sobota, 1 września 2012

091 Alternatywa cz. 32: Nić porozumienia

Więc weź tę miłość, weź ją na dno
Och, jeśli wspinasz się na górę i się odwrócisz
Jeśli zobaczysz moje odbicie na pokrytym śniegiem wzgórzu
Cóż - osuwisko zabierze cię na dół
Landslide

grudzień 1997
Kiedy się obudziłam, taty już nie było. Nie należał do zwolennikiem wylegiwania się, a, ku mojemu zdziwieniu, odkryłam, że jest godzina dziesiąta. Zwlokłam się z łóżka, wyjęłam pierwsze lepsze ubranie i udałam się do łazienki.
Nie byłam zdziwiona, kiedy dostrzegłam piętrzące się damskie kosmetyki na jednej z półek. No tak, przyszła mama musi o siebie dbać. Przeniosłam wzrok na niewielkie lustro nad umywalką. Wyglądałam okropnie. Miałam napuchnięte od płaczu oczy i policzki, do tego lekko przetłuszczone włosy. Musiałam ogarnąć się choć trochę, zanim ponownie zobaczę Tonks.
Przez te kilka miesięcy w Hogwarcie nauczyłam się robić niewiele rzeczy jedną ręką. Zawsze miałam obok siebie Nessi, służącą pomocą i dobrą radą. Teraz byłam sama, zdana na siebie. Przełknęłam ślinę, powstrzymując nieuzasadniony strach.
Udało mi się wziąć prysznic i umyć włosy. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że jedną ręką nie da się zapiąć stanika. Wtedy przyjaciółka przerobiła mi wszystkie biustonosze na topy lub takie, zapinane z przodu. Ten gest pozwolił mi na więcej intymności.
Kiedy uznałam, że wyglądam w miarę przyzwoicie, ubrana w ciemne dżinsy i bluzkę z długim rękawem, zasłaniającym szpetny kikut, zeszłam po schodach do salonu. Był pusty, jednak widok znajomego miejsca uspokoił moje serce. Po chwili usłyszałam z kuchni dobrze mi znane głosy. Poszłam w tamtym kierunku.
W niewielkim pomieszczeniu, przy dużym, drewnianym stole siedziały dwie osoby. Popijały herbatę i podgryzały ciepłe grzanki z dżemem. Mój tata – Remus Lupin i Nimfadora Tonks z mocno już zaokrąglonym brzuchem wyglądali tak pięknie, że szkoda mi było im przeszkadzać.
- Ginny. - Usłyszałam lekko zdziwiony głos Tonks w momencie, w którym chciałam odwrócić się na pięcie i zwiać. Teraz nie pozostało mi nic innego jak uśmiechnąć się delikatnie i wejść do kuchni.
Przywitałam się z nimi grzecznie, całując tatę w obydwa policzki. Popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem. Usiadłam po jego prawej stronie, przed wcześniej przygotowanym dla mnie talerzykiem. Tonks była na tyle miła, że nalała mi herbaty do kubka. Pewnie ja bym wszystko rozlała.
Śniadania w Pokoju Życzeń razem z GD były inne niż to. Nigdy nie siadaliśmy przy jednym stole i nie konsumowaliśmy ciepłych grzanek, które uprzednio samodzielnie smarowaliśmy dżemem. Tam każdy jadł to, co było i to w dodatku tak, jak mu się podobało. Można było włożyć twarz do miski z płatkami i nie wzbudziłoby to śmiechu czy drwin.
W pełni skupienia chwyciłam nóż i próbowałam posmarować kawałek pieczywa. Nic z tego. Słoik bezustannie tańczył po całym stole, a wiśniowy przetwór wolał leżeć na blacie stołu. Wtedy zrozumiałam, że tata z Tonks przyglądają mi się uważnie, w ogóle się z tym nie kryjąc.
Chciałam wrzeszczeć. Nie na nich. Na siebie. Jeszcze parę minut temu cieszyłam się, że potrafię się sama umyć i ubrać, ale cóż z tego skoro przerosło mnie kulturalne zjedzenie śniadania?
Nawet nie wiem, kiedy wyrzuciłam nóż na podłogę. Opadł z głuchym brzdękiem na kafelki, pozostawiając czerwone ślady dżemu. Niczym zakrzepnięta krew – pomyślałam bezwiednie.
- Spokojnie. - Usłyszałam głos taty. Poczułam, jak kładzie mi dłoń na ramieniu. - Już dobrze, Ginny. Nie wszystko od razu musi wychodzić.
Obserwowałam Nimfadorę. Niepewnie i z lekkim przerażeniem na twarzy, zaczęła przygotowywać mi śniadanie. Bez słowa położyła mi na talerzu trzy grzanki. Podziękowałam jej skinieniem głowy. Zastanawiające, ale w tym momencie pomyślałam, że nie jest tak wredna, jak na początku mi się wydawało.
- Musimy porozmawiać – oświadczył tata, kiedy na moim talerzu pozostały tylko okruchy.
Tonks wykazała się taktownością i bez słowa opuściła kuchnię, zabierając ze sobą kubek nadal parującej herbaty.
- Aberforth powiedział mi, że straciłaś rękę, ale nie miał pojęcia, jak do tego doszło.
Zacisnęłam mocno powieki. Wspomnienia wypełzły zza kredensu i przysiadły na blacie stołu. Wpatrywały się we mnie szeroko otwartymi oczami, na ich brzydkich twarzach pojawił się ironiczny uśmiech.
- Tato... wiesz o tym, że Galinda nie żyje? - spytałam cicho, bojąc się wypowiedzieć te słowa. Tak, jakby do tej pory nie były prawdą.
- Tak, słyszałem o tym. To straszne, jej rodzice nie mogą sobie z tym poradzić. Podobno miała zapaść. Od zawsze mocno chorowała i...
- To kłamstwo – przerwałam mu. - Chcieli ukraść miecz. Ona, Neville i Luna. Snape ich przyłapał, dostali szlaban w Zakazanym Lesie i... tato, ja poszłam tam za nią.
- Co? Dlaczego?
- Bo się o nią bałam! Wiedziałam, że to dla niej zbyt wiele. Nikt nie miał się dowiedzieć. Tylko że... Alecto była wtedy w lesie.
Twarz ojca nagle się wygładziła, napiął wszystkie mięśnie i zacisnął wargi w cienką linię.
- Poznała mnie i dała nam szlaban. Tato, to ona skatowała Galindę! Widziałam to, widziałam jej ciało, wiszące na łańcuchach pod sufitem. Kazałam jej przestać, ale było już za późno...
Nagle po moich policzkach popłynęły łzy. Nawet nie wiem, kiedy tata objął mnie ramieniem i przytulił z całej siły.
- Ginny, spokojnie, kochanie – szeptał, czule głaskając moje włosy. - To nie twoja wina. Rozumiesz, to nie twoja wina...
- Potem przerzuciła się na mnie. Tato, ja nic więcej nie pamiętam. Tylko ból i krew.
Znów poczułam się, jak mała dziewczynka. Siedziałam na kolanach najważniejszego człowieka w moim życiu i łkałam głośno w jego sweter. Po kilku chwilach pozwoliłam mu otrzeć chelatowaną chusteczką łzy z mojego policzka.
- Już dobrze – szeptał. - Wszystko już jest dobrze...
- Przepraszam – jęknęłam, dławiąc się własnymi łzami. - Powinnam jakoś wrócić do domu, kiedy dowiedziałam się, że Alecto będzie uczyć w Hogwarcie.
- Gdyby przyłapała cię na ucieczce, to skutki mogłyby być jeszcze gorsze.
Miał rację, tata zawsze miał rację. To znaczy rodzice ogólnie często mają rację, tylko że my jesteśmy zbyt głupi i nie dostrzegamy tego zawczasu. A na końcu musimy przyznać im rację i słuchać głupiej gadaniny w stylu: a nie mówiłem?

Potem zamknęłam się w pokoju pod pretekstem wielkiego zmęczenia. Wszystko działo się zbyt szybko. Nie minęło nawet trzydzieści godzin odkąd bezgranicznie oddałam się Eddiemu. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał, czego pragnę, to najpewniej odpowiedziałbym, że właśnie tego – być z nim już zawsze, aż do końca.
Wspominałam jego ładne ciało, miękkie włosy i zwinne dłonie kreślące okręgi na zewnętrznej stronie moich ud. Sama pamięć o tym sprawiła, że serce zabiło mi szybciej, a po plecach przebiegł mi dreszcz.
Dopiero około godziny czternastej usłyszałam ciche pukanie. W pierwszej chwili chciałam udawać, że śpię, jednak mój głos sam zaprosił gościa do środka. Drzwi się uchyliły, a do mojego małego królestwa wszedł nie kto inny jak Nimfadora Tonks, kołysząca swoim mocno zaokrąglonym brzuchem.
- Nie chcę ci przeszkadzać, jeśli jesteś zmęczona – powiedziała lekko zakłopotana. Zwykle dobrze odnajdywała się w każdej sytuacji, jednak teraz nie przypominała dawnej siebie.
- Możesz wejść – szepnęłam. - Nie zmrużyłam oka.
- Przykro mi przez to, co się stało – oświadczyła. Normalnie uznałabym, że jest okropnie sztuczna w tym, co mówi i że tylko grzeczność tego od niej wymaga. - Pomyślałam sobie, że może trzeba ci trochę pomóc.
- Nie trzeba, radzę sobie świetnie – powiedziałam stanowczo zbyt szybko.
- Wybacz, jednak nie to miała na myśli. Chodziło mi raczej o drobną przeróbkę twoich rzeczy.
- Rzeczy? - Moja mina musiała być naprawdę komiczna, bo na twarzy Tonks pojawił się delikatny uśmiech. Przerobić... czyżby miała na myśli przerobienie koloru na różowy?
- Spokojnie - rzekła. - Chodziło mi o to, że może jest ci niewygodnie z tymi przydługimi rękawami – wskazała na kikut lewej ręki. - Nawet ich nie podwijasz, ciągną ci się po talerzach.
- Nie chcę, aby inni musieli to oglądać – szepnęłam.
- Nie przesadzaj. Nie jestem najlepsza w przeróbkach krawieckich, ale sądzą, że podcięcie prosto i obszycie nie przekracza moich zdolności.
Spojrzałam na nią pytająco. To chyba było jakieś zboczenie. Zaczęłam doszukiwać się w jej niebieskich oczach czegoś podejrzanego, czegoś, co uświadomiłoby mnie w przekonaniu, że ona wcale nie jest miła, że tylko udaje tak, jak wcześniej.
- No dobrze – oświadczyłam. - Możemy spróbować.
- Razem?
- Tak, razem.
Tonks pomogła mi wyjąć z szafy wszystkie bluzki, swetry i inne ubrania z długim rękawem. Rozłożyłyśmy je na łóżku i zaczęłyśmy od najstarszej, najbardziej zniszczonej koszulki. W razie, gdyby coś nam nie wyszło, to nie byłoby problemu.
Siłą rzeczy wspomniałam Nessi. Miałam nadzieję, że nie była pierwszą osobą, którą dorwała Alecto po moim zniknięciu. Gdyby coś jej się stało, to nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Była moją przyjaciółką. Pierwszą dziewczyną, która weszła do mojego świata...
Aż ciężko to przyznać, ale z Tonks spędziłam miło czas. Co prawda bezbłędnie udało nam się wykonać szycie dopiero za trzecim razem. Najpierw krzywo ucięła rękaw, potem wykonała szycie na prawej, zamiast lewej stronie. Potem szło całkiem dobrze, jednak cały czas nie byłam pewna, czy aby na pewno chcę to nosić.
- Cieszę się, że z nami mieszkasz – oświadczyłam nagle.- To znaczy, że byłaś tutaj, kiedy mnie nie było. Nigdy nie lubiłam zostawiać taty samego.
- Rozumiem doskonale – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko. - O jaka ładna sukienka. Jej też mogę skrócić rękawek?
- Jak chcesz... i tak jej nigdy nie założę. Nie wiem, skąd się tutaj wzięła.
To nie była prawda. Dostałam ją od Nessi rok temu. Obiecałam, że włożę ją na kolejną randkę z chłopakiem. Oczywiście nie miałam wtedy chłopaka, ale Nessi słynęła z tego, że wymuszała na mnie dziwne obietnice.
~*~
Takiego poślizgu na Ginevrze chyba nigdy nie było :P Rozdział miał być wczoraj ale jak wiadomo transfer uznał, że się skończy. A dzisiaj dopiero teraz znalazłam czas, gdyż pomagałam cioci założyć bloga. Oczywiście zapraszam Was na niego serdecznie <<klik>>. Są tam co prawda umieszczone dopiero dwa posty, ale wszystko pójdzie do przodu. O czym ten blog? O biżuterii, oczywiście. Ciocia jest prawdziwą mistrzynią. Jakby otworzyć moją szkatułkę, to 90% to jej wyroby. Więc zapraszam serdecznie. Komentujcie, oglądajcie, obserwujcie ^^

 Życzę wszystkim udanego roku szkolnego :) I powiem Wam, że troszkę zazdroszczę :P nie czuję się jeszcze studentką. 
----------------------------------------------

16 komentarzy:

  1. Po tym co działo się w Hogwarcie wszystko jest takie... spokojne. To duża różnica. Nareszcie znalazły wspólny język! Mam nadzieję, że to nie jest chwilowe. Siedzę dzisiaj cały dzień i co dwadzieścia minut odświeżam stronę w nadziei na nowy rozdział. To wyczekiwanie mnie zabijało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście ten rozdział, po wydarzeniach z Hogwartu, był dużo spokojniejszy, ale czasem i tak trzeba. Ginny na pewno jest ciężko, musi uczyć posługiwać się tylko jedną ręką i w dodatku czuje się bardzo upokorzona. Nie dziwię jej się.
    Cieszę się, że zaczyna się lepiej dogadywać z Nimfadorą i dostrzegać, że ma ona dobre chęci i wcale nie chce dla niej źle. Fajnie opisałaś ich prace nad ciuchami, tak samo świadanie i rozmowę z ojcem. Ale chyba był troszkę za mało zmartwiony tym wszystkim.
    Poza tym, było ok ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, jak ja się bardzo cieszę, że wreszcie Ginny i Tonks doszły do porozumienia. Choć trochę. Mam to nadzieje, że to będzie kwitnąć i będzie coraz to lepiej^^
    Ach, wspomnienia. Podziwiam Ginny, że miała na tyle siły, aby o tym powiedzieć. Dobrze, że wyżaliła się ojcu, jakby nie mówić, on jest najważniejszym człowiekiem w jej życiu.

    No i wreszcie muszę zadać Ci to pytanie, bo ciągle to omijam. Na jakie studnia się dostałaś? I w jakim mieście?

    Życzę wenki:)
    Całuje:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie poryczałam się przez Ciebie wiesz?
    Nie wiem czy to ja jestem taka sentymentalna czy ten rozdział po prostu mnie poruszył?
    Rzadko kiedy płacze w czyiś opowiadaniach a ostatnim razem zdarzyło mi się to niedawno u siebie w czasie pisania.
    Tymczasem Ty opowieścią Ginny i jej otwartością sprawiłaś, że łzy same mi popłynęły do oczu.
    Według mnie jeden z najbardziej uczuciowych i najpiekniejszych rozdziałów jakie do tej pory czytałam.
    w ogóle wydaje mi się, że Ginny jest jakaś inna niż na początku... zupełnie jakby wraz z tą utratą ręki obudziła się w niej jakaś cząstka która do tej pory była uśpiona...
    wspaniale też pokazana jej rozmowa z ojcem i relacje z Tonks.
    na pewno jest jej trudno w całej sytuacji ale się stara co jest najważniejsze.
    p.s. wiem powtarzam się ale tak bardzo zazroszczę wam tej szkoły... przy was czuje się tak bardzo stara i nie na miejscu;)
    czekam na ciąg dalszy;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sigh. Nawet nie wiesz, jak przykro mi z powodu Ginny. Ten brak ręki... Boże, nawet nie wyobrażam sobie, co ona musi przeżywać. Myślała, że jakoś się do tego przyzwyczaiła, a tymczasem okazuje się, że tak naprawdę musi uczyć się wszystkiego od nowa. Nawet nalewania herbaty i smarowania grzanki dżemem.
    Podoba mi się jej relacja z Tonks. Niepewna, nie do końca sobie ufają, nie są nawet blisko, a mimo to sobie pomagają. Cóż, muszą. Ale mam nadzieję, że z czasem Ginny całkiem się do niej przekona. Ta pomoc w skracaniu rękawów była naprawdę wzruszająca. Jak zresztą cały rozdział. Jest taki ciepły, a jednocześnie czuję jakąś pustkę po jego przeczytaniu. Jakbym to, co przytrafiło się Ginny w jakiś sposób dotyczyło też mnie. Brawo, Elfabo. Obudziłaś we mnie coś, o czym nie miałam pojęcia.
    Studentka, powiadasz? Zazdroszczę ci. :3 Mnie pojutrze czeka powrót do gimnazjum... Yay. Przy tobie czuję się jak totalny dzieciak.
    Plus piosenka na początku rozdziału, awww. <3 Kocham ją. Kochałam od zawsze, ale zaśpiewaniu jej w Glee już całkiem wpadłam. Chociaż Brittanie jakoś szczególnie nie shipuję.
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny. I oczywiście powodzenia na studiach. ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Mówisz jakby to był jakiś poważny poślizg, a to tylko jeden dzień, luz, dziewczyno :D
    Myślałam, że w tym rozdziale w końcu ktoś wpadnie na genialny pomysł protezy, ale cóż, nikt nie chce jej ułatwić żywota, haha. A zwłaszcza Ty, niedobra! ;p Ale za to poprawiają się relacje pomiędzy Ginevrą a Tonks, to chyba dobrze. Nie można w końcu wiecznie bić się o faceta. A to, że Tonks wykonała szycie na prawej stronie - haha, cała ona.
    A ja sobie wcale nie zazdroszczę i wolę już dołączyć do grona studentów, hehe :P Ale za rok [mam nadzieję] Cię dogonię! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny rozdział. Taki spokojny przy tych strasznych wydarzeniach z przeszłości. Cieszę się, że Ginny jest w domu :) I że wreszcie przełamała się do Tonks! Dora w tym rozdziale jest naprawdę miła, chyba każdy by ją polubił. Rzeczywiście pojawiła się między nimi nić porozumienia. Oby była jak najgrubsza :)
    Też się martwię o Nessi, mam nadzieję, że ona i Eddie nie wpadną pod topór Alecto.
    Pozdrawiam serdecznie ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak mi szkoda Ginny... tyle przeżyła. Cieszę się, że w końcu ona i Tonks doszły do porozumienia i spędzając ze sobą czas nie męczą się ze sobą. To miłe ze strony Nimfadory, że chciała pomóc Ginny.
    Teraz wszystko wydaje się takie spokojne. To takie dziwne, że siedząc w domu można się tak po prostu odciąć od zła świata. Ciekawe co się dzieje teraz w Hogwarcie i jak to się wszystko skończy. No i czy rodzice Galindy dowiedzą się o prawdziwej przyczynie jej śmierci? Jeśli tak, to coś podejrzewam, że jej bracia chcieliby się zemścić.
    Pozdrawiam serdecznie i dzięki, chociaż wciąż nie mogę uwierzyć, że wakacje się kończą. Jakoś trzeba będzie się z tym pogodzić, a Tobie życzę miłego rozkoszowania się tymi wolnymi dniami i powodzenia na studiach ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Echsz. Nie wiem czemu, ale przez Ciebie przestałam lubić Tonks. Właściwie kiedyś była mi obojętna, potem jej nie lubiłam, teraz znów obojętność. Rozdziały z Remusem i Tonks są potrzebne, ja wiem, ale mnie tak trochę nudzą. Może dlatego, że brakuje im dynamiki. I nie chodzi o to, że ich nie lubię; lubię, jasne, uwielbiam tę melancholię i taki spokój, ale nie mogę się w nią wczuć. Może to zależy od tego, jaki mam dziś humor; jakkolwiek, nie potrafię wczuć się w twoją melancholię. Nie wiem czemu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Trochę dziwne posądzać Tonks o sztuczność - ja też byłabym sztywna i nadgorliwie uśmiechnięta do prawie dorosłej córki mężczyzny, którego kocham. Ale jak widać, bardzo chciałaby, żeby Ginny ją zaakceptowała.

    Przyznam, że dziwnie się czuję przy tym szablonie. Naprawdę rzadko robisz coś niebieskiego i może to dlatego.

    Uch, nadrobiłam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Powróciłam do Polski i już nadrobiłam wszystkie Twoje rozdziały.
    Dużo się tutaj działo w Twoim opowiadaniu, kiedy mnie nie było. Ginny przeżyła swój pierwszy raz z Eddim (rzeczywiście opisałaś to tak nagle, że aż myślałam, że rudowłosej to wszystko się przyśniło. Mam nadzieję, że wkrótce rzeczywiście wyjaśnisz, w jakich okolicznościach do tego doszło, bo coś obiecałaś, że rozwiejesz wątpliwości. No chyba że ten stosunek wyszedł zupełnie spontanicznie, któż to moze wiedzieć? ;D), zesłała Alecto do Skrzydła Szpitalnego (szczerze mówiąc, byłam już w stanie uwierzyć, że Carrow rzeczywiście nie żyję. W sumie bardzo chciałabym, aby ta kobieta umarła, ale rozumiem, że jest przecież potrzebna do dalszej fabuły opowiadania - w końcu jest największym wrogiem Ginevry. Zaczynam podejrzewać również, że to ona przyczyni się jakoś do wybudzenia Ginny ze śpiączki. Może zabije młodą Lupin, a kiedy to zrobi w jej śnie, dziewczyna wybudzi się w rzeczywistości? Albo nie zabije, ale jej coś powie, co pobudzi wspomnienia Ginny, ona zacznie coś sobie przypominać, kojarzyć i również się wybudzi? Nie wiem, to tylko moje przypuszczenia), opuściła Hogwart i spotkała się wreszcie ze swoim ojcem. Zdaję sobie sprawę, że dla tej dwójki musiała to być wielka ulga, aby zobaczyć wreszcie siebie nawzajem. Z pewnością Remus strasznie tęsknił za swoją córką i bardzo się o nią martwił. A gdy już dowiedział się od Dumbledore'a, że jego córka straciła rękę... Wtedy to już w ogóle musiał przechodzić wewnętrzne katusze, których mu nie zazdroszczę.
    Miło, że Aberforth nawoływał do siebie Hogwartczyków, aby im pomóc. To świetnie, że ich dokarmia. Nie podobało mi się jednak sformułowanie, którego użyłaś jako synonim ziemniaków. Ginny nie mogła nazwać ziemniaków pyrami. Pyry to nazwa regionalna. Mówisz tak Ty, mówię tak ja, mowią tak nasze rodziny. Ale nawet często w innych regionach Polski ludzie nie mają pojęcie, co te pyry oznaczają, serio. Miałam nawet taką sytuację na tegorocznym obozie. Koleżanki z pokoju (pochodzą z Katowic) marudziły, że ciągle tylko jemy makaron i makaron. Na obiad makaron, na kolację makaron, cały czas makaron. Ja powiedziałam, że mi to w sumie bardzo pasuje, bo nie lubię pyr. One za to zdziwiły się, o jakich ja "pyrach" mówię. Po usłyszeniu, że to ziemniaki, uznały, że poznały nowe słowo ;D Tak więc, skoro nawet w niektórych częściach Polski nie wiedzą, co to pyry, to skąd mogła to wiedzieć Ginny? ;D
    Ach, zastanawiam się, jaki jest Eddie w tej alternatywie. W środku dobry czy zły? Doszłam do wniosku, że przecież to alternatywa, więc może mieć zupełnie różne intencje i zamiary niż te, które ukazałaś w normalnym toku opowiadania.
    Ten rozdział był spokojny, można go uznać za taką odskocznię od brutalnego Hogwartego, jaki nam przedstawiłaś. Cieszę się również, że poprawiłaś nieco relację Ginny z Tonks.
    Ach, farciaro! Zazdroszczę Ci! Nie idziesz jutro na rozpoczęcie... Korzystaj z najdłuższych wakacji w swoim życiu <3
    Całuję i czekam na nowy rozdział,
    Leszczyna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka notek miałam do orzeczytania, kurcze, Ty je dodajemy w ekspresowym tempie.. Ponownie w życiu Ginny dzieje si tyle, ze absurdów uwierzyć... Mogłam dać jej wiecej czasu z Eddiem,ale cóż, takie czasy, ze faktycznie najlepszym wyjściem była ucieczka. Dobrze ze podjęli taka decyzje za Ginny, jakby tam została, byłoby o wiele gorzej... Mam nadzieje, ze jednak Ginny bedzie z Eddiem, szczególnie w rzeczywistości. Ja nie mogę uwierzyć, ze oni mogliby nie być razem...

      Usuń
  12. łoł, ten szablon jest chyba najdłużej odkąd czytam tego bloga (czyli od sierpnia 2011 roku)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, że Ginny powoli zaczyna akceptować Tonks. W tym rozdziale widać rodzącą się nić porozumienia.
    Niewątpliwie najbardziej z tego ucieszy się Lupin - w końcu to dwie kobiety, na których mu najbardziej zależy.
    Bardzo realistycznie opisałaś zmagania Ginny bez ręki; jakie trudności napotyka w codziennym życiu po amputacji ręki. Widać, że ciężko jest jej z tym wszystkim, a nawet najmniejsza czynność wymaga ogromnego wysiłku.

    Mam prośbę: w wolnej chwili, gdy na nowo wrócisz do grafiki mogłabyś dla mnie wykonać favicon? Ozdobną czarną literkę M na przezroczystym tle? Z góry dziękuję, nawet jeśli się nie zgodzisz.

    A ja bym się chętnie z Tobą zamieniła. Ponoć studia są znacznie fajniejsze od liceum, no i jeszcze miesiąc wolnego przed Tobą, podczas gdy niektórzy muszą już zrywać się o świcie. No ale ponoć na wszystko przychodzi pora.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  14. No no kiedy zobaczyłam Twój szablon teraz odebrało mi mowę;)
    Wiem obsesyjnie zaglądam na moje ulubione blogi z nadzieją że coś się pojawiło i zobaczyłam szablon.
    Wspaniała Grafika aż pozazdrościć tylko.
    Wielka szkoda że nie wykonujesz zamówień bo uśmiechnęłabym sie po nagłówek do ostatniej części opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam nadizję że Tonks i ginny się zaprzyjaźnią. Zawsze lubiłam je obie, choć ślizgońska strona charakteru Ginny rzeczywiście do Tonks nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci