następnego, jednak czy tym razem mogłabym prosić o info? ;) 34395904
Pozdrawiam,
Apocalypsis
Wspaniałe ! Nie lubię Eddie'go, ale fajnie się wpasowuje w szablon i to się liczy!
OdpowiedzUsuńTen ból Ginny.. Ale nie rozumiem trochę czemu Remus nie mógł przebywać z nią. Przecież powinien wiedzieć, ze nie mogą się rozstawać. I po co ona idzie to odnieść? Serio dojdzie do tego domu czy nie? A może jeszcze Alecto ja dopadnie? Albo ta niezdara coś zrobi?
Lubie ją, a u Ciebie to straszna niezdara czasami. : )
Smutno się zrobiło, wyjście Ginny z domu na pewno przyniesie coś złego. Tylko komu? Jej, Remusowi, czy innej osobie, która jest równie bliska memu sercu? Oj, wchodzę na ciężki temat ;)
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, ile to jest 71. Podziwiam Cię za wytrwałość, cały czas masz pomysły, jak Ty to robisz? Oczywiście, wsparcie wielbicieli robi swoje ;)
Czyli nie były to SUM-y, bo początkowo tak pomyślałam, ale zwykłe egzaminy. To chociaż tyle. Ale w poprzedniej notce moment z Syriuszem w samych spodniach zrobił na mnie wrażenie, szkoda, że takie króciutkie... Za dużo rzeczy bym chciała ;)
Nadrobione zaległości, teraz już mogę spokojnie czekać na kolejne odcinki. Mam nadzieję, że ta nieobecność została wybaczona i w najbliższym czasie, aaa, nie, nie będę się tak rozpędzać, w końcu dwa tygodnie i egzaminy, a potem matura... Damy radę ;)
I najlepszego na początek wiosny!
Biedna Ginny.. Juz nioe mogę sie doczekać jej ćwiczeń z Shacklebotem. Niech Ginny natychmaist wraca do domu!
OdpowiedzUsuńA jednak...
OdpowiedzUsuńPrzez jedną krótką chwilę miałam nadzieję... Osobiście bardzo lubię Syriusza, mimo że przez większość czasu po prostu denerwowała mnie jego niefrasobliwośc i ta jakaś taka wymuszona nonszalancja. Ale ma on w sobie jednak coś takiego, za co ludzie go lubią. A może jednak lubili, bo fakt faktem, nie żyje.
Pierwsza miłość, pierwsze rozczarowanie. Nie zazdroszczę Ginny - wciąż ma pod górkę.
Trzeba przyznać, że Remus wpadł na genialny pomysł. Samotność i rozłąka to to, czego ludzie potrzebują po stracie bliskiej osoby. Czasem mógłby zamiast tego co należy, robić to, co mówi mu serce.
Oj, nie powinna się wymykać. To zły moment. Rozumiem, że medalion bardzo przypomina jej o Syriuszu, ale to chyba kiepski pomysł.