Pozbieram się na nowo,
I będę zataczać kręgi
Czekając jak moje serce odpuści,
A plecy zaczną drżeć
W końcu mogło by tak być.
I będę zataczać kręgi
Czekając jak moje serce odpuści,
A plecy zaczną drżeć
W końcu mogło by tak być.
Adele
styczeń/luty
1998
W
nocy znów zaczęła przychodzić do mnie Ona. Rudowłosa dziewczyna
tak okropnie podobna do mnie. Kiedyś spała. Teraz siadała na łóżku
w białej sali i uśmiechała się delikatnie. Nie wyglądała już
tak potwornie. Nie była tak blada, a jej suche wargi nabrały
naturalnego, jasnoróżowego odcieniu.
-
Tak wiele możesz mieć – mówiła. - Tak wiele nie chcesz przyjąć.
Dlaczego? Nie rozumiem... po prostu, nie rozumiem. Gdybym ja była na
twoim miejscu, stałabym się najszczęśliwszą osobą na świecie.
Zawsze
po tych słowach w mojej głowie rozbrzmiewał głośny płacz
dziecka. Niemowlę swym krzykiem rozdzierało moje nerwy i sprawiało,
że wszystkie myśli zrywały się do katorżniczego biegu. Nie
mogłam złapać tchu, dławiłam się powietrzem, które kiedyś
zapewniało mi spokój i wyciszenie.
Otworzyłam
oczy. Leżałam sama w ciemnym pokoju. Na moim czole pojawiły się
krople zimnego potu. Otarłam je wierzchem prawej dłoni.
Towarzyszyło mi dziwne uczucie niepokoju. Usiadłam lekko skołowana,
co sprawiło, że zakręciło mi się w głowie, a fala mdłości
wstrząsnęła moim żołądkiem. Zacisnęłam powieki, jednak
mroczki tańczące mi przed oczami nie dały zamierzonego efektu.
Oddychałam
głęboko. Jedyne uczucie, jakie mi wtedy towarzyszyło, to dziwna
nadzieja, która cichym głosem podpowiadała mi, że jest szansa
pozbyć się tej istoty ze swojego łona. To nie powinno być trudne.
Kiedyś czytałam w „Proroku” o pewnym handlarzu na Nokturnie.
Jedną fiolką eliksiru mógł upozorować bardzo nieszczęśliwy
wypadek. Miał na swoim koncie setki ofiar w postaci bezbronnych, nie
do końca rozwiniętych organizmów, które choćby bardzo chciały,
nie mogły się bronić. Mordercy, bo tak go trzeba nazywać, nigdy
nie znaleziono. Pytanie, czy nadal można było go znaleźć w tym
podejrzanym zakątku. Obecne czasy nawet jemu nie sprzyjały.
Niepewnie
zwlokłam się z łóżka, miarowo uciskając podbrzusze. Chciałam
iść do łazienki, zmusić żołądek do długich i bezowocnych
wymiotów. Pozbyć się wszystkiego, co miałam w sobie. Jednak wtem
usłyszałam głos ojca dobiegający z korytarza. W szparze między
drzwiami a drewnianą podłogą dostrzegłam blask świecy i
krzątaninę niespokojnych cieni. Wstrzymałam oddech, odgarniając z
czoła mokre od potu włosy.
-
Tonks, ty nic nie rozumiesz – oświadczył tata, jednak w jego
głosie nie wyczułam agresji ani złości. Był spokojny, co z
niewiadomych przyczyn jeszcze bardziej mnie wkurzyło.
-
Rozumiem, nie jestem tak głupia – odpowiedział mu lekko oburzony
kobiecy głos. - Ale postaw się w jej sytuacji. To kobiecie w takim
momencie jest trudniej. Poza tym, rozwiałam z nią i... to wszystko
chyba ją przerasta. Ucieczka Alecto, wydarzenia z Hogwartu, śmierć
Galindy dosłownie na jej oczach, utrata ręki. Remusie, ona jest
słaba. Nie możesz się od niej odwrócić.
- I
nie mam takiego zamiaru – odpowiedział tak cicho, że ledwo go
usłyszałam. - To była pierwsza reakcja, której nie żałuję.
-
Wiem, miałeś prawo. Pewnie każdy na twoim miejscu zachowałby się
identycznie.
-
Wiesz, ja nigdy bym się nie spodziewał, że popełni ten sam błąd
co ja siedemnaście lat temu.
- O
czym ty mówisz? - spytała z wyczuwalną nutą napięcia.
- O
jej matce, o Elisabeth Ginevrze Sempere. I o tym, do czego doszło
między nami. Wszyscy mi mówili, abym trzymał się od niej z
daleka, a jak ostatni idiota chciałem im pokazać, że mylą się co
do tej kobiety. Przyrzekłem sobie, że pokażę im jej prawdziwe
oblicze. Niestety, wyszło na ich.
-
Ale wtedy nie miałbyś córki – odpowiedziała czule, co wywołało
kolejną falę nudności. Opuściłam nisko głowę, pozwalając krwi
napłynąć do mózgu. Nie chciałam słuchać dalej, jednak miałam
tylko jedną rękę, aby zasłonić uszy.
-
Tak, była to osoba, która przez wiele lat jako jedyna nadawała
sens mojemu życiu – dodał spokojnie. - Ale spójrz na to inaczej.
Pomyśl, ile musiała wycierpieć przy moim boku.
Poczułam,
jak po moich policzkach płynęły strumienie gorących łez. Głośny
szloch niepostrzeżenie wyrwał się z mojej piersi. Nie było mowy,
aby go nie usłyszeli. Po niespełna sekundzie drzwi się uchyliły.
Do mojego pokoju bez zaproszenia wtargnęła łuna jasnego światła.
Płomień świecy oświetlił zatroskaną twarz mojego ojca.
Zaskakujące, że znajdowało się na niej aż tyle zmarszczek,
których wcześniej nie dostrzegałam.
Tonks
nie przekroczyła progu mojego pokoju. Najwyraźniej niepostrzeżenie
oddaliła się do swojej sypialni. Byłam jej dozgonnie wdzięczna,
przez moment moją głowę zaprzątnęło pytanie: jak mogłam być
dla niej taka niemiła?
W
jednej chwili przestałam poznawać samą siebie. Miałam wrażenie,
że to, o czym myślałam niespełna kilka minut temu dotyczyło
kogoś innego, było snem.
Tata
usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem i pogładził czule po
włosach. Bez słowa wtuliłam twarz w jego ciepły, lekko już
przetarty na łokciach sweter. Pozwoliłam łzom spływać wprost w
materiał.
-
Dużo płaczesz ostatnio – rzekł spokojnie. - Jak byłaś
dzieckiem, ciężko było mi doprowadzić cię do łez. Miałaś
swoją teorię, pamiętasz? Że masz chore oczy i niepostrzeżenie
straciłaś kanaliki łzowe.
-
Pamiętam... to było idiotyczne. Tonks powiedziałby pewnie, że to
hormony – odpowiedziałam, powstrzymując głośny szloch. - Tato,
odpowiedz mi na jedno pytanie. Kochałeś moją mamę?
Okruchy
kurzu wypełzły spod komody i zaczęły bezczelnie przysłuchiwać
się naszej rozmowie. Chciałam je przepłoszyć, powiedzieć im, aby
dały mi spokój w takiej chwili. Ale wiedziałam, że mnie nie
posłuchają. Moje wnętrzności zaczęły pracować głośniej.
Słyszałam pompowanie krwi. Była to reakcja obronna mojego
organizmu przed nimi.
-
Często obwiniałem się, że nie potrafię obdarzyć jej tak ogromną
miłością, jaką ona obdarzała mnie. Teraz wiem, że zasługiwała
na dużo więcej. Ale jeśli chcesz jasnej odpowiedzi, to tak,
kochałem ją. Tylko że nikt nie mógł tego zrozumieć. Jesteś do
niej podobna.
- Bo
jestem rudą Ślizgonką, która przedwcześnie zaszła w ciążę?
-
Nie, Ginny, nie o to mi chodzi. Opowiem ci o tym kiedyś.
-
Dlaczego nie teraz? - spytałam, podnosząc głowę. Ojciec wyjął z
kieszeni białą chustkę i podał mi, abym mogła otrzeć łzy.
- Bo
jest środek nocy. A jutro trzeba wstać. Prześpij się.
Wstał
z łóżka i ruszył w kierunku drzwi. Kiedy jego ręka dotknęła
klamki, odważyłam się zadać jeszcze jedno pytanie.
-
Tato, czy kiedykolwiek żałowałeś, że nie oddałeś mnie jakiejś
innej rodzinie?
-
Tak, tylko raz, kiedy zraniłem cię po raz pierwszy. Ale szybko
zrozumiałem, że, gdyby nie ty, moje życie nie miałoby żadnego
sensu.
Przez
kolejne tygodnie byłam nie do wytrzymania. Wściekałam się i
płakałam prawie jednocześnie. Tonks wyczytała w jakiejś mądrej
książce, że im młodsza dziewczyna, tym zachowuje się bardziej
nieprzewidywalnie. Najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z pokoju.
Dla niej wszystko było proste, dla mnie nie. Opowiadała o swoich
wspaniałych przeżyciach związanych z początkiem ciąży, chciała
mi wmówić, że za jakiś czas uznam, że był to naprawdę
wspaniały okres.
Czułam
się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Wiedziałam, że tata stara
się jak może zapewnić mi dobrą atmosferę. Nie czepiał się, nie
komentował, ale z coraz większą żałością spoglądał na z
każdym dniem powiększający się brzuch. Zresztą, nie tylko on.
Nie potrafiłam spojrzeć w lustro. Nie widziałam w nim siebie.
Tylko ciężarną dziewczynę bez lewej ręki z bliznami na twarzy.
Wiedziałam,
że osobą, która najlepiej by mnie zrozumiała w takiej chwili była
Nessi. Przyjaciółka, z którą nie zawsze było idealnie, ale
kochałam ją z całego serca. Ona znalazłaby najlepsze rozwiązanie.
Zawsze je znajdywała. Szczególnie w momentach, w których miałam
wrażenie, że wszystko jest stracone, że nie ma szans na lepsze
dni.
Tęskniłam.
W
połowie lutego stopniały śniegi. Zaczęła się pora deszczu.
Zimne bicze uderzały w szyby i parapety. Potrafiłam całymi dniami
siedzieć na krześle i wpatrywać się w okno. Wszystko się
zmieniało, a niedługo miało dojść do najgorszego. Serce waliło
mi w piersi, nie potrafiłam myśleć o niczym sensownym.
Tonks
też byłą niespokojna. Zbliżał się dzień rozwiązania. Mało
się ruszała. Całe dnie spędzała w fotelu, ogrzewając ręce przy
kominku. Czytała poradniki dla młodych mam i zasypywała mnie
opowieściami, czego to się z nich nie dowiedziała. Próbowała
mnie przekonać, że macierzyństwo będzie najpiękniejszym okresem
jej życia.
A ja
myślałam o Eddiem. Nie mogłam znaleźć sposobu, aby powiadomić
go o ciąży. A przecież musiał jakiś istnieć. Bałam się
wysyłać list, bo sowa może wpaść w ręce Alecto. Gdyby ona się
o tym dowiedziała, to właśnie Eddie byłby w największym
niebezpieczeństwie.
Czasem
wieczorem ćwiczyłam zaklęcie patronusa, jednak samemu ciężko
było dojść do zadowalających rezultatów. Bałam się prosić
ojca o pomoc. Wiedziałam, jaka będzie jego odpowiedź. Zresztą,
wolałam mu w ogóle nie wspominać o Eddiem. Dla dobra ich obydwu.
Nigdy
nie wybrałam się na Nokturn. Bałam się. Nie tego, co może mnie
tam spotkać, a konsekwencji mojej decyzji. W tamtych dniach
zrozumiałam, że chcę urodzić tę istotę. Na razie tylko tyle
albo aż tyle. Wierzyłam, że znajdzie się rodzina, która pokocha
ją z całego serca. Serca. Którego mi brakowało.
marzec/kwiecień
1998
Przyszła
wiosna. Ptaki zaczęły wygłaszać swoje arie, nie zważając na to,
czy ktokolwiek ma ochotę ich słuchać. Ja nie miałam. Wkurzały
mnie. Nie potrafiłam zebrać myśli. Kłębowisko obrazów zakłócało
normalne życie. Tego wszystkiego było zbyt wiele.
Bywały
dni, w których nie wstawałam z łóżka, w innych w ogóle nie
kładłam się spać. Często też rozmawiałam z ojcem. Zwykle o
głupotach. Chciałam po prostu czuć, że jest blisko, że mnie
kocha i nigdy mnie nie opuści.
Wszystko
zmieniło się piątego kwietnia. W nocy na świat przyszedł mój
brat. Ted Remus Lupin wyglądał tak, jak mają w zwyczaju wyglądać
noworodki. Malutki, lekko pomarszczony, różowy i taki... bezbronny.
Na początku bałam się go dotykać, bałam się, że zrobię mu
krzywdę.
Tonks
była bardzo szczęśliwa. Całymi dniami opowiadała o tym, jak
wychowa go na miłego, dobrego chłopca, który na pewno trafi do
Hufflepuffu. Tata zresztą popierał jej zdanie. Nie wiem, czy myślał
tak samo, czy nie chciał robić jej przykrości. Kto wie, o czym
marzył w głębi serca. Może chciał mieć małego Gryfona skoro ja
go zawiodłam?
Kiedy
Teddy się urodził, jego liche włoski były czarne. Jednak po
jakimś czasie zaczęły nabierać zupełnie innych kolorów.
Chłopiec w przeciągu kilku dni zaliczył już całą tęczę.
Jednak po dwóch tygodniach przestał się zmieniać. Pozostał rudy,
a na jego nosie widniały piegi. Dora nie mogła opanować radości,
że jej syn odziedziczył po niej tak rzadki dar.
-
Spójrz, chce wyglądać jak ty – zwróciła się pewnego dnia do
mnie. - Czy to nie słodkie?
-
Tak, bardzo miłe... - szepnęłam. - Wolałabym jednak, aby
upodabniał się do taty.
-
Och, Ginny, nie przesadzaj. Wyglądacie jak...
-
Jak prawdziwe rodzeństwo? - dokończyłam za nią.
-
Przecież jesteście prawdziwym rodzeństwem! - oburzyła się Tonks,
a Teddy, aby przyznać jej rację, wydał z siebie ciche
chrząknięcie.
-
Tylko że ja jestem ruda po mamie – oświadczyłam, po czym wyszłam
z pokoju.
Nasz
spokojny, poukładany jak na tamte czasy świat przewrócił się do
góry nogami. Tata był zachwycony swoim synem. Poświęcał mu całe
dni, aby Tonks mogła odpocząć po tych dziewięciu miesiącach. Tak
często obserwowałam ich z daleka. Całą trójkę. Ludzi, którzy
bez problemu mogli stworzyć wspaniała rodzinę. Byłam ich cieniem,
kulą u nogi, problemem, którego należało się wstydzić.
Siedzieli
na kanapie. Ja zajmowałam fotel, w którym kiedyś przesiadywał
tata. Wtulona w ciepły materiał nasłuchiwałam odgłosów,
dobiegających z mojego brzucha. Ciche bulgotanie zagłuszała ich
radość i radosne gaworzenie Teda.
Gdybym
miała obydwie ręce, to złożyłabym je do modlitwy i błagałabym
o inne życie, o jeszcze jedną szansę...
Nagle
w całym pokoju dało się słyszeć płacz. Głośny szloch potężnie
zranionej istoty. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało
się, że jęk wydobywa się z mojego ciała i jest słyszalny tylko
przeze mnie? Wszystko inne zamilkło.
Nawet
nie wiem, kiedy ciepłe ręce chwyciły mocno moją twarz. Niewielka
siła zmusiła mnie do podniesienia głowy. Jak przez mgłę
widziałam zatroskane i przeraźliwie smutne spojrzenie miodowych
oczu. Gorące łzy paliły piegowate policzki, szyję, dekolt i
zaokrąglony brzuch.
-
Nie zostawiaj mnie samej – jęknęłam, wtulając twarz w jego
ciepły sweter. - Obiecaj mi, że nigdy nie zostawisz mnie samej...
Delikatnie
kołysał mnie w ramionach, jakbym znów była małą dziewczynką.
Szeptał czule, jak bardzo mnie kocha. Wierzyłam mu.
Czy
pamiętasz, Ginny, jak miałaś niespełna siedem lat? Bałaś się
spać sama w pokoju. Niektórzy ci mówili, że każde dziecko boi
się ciemności. Ale ty nie byłaś jak każde dziecko. Ty nie bałaś
się ciemności. Ciemność była bezpieczniejsza. Noce, w których
Bogini Łowów wschodziła na granatowy nieboskłon były jaśniejsze,
czystsze. Wtedy byłaś sama. Nie miałaś wyjścia...
Wszystko
wraca.
Zawsze
będzie wracać.
Taki
już jest Twój los.
Kręcić
się w kółko tylko w jednym życiu.
~*~
Mam
ogromną nadzieję, że czcionka jest czytelna gdyż zainstalowałam
w niej pewien myk. Ogólnie podoba mi się ten szablon. Skromny. No i
znów niebieski. Coś mnie ciągnie do tych kolorów ostatnio.
Niedługo
urodziny bloga. Drugie. Co powiecie na mały bonus z tej okazji?
I
coś jeszcze chciałam... a, tak! Nie będzie mnie od środy do
niedzieli gdyż wyjeżdżam na wakacje numer dwa. Tym razem góry i
Szklarska Poręba. Ciekawe co tam wpadnie mi do głowy. Może jakieś
mroczne motywy w leśnych sceneriach? Zobaczymy.
---------------------------------------------------------------
Aj w końcu pierwsza.
OdpowiedzUsuńNormalnie jaka radość trudna do opisania.
Chyba mam jakiś radar w nosie, że pojawiam się gdy Ty wklejasz nowy rozdział albo czytam w myślach.
Wiesz, że się poryczałam?
Już drugi raz na Twoim opowiadaniu? A teraz czuje się niekomfortowo bo siedzę w pracy na recepcji i ryczę w chusteczkę nad historią Ginevry.
Aj jak dobrze, że nikt się nie przewija gdyż głupio by było się tłumaczyć z powodu do płaczu.
wracając do historii wszystko było takie piękne i Ginny coraz bardziej dojrzała.
Brakowało mi Eddiego w ciągu ostatnich rozdziałów chyba przywiązałam się do niego ha ha!!
Czyżby Ginn w końcu zaakceptowała Tonks?
Najwyższa pora gdyż dziewczyna nie chce dla niej źle a wręcz przeciwnie.
zwłaszcza teraz może być dla niej podporą.
Co do mrocznych motywów myślałam o Zakazanym Lesie.
Uwielbiam to miejsce i daje szerokie pole do popisu.
Po raz kolejny też wychwalam szablon.
Ten błękit naprawdę mi się podoba i czcionka również czytelna.
czekam na ciąg dalszy i życzę udanych wakacji.
szczęściara normalnie sama bym gdzieś wyjechała z pozdrowieniami;)
gratuluję miejscówki.
Usuńpracujesz w wakacje? wow. ja byłam zbyt leniwa, aby się ruszyć z domu.
cieszę się, że moje opowiadanie wywołuje u Ciebie tyle emocji. serio, aż sama zaraz się poryczę :P
No, Eddie... ech. to trudna sprawa. będzie, ale jeszcze troszkę.
Zakazany Las? nie... ona już nie wróci do Hogwartu więc trzeba wymyślić inny las.
Pozdrawiam!
No tak więc coś pomyślę... jest tyle różnych miejsc, które można wykorzystać.
UsuńOj mam nadzieje, że się pojawi gdyż wręcz uwielbiam go.
To druga po Draco moja ulubiona postać. (Rona nigdy nie cierpiałam brrr)
No niestety tak się złożyło a nawet na urlopik marna szansa ale co poradzić.
Nikt nie mówił że dorosłe życie będzie łatwe a mam już tyle lat że powinnam się przyzwyczaić ale ciągle nie mogę;d
czy będziesz tworzyć coś potterowskiego po Ginewrze?
Piszesz, że był luty, a brzuch Ginny powiększał się z dnia na dzień... trochę chyba przesadzasz, drugi miesiąc ciąży?
OdpowiedzUsuńhttp://dzieci.pl/tydzien,6,kalendarz_ciazy.html A tu masz płód w szóstym tygodniu ciąży (czwartym od zapłodnienia). Z tego, co policzyłam, ciąża Ginny, zanim została zdiagnozowana przez uzdrowiciela, raczej dłużej nie trwała.
może trochę przegięłam, fakt, chodziło raczej o sens przenośny, ale Ginny zaszła w ciążę na początku grudnia czyli w lutym nie był to szósty tydzień, ale wiem, wiem, przegięłam w tym zdaniu.
UsuńNo dobrze, zamilkłam na wieki, ale chyba wypadałoby się znowu odezwać, co? Jest w tym opowiadaniu coś, co każe do niego wracać. Nie mam pojęcia, co to takiego, ale to w sumie nieistotne, bo ważne, że jest - i że się wraca. Jak sobie pomyślę, kiedy zaczynałam czytać Ginevrę... Rozwinęłaś się pisarsko od tamtego czasu, gratuluję.
OdpowiedzUsuńRozdział dobry, jak zwykle w sumie, dużo emocji, dobre opisy. Miło, że Ginny jednak nie próbowała szukać tego człowieka na Nokturnie. Robi się człowiekowi smutno, kiedy pomyśli, że Ginny Lupin jest w ciąży i nie chce tego dziecka, a Ginny Weasley chciałaby być, ale nigdy nie będzie mogła... Przeważnie chce się tego, czego się nie ma, prawda?
Lubię twojego Remusa, a Tonks przestała być irytująca. Mały Teddy jest kochaniutki, chociaż nie było go tu znowu aż tak dużo.
Wkradły się jakieś tam drobnostki, jeden większy błąd ("pokarzę" zamiast "pokażę"), ale to już moje przewrażliwienie w wypatrywaniu niedociągnięć, spowodowane zbyt długim ślęczeniem nad betą tłumaczenia jednej dziewczyny z forum xd
Cóż, czekam na więcej :) I miłego wyjazdu życzę.
Pozdrawiam,
Ros [nie-szablonowo; cena-magii]
ech... ty moja córko marnotrawna. Ale już się przyzwyczaiłam. Obiecujesz mi że już nie znikniesz, a potem znikasz. Rozwinęłam się? tak, chyba tak. choć nie narzekam specjalnie na pierwsze rozdziały, nie są chyba aż tak złe. Ginevra nie jest moim pierwszym blogiem.
Usuńtak... Ginny nie zdobyłaby sie na aborcję, bo sama jestem mocno przeciwna. wielu ludzi chce mieć dzieci a nie mogą. moim zdaniem lepsza jest adopcja.
Tonks była irytująca dla czytelnika tak długo jak była irytująca dla Ginny :D
Byk poprawiony. dzięki.
Pozdrawiam!
To tym razem nie obiecuję, bo pewnie znowu mi nie wyjdzie :] (Oczywiście mam nadzieję, że nie... xd). No przecież, że te pierwsze rozdziały nie są złe, gdyby były, nie zaczęłabym czytać tego opowiadania wtedy, dawno, kiedy też miałam trochę do nadrobienia. Po prostu po tych (prawie) dwóch latach widać różnicę. Ja to napisałam w ramach takiego... pozytywnego czegoś. Pochwały. :]
UsuńTaaak, zgadzam się w stu procentach. Jest masa ludzi, którzy chcieliby mieć małego szkraba, a nie mogą. Dlatego faktycznie lepiej oddać takie dziecko, jeśli się go nie chce do adopcji właśnie niż zabijać. Tak, jak powiedziałaś xd
Co do Tonks - i to właśnie jest wynikiem dobrze napisanej Ginny. Czytelnik widzi świat jej oczami, lubi tych, których ona lubi, a ma alergię na tych, na których ma i ona... Czyli to, co opowiada Ginny nie jest przyjmowane obojętnie.
Słuchaj... ja wiem, że tu, na Blogspocie, jest funkcja obserwowania bloga, sama zresztą potrafię wejść tu ze dwa razy dziennie, masz daty następnych rozdziałów, ale... widziałam, że informujesz innych w komentarzach. Dałoby radę i mnie? W ten sposób jednak jest mi najwygodniej nadążać za wszystkim (przyzwyczajenie xd)
Jak tam się czujesz przed studiami? Nie zostało już dużo czasu... Jeśli chodzi o mnie, to trochę się boję, mam nadzieję, że będzie w porządku :]
wiem, wiem o co Ci chodziło. po prostu czasem jak czytam strae rozdziały to sama potrafię się z nich śmiać i to nie dlatego że myślę: o Boże, jak mogłam pisać takie badziewie, tylko śmieszy mnie postawa Ginny, jej dialogi z Eddie. to jest takie naturalne, delikatne, jej przemyślenia są czyste takie wolne. wiem że gadam głupoty i zaraz ktoś mi zarzuci, że nie jestem samokrytyczna. nie, nic z tych rzeczy. zdaję sobie sprawę z błędów, ale podoba mi się ten tekst a to według mnie jest najważniejsze. gdyby nie to nie doszłabym tak daleko.
Usuńmiło słyszeć, ze są ludzie którzy potrafią się asymilować z Ginny. To znaczy, że nie jest tak do końca nienaturalna i ma w sobie coś z dziewczyny z sąsiedztwa :)
będę informować, ale gdzie?
Ty nie masz czego się bać. będziesz w domu, a ja? ja dostaję ataku paniki na wzmiankę o mieszkaniu we Wrocławiu. A studia są mi obojętne, bo coś czuję, że mi się na nich nie spodoba :P
Bardzo dobrze, że ci się tekst podoba :) To widać. Jak ktoś pisze na siłę coś, co mu się nie podoba... to nie jest dobry pomysł.
UsuńInformować... najlepiej tutaj: cena-magii.blogspot com - przynajmniej na razie, dopóki wytrwam przy kolejnej bajce, tam mnie można najczęściej znaleźć xD Dzięki :]
No będę w domu, ale i tak będzie strasznie. Tam na uczelni na pewno będą sami super-mądrzy ludzie, którzy wszystko będą wiedzieć i umieć, a ja taka sierota, co to sobie nie poradzi z niczym... Zawsze radziłam sobie całkiem nieźle szkole i dlatego to, że teraz może być inaczej mnie tak... przeraża. Chociaż "przeraża" to sporo za mocne słowo. Ale wiadomo, o co chodzi xD A w tym Wrocławiu będziesz mieszkać sama? Czy z kimś? Na pewno będziesz miała fajnie :)
Jestem dumna z Ginny, że podjęła się tak odważnego kroku i nie usuwa ciąży. Aborcja to okrutna rzecz. Bo co też to dziecko zawiniło. Nic. Ono pragnie przyjść na świat, pragnie oddychać. Wiem, że dla Ginny to trudny okres, dlatego nie dziwię się, że zdecydowała się oddać to dziecko. Chodź kto wie, co tam wymyślisz;)Bardzo pięknie opisałaś relację Ginny i Remusa:) Bardzo mi się to podobało. Ach, i Ted na świecie, bardzo fajnie^^
OdpowiedzUsuńCzekam na next:)
Całuję:**
No i ta moja skleroza... Śliczny szablon^^ Ta kobieta w nagłówku jest bardzo piękna:)
Usuńja również jestem przeciwna aborcji. uważam, że lepiej oddać dziecko do adopcji niż zabić.
UsuńGinny jest zdesperowana. po głowie chodzą jej różne dziwactwa. często też przeczy sama sobie, ale chyba można jej to wybaczyć.
Dziękuję za miłe słowa o szablonie. Tak, Loren jest piękna :)
Podoba mi się ten szablon, skromny, ale efektowny. Ginny wygląda na taką wojowniczkę w nim haha :D
OdpowiedzUsuńTen rozdział miał w sobie coś... takiego... na swój sposób magicznego. No i pojawiła się prawdziwa Ginny. Chyba niedługo ją obudzisz, co?
Już myślałam, że zaraz Remus powie, że Ginny to jedna wielka pomyłka a jej matka była tylko kimś na jedną noc, ale uff, to już by było za wiele. Już wystarczająco jej dokopałaś xD
Ted upodabniający się do Ginny - to było słodziutkie :D Ginny chbya czuje się nieco niepotrzebna i wyalienowana, ale... ja tam się cieszę, że Remusowi i Tonks wyszło, szkoda, że na tak krótki czas, ale zawsze coś...
Pozdrawiam
nie wiem dlaczego, ale im skromniejszy szablon tym kosztuje mnie więcej zachodu. Przerażające... najlepsza była moja panika, jak stwierdziłam, ze widać na zdjęciu że ma dwie ręce. Na szczęście Jaenelle mi uświadomiła, że to ta która śpi, a nie ta z alternatywy :D
UsuńNo... obudzę za jakieś 5 notek chyba. czasowo to jeszcze kilka miesięcy (w opowiadaniu oczywiście)
był taki plan. Miała być owocem jednorazowego wyskoku, ale udało mi się powstrzymać. musiałam zachować umiar i zepsułabym sobie końcówkę :P
Pozdrawiam!
Mam pytanie - gdy Ginny się wybudzi, kontynuujesz opowiadanie, czy od razu konczysz?
OdpowiedzUsuńod razu to może nie... jakieś 5 może 6 rozdziałów jeszcze będzie. mi się wydaje niewiele patrząc z perspektywy całego opowiadania ^^
UsuńSzablon jest piękny, taki...krystaliczny i pełen siły :P
OdpowiedzUsuńRozdział parę razy mnie poruszył. Więź między Ginny, a Lupinem jest naprawdę piękna.
Współczuję Ginevrze, ciągle wokół niej kumulują się nowe problemy, choć moim zdaniem czasem wyolbrzymia pewne sprawy. Chce oddać dziecko? O nie! Mam nadzieję, że zrozumie, iż nie powinna tego robić. Nie wierzę, że tak będzie lepiej.
Mały Teddy <3
Ładnie przeskakujesz z jednej pory roku na drugą. Do bitwy dzielą nas już tygodnie...Czy Tonks i Remus...?
No i ta druga Ginny. Alternatywa i rzeczywistość naprawdę są ze sobą związane. Teraz już zaczynam mieć wątpliwości, które życie jest prawdziwe...
Bonus to świetny pomysł. Pozdrawiam i życzę miłego wyjazdu ^^
dzięki :) sama jestem zdziwiona, że szablon wyszedł tak fajnie. taki trochę hipnotyczny ^^
UsuńGinny wyolbrzymia? mogę jej przypisać wiele wad, ale tego nie zauważyłam. serio... może gdzieś się pogubiłam?
co do dziecka, wiele się wydarzy zanim je urodzi. tia, bitwa już niedługo.
dzięki. bonus będzie na pewno. już jest nawet napisany od dłuższego czasu. i tym razem nie drabble jak rok temu :P
Chodziło mi o to, że Ginny uważa się za kulę u nogi, a jest to nieprawda ;)Wyolbrzymia zatem fakt, że Lupin jest zajęty nowonarodzonym synkiem.
Usuńa! nie, to nie do końca o to chodzi. to kwestia hormonów.
UsuńFajnie, że nie usunęła ciąży. Szkoda, że Eddie jeszcze nie wie.
OdpowiedzUsuńWybacz długość, ale na więcej nie pozwala mi zalana klawiatura.
zalana klawiatura? oj... a ciąży by nie usunęła. Ginny w pewnym sensie przyjmuje moje zasady moralne.
UsuńDobra, zakupiłam zewnętrzną, na której teraz nie umiem pisać, ale przynajmniej klawisze działają. xD
UsuńZnaczy się, wiedziałam, że raczej by jej nie usunęła, ale zwątpiłam... Fakt, trochę się zmieniła, ale w poprzednim rozdziale była nieźle zdesperowana, a takim osobom różne rzeczy do głowy przychodzą. Ale nie odda dziecka, nie? Niech go nie oddaje.
Ile rozdziałów alternatywy zostało? Jeden?
Cieszę sie, ze Ginny chce urodzić dziecko, moze obecność teddyego troche ja ulaskawi... Moze nie bedzie chciała opuszczać dziecka... O ile w ogóle go urodzi, bo wydaje mi sie, ze wczesniej wie obudzi... I byłoby ciekawie, gdyby pamiętala to wszystko, chyba wiele by jej pomogło w prawdziwym zyciu
OdpowiedzUsuńPo pierwsze szablon jest naprawdę śliczny. Osobiście uwielbiam ten kolor i chociaż ostatnio ciągnie mnie do zieleni, szarości i bardziej "mrocznych" barw, to cieszę się, że u ciebie na blogu zrobiło się błękitnie. Kolor mało jesienny, ale co tam. ^^ I nie wiem, co zrobiłaś z czcionką, ale jest obłędna. Naprawdę, strasznie mi się podoba. A kiedy dodam do tego cytat na początku rozdziału (Marley! <3) to jestem gotowa się zakochać.
OdpowiedzUsuńJakoś podobała mi się Ginny w tym rozdziale. I Teddy, OMG. Nie cierpię małych dzieci, ale on jest przesłodki. I podoba mi się to, jak ocieplają się relacje między Ginny i Tonks. Bo Tonks, chociaż nigdy specjalnie za nią nie przepadałam, jest naprawdę silną, dobrą, pełną ciepła dziewczyną, która chce jedynie dobra swoich bliskich. I Ginny powinna w końcu to docenić.
Ten kontrast między Ginny Weasley a Ginny Lupin... Aż ścisnęło mnie w gardle. Brawo, Elfabo.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego łapania weny w lesie. Mroczne klimaty, już się cieszę.
Och, szablon wspaniały. Prosty, ale nie ascetyczny. Ja bardzo lubię niebieski, choć kolor ten przywodzi mi na myśl barwy Ravenclawu.
OdpowiedzUsuńTonks ma mądrości ciążowe na każdą okazję. Może Ginny polubiła Dorę, ale gdy mówi o niej, czuć wciąż nutę niechcęci i trochę zazdrości o ojca. Nie uda jej się tego do końca pozbyć, bo to nie jest jej mama, a na dodatek pojawiła się, gdy Ginny była już prawie dorosła. To bardziej przyjaciółka albo siostra, niż matka.
Może to nie jest dobrze znana mi Ginny Weasley. Nie wiem też, jaka Ginny była w pierwotnej wersji, którą muszę przeczytać, bo pewnie niedługo skończy się alternatywa. Ale widzę, jak Ginny Lupin zmieniła się od pierwszych rozdziałów alternatywy. Wtedy wydawała się chcieć być już dorosłą, wahała się, jak być Gryfonką, jednocześnie wciąż pozostając Ślizgonką. Teraz może już naprawdę dorosła, nie chodzi już do Hogwartu i ma inne problemy, i chyba idzie jej z nimi gorzej niż powinno. Tak jakby wciąż chciałabyć małą córeczką tatusia, jak gdyby nie chciała już dorasta.
Puff... To tyle jeśli chodzi o moje odczucia.
Jak myślę o Remusie i Teddy'm razem, o tym, jak Remus musi być zachwycony swoim małym synkiem, po prostu się rozczulam. Szkoda tylko, że Ginny nie chce brać w tym udziału. Wygląda na to, że sama się wycofuje, bo czuje się odrzucona.
Pozdrawiam.
Odpoczywaj tam sobie, jasne, kiedy inni chodzą do szkoły ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak Ginny wytrzymuje to, że nie ma z nikim z Hogwartu kontaktu. Zdaję sobie sprawę, że nie da się tego zrobić, chociaż... jakiś sposób znalazłby się na pewno. Albo tylko ja żyję nadzieją?
Mam nadzieję, że Ginny pokocha to dziecko tak mocno jak Eddiego, w końcu trzeba liczyc na happy end, prawda? ;)
I poniedziałek nie będzie takim strasznym dniem, skoro nowy rozdział się pojawi ;)
W końcu wróciłam po tym miesiącu ciszy. Melduję oczywiście, że wszystkie rozdziały przeczytane.
OdpowiedzUsuńObecny szablon jest naprawdę cudowny. Prosty, poukładany, a zarazem hipnotyczny, inny. No i w moich ulubionych kolorach ;)
Co do Alternatywy... to jestem oszołomiona. Tyle rzeczy się dzieje! Jedna za drugą. Wydarzenia przypominające sen, jakąś odległą fikcję. Najpierw starcie z Alecto, a potem ciąża. Zaskakujesz, oj zaskakujesz ;)
Gdy Ginny wraca do domu wszystko zwalnia i robi się bardziej refleksyjnie. Nie dziwię się, że Ginevra rozważała usunięcie ciąży, ale cieszę się, że postanowiła urodzić to dziecko. Nawet jeśli miałaby je potem oddać (w co raczej nie wierzę). Niepokoi mnie jedynie fakt, że Bitwa o Hogwart coraz bliżej i Ginny chyba nie zdąży urodzić wcześniej (tak wynika z moich obliczeń), a w walce z pewnością weźmie udział.
Bardzo podobają mi się Twoje opisy uczuć Ginny. Mają w sobie coś niecodziennego.
Z niecierpliwością czekam na rozdział następny ;)
Ładny szablon, ale przyznam, że tamten był bardziej przyciągający, no mi jakoś bardziej się podobał. Jak przeczytałam o tych typach, co sprawiają te "wypadki" aż się zdziwiłam, że taka myśl ją naszła. Ale no w sumie nie ma się co dziwić, jakie myśli krążą w głowie 17-letniej ciężarnej dziewczyny w dodatku bez ręki. Cieszę się jednak, że tego nie zrobiła. Widzę, że coś się dzieje w tej alternatywie, w sensie, że ta pierwsza Ginny zaczyna do niej przychodzić, tak jakby rozpoczynał się początek końca. No i to na końcu... Aż mi jej się żal zrobiło, kiedy pomyślę o tej bitwie o Hogwart, kiedy Remus z Tonks zginą i ją zostawią. Chyba, że potoczysz to jeszcze inaczej.. Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńsytuacja życiowa Ginny musi być dla niej nie do zniesienia. Chciałabym, żeby powróciła do życia sprzed alternatywy.
OdpowiedzUsuń