czwartek, 10 lutego 2011

023 ROZDZIAŁ: "Popieramy Harry'ego Pottera"

Głowa do góry! - rzekł kat zarzucając stryczek.
(Stanisław Lec)
Patrzyłam Eddiemu prosto w oczy. Nie potrafiłam zrozumieć jego zdenerwowania. Dla mnie było to bez różnice. Jakie konsekwencje mógł mieć człowiek, który schował tu list do ukochanej?
- Nie denerwuj się tak – zaczęłam. – Przecież nic się nie...
Uciszył mnie gestem dłoni.
- Nic nie rozumiesz… - oświadczył wpatrując się w podłogę.
- To mi wytłumacz! Eddie, zachowujesz się dziwnie. Powiedz mi prawdę, szukasz tu czegoś konkretnego?
Spojrzał na mnie groźnie. Nigdy, w jego zielonych oczach nie widziałam tyle zawiści. Cofnęłam się instynktownie. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Rysy jego twarzy nabrały ostrego wyrazu.
Jednak po chwili złagodniał. Uśmiechnął się delikatnie, jakby na przeprosiny. Odetchnęłam z ulgą.
- Przepraszam – rzekł. – Zdenerwowałem się. Powiedziano mi, że nikt nie wie o tym miejscu, a tu nagle takie znalezisko. Jak tego dokonałaś?
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Coś głęboko we mnie kazało mi chwycić tą książkę i… znalazłam list. Ale Eddie, powiedz mi jaki masz cel? Po co tu przychodzisz? Czego szukasz?
- Gdybym miał przed tobą tajemnice, to nie brałbym cię ze sobą. Nie szukam niczego konkretnego. Obiecuję.
Zmarszczyłam brwi. Nie była pewna czy mu wierzę. Musiałam to wszystko w spokoju przemyśleć, bez jego oczu w pobliżu. Myślałam, że już się przyzwyczaiłam do jego tęczówek, myliłam się… Działały na mnie hipnotyzująco, zbyt hipnotyzująco.
- Eddie – zaczęłam niepewnie. – Czy mogę wziąć tą książkę?
Mężczyzna jeszcze raz zlustrował ją dokładnie wzrokiem. Otworzył na stronie tytułowej i przeanalizował wnikliwie.
- Jasne – odpowiedział, podając mi przedmiot. – Jeśli interesują cię takie starocie.
 
Następnego dnia wieczorem ułożyłam się wygodnie na swoim łóżku. Spojrzałam w okno. Na granatowym niebie rozgościł się duży okrągły księżyc. Jego surowe oblicze zdawało się śledzić każdy mój, nawet najdrobniejszy, ruch. Gwiazdy wydawały się zachowywać odpowiednią odległość.  Może ze strachu? Może ze wstydu?
Owinęłam się szczelniej kocem i chwyciłam oprawioną w czerwoną skórę książkę. Przejechałam opuszkiem palca wskazującego po złotych, wygrawerowanych literach. Oblicze Księżyca…  Serce załomotało w mojej piersi. Trzęsącą się dłonią otworzyłam wolumin na pierwszej stronie.
Eddie miał rację. Na stronie, prócz tytułu, widniał rok pierwszego i zarazem ostatniego wydania.
1769 – ilość egzemplarzy – 1.
To było śmieszne, wręcz niemożliwe. Po co w ogóle drukować książkę w jednym egzemplarzu? W dodatku nigdzie nie było jej autora.
Po chwili pogrążyłam się w lekturze…
Narrator, a zarazem główny i jedyny bohater opowiadał o swoim życiu. O tym, jak jego szczęśliwe życie kończy się w nocy, kiedy umierają jego rodzice. Nie potrafi wyjaśnić ich śmierci. Po prostu budzi się rano i znajduje ich zmasakrowane ciała w sypialni. Wszystko wskazuje na to, że próbowali się bronić. Nie rozumie, dlaczego żadne hałasy go nie obudziły. Zamyka się w swoim pokoju. Czuje smród rozkładających się ciał. Sąsiedzi dobijają się do drzwi, nie wiedzą co tak właściwie się stało.
Chciałam czytać dalej, jednak moje nerwy mi na to nie pozwoliły. Choć dziesięcioletni autor tego nie wiedział, ale ja wiedziałam. On był wilkołakiem. To on zamordował własnych rodziców. Musiałam odpocząć od tej książki, a już na pewno poczekać aż minie pełnia. Może przy świetle dziennym będzie mi łatwiej?
Spojrzałam jeszcze raz na blade oblicze księżyca. Co by się stało gdyby go zniszczono? Czy uratowałoby to wszystkich nieszczęśników?
 
Jak nieprzytomna opadłam na ławkę w Wielkiej Sali. Nieprzespana noc dawała się we znaki. Beznamiętnie nałożyłam na talerz porcję owsianki i zaczęłam dzióbać w niej widelcem. Moje powieki same się sklejały i opadały.
- Ginny, hej obudź się. Cała się upaprałaś – usłyszałam tuż obok znajomy głos.
Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w oczy Nessi, Ślizgonki która zawładnęła sercem Neville’a. Na jej twarzy gościł jeszcze szerszy uśmiech niż kiedyś. Twarz aż promieniała młodością i wigorem. Zatrzepotała długimi rzęsami i podała mi serwetkę.
Wzięłam ją lekko ogłupiała.
Nassaroza zachichotała głośno.
- Wytrzyj sobie spodnie, chyba nie zamierzasz tak iść na lekcje?
Widelec sam wypadł mi z ręki. Uderzył z głuchym brzdękiem o posadzkę. Wzięłam się za czyszczenie owsianki, jednak z każdym moim ruchem plama robiła się coraz większa.
Kątem oka dostrzegłam jak dziewczyna wyjmuje różdżkę.
- Daj spokój – jęknęłam. – Zaraz ją zmyję.
- Znam zaklęcie czyszczące – oświadczyła z dumą. – Mama mnie go nauczyła.
- Super – szepnęłam z nutką ironii.
Nessi machnęła pałeczką, po czym plama na moich spodniach zniknęła.
- Widzisz? – W jej głosi można było wyczuć dumę.
- Nie – burknęłam.
- No właśnie, bo jej nie ma. A teraz powiedz mi, co robiłaś z Eddie’em zeszłej nocy, że taka niewyspana jesteś?
Podniosłam wzrok i zmarszczyłam czoło. Akurat wczoraj nic z nim nie robiłam. Tylko jak miałam jej wytłumaczyć, że czytałam wieczorem książkę tak straszną, że potem bałam się zasnąć? Pewnie by nie zrozumiała. Zaczęłaby się śmiać i głupio żartować.
- Uczyłam się do późna – skłamałam.
- Uczyłaś się? Nie, ty naprawdę nie masz co robić.
Już chciałam otworzyć usta, aby powiedzieć coś jeszcze, kiedy przed moim talerzem wylądowała mała brązowa sówka.
- Czy to nie Świstoświnka? – zapytała Nessi.
- Tak, Ron mi ją zostawił. Ciekawe tylko, kto używa mojej sowy, aby wysłać list do mnie?
Odwiązałam liścik z nóżki zwierzątka i pozwoliłam mu dokończyć moją owsiankę. Rozwinęłam pergamin i od razu rozpoznałam krzywe, niewyraźne pismo.
 
Droga Ginny!
Za tydzień urządzam w mojej chatce przyjęcie pod hasłem „Popieramy Harry’ego Pottera”. Zbierz jak najwięcej osób, utrzemy nosa śmierciożercom. Spotkanie zaczyna się o 17:00, a bawimy się do rana.
Do zobaczenia!
Hagrid
 
- Co to? – zapytała ciekawska Nessi, przegryzając grzankę z serem.
- Zaproszenie od Hagrida. Chyba miał za tarczki z rodzeństwem Carrow. Chce im zrobić na złość i urządza imprezę.
- Imprezę? A co ona ma zmienić?
Bez słowa podałam jej zaproszenie. Przeczytała je bardzo szybko, zdawało się nawet że kilkakrotnie. Jej oczy stały się kilkakrotnie większe.
- To jakiś żart? Przecież jak oni się dowiedzą, to…
- Wiem, nie musisz mi tego mówić. Jednak nic nie zrobimy. Jak Hagrid się uprze, to roześle te kartki do wszystkich uczniów Hogwartu. Jesteśmy bezradne.
Nessi kiwnęła głową. Musiała przyznać mi rację nie miała innego wyjścia.
- Ale i tak pójdziemy? – zapytała po chwili.
- Oczywiście, kto wie co się wydarzy. Niektórych trzeba pilnować przez całą dobę.
***
Nie jestem taka jak wszyscy myślą. Nie jestem zadziorna i pewna siebie. To tylko wykreowane przez  Internet pozory. Tak naprawdę każdy może być tu kim chce, jednak najłatwiej przyjąć postawę krytyka. Nie mówię tu o Was, moje drogie czytelniczki, lecz o krytykach. Wiecie jak byłam szczęśliwa, kiedy dostałam się do Nagłowkowni… a teraz? Nie mówię, że jestem genialnym grafikiem, który nigdy nie popełnia błędu. Nie! Jestem świadoma tego, ze moje prace są przepełnione niedociągnięciami. Ale boli, kiedy słyszę, że są nudne i nie mają żadnego stylu. Dosłownie -  świecą infantylnością.
Ech, dobra nie ważne. To nie czas i miejsce na użalanie się nad sobą. Nie chciałam nigdy tego robić na blogu z opowiadaniem. Nie dotrzymałam słowa.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ginowaci