Kto
mnie podtrzyma gdy zabraknie sił?
Kto poda rękę w zamian nie chcąc nic?
Kto poda rękę w zamian nie chcąc nic?
Kasia
Kowalska
wrzesień/październik
1997
-
Jak mogłeś dopuścić do czegoś takiego, będąc
dyrektorem? Naprawdę potrafię wiele zrozumieć, ale to już
przesada!
-
Przestań się denerwować. Nie było mnie wtedy w szkole. To TY
miałeś pilnować porządku, zapomniałeś?
-
Więc to moja wina? Śmierć tamtej dziewczyny to moja wina?!
-
Powiedziałem, że masz się opanować. Masz teraz co innego na
głowie.
-
Trzeba ją zabrać do Munga. Nie potrafię wyleczyć jej ręki.
-
Wiesz dobrze, że w Mungu też nie będą potrafili. Tutaj nie ma już
co leczyć.
-
Więc co mam zrobić?
-
Ja mam ci to mówić? To ty jesteś uzdrowicielem. Masz tylko jedno
wyjście.
-
Oszalałeś? Ojcze, nie mogę jej tego zrobić.
-
W innym wypadku ona umrze. Nie zatamujesz krwotoku. Im szybciej tym
lepiej.
-
Ale...
-
Nie zachowuj się jak dziecko. Sectumsempra.
Nie
czułam bólu. W zasadzie nic nie czułam. Moje ciało przestało
odpowiadać na polecenia. Widziałam ciemność. Nie wiedziałam,
czy jest noc czy dzień. Nic nie słyszałam. Ani krzątaniny przy
moim łózko, ani śpiewu ptaków za oknem. Nie czułam żadnego
zapachu. Byłam sam, zawieszona w czarnej otchłani, w pustce bez
dna, w próżni bez ścian.
Tęskniłam.
Wspominałam drogę, która prowadziła przez las. Tę błotnistą
alejkę i szczęście znajdujące się na jej końcu. Dom. Pomalowany
na żółto budynek z dużą, okwieconą werandą. A w środku
zagracony przedsionek i salon. Słoneczny pokój gościnny, w którym
zawsze z tatą piliśmy poranną herbatę z kapką świeżego mleka.
Nie pamiętałam smaku tego napoju, nie pamiętałam, jak razem
śmialiśmy się tak długo, aż rozbolały nas brzuchy.
Jak
wielkie było moje zdziwienie, kiedy pewnego dnia otworzyłam oczy. W
jednej chwili cały ból wrócił. Głowa pulsowała szalenie. Oczy
widziały wszem obecną biel. Uszy słyszały bębnienie kropel
deszczu o szybę. Nos wyczuł nieprzyjemny, szpitalny zapach. I
jeszcze coś. Mężczyzna. Siedział na drewnianym krześle przy moim
łóżku i wpatrywał się we mnie swoimi pięknymi, zielonymi
oczami. Eddie Snape.
-
Jak się czujesz? - zapytał. - Boli cię coś?
-
Nie, tylko trochę głowa – odpowiedziałam, będąc wdzięczna
losowi, że to właśnie on tutaj siedzi, a nie pani Pomfrey.
- To
normalne. Ale będziesz musiała wytrzymać. Nie mogę dać ci
jeszcze jednego leku przeciwbólowego. Wystarczy ci specyfików.
-
Dlaczego jesteś taki sztywny? Stało się coś?
I
wtedy w mojej głowie zrodziła się panorama makabrycznych obrazów.
Ból, krew, ból, krew. I ciało Galindy, zwisające bez czucia.
-
Gdzie ona jest? - spytałam szeptem. Chciałam się podnieść,
jednak nie czułam własnego ciała, a od reszty sali głównej
oddzielał mnie biały parawan. - Gdzie jest Galinda?
Eddie
opuścił głowę. Spojrzał na swoje buty, jakby oczekiwał, że
mała tancerka zatańczy mu na nich walca. Nie wiedział, co zrobić,
co powiedzieć. Coś w środku mówiło mi, że znam odpowiedź na
moje pytanie.
-
Ginny - powiedział cicho i spokojnie. - Galinda nie była w stanie
tego przeżyć.
-
Kłamiesz – oświadczyłam tak spokojnie, że sama się
przeraziłam.
-
Tego było dla niej zbyt wiele, rozumiesz? Była chora, zbyt chora.
Pustka,
ból, pustka, ból. I to nieustanne przekonanie, że to wszystko jest
z mojej winy. Przecież mogłam od razu nakazać Alecto przestać.
- To
nie wszystko – kontynuował. - Coś jeszcze powinnaś wiedzieć.
Wstał
i podszedł do mnie. Pochylił się nad moją twarzą i odgarnął z
czoła spocone włosy. Pod powiekami zebrały mi się łzy. Pierwszy
raz od bardzo, bardzo dawna. Pozwoliłam im wypłynąć i ciec
rzewnym strumieniem po policzkach.
- Co
jeszcze? - wyszlochałam bezgłośnie.
-
Alecto nie miała skrupułów również wobec ciebie, Ginny. Teraz
tego nie czujesz, bo musiałem podać ci silne leki przeciwbólowe,
ale... nie miałem innego wyjścia. Twoja ręka była ogniskiem
zapalnym całego organizmu. Musiałem, musiałem ją obciąć.
-
Pozbawiłeś mnie... ręki?
-
Ginny, ja...
-
Daj mi spokój.
-
Ale...
-
Powiedziałam: zostaw mnie samą!
Odszedł.
Byłam
sama. Leżałam w białej pościeli, w białej sali, odgrodzona od
świata białym parawanem. Wylałam więcej łez niż przez całe
swoje życie. Eddie doglądał mnie kilka razy dziennie. Zmieniał
opatrunki. Nigdy nie patrzyłam na to, co pozostało po mojej lewej
ręce. Bałam się tego widoku tak, jakby to właśnie on miał
zmienić moje życie.
Zazwyczaj
nie czułam bólu, Eddie podawał mi silne leki, jednak czasem
budziłam się z krzykiem, nie mogąc opanować potoku łez. Śniłam
koszmary, często nawiedzała mnie Galinda, mówiąc dziwne,
niezrozumiałe rzeczy. Innym razem tamta ruda dziewczyna, tak bardzo
podobna do mnie.
Po
dwóch tygodniach Eddie ściągnął mi opatrunek i oświadczył, że
mogę już wyjść. Spojrzałam na niego niepewnie, a potem zmusiłam
się, aby opuścić wzrok na lewą rękę albo raczej to, co z niej
zostało. Obcięta była na wysokości łokcia i tam właśnie
znajdowała się okropna, czerwona szrama.
Zakręciło
mi się w głowie na ten widok. Dopiero wtedy, tak naprawdę,
zrozumiałam, co mnie czeka. Pasje, zainteresowania... przyszłość.
Wszystko legło w gruzach. Bo czy ktoś kiedyś słyszał o
jednorękiej ścigającej?
Nie
załkałam. Moje oczy były suche.
-
Nie było innego wyjścia – oświadczył Eddie po chwili.
-
Domyślam się – szepnęłam wbrew sobie. - Ale nie rozumiem,
dlaczego Nessi nie przyszła ani razu do skrzydła szpitalnego?
-
Widzisz... po śmierci Galindy kilkanaście uczniów przeszło się w
nocy korytarzami szkoły i krzyczeli obraźliwe hasła w stronę
rodzeństwa Carrow i Snape'a. Wściekli się niesamowicie. Dorwali
kilkoro z tych uczniów, nieźle im się oberwało. Od tamtego czasu
nikt ich nie widział.
-
Żartujesz?
Serce
zabiło mi szybciej. Przez głowę przeszedł mi huragan myśli. I
jedna, ta najważniejsza, czy to nadal jest ta sama szkoła, co kilka
miesięcy temu? Te same mury, ci sami uczniowie, w większości ci
sami nauczyciele.
-
Odpowiedz mi na pytanie – rzekłam szybko.
-
Jakie? - zapytał, unosząc brwi.
-
Czyją trzymasz stronę?
Trzy
słowa zawisły w powietrzu. Zaczęły wirować wokół nas,
sprawiając, że coraz ciężej szło mi oddychanie. Na jedną chwilę
schowały się w kącie, za metalowym łóżkiem, jednak po chwili
jakiś omen przeszłości wykurzył je stamtąd z krzykiem. Osiadły
na pościeli. Centralnie między nami.
-
Ginny, ja nie mogę ci tego powiedzieć – szepnął.
W
jednej chwili chwyciłam jego lewą rękę. Zacisnęłam palce na
jego nadgarstku. Chciałam podwinąć rękaw, chciałam przekonać
się sama, jaka jest prawda, jednak wtedy... wtedy przypomniałam
sobie, że uniosłam sam kikut, a niewidzialne palce nie zaciskają
się na mankiecie. Puściłam skołowana, lekko zażenowana.
-
Nie mam mrocznego znaku – odpowiedział, udowadniając mi swoje
słowa.
-
Nie musisz mieć mrocznego znaku, aby popierać idee Sam-Wiesz-Kogo.
- To
prawda, nie muszę. Ginny, obiecuję, że ci to kiedyś wytłumaczę,
ale teraz, teraz nie mogę. Musisz już iść i uważaj na siebie.
Jakby coś cię bolało, to przyjdź w każdej chwili.
-
Gdzie mam twoim zdaniem pójść? - spytałam cicho.
- Po
prostu, idź.
Chwyciłam
sweter leżący na poduszce. Chciałam go założyć, jednak
zrezygnowałam po chwili. Widziałam, jak Eddie wyciąga ręce.
Chciał mi pomóc. Zignorowałam go. Nie podziękowałam, nie
potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Po prostu wyszłam,
zostawiając go samego z myślami.
Korytarze
były dziwne. Inne niż zwykle. Zimniejsze. Wiatr przedostawał się
przez szpary między kamienną kostką i chuchał niespokojnie.
Padało. Chłodne krople deszczu uderzały o szyby i parapety. Niebo
płakało, moja dusza płakała.
-
Psyt, Ginny. - Usłyszałam nagle cichy, tak dobrze mi znany szept.
Rozejrzałam się niespokojnie. I wtedy ją zobaczyłam. Nasseroza
Thropp stała w lekko uchylonych drzwiach jednej z pustych klas.
Kiwnęła ręką, abym do niej dołączyła. Wykonałam jej prośbę.
- Co
ty tu robisz? - spytałam. - Eddie mówił, że się ukrywacie.
- A
nie powiedział ci, że będę na ciebie czekać? Nie możesz
spacerować po korytarzu jakby nigdy nic.
Nessi
tylko odrobinę przypominała dziewczynę, którą znałam. Jej
zwykle pięknie ułożone, ciemne włosy były w kompletnym
nieładzie, upięła je niechlujnie w kucyk. Na twarzy miała dwa
duże siniaki.
Stałyśmy
tak przez chwilę, patrząc sobie prosto w oczy. Nawet nie wiem,
kiedy mnie przytuliła. Objęła mnie mocno ramieniem i zaszlochała
cicho, wtulając głowę w mój obojczyk. Pogładziłam ją prawą
ręką po włosach.
-
Tak strasznie mi ciebie brakowało – jęknęła. - Tak okropnie się
bałam. Chciałam cię odwiedzać codziennie, ale Eddie powiedział,
że to zbyt niebezpieczne. Jak mogłam go posłuchać, skoro ty
leżałaś tam całkiem sama!
-
Cicho – szepnęłam. - Powiedz mi, Nessi, jak to się stało, że
ty też musisz się ukrywać?
-
Sama nie wiem, co mnie pokusiło, ale pomyślałam, że skoro ty
jesteś tak odważna, to dlaczego ja nie mogę? Tego dnia, w którym
zamordowano Galindę, udałam się na tę pochrzanioną manifestację.
A poza tym i tak Alecto kojarzy mnie z tobą.
-
Przykro mi.
-
Bez powodu. Mam twoją mapę. To co, idziemy?
-
Gdzie?
- Do
Pokoju Życzeń, głuptasie.
To
wszystko było zbyt dziwne. W Pokoju Życzeń zebrało się wielu
uczniów. W zasadzie wnętrze wyglądało jak baza, jak schron. Z
sufitu i z galerii, która biegła wokół wyłożona ciemną
boazerią ścian, zwisały różnokolorowe hamaki. Okien nie było, a
ściany obwieszono gobelinami z żywych barw. Zauważyłam złotego
lwa Gryffindoru na szkarłatnym tle, czarnego borsuka Hufflepuffu na
żółtym i brązowego orła Ravenclawu na niebieskim. Brakowało
srebrno – zielonego godła Slytherinu, choć była obecna jedna z
rezydentek tego domu. Były tam również napęczniałe od książek
biblioteczki, kilka mioteł i wielkie radio w drewnianej obudowie.
Kiedy
weszłam, wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę. Nawet
nie wiem, kiedy Neville Longbottom poklepał mnie po plecach. Po
chwili podeszła Luna, obejmując mnie delikatnie, w jej ślady
poszli kolejni uczniowie...
Tak
często budziłam się w nocy z krzykiem. Nessi zadbała, abym spała
w hamaku położonym najniżej, abym, spadając, nie połamała sobie
żeber. Śniłam o Galindzie, o jej wiotkim ciele wiszącym pod
sufitem. Ten obraz nawiedzał mnie za każdym razem, gdy zamykałam
oczy. Próbowałyśmy z Nessi odpędzać go na wszelkie sposoby.
Przyjaciółka nakazywała mi myśleć o przyjemnych rzeczach lub pić
szklankę mleka wieczorem, twierdząc, że to niezawodny sposób jej
babci. Nie pomagało.
Pustka.
Jedyne
racjonalne uczucie, które mi towarzyszyło. Serce stało się nic
niewartą skorupą, jeśli w ogóle nadal znajdowało się w lewej
piersi.
Co
dnia karciłam się w duchu, powtarzając, że zasłużyłam sobie,
że utrata ręki to i tak zbyt mała kara za śmierć Galindy. Czasem
byłam wściekła na nią. Krzyczałam w Pokoju Życzeń w stronę
nie wiadomo kogo, twierdząc, że mogła nie zgadzać się na mój
genialny plan. Członkowie Gwardii zazwyczaj nic nie mówili.
Patrzyli na mnie niewyraźnym spojrzeniem. Nie wiedzieli, co kryje
się we mnie.
Marzyłam,
aby wrócić do domu. Chciałam być teraz z tatą. Przytulić twarz
do jego chudego torsu i zaszlochać cichutko. On znalazłby sposób
na koszmary. Przy nim czułam się bezpieczna. Kiedy o tym myślałam,
zżerała mnie zazdrość. Wyobrażałam sobie sceny, w których
Tonks gładzi tatę po policzku, a on całuje jej piękne wargi tak,
jakbym już go nie obchodziła.
Wszystkie
te myśli były dziwne. Pozytywne rodziły negatywne. Miłe chwile i
wspomnienia zalewały się szkarłatną krwią. Ból i cierpienie
nabierały złotych barw.
Nie
wychodziłam z Pokoju Życzeń, nie uczestniczyłam w akcjach
sabotażowych Gwardii. Wszystko było mi obojętne.
Życie
z jedną ręką było okropnie trudne. Nie potrafiłam sama się
ubrać, wykąpać, zjeść obiadu, czy nawet nalać wody do pucharku,
nie przewracając go przy tym. To wszystko było okropnie krępujące.
Czułam się, jak nic nie warta kaleka, zdana na łaskę innych.
-
Jesteś najgłupszą osobą, jaką znam – powiedziała kiedyś
Demelza, kiedy siedziałyśmy same.
Była
to niska Gryfonka w moim wieku. Lewą dłonią przeczesała krótkie,
brązowe włosy i rozsiadła się wygodnie na hamaku obok mnie.
Spojrzała mi w oczy. Nie potrafiłam odwrócić wzroku. Jej szare
źrenice hipnotyzowały.
-
Zastanawiam się, gdzie się podziała ta przebrzydła Ślizgonka,
która tak mnie wkurzała – kontynuowała.
-
Daj mi spokój – rzekłam, przyglądając się obrazowi z
namalowaną piękną, młodą, blondynką. Przez chwilę miałam
wrażenie, że mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
-
Daj spokój? Tylko tyle potrafisz mi odpowiedzieć?
Dziewczyno, weź się w garść!
Po
chwili drzwi się otworzyły. Do środka weszła Luna Lovegood,
niosąca płócienny worek, który można by spokojnie rzec, że był
większy od niej.
-
Mam trochę jedzenia z kuchni – oświadczyła z nieukrywaną dumą.
- Głównie owoce i warzywa. Ale znajdzie się też biszkopt.
Jesteście głodne?
-
Lepiej poczekajmy na resztę – odpowiedziała Demelza. - Bo znów
powiedzą, że same wszystko zjadłyśmy.
-
Jak tam sobie chcecie. A ty, Demelzo, nie poszłaś? Mieli malować
znaki GD na ścianach.
-
Jak widzisz, dziś moja kolej pilnowania naszej kochanej Ginny. Nikt
by nie chciał, aby stałą jej się krzywda, prawda?
~*~
I?
Oczywiście rozdział miał być dopiero jutro, ale Elfaba nie mogła
się powstrzymać. Mam nadzieję, że nowy szablon się podoba
chociażby ze względu na obecność Bena. Tamten był zbyt wielki i
faktycznie raził w oczy. Trudno. Ustawię go sobie na tapetę w
laptopie :P
---------------------------------------------------
---------------------------------------------------
Tamten szablon był dużo lepszy ^^. Pewnie dlatego tak myślę, że ani trochę nie lubię stylu vintage, ale i tak nie można ci odmówić talentu ;PP.
OdpowiedzUsuńWracając do treści... Jak mogłaś to zrobić Ginny? Dziewczyna ma już wystarczająco trudno w życiu. I Galinda... Bardzo mi jej szkoda, lubiłam ją mimo, że była taka słaba i delikatna. Cieszę się, że pojawiły się Nessi i Luna.
Wgl w tej alternatywie Ginny się jeszcze gorzej wiedzie niż w prawdziwym życiu. No, ale ciekawa jestem ciągu dalszego i jak ona da sobie radę bez tej nieszczęsnej ręki.
Śliczny, nowy zielony szablon. Podobają mi się jego stosowane kolory i Bem.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Ginny. Biedna straciła rękę. W pierwszej chwili nie mogłam w to uwierzyć, gdy przeczytałam. Bo jak to? Jak dalej będzie żyła? Dopiero później zdałam sobie sprawę, że życie bez ręki to wciąż życie, a śmierć jest rozwiązaniem znacznie gorszym, które przypadło Galindzie. Szkoda mi jej; nigdy nie rozwinęła skrzydeł, nigdy nie mogła zaznać szczęścia z Harry'm.... Szkoda, że Alecto ją tego pozbawiła. Carrow ktoś powinien zabić, ona musi umrzeć w torturach.
Pozdrawiam.
Chyba nigdy, nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji u Ciebie. Galinda nie żyje. Ginny nie ma ręki. Kurczę! Prawie się popłakałam jak czytałam ten rozdział no! Biedna Lupin...
OdpowiedzUsuńAle najbardziej, żal mi jest chyba Weasley'ów, jak oni sobie ze śmiercią jedynej córki.
No i pojawiła się Demelza ^^
PS: Przepraszam, że komentarz taki krótki i że wyszedł mi jak masło maślane, ale wciąż jestem w szoku po przeczytaniu tego rozdziału.
Eddie, Eddie! *wiwatuje*
OdpowiedzUsuńŁaaał, ale wprowadzasz terror w tym Hogu! Ale to dobrze. W sumie nigdy nie powiedziano, że nikt nie umarł podczas tego terroru Carrowów, ale przecież Snape był dyrektorem! On miał pilnować bezpieczeństwa! I założę się, że zrobił to najlepiej jak potrafił, za jego "panowania" na pewno nikt nie umarł. Ale nie przeszkadza mi ta wizja, chociaż żal mi Weasley'ów. Jak to było w IŚ "Weasley'om już za dużo dzieciaków zabito". Wyobrażam sobie ich rozpacz... Brrr.. A to jeszcze nie koniec tego co czeka tę rodzinę :C
No i teraz się zastanawiam, która Ginny naprawdę umarła. To dziwne, bo przecież we śnie nic nie może się stać osobie, która śni. Ale to śpiączka, to co innego.
Taaak, ja ciągle pamiętam, że to nie dzieje się naprawdę, yaaay.
No i powaliłaś mnie tym, że odcięli jej rękę. Brrr. Ponoć amputowana część ciała "boli" jeszcze przez dłuższy czas. Okropność, nikomu tego nie życzę.
No i jak zwykle miałam ciary przy opisywaniu Pokoju Życzeń. Jest tak prawie za każdym razem gdy czytam/widzę jak ludzie się jednoczą we wspólnym celu. Jest w tym coś niezwykłego.
Byłam sam, zawieszona - zmieniłaś chwilowo płeć :)
Pozdrawiam!
Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć, że ten rozdział mi się podoba. Oczywiście stylistycznie jest wszystko w porządku, ale nie trzyma mi się to wszystko kupy. Galinda została zamordowana i nikt nie zareagował/ Nikt z zewnętrznego świata nie zareagował? Oczywiście uświadomiłam to sobie, że Voldemort rządzi światem i nie ma mowy o żadnej sprawiedliwości, ale proszę cię, nawet państwo Weasley gdyby się dowiedzieli, że jej dziecko zmarło, powinni jakoś zareagować nawet za cenę swojego życia. Można sobie wyobrazić jak inni zareagowali na śmierć Galindy, ale ty tego nie opisałaś i czytelnik ma wrażenie, że uczniowie przyjęli tą wiadomość od tak. A nauczyciele? McGonagall? Nic?
OdpowiedzUsuńWątek stracenia przez Ginny ręki też wydaje mi się taki niepotrzebny. Wiadomo, musiała ponieść jakieś straty, ale moim zdaniem podebranie ręki głównej bohaterki to jakaś przesada (jeszcze większa przesadą okaże się, gdy Ginny się wybudzi a okaże się, że nie ma lewej ręki). I też jestem zdziwiona, że nikt nie zareagował. Nikt nie wysłał cynku do Lupina? Bardzo mi przykro, ale pierwszy raz stwierdzam, że ten rozdział nie przypadł mi do gustu, chociaż jestem twoją ogromną fanką. Nie chcę tez, żebyś się zdenerwowała, nie krytykuję cię, tylko wyrażam swoją opinię. nie wiem jak to będzie w kolejnych rozdziałach, może wyniknie z tej całej sytuacji jakaś ciekawa opcja, kto wie...
dzięki za szczerość :) wiem, że tekst powinien bronić się sam, ale jakoś spróbuję się wytłumaczyć.
UsuńZacznę od Galindy. Miałam z nią ogromny problem a strasznie zależało mi na jej śmierci jeszcze przed bitwą i powrotem Ginny do domu (ale o tym w kolejnych rozdziałach) później będzie spotkanie Ginny i pani Weasley i sądzę, że wiele rzeczy stanie się wtedy jaśniejsze i bardziej... naturalne?
Fabuły nie chcę zdradzać, ale ani przez chwilę nie przeszło mi przez głowę, aby Ginny obudziła się bez ręki :)
pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję za szczere słowa.
Nie wierzyłam własnym oczom, gdy czytałam początek. Najpierw zaskoczyła mnie kwestia śmierci, ale w sumie doszłam do wniosku, że Galinda nie miała prawa przeżyć takich tortur. Z drugiej strony, Galinda nie była też AŻ tak ważną postacią w alternatywie. Ale Ginny... Walka z jedną ręką? Sabotaże? Wgl całe życie? Jak to się dalej potoczy? Niezmiernie zaskoczyłaś mnie tym wątkiem, cieszę się, że go wprowadziłaś. Jest genialny!
OdpowiedzUsuńW sumie myślałam, że Nessi też umarła, że została zamordowana za swój jawny sprzeciw. Ale na szczęście żyje, chwała Merlinowi!
Przedstawiasz nam zupełnie inny Hogwart w 1997 r. niż ten sprzed alternatywy. I właśnie bardzo fajnie, że ten jest brutalniejszy, tak strasznie niebezpieczny i przerażający.
Szablon bardzo ładny, lubię taką kolorystykę. I w sumie trochę mnie pocieszyłaś, bo ja marudzę ze w wakacje się roztyłam i mi w uda poszło, ale jak zobaczyłam łydki "Ginny" na nagłówku, to trochę mnie to pocieszyło. [Wiem, jestem niesamowicie chamska, karmię się cudzym nieszczęściem xD]
Całusy!
Leszczyna
PS Masz pomyłkę pod cytatem. W sensie literówkę w imieniu Kowalskiej ^ ^
wiesz, to zdjęcie na nagłówku jest z najnowszej sesji Cinti a jak wiadomo nastolatką ona już nie jest. Na innych fotkach było widać że przybyło jej trochę kilogramów. ALe moim zdaniem to dobrze. na starych zdjęciach miała taki czes że wyglądała jak szkielet, a teraz jest bardziej naturalna, tak myślę :)
Usuńa Ty się nie przejmuj, latem często się tyje, choć ja mogę się pochwalić, że schudłam prawie 6 kg ^^ ach, moja dyma mnie rozpiera w końcu doszłam do magicznej liczby poniżej 50.
ach! i dziękuję za miłe słowa na temat notki. cieszę się że wątek się spodobał. Bałam się go bardzoe, bardzo.
Po pierwsze szablon który dla mnie zrobiłaś jest prześliczny, kocham go i ustawię go jak tylko skomentuję ten post. Myślałam, że tamten rozdział był straszny ale to jak Ginny dowiaduję się, że Galinda nie żyję, że nie ma ręki to przeraziło mnie jeszcze bardziej. Po prostu siedziałam i było mi tak strasznie przykro. Oby Eddie był po dobrej stronie. Nessie jest odważna i wspaniała. Moja ulubiona postać w całym opowiadaniu. Nie można jej nie kochać.
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem o co ci chodzi z kodem z obrazka.
UsuńWspółczuję, współczuję, współczuję ginny. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakbym się czuła, gdyby moja koleżanka zginęła. Jednak ten niesamowity rozdział napisany w jeszcze barzdiej niesamowitym stylu zmusza do refleksji. Mam nadzieję, że Eddie pomoże wrócić Gin do zdrowia.
OdpowiedzUsuńPowinnaś dodać w karcie Galindy datę urodzenia w podstronie bohaterowie. Możesz też dodać Demelzę
OdpowiedzUsuńdatę śmierci, przepraszam. Pomyliłam się.
UsuńTen rozdział był tak przesiąknięty smutkiem, że z trudem powstrzymywałam łzy.
OdpowiedzUsuńGalinda nie żyje. To okropne, choć wiem, że w rzeczywistości jeszcze dalej walczy. Ale z kolei nie ma już Nessi. Dlaczego albo jedna albo druga została zabrania przez śmierć? Sama nie wiem, którą bardziej lubię, ale bardzo ubolewam nad ich zgonami.
Ginny bez ręki. Ojejku, tak strasznie jej współczuję. I tego, że się tak obwinia, a przecież działa w dobrej wierze, chciała ocalić Galindę...Niech piekło pochłonie tą Alecto!
To miłe, że Eddie opiekował sie Ginny w szpitalu. Szkoda, że ich rozstanie nie należało do najprzyjemniejszych. Myślę, że u jego boku Ginny poczułaby się lepiej, o ile to jeszcze możliwe...Och, nie mam siły pisać nic więcej, jestem zbyt smutna. Ale manipulujesz moim nastrojem ;)
Nawet nie próbuję sobie wyobrażać, co musiała czuć Ginny. Najpierw dowiaduje się o śmierci przyjaciółki, potem braku ręki, nie może poradzić sobie z własnymi uczuciami, a wszyscy wokół traktują ją jak upośledzoną wariatkę. Tylko, właśnie, mi również brakuje interwencji Weasley'ów. Musieli to strasznie przeżyć, śmierć córki nie jest w końcu czymś, po czym ot tak przechodzi się do porządku dziennego.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję bez bicia, najbardziej wstrząsnęła mną utrata ręki. Byłam w szoku, do tej pory nie mam pojęcia, jak Ginny daje sobie radę. Wiem, że po czymś takim można dalej normalnie funkcjonować, ale... Still. To okropne, wszystkie jej plany i marzenia nagle zostały przekreślone.
Nowy szablon jest śliczny, chociaż ten poprzedni również bardzo mi się podobał. And gurl, jakim cudem schudłaś 6 kilo? ^^ Podziwiam i zazdroszczę.
Informować o nowych rozdziałach możesz oczywiście na blogu, to żaden problem.
Pozdrawiam. Weny. :)
Bardzo podobała sie mi notka... Widzę, ze po tej tragedii gwrdia zaufala bezpowrotnie slizgonkom,szkoda ze dopiero teraz... Obawiam sie, ze Ginny może jeszcze długo przeżywać smierć Galindy, ze miedzy innymi dlatego nie może choćby w minimalnym stopniu przyzwyczaić sie do braku ręki... Choc sama sobie nie wyobrażam, jakby to było... W każdym razie widzę, ze i tutaj lowy bohaterka doszła do takiego poziomu depresji,jak w orawdziwej wersji, ech.... Ciekawe, czy Remus choc w części zdaje sobie sprawę.... Choc kurde, przecież to jest alternatywa... A Ginny chyba powoli aiewybudza, sądząc po pierwszej części tej notki...ma nadzieje, ze tak jest w istocie, choc jeszcze poczytalabym coś na temat Eddiego,może jakas info, dlaczego tak potraktował Ginny w rzeczywistej wersj....
OdpowiedzUsuńA mi się notka nawet podobała, choć trochę zastanawia mnie to, co napisał Anonimowy - że nikt nie zareagował. a przydałyby się choć dwa, trzy zdania na ten temat. Ale ogólnie to bardzo dobry rozdział, zwrot akcji niezły. Jej, dalej nie mogę uwierzyć, że Galinda nie żyje, to straszne. Mam nadzieję, że Ginny w końcu się pozbiera, choć napewno długo to potrwa. No i ta ręka Lupin.. ojej. No mał szok przeżyłam, gdy o tym czytałam.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział!
Pozdrawiam!
A gdzie świeczka? Eduardo pewnie chciał sobie dmuchnąć :P
OdpowiedzUsuńOj, gdzieś mój komentarz wcięło, a jestem pewna, że go dodawałam. Nie wiem, co się stało, ale streszczę to, co tam napisałam.
OdpowiedzUsuńBardzo smutny rozdział. Jestem zszkowona śmiercią Galindy. Albo jedna przyjaciółka Ginny ginie, albo druga, niestety.
Strasznie współczuję Ginny utraty ręki. Mam nadzieję, że Eddie, który w tym rozdziale był czarujący, jakoś ją pocieszy ;)
No i sto lat dla Ginevry ^^ Dobrze, że nam przypomniałaś.
już mam Twój komentarz. wpadł do działu Spam nie wiedzieć czemu.
Usuńdziękuję za opinię :)
Aaa, no to spoko, choć nie wiem, dlaczego dodał się do Spamownika, musiałam coś źle kliknąć.
UsuńPozdrawiam i niecierpliwie czekam do 16 sierpnia :)
Uff, jestem, w końcu, bo wielu zawirowaniach w moim życiu, w końcu wracam powoli do blogosfery.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie, i jestem ciekawa, po raz który piszę to stwierdzenie. Galinda nie żyje? No, tego nie spodziewałam się nawet w snach. Ginny bez ręki... Merlinie...
Opis tego jak Alecto się znęcała nad dwiema dziewczynami był mrożący krew w żyłach. Aż dostałam dreszczy, cała szczęka mi drżała. Nie mam pojęcia, co jeszcze wymyśliłaś... Co będzie dalej? No i te przebłyski Ginevry z "przeszłości". Kiedy to się właściwie wszystko skończy, i JAK?
No, chcę też dodać, że na Twojego nowego bloga zajrzałam, przeczytałam chyba 3 rozdziały i postaram się nadrobić kolejne :)
Pozdrawiam serdecznie! :)
A mi osobiście się podobało.
OdpowiedzUsuńI zaskoczyłaś mnie ale bardzo pozytywnie.
Szczególnie ze śmiercią Galindy nie spodziewałam się tego.
No i fakt utrata ręki przez Ginny bardzo mnie poruszyła że nie wiem co o tym myśleć.
Ciekawe jak odczuje to Ginn, gdy wróci?
Mogę chyba to tak ująć.
O ile wcześniej dokładniej śledziłam losy "Życie żartem jest" o tyle teraz powiem śmiało i otwarcie że "Alternatywa" jest jednym z Twoich najlepiej napisanych opowiadań jakie do tej pory czytałam w Twoim wykonaniu oczywiście.
Według mnie to właśnie tu najbardziej pokazałaś na co Ciebie stać
To taka moja skromna opinia i jak najbardziej szczera, co nie zawsze mi się zdarza.
Hm, zaskoczyłaś mnie. Ale w sumie nie wiem, czego się spodziewałam. Czy po cichu liczyłam, że Galinda to przeżyje? Chyba nie. Już dawno było wiadome, jak to wszystko się dla niej skończy. Ale...
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo smutny. Z rozdziału na rozdział opowiadanie staje się bardziej smutne i mroczne. Tak jak czasy, w których żyją bohaterowie.
Ginny znowu staje się tamtą Ginny. Nie lubię jej, jest taka słaba? A przynajmniej tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuń