sobota, 28 kwietnia 2012

073 Alternatywa cz. 14: Pierwsza lekcja


Ważne jest by nigdy nie przestać pytać. Ciekawość nie istnieje bez przyczyny. Wystarczy więc, jeśli spróbujemy zrozumieć choć trochę tej tajemnicy każdego dnia. Nigdy nie trać świętej ciekawości. Kto nie potrafi pytać nie potrafi żyć.
Albert Einstein

10 lipca 1996
Kiedy dobiegłam do domu Kingsleya, dochodziła już czternasta. Było mi zimno, czułam, że całe moje ciało nasiąkło smrodem stęchłych wód jeziora. Wbiegłam po schodach. Narobiłam skrzatowi kupę roboty, pozostawiając za sobą okropne ślady.
Udałam się prosto do łazienki. W kilka minut napełniłam wannę gorącą wodą i dolałam prawie pół butelki jednego z olejków zapachowych. Przez chwilę napajałam się wonią jaśminu pomieszanego z nutą drzewa sandałowego.
Zrzuciłam z siebie brudną sukienkę i zanurzyłam się w odrobinę za gorącej wodzie. Nie chciałam myśleć, jednak natłok obrazów szybko zapełnił mój umysł. Nienawidziłam takich chwil. Cisza. I tylko ja między wspomnieniami. Byłam zdana na klęskę. Jak zwykle.
Próbowałam sobie uświadomić, że wszystko, co się wydarzyło nie jest tak ważne jak fakt, że pozbyłam się medalionu. Czułam, jakby ogromny ciężar spadł z moich ramion w momencie, kiedy czułam, jak cienki łańcuszek wyślizguje się z mojej dłoni. A może on wcale nie spoczywał teraz na dnie jeziora tylko w kieszeni tego chłopaka – Eustace’ego Carvera? W sumie było mi wszystko jedno, najważniejsze, że ja go nie miałam.
Po chwili usłyszałam ciężkie kroki. Miałam szczęście. Wystarczyłoby, że wróciłabym o kilkanaście minut później.
Czekałam, aż woda stanie się zupełnie zimna. Dopiero wówczas wyszłam  z wanny i założyłam czyste legginsy i długą koszulkę. Długie włosy zaczesałam w luźny kok z tyłu głowy.

No i się zaczęło. Lekcje pojedynków z Kingsleyem nie były szczytem moich marzeń. Zasadniczo, zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Liczyłam, że zapozna mnie z zaklęciami ataku, a nie tylko obrony. Jednak on miał inne zdanie na ten temat. Chciał, abym w trakcie starcia zyskiwała na czasie.
- I co, jak już zyskam na tym czasie? – zapytałam, kiedy udało mi się pochylić, a snop iskier uderzył w pień drzewa.
- Wtedy zjawi się ktoś, kto ci pomoże – odpowiedział.
- A jak się nie zjawi? – drążyłam, siadając na ziemi i poprawiając sznurówki przy trampkach, aby nie przewrócić się przy kolejnym wirażu. – Co jak będę sama, zdana tylko na siebie?
- Ginny, możesz być spokojna, że nie dojdzie do takiej sytuacji.
Jednak cichy głosik w mojej głowie powtarzał, że coś jest nie tak, że on mówi o czymś, co kiedyś miało miejsce, że kiedyś nie dotrzymał słowa. Kiedyś, kiedyś… ale kiedy? W przeszłości czy przyszłości?
- Ginny. – Usłyszałam głos Kingsleya.
Zamrugałam gwałtownie.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Nic nie szkodzi, możemy wrócić do nauki?
Kiwnęłam delikatnie głową i podniosłam się z trawy. Otrzepałam legginsy z resztek piasku i przeciągnęłam się. Przyjęłam odpowiednią według mnie pozycję, na co Kingsley skarcił mnie wzrokiem. Bez słowa podniosłam wyżej rękę i mocniej ugięłam kolana. Zastanawiałam się, jak może być tak pedantyczny na punkcie teorii. Cóż to za różnica, pod jakim kątem ustawiłam stopy?
Z rozmyślenia wyrwał mnie  snop iskier uderzający w moje lewe przedramię. Przeklęłam, chwytając się za rękę.
- Oszalałeś! – jęknęłam, podwijając szybko rękaw swetra. Stare blizny pulsowały niemiłosiernie. Skóra w jednej chwili stała się czerwona i rozpalona.
- Słaby punkt? – usłyszałam głos Kingsleya.
- Słaby punkt? – powtórzyłam z przekąsem.  – Kingsley, ja tę rękę prawie straciłam jak byłam mała. Rozumiesz?
Mężczyzna podszedł bez słowa i spojrzał na szpetne blizny. Złapał mój nadgarstek w mocnym uścisku. Dotknął palcami starych ran, wywołując niemożliwe do opisania pieczenie. Poczułam, jakby w moje mięśnie, kości i wewnętrzną skórę ręki wbijały się tysiące rozgrzanych do czerwoności igieł. Nie chciałam krzyczeć, jednak było to silniejsze ode mnie.
- Przepraszam – rzekł szybko. – Nie chciałem uderzyć w to miejsce. Zapomniałem się.
Zmierzyłam go wzrokiem. Wierzyłam mu, jednak nie zamierzałam się do tego przyznać.
- Dajmy sobie spokój z ćwiczeniami na dzisiaj – oświadczył, puszczając moją rękę.
- Nie, nic mi nie jest. Nie musimy przerywać.
- Owszem, musimy. Jesteś cała blada. Źle się czujesz?
- Nie – skłamałam.
Choć tak naprawdę zaczęło kręcić mi się w głowie, a po plecach przebiegł mi dreszcz. Nie wiem, czego się spodziewałam po zmoknięciu w lodowatych biczach deszczu, a później jeszcze w kąpieli w zimnych wodach jeziorka. Teraz już nie padało, jednak słońce nadal nie chciało przebić się przez grubą warstwę chmur.
- Wróćmy do domu – rzekł.
Nie miałam siły zaprzeczyć, kiedy objął mnie silnym ramieniem.

11 lipca 1996
Obudziły mnie dziwne odgłosy na parterze. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał dziesiątą rano. Wydawało mi się, że spałam tylko kilka minut, a tak naprawdę minęło około szesnastu godzin. Czułam się lepiej, jednak miałam wrażenie, że wszystkie moje mięśnie były z waty.
Wytężyłam słuch, mogłam się założyć, że Kingsley miał jakiegoś gościa. Po głosie poznałam, że była to kobieta. Doskonale mi znana kobieta. Różowa Krowa – Nimfadora Tonks, której się zdawało, że mój ojciec poleci na jej idealnie wymodelowane ciało.
Powoli, aby nie wywołać nudności, wstałam z łóżka. Okryłam się długim, ciepłym swetrem, uczesałam włosy i spięłam je na czubku głowy. Pod pretekstem napicia się gorącej herbaty postanowiłam wyjść z pokoju i zejść na dół.
Pomału i bezszelestnie schodziłam po schodach, wychylając się za balustradę, aby dostrzec, co dzieje się w salonie. Najpierw zobaczyłam Kingsleya. Siedział w jednym ze skórzanych foteli. Natomiast na kanapie kuliła się niepozorna osóbka. Prawie jej nie poznałam. Była przeraźliwie chuda, okryta za dużym swetrem w kolorze sezamu. Jej niegdyś lśniące, różowe włosy stały się liche i buro brązowe. Skóra twarzy wydawała się być sucha i zwiotczała.
- Powinnaś wziąć się w garść – oświadczył Kingsley. – Wszystkim nam jest trudno.
- Nie przyszłam tu, abyś prawił mi kazania – szepnęła, a jej głos się załamał. – Możesz je dawać swojej małej podopiecznej.
- Ginny? Miała to być tajemnica. Dumbledore nie chciał, aby wszyscy o tym rozpowiadali. Wiesz, że to nie jest takie proste.
- Wiem, Remus mi mówił. Wracam od niego…
- Mówiłem ci, że powinnaś dać sobie spokój. Nachodzisz go w takich chwilach. Mogę się założyć, że wywołasz tym odwrotny efekt – oznajmił, po czym dolał jej herbaty.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać. Już ci mówiłam, że nie po to tutaj jestem. A poza tym, wasza tajemnica nie jest chyba tak wielka. Nie wiem czy wiesz, ale cały Zakon mówi, że córka Remusa jest u ciebie. Ona skupia na sobie zbyt wiele uwagi.
- Chyba nie jesteś o nią zazdrosna?
- Zazdrosna? Oszalałeś? Po prostu mam czasem wrażenie, że Remus myśli tylko o niej. Powinien czasem pomyśleć też o sobie. Ona nie ma pięciu lat.
- Tonks, on się o nią martwi. Nie zmienisz tego. Wiesz, jaka jest sytuacja, szczególnie teraz się wszystko pokomplikowało.
- Ale…
Tonks nie dokończyła. W tej samej chwili podniosła wzrok i nasze oczy się spotkały. Widziałam, jak napina mięśnie twarzy i ciężko przełyka ślinę. Miałam ochotę zbiec po schodach i uderzyć ją w buzię, za wszystkie słowa, które wymówiła pod moim adresem. Wkurzało mnie, że uważała się za wszystkowiedzącą o moim ojcu kobietę. Jak śmiałą w ogóle pomyśleć, że wie o nim więcej niż ja?
Kingsley zauważył jej zmieszanie i odwrócił się mechanicznie. Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami, a ja uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Kto jak kto, ale on nie powinien wiedzieć jak wielką niechęć żywię do Tonks.
- Obudziłaś się już? – zapytał głupio.
- Już? Chyba pobiłam swój rekord. Ale nie przeszkadzajcie sobie zeszłam tylko napić się ciepłej herbaty. Nie chcę wam przeszkadzać.
Czułam na sobie wzrok Tonks odprowadzający mnie aż do kuchni. Za zakrętem przystanęłam na chwilę, licząc, że wrócą do poprzedniego tematu. Niestety… pogrążyli się w nudnej dyskusji na temat poszukiwań zbiegłych z Azkabanu śmierciożerców.
* * *
Udało mi się zakończyć liceum z zachowaniem wzorowym a w mojej szkole jest to nie lada wyczyn. Oczywiście nie obyło się bez łez, przytulania i ciepłych słów. Może to dziwne, ale wczoraj wynajęliśmy salę na wieczór i bawiliśmy się wszyscy razem, całą klasą i trzema nauczycielami. Nie było czegoś takiego jak podziały, po prostu razem. Cieszę się, że udało nam się to chociaż ostatniego dnia.
A! I dziękuję wszystkim, którzy pamiętali o moich urodzinach :* 
------------------------------------------------------------------------

16 komentarzy:

  1. Choć wiem, że i tak nigdy nie odpowiadasz na moje komentarze, to jednak wpadłam i przeczytałam kolejną notkę. W końcu czytam twojego bloga od dawna i jestem bardzo ciekawa, jak tam sytuacja z alternatywą.
    Rozdział mi się podobał, wcale nie dziwię się Ginny, że ta była wściekła na Tonks. Ogólnie rozdział był fajnie napisany i wciągający, widzę, że już doszłaś do roku 1996. Bardzo się rozrosła ta alternatywa ^^.
    A i gratuluję ukończenia szkoły z zachowaniem wzorowym. Ja mam tylko bdb, ale co tam ;).
    I bardzo ładny szablon ;). Widzę, że ogarnianie blogspota idzie ci nieźle. Co z moim szablonikiem na bloga? Jak kiedyś będziesz miała czas, to bardzo by mi się przydał nowy szablon.
    [skrajnie-rozni] [marmurowe-serce] [laurie-riley]
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wiele nie wnosi, ale i tak mi się podobał ^^ Szczególnie zaciekawiła mnie ta lekcja samoobrony. Co może się kryć za tym spostrzeżeniem Ginny?
    Cóż, jeśli chodzi o Tonks to nadal nie do końca rozumiem, czemu Ginny jej nie trawi. Obu paniom zależy na dobrze Remusa, więc...No ale często się zdarza, że dzieci nie akceptują innej kobiety u boku swojego ojca. Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni ^^
    Również gratuluję takiego zachowania i dobrej zabawy, no i oczywiście czekam na ciąg dalszy. Szkoda, że będziemy musieli na niego czekać aż dwa tygodnie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To miałaś urodziny? Wszystkiego najlepszego, kochana:** Spóźnione, ale płynące z całego serce:)
    Też mi było trudno się rozstać z moja klasą i innymi. Po zakończeniu szkoły poszliśmy na piwo z naszym wychowawcą ^^ No i praktycznie do teraz robimy spotkania klasowe, lecz już bez wychowawcy^^ Nie mogę uwierzyć, że to już rok minęło:)Pewnie za niedługo masz pisemne matury, więc życzę połamania "czarnego długopisu" ;)
    Wracając do notki. Rozdział mi się podobał:) Tylko szkoda, że w tej Alternatywie Tonks jest źle postrzegana. Trochę mi się smutno zrobiło, bo bądź co bądź to moja ulubiona postać zaraz po Remusie. Jednak trzeba tą sytuację zrozumieć. Na miejscu Ginny chyba zachowałabym się podobnie. Nowa kobieta u boku taty? Lecz mam nadzieje, że ich relacje się poprawią, że może znajdą jakiś cień porozumienia.

    Pozdrawiam i czekam na 12 maj :):**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłoby to problemu, jakbyś zalinkowała mi raz jeszcze tło wewnętrzne na Astorii, bo mam ten sam kłopot, co miałam na Scorpiusie. Z góry, baaaarrdzo dziękuję:*

      Całuję:**

      Usuń
  4. Jeju, przepraszam za to, że nie było mnie u Ciebie tyle czasu. Tak naprawdę to czytałam, tylko nie komentowałam. Nie miałam zbytnio czasu i moja sytuacja była dość napięta, zresztą nadal odrobinę jest...
    Myślałam, że zgubię się na tym blogspocie, ale wydaje się on być bardzo ciekawą opcją i coraz bardziej mi się podoba. Ja jak na razie wytrzymuję z onetem, a że jestem sentymentalna, będę tam chyba dopóki nie da się tam zrobić niczego. Aktualny szablon bardzo mi się podoba i przypadł mi do gustu. Jest świetny po prostu ;)
    Rozdział również oczywiście mi się podobał. Co do wcześniejszych notek, to jestem pewna, że facetem czającym się w krzakach był Eddie ;D Zastanawia mnie tylko ten medalion, który Ginny wyrzuciła. Co teraz będzie ze zniszczeniem Voldemorta? Jak przepadł tak przepadł, a trzeba go zniszczyć, no ale skąd Gin miała to wiedzieć. Chociaż ja się chyba martwię na zapas - przecież prawdziwa Ginny jest w śpiączce, a prawdziwy Voldemort - pokonany.
    Rozbawia mnie sposób, w jaki Ginny odbiera Tonks. "Różowa krowa" rzeczywiście jej zdaniem za bardzo interesuje się jej ojcem, no ale ona go kocha i o niego walczy. Lepiej by było, gdyby jakoś nawiązały kontakt, chociaż też nie podoba mi się to, że Nimfadora ma pretensje o to, że Remus myśli wyłącznie o córce. Niby powinien myśleć również o sobie, ale są ciężkie czasy, a to wszystko zmienia.
    Z powodu zbliżających się matur, życzę miłego wypoczynku na majówce, jak najmniej stresu na egzaminach i oczywiście zdania z jak najwyższymi wynikami. Będę trzymała kciuki za Ciebie! ;)
    Gratuluję też wzorowego zachowania ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie do ciebie żalu, że nie powiadomiłaś mnie o nowej notce, bo Onet świruje i doprowadza do szału, jak nie więcej. Nerwowo się nie da z nim po prostu wytrzymać, dlatego ja przeniosłam wszystkie swoje notki na blogspot: http://historia-harryego-i-ginevry.blogspot.com/ Obiecuję, że skomentuję rozdział, ale dopiero jutro. Dzisiaj nie mam za bardzo czasu. Muszę ogarnąć kilka rzeczy i rozgryźć CS3 Photoshop, bo Photo Filtre mi się zepsuł.

    OdpowiedzUsuń
  6. Condawiramurs2 maja 2012 22:52

    Miałam do przeczytania dwie notki. poprzednia zdecydowanie dohbra. podobało mi się wprowadenie nowego męzczyzny, ackolwiek szkoda, że niższy od głownej bohaterki xD ponadto bardzo zaintrygował mnie ten dość zagadkowy fragment z listem do Nessie... mam nadzieję, e pociagniesz ten wątek dalej. Ta notka... opis lekcji nieco mnie zawiódł, myśląam że bedzie abrdziej dynamiczny. za to końcówka dobra, liczę na jakąś bezpośrednią konfrontację między Ginny a Tonks, obie mają charakterek i obydwóm zalęży na Remusie xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe. Ginny wyrzuciła medalion, to na pewno będzie miało jakieś konsekwencje. Chyba nie lubi Tonks, a szkoda, bo ja Tonks lubiłam, ale Ginny... jakoś nigdy :P Ginny trochę przesadza, ale cóż. Remus za dużo się martwi, powinien trochę wyluzować. O rany, na każdy blog, jaki zajrzę, pisze: matura, koniec szkoły, etc. xD Czuję się jak jakiś... wyjątek. Ładny szablon tak w ogóle.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie [krwawy-rytual.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam. Szczerze mówiąc, teraz taka piękna pogoda, że pomimo długo wyczekiwanej chwili wolnego czasu, szkoda mi spędzać ją przed komputerem.
    Ten szablon jest naprawdę piękny, taki słoneczny i pozytywny. Mam nadzieję, że zagości trochę dłużej niż pozostałe:)
    A właśnie, jak to jest z szablonami na innych portalach niż onet? Można je robić w taki sam sposób jako tło, czy trzeba składać z poszczególnych części np. nagłówka itd.? Tak pytam z ciekawości, bo w sumie zastanawiam się, czy nie wyprowadzić się z onetu bo już mnie on dobija, a już zwłaszcza jego dziwactwa w ostatnim czasie.

    A rozdział bardzo mi się spodobał, również jak szablon był niezwykle przyjemny i wbrew pozorom pogodny.

    Moją uwagę najbardziej zwrócił fragment nauki pojedynków. Zastanawiam się, dlaczego Kingsley nie chce, aby Ginny prócz obrony opanowała sztukę kontrataku, przecież w wielu przypadkach mogłoby jej to pomóc. Nie zawsze ktoś będzie mógł pojawić się przy jej boku w trybie natychmiastowym, a czasami sztuka obrony nie będzie tak przydatna jak ataku. Myślę, że Kingsley powinien zwrócić na to uwagę i zmienić zdanie.
    Czy Ginny i Tonks kiedyś dojdą do porozumienia? Przecież obie łączy jeden mężczyzna, chociażby dla niego powinny zawrzeć sojusz. Jednak obie mają ogniste charaktery i nie są zbyt ugodowymi osobami, a wydaje mi się, że pomiędzy nimi przejawia się również zazdrość, choć one same za nic w świecie nie przyznałyby się do tego.

    Gratuluję ukończenia liceum z dobrymi wynikami, to z pewnością nie było łatwe zadanie:)

    Szkoda, że Twoja klasa potrafiła się zgrać dopiero na pożegnanie, jednak przeważnie tak jest, choć ja jestem pewna, że pomimo tego, że u mnie wszyscy będą płakać, to tak naprawdę nikt nie będzie utrzymywać ze sobą kontaktu.

    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny:)
    Arianna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana Elfabo, naprawdę głupio mi prosić Cię o kolejną przysługę, zwłaszcza, że ostatnio zaniedbałam sobie komentowanie Twoich blogów, jednak, jeśli miałabyś chwilkę wolnego czasu, zrobiłabyś dla mnie szablon na mojego przeniesionego bloga? Musiałam zamienić oneta na blogspota, bo tamten znowu zaczął szwankować. Byłabym Ci bardzo wdzięczna, nie musisz się śpieszyć, bo wiem, że za niedługo czeka Cię matura.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szczęścia na maturze życzę :) Alternatywa się rozrasta w drugą rzeczywistość... Ginny pozostaje dla mnie zagadką.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze, no. Napisałaś, że nowy post,ja już taka ucieszona, a wchodzę na bloga i ni ma :( Mam nadzieję, że jak najszybciej się pojawi.
    Pozdrawiam:* Kosia

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Zapomniałam zupełnie, że już nie informujesz o nowych rozdziałach.
    W każdym razie rozdział bardzo mi się podobał. Fajnie opisałaś pierwszą lekcję, cieszę się też, że w końcu do niej doszło. Uważam jednak, że Kingsley przesadził uderzając w ten "słaby punkt". Może rzeczywiście o nim zapomniał? Ale wyrządził przez to Ginny wielką krzywdę.
    Nigdy nie lubiłam Tonks. A teraz jej zazdrość strasznie mnie denerwuje.
    Pozdrawiam,
    Leszczyna
    PS Gratuluję wzorowego i cieszę się, że tak świetnie sie bawiłaś ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Moim zdaniem Tonks ma rację. Lupin nie powinien myśleć o innych cały czas, a chwilami pomyśleć tylko o sobie. Szkoda, że zarówno w rzeczywistości jak i w alternatywie tak nie jest. Ale w 'prawdziwym wymiarze' w końcu pozwolił sobie na trochę spontaniczności. I bardzo dobrze. Bosz, jak ja ryczałam, gdy oni oboje zginęli... Ech...
    Ginny z kolei powinna przestać być tak chorobliwie zazdrosna. Naprawdę, to się robi w jakiś sposób niezdrowe. Jakby on nie był jej ojcem tylko chłopakiem. Dziewczyno, wrzuć na luz.

    Powodzenia na maturach :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie rozumiem jej nienawiści i zazdrości o Tonks. Zawsze ją lubiłam. Ciekawe co w alternatywie będzie z medalionem? I ile prawdy w spostrzeżeniu Ginny?

    OdpowiedzUsuń
  15. O kurczę, utopiła horkruks. Albo zaprzedała go Eustace'emu. No to Potter będzie miał kłopoty z odnalezieniem go.

    Hm, w sumie ja też nie rozumiem, czemu one z Tonks się tak nie lubią. Tonks jest miła. Sympatyczna. Choć na swój sposób dziecinna i roztrzepana. Trochę podobna do Syriusza, w końcu siostrzenica. No ale rozumiem, rywalizacja o Lupina. Trudno dogodzić córce. No i może Tonks serio trochę przesadza z tym nachodzeniem go.

    Kingsley nie dotrzymał obietnicy? Eh, dużo odniesień do poprzedniej części, a ja nie mam siły się za to zabrać...

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci