Głowa do góry! - rzekł kat zarzucając stryczek.
(Stanisław Lec)
Patrzyłam
Eddiemu prosto w oczy. Nie potrafiłam zrozumieć jego zdenerwowania.
Dla mnie było to bez różnice. Jakie konsekwencje mógł mieć
człowiek, który schował tu list do ukochanej?
-
Nie denerwuj się tak – zaczęłam. – Przecież nic się nie...
Uciszył
mnie gestem dłoni.
-
Nic nie rozumiesz… - oświadczył wpatrując się w podłogę.
- To
mi wytłumacz! Eddie, zachowujesz się dziwnie. Powiedz mi prawdę,
szukasz tu czegoś konkretnego?
Spojrzał
na mnie groźnie. Nigdy, w jego zielonych oczach nie widziałam tyle
zawiści. Cofnęłam się instynktownie. Nie spuszczał ze mnie
wzroku. Rysy jego twarzy nabrały ostrego wyrazu.
Jednak
po chwili złagodniał. Uśmiechnął się delikatnie, jakby na
przeprosiny. Odetchnęłam z ulgą.
-
Przepraszam – rzekł. – Zdenerwowałem się. Powiedziano mi, że
nikt nie wie o tym miejscu, a tu nagle takie znalezisko. Jak tego
dokonałaś?
-
Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Coś głęboko we
mnie kazało mi chwycić tą książkę i… znalazłam list. Ale
Eddie, powiedz mi jaki masz cel? Po co tu przychodzisz? Czego
szukasz?
-
Gdybym miał przed tobą tajemnice, to nie brałbym cię ze sobą.
Nie szukam niczego konkretnego. Obiecuję.
Zmarszczyłam
brwi. Nie była pewna czy mu wierzę. Musiałam to wszystko w spokoju
przemyśleć, bez jego oczu w pobliżu. Myślałam, że już się
przyzwyczaiłam do jego tęczówek, myliłam się… Działały na
mnie hipnotyzująco, zbyt hipnotyzująco.
-
Eddie – zaczęłam niepewnie. – Czy mogę wziąć tą książkę?
Mężczyzna
jeszcze raz zlustrował ją dokładnie wzrokiem. Otworzył na stronie
tytułowej i przeanalizował wnikliwie.
-
Jasne – odpowiedział, podając mi przedmiot. – Jeśli interesują
cię takie starocie.
Następnego
dnia wieczorem ułożyłam się wygodnie na swoim łóżku.
Spojrzałam w okno. Na granatowym niebie rozgościł się duży
okrągły księżyc. Jego surowe oblicze zdawało się śledzić
każdy mój, nawet najdrobniejszy, ruch. Gwiazdy wydawały się
zachowywać odpowiednią odległość. Może ze strachu? Może
ze wstydu?
Owinęłam
się szczelniej kocem i chwyciłam oprawioną w czerwoną skórę
książkę. Przejechałam opuszkiem palca wskazującego po złotych,
wygrawerowanych literach. Oblicze Księżyca… Serce
załomotało w mojej piersi. Trzęsącą się dłonią otworzyłam
wolumin na pierwszej stronie.
Eddie
miał rację. Na stronie, prócz tytułu, widniał rok pierwszego i
zarazem ostatniego wydania.
1769
– ilość egzemplarzy – 1.
To
było śmieszne, wręcz niemożliwe. Po co w ogóle drukować książkę
w jednym egzemplarzu? W dodatku nigdzie nie było jej autora.
Po
chwili pogrążyłam się w lekturze…
Narrator,
a zarazem główny i jedyny bohater opowiadał o swoim życiu. O tym,
jak jego szczęśliwe życie kończy się w nocy, kiedy umierają
jego rodzice. Nie potrafi wyjaśnić ich śmierci. Po prostu budzi
się rano i znajduje ich zmasakrowane ciała w sypialni. Wszystko
wskazuje na to, że próbowali się bronić. Nie rozumie, dlaczego
żadne hałasy go nie obudziły. Zamyka się w swoim pokoju. Czuje
smród rozkładających się ciał. Sąsiedzi dobijają się do
drzwi, nie wiedzą co tak właściwie się stało.
Chciałam
czytać dalej, jednak moje nerwy mi na to nie pozwoliły. Choć
dziesięcioletni autor tego nie wiedział, ale ja wiedziałam. On był
wilkołakiem. To on zamordował własnych rodziców. Musiałam
odpocząć od tej książki, a już na pewno poczekać aż minie
pełnia. Może przy świetle dziennym będzie mi łatwiej?
Spojrzałam
jeszcze raz na blade oblicze księżyca. Co by się stało gdyby go
zniszczono? Czy uratowałoby to wszystkich nieszczęśników?
Jak
nieprzytomna opadłam na ławkę w Wielkiej Sali. Nieprzespana noc
dawała się we znaki. Beznamiętnie nałożyłam na talerz porcję
owsianki i zaczęłam dzióbać w niej widelcem. Moje powieki same
się sklejały i opadały.
-
Ginny, hej obudź się. Cała się upaprałaś – usłyszałam tuż
obok znajomy głos.
Podniosłam
głowę i spojrzałam prosto w oczy Nessi, Ślizgonki która
zawładnęła sercem Neville’a. Na jej twarzy gościł jeszcze
szerszy uśmiech niż kiedyś. Twarz aż promieniała młodością i
wigorem. Zatrzepotała długimi rzęsami i podała mi serwetkę.
Wzięłam
ją lekko ogłupiała.
Nassaroza
zachichotała głośno.
-
Wytrzyj sobie spodnie, chyba nie zamierzasz tak iść na lekcje?
Widelec
sam wypadł mi z ręki. Uderzył z głuchym brzdękiem o posadzkę.
Wzięłam się za czyszczenie owsianki, jednak z każdym moim ruchem
plama robiła się coraz większa.
Kątem
oka dostrzegłam jak dziewczyna wyjmuje różdżkę.
-
Daj spokój – jęknęłam. – Zaraz ją zmyję.
-
Znam zaklęcie czyszczące – oświadczyła z dumą. – Mama mnie
go nauczyła.
-
Super – szepnęłam z nutką ironii.
Nessi
machnęła pałeczką, po czym plama na moich spodniach zniknęła.
-
Widzisz? – W jej głosi można było wyczuć dumę.
-
Nie – burknęłam.
- No
właśnie, bo jej nie ma. A teraz powiedz mi, co robiłaś z Eddie’em
zeszłej nocy, że taka niewyspana jesteś?
Podniosłam
wzrok i zmarszczyłam czoło. Akurat wczoraj nic z nim nie robiłam.
Tylko jak miałam jej wytłumaczyć, że czytałam wieczorem książkę
tak straszną, że potem bałam się zasnąć? Pewnie by nie
zrozumiała. Zaczęłaby się śmiać i głupio żartować.
-
Uczyłam się do późna – skłamałam.
-
Uczyłaś się? Nie, ty naprawdę nie masz co robić.
Już
chciałam otworzyć usta, aby powiedzieć coś jeszcze, kiedy przed
moim talerzem wylądowała mała brązowa sówka.
-
Czy to nie Świstoświnka? – zapytała Nessi.
-
Tak, Ron mi ją zostawił. Ciekawe tylko, kto używa mojej sowy, aby
wysłać list do mnie?
Odwiązałam
liścik z nóżki zwierzątka i pozwoliłam mu dokończyć moją
owsiankę. Rozwinęłam pergamin i od razu rozpoznałam krzywe,
niewyraźne pismo.
Droga
Ginny!
Za
tydzień urządzam w mojej chatce przyjęcie pod hasłem „Popieramy
Harry’ego Pottera”. Zbierz jak najwięcej osób, utrzemy nosa
śmierciożercom. Spotkanie zaczyna się o 17:00, a bawimy się do
rana.
Do
zobaczenia!
Hagrid
- Co
to? – zapytała ciekawska Nessi, przegryzając grzankę z serem.
-
Zaproszenie od Hagrida. Chyba miał za tarczki z rodzeństwem Carrow.
Chce im zrobić na złość i urządza imprezę.
-
Imprezę? A co ona ma zmienić?
Bez
słowa podałam jej zaproszenie. Przeczytała je bardzo szybko,
zdawało się nawet że kilkakrotnie. Jej oczy stały się
kilkakrotnie większe.
- To
jakiś żart? Przecież jak oni się dowiedzą, to…
-
Wiem, nie musisz mi tego mówić. Jednak nic nie zrobimy. Jak Hagrid
się uprze, to roześle te kartki do wszystkich uczniów Hogwartu.
Jesteśmy bezradne.
Nessi
kiwnęła głową. Musiała przyznać mi rację nie miała innego
wyjścia.
-
Ale i tak pójdziemy? – zapytała po chwili.
-
Oczywiście, kto wie co się wydarzy. Niektórych trzeba pilnować
przez całą dobę.
***
Nie
jestem taka jak wszyscy myślą. Nie jestem zadziorna i pewna siebie.
To tylko wykreowane przez Internet pozory. Tak naprawdę każdy
może być tu kim chce, jednak najłatwiej przyjąć postawę
krytyka. Nie mówię tu o Was, moje drogie czytelniczki, lecz o
krytykach. Wiecie jak byłam szczęśliwa, kiedy dostałam się do
Nagłowkowni… a teraz? Nie mówię, że jestem genialnym grafikiem,
który nigdy nie popełnia błędu. Nie! Jestem świadoma tego, ze
moje prace są przepełnione niedociągnięciami. Ale boli, kiedy
słyszę, że są nudne i nie mają żadnego stylu. Dosłownie -
świecą infantylnością.
Ech,
dobra nie ważne. To nie czas i miejsce na użalanie się nad sobą.
Nie chciałam nigdy tego robić na blogu z opowiadaniem. Nie
dotrzymałam słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz