I za każdym razem, gdy próbuję
latać to spadam
Bez moich skrzydeł
Czuję się taka mała
latać to spadam
Bez moich skrzydeł
Czuję się taka mała
Britney
Spears
Promienie
słońca oświetliły moją twarz. Gorące witki ukuły moje powieki,
zmuszając mnie do ich otwarcia. Leniwie spojrzałam na niezasłonięte
kotarą okno. W sumie rzadko używałam zasłon. Pogoda w Anglii
nieczęsto robiła takie numery jak dzisiaj. Przeklęłam pod nosem.
Chciałam
przewrócić się na drugi bok i zdrzemnąć jeszcze chwilę, jednak
nie potrafiłam znaleźć sobie wygodnej pozycji. Istota w moim
brzuchu urosła już na tyle, aby precyzyjnie, cal po calu,
uprzykrzać mi życie. W każdej chwili mogłam zapytać Tonks, jak
ona sobie z tym radziła, ale prócz krótkiej rady dostałabym cały
wywód na temat istoty macierzyństwa i radości, jaką daje dziecko.
Zwlokłam
się z łóżka i owinęłam szlafrokiem. Wszystkie ciążowe rzeczy
dostałam od Tonks. Nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy, więc
wydawanie tych resztek na jednorazowe głupoty było po prostu bez
sensu. Ubrania nie leżały idealnie, przez co najchętniej w ogóle
całymi dniami chodziłabym w piżamie. Zresztą, dla kogo miałam
się stroić? Przeczesałam kilka razy włosy i wyszłam z pokoju.
Na
schodach usłyszałam krzątaninę dobiegającą z kuchni. Już
chciałam zawrócić, jednak po ciężkich krokach poznałam, że to
tylko tata. Wstrzymałam oddech i weszłam do niewielkiego
pomieszczenia, które kiedyś było sercem naszego domu. Nie było
tam zbyt jasno, zresztą, czego można było się spodziewać po domu
znajdującym się na leśnej polanie? Ściany wyłożone były
jasnozieloną boazerią a podłoga i blaty kredensów ciemnym
granitem. Przy oknie, obok białej jak śnieg firanki, piętrzyły
się pachnące, suszone zioła. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dom.
Niezbyt idealny, ale mój, mój dom.
-
Hej – przywitałam tatę siedzącego na drewnianym taborecie.
Podskoczył
wystraszony. Nie spodziewał się mnie. Na blacie miał uszykowane
śniadanie tylko dla siebie i kubek z gorącą, parującą herbatą.
Z torebki. Nigdy nie piliśmy sypanej. Taka była zasada, taki był
rytuał. Nie chciał być zauważony, planował wymknąć się po
cichu.
-
Gdzie się wybierasz? - spytałam, kiedy nadal przeżuwał kęs
wczorajszego chleba.
-
Już nie śpisz?
-
Jak widać... Wczoraj wcześnie się położyłam. To pewnie dlatego.
Ale możesz nie zmieniać tematu? Dokąd idziesz? Jakieś pilne
wezwanie?
-
Nie. Nic z tych rzeczy – odpowiedział. - Chodzi o audycję
Potterwarty. Lee Jordan prosił, abym był wcześniej –
westchnął, mieszając srebrną łyżeczką gorący płyn.
-
Ach... rozumiem. Tato?
-
Tak? - Podniósł wzrok ze swojego posiłku i spojrzał mi prosto w
oczy.
-
Mogę iść tam z tobą?
Zapadła
chwila ciszy. Mężczyzna wyjął z kieszeni swój złoty zegarek na
długim łańcuszku. Spojrzał na tarczę i wskazówki. Zmarszczył
brwi, jakby chciał szybko coś przeliczyć. Znałam odpowiedź,
która miała paść za kilka chwil. Wstrzymałam oddech.
-
Masz piętnaście minut, aby się ogarnąć - rzekł. - Ja w tym
czasie zrobię ci śniadanie.
-
Dziękuję ci – odpowiedziałam, całując go w szorstki policzek.
Była to tylko sekunda. Krótka chwila czułości, w trakcie której
poczułam dziwne ukłucie w okolicy serca. Przytuliłam go mocno.
Pogładził delikatnie moje włosy.
Kochałam
go. Był najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Po
kilku chwilach wyprostowałam się, odwróciłam na pięcie i szybkim
krokiem wyszłam z kuchni. Zostawiłam go bez słowa.
-
Piętnaście minut, nie więcej. - Usłyszałam, kiedy byłam na
schodach. - I nie hałasuj tak, bo obudzisz Teda.
Nie
wiem, co mi odwaliło, że postanowiłam wyjść do ludzi. Chciałam
dezerterować do ostatniej chwili, jednak tata wziął sprawy w swoje
ręce. Nie było mowy o powrocie do domu. Moja nagła potrzeba
towarzystwa przeraziła mnie nie na żarty... On się śmiał.
Żartował głupio, że znów zaczęłam przypominać człowieka.
Jednak mnie opuścił dobry humor.
Potterwarta
była jedyną stacją radiową, która nadawała prawdziwe
wiadomości. Wszystkie
inne były na usługach Sami–Wiecie–Kogo i mówiły tylko to, co
chciało ministerstwo. Nie miała jednego źródła. Osoby, które
uczestniczyły w tym przedsięwzięciu musiały się stale ukrywać i
zachować wszelkie środki ostrożności.
Tym
razem ojciec zabrał mnie na mugolskie ogródki działkowe. Była
wczesna godzina. Chłód wstrząsnął moim ciałem. Owinęłam się
szczelniej płaszczem. Przez całą drogę nie dostrzegłam ani
jednej żywej duszy. Zresztą, co się dziwić, skoro był środek
tygodnia. Nie pytałam o nic, kiedy szliśmy wąskimi, piaszczystymi
alejkami aż do furtki z numerem sto dziewiętnaście.
Pchnął
niewielkie drzwiczki i wpuścił mnie przodem.
Posesja
nie była zapuszczona, co pewnie miało służyć na jej korzyść.
Rabatki były wypielone, a przy ścieżce piętrzyły się pierwsze,
kolorowe, wiosenne kwiaty. Idealne środki ostrożności. Gdybym ja
była śmierciożercą, to pewnie przeszukiwałabym zapuszczone
okolice, a nie tak zadbane.
-
Czy Lee nie może wybierać ciekawszych miejsc? - spytałam, z trudem
omijając kałużę po deszczach z poprzedniego tygodnia. Moje stopy
zapadały się w głębokim błocie. Przebrnięcie przez grzęzawisko
wydawało się niemożliwe dla moich trampek. Przy każdym uniesieniu
nogi słyszałam głośne plask. Czułam, że skarpetki mam już
zupełnie przemoczone.
-
Trzeba było założyć kalosze– stwierdził tata.
-
Trzeba było mi to powiedzieć, jak byliśmy jeszcze w domu –
szepnęłam, a w moim głosie dało się wyczuć nutkę ironii.
Ku
mojemu zaskoczeniu minęliśmy altanę i stanęliśmy przed niewielką
skrytką na narzędzia. Mogła mieć zaledwie cztery metry kwadratowe
powierzchni, nie więcej. Ściany pomalowane były na seledynowo.
Tynk zaczął już się kruszyć w niektórych miejscach. No tak,
przesadna idealność też mogłaby być podejrzana. Nie było okna,
nawet małego. Tylko drewniane drzwi.
-
Mam klaustrofobię – szepnęłam, jednak tata wydawał się nie
zwrócić uwagi na moje słowa. Wyciągnął różdżkę, machnął
nią nieznacznie i otworzył drzwi, wpuszczając mnie przodem.
Z
duszą na ramieniu przekroczyłam próg. Kiedy drzwi się za nami
zamknęły, zapaliło się światło, a ja ujrzałam pomieszczenie
średniej wielkości z surowymi ścianami i długim stołem, na
którym znajdowała się prowizoryczna antena.
Były
tam też dwie osoby. Ciemnoskóry chłopak – Lee Jordan i Kingsley,
którego nie miałam okazji spotkać od dłuższego czasu.
Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu. Nie myślałam, że jego
widok kiedykolwiek tak mnie ucieszy.
- A
wy co tak po ciemku siedzicie? - zapytał tata, podchodząc do
przyjaciół i witając się z nimi uściskiem ręki.
-
Szczerze, chcieliśmy cię nastraszyć – odpowiedział Lee,
uśmiechając się szeroko. - Ale widzieliśmy, że nie jesteś sam.
Nie chcieliśmy robić zamieszania. To znaczy, ja chciałem, ale
Kingsley nie był zachwycony tym pomysłem. Nie ma facet poczucia
humoru... Ale mniejsza o to. Przyda się w takim razie jeszcze jedno
miejsce.
Chłopak
machnął różdżką i wyczarował mi krzesło obite czerwonym
pluszem. Kiwnęłam głową w podziękowaniu i zajęłam miejsce obok
Kingsleya.
-
Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna, kiedy tata i Lee zajęci
byli dyskusją na temat dzisiejszej audycji.
-
Jakoś sobie radzę – odpowiedziałam cicho. - Nie mam wyjścia.
- A!
Jeszcze jedna sprawa, zanim zaczniemy – oświadczył Jordan,
patrząc w moim kierunku. - Mam nadzieję, że wiesz, że nie używamy
tutaj swoich prawdziwych imion, tylko posługujemy się przezwiskami.
Więc jak mam na ciebie mówić?
-
Nie wiem... wymyśl coś kreatywnego – rzekłam, wzruszając
ramionami. - Tylko mnie nie obrażaj. I nie Jednoręki Bandyta.
-
Nawet o tym nie pomyślałem – powiedział oburzony, a w jego
głosie nie wyczułam kłamstwa. - O obślizgłych płazach też nie.
-
Jeśli miałeś na myśli węże z godła mojego domu, to te
zwierzątka należą do gadów, a nie płazów. Choć, jak widzę,
swoją osobą potwierdzasz głupotę Gryfonów.
Kingsley
powstrzymywał śmiech, natomiast tata zrobił się lekko czerwony na
twarzy. Najwyraźniej moja ostatnia wzmianka go zawstydziła.
-
Przestańcie się już kłócić – upomniał nas Kingsley. - Mamy
już opóźnienie.
Lee
z obrażoną miną wcisnął jeden z przełączników i stuknął
różdżką w odbiornik. Usłyszałam serię cichych trzaśnięć, aż
w końcu nastała cisza.
-
Witam wszystkich słuchaczy Potterwarty
– odezwał się Jordan. - Z tej strony dobrze wam znany Potok. Mam
nadzieję, że wszyscy mają już nastrojone odbiorniki. Z radością
informuję również, że mamy dzisiaj aż trzech specjalnych gości.
Tak, tak, sam jestem zdziwiony.
Spojrzałam
na niego krytycznym wzrokiem, a on uśmiechnął się szeroko. Miał
coś jeszcze w zanadrzu.
-
Pragnę powitać dobrze znanych wszystkim Remulusa i Króla. A prócz
tego po raz pierwszy gościmy szacowną damę – Dziką Lisicę.
Ostatkiem
cierpliwości powstrzymałam moją rękę przed zadaniem ciosu.
Kingsley głośno przełknął ślinę, a ojciec opuścił wzrok.
-
Ale najpierw przedstawię kilka smutnych informacji – kontynuował.
- Tymczasem w Londynie znaleziono ciała czterech mugoli. Źródła
mugolskie uważają, że ich śmierć była skutkiem zaczadzenia.
Jednak członkowie Zakonu Feniksa poinformowali mnie, że była to
sprawka śmierciożerców. Drodzy słuchacze, proszę, abyśmy teraz
uczcili minutą ciszy wszystkich zamordowanych.
Milczenia
ogarnęło całe pomieszczenia. Nie mogłam się skupić na
poległych. Moich uszu dobiegł dźwięk kropel deszczu uderzających
o dach. A poranek zapowiadał naprawdę pięknie...
-
Dziękuję. – Głos Lee Jordana wyrwał mnie z zamyślenia. – A
teraz proszę, aby głos zabrał Romulus. Powiedz nam, czy mamy
jakieś wieści o Harrym Potterze?
-
Dzięki, Potok – odezwał się tata. – Niestety, nie mamy od
niego żadnych wieści, jednak jestem pewien, że jego śmierć
byłaby rozgłośni przez śmierciożerców. Harry pozostaje symbolem
wszystkiego, o co walczymy: triumfu dobra nad złem, potęgi
niewinności, wytrwania w oporze i siły ogromnej miłości. Trzeba w
niego wierzyć. Najważniejsze, aby zawsze mieć nadzieję.
-
Lub być przy nadziei – przerwał mu Jordan.
Spojrzałam
na niego groźnie. Nie powstrzymałam nogi, która sama wymierzyła
mu cios pod stołem.
* *
*
Kiedy
pisałam początek zrobiło mi się jakoś tak strasznie smutno. W
górach było fajnie. Naprawdę fajnie. Dzięki temu wiem już jak
zakończę alternatywę. W jakiej scenerii i okolicznościach. Wiem
też kto, co powie. Wiem kto umrze a kto zostanie zamordowany.
Fajnie, nie?
--------------------------------------------------------------
No dobra, mogę pójść na pierwszy ogień, niech będzie. Weszłam tu koło piątej, nikogo nie było. Weszłam teraz drugi raz, żeby dokończyć czytanie - i dalej nic. Jakiś znak, żebym nie odkładała komentowania? xD
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału... po prostu był. W porządku, ale nic poza tym. Za to później, kiedy Ginny zaczęła rozmawiać z Remusem, a już szczególnie, kiedy weszli do tej budki na narzędzia i pojawili się Lee i Kingsley - wtedy rozdział nabrał tego specyficznego klimatu, który tak u ciebie lubię. "Dzika Lisica" pasuje do Ginny, jakkolwiek śmiesznie brzmi - taki pseudonim pasuje do sposobu myślenia Lee i jego zachowania. Tak samo jak to wtrącenie "Lub być przy nadziei". Cały on xD
Z serii "Ros się czepia": "Niestety, nie mamy od niego żadnych wieści, jednak jestem pewien, że jego śmierć byłaby rozgłośni przez śmierciożerców." - powinno być chyba "rozgłośniona".
I to tyle :] Czekam na następny rozdział, no i liczę też na urodzinowy bonus 6 października :)
Mnie jakoś ten rozdział nie przypadł do gustu, był taki suchy i miałam wrażenie, że wszystko to już było. Myślałam, że Ginny powie coś w tej Potterwarcie, jakaś ukryta wiadomość do Edddiego czy coś, a ona tylko przyszła posiedzieć. Fajny pomysł z wprowadzeniem tej Potterwarty, ale trochę bezcelowy...?
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Ginny już dojrzała i przestała wyśmiewać się z Gryfonów, a tu proszę. Jednak nie.
Ale zgadzam się, "Dzika Lisica" pasuje idealnie :)
Pozdrawiam
Cieszę się, że Ci się podobało w górach i że nabrałaś siły do pisania :)
OdpowiedzUsuńNotka ciekawa, tylko dość krórka. Fajnie, że Ginny zaangażowała się nieco z Potterowartę. Dzika Lisica - idealne :)
Pozdrawiam.
Przynajmniej Ginny wyszła z domu. Całkiem podobała mi sie potterwarta, choć liczyłem na wiecej info ze swiata cżarodziejskiego. Ale Ginny odzyskała tez tracę swojego wigoru, więc nawet jesli lee bedzie bolała ńiga, to sie cieszę hihi
OdpowiedzUsuńKurczę nie wyobrażam sobie końca alternatywy.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale po prostu nie i nie.
Hmm cieszę się, że Ginny wyszła z domu, ale myślałam że może przez Potterwartę przekażę jakoś wiadomość Eddiemu.
To by było nawet nie głupie... i podoba mi się jej poprawa nastroju i przekomarzanki z Lee.
Myślę, że to dziewczynie się jakoś przyda by się rozluźniła.
ach góry ja je wręcz kocham.
W tym roku byłam w Zakopanym i mimo deszczu było wspaniale.
Już czekam niecierpliwie na ciąg dalszy;*
Lee. <3 Kocham go. Tekst o byciu przy nadziei i Dzika Lisica sprawiły, że aż się zaśmiałam. Ogólnie w HP on i bliźniacy zawsze doprowadzili mnie do śmiechu, zwłaszcza jego komentarze podczas meczy. A "Więzień Azkabanu" i relacjonowanie akcji, kiedy Malfoy złapał za miotłę Harry'ego... Ach. <3 Btw, czy tylko dla mnie słowa "Złapał za miotłę Harry'ego" brzmią dziwnie? xd
OdpowiedzUsuńIiii ktoś tu lubi Glee. "Everytime" było świetne, nie dziwię się, że je tu dodałaś. Chociaż i tak Rachel zabiła mnie swoim występem przed Cassie. <3 Dzisiaj stawiam za dużo tego "<3" znaczka, przygotuj się.
Podoba mi się scena w kuchni. Całus, przytulenie się, słowa o najważniejszym mężczyźnie w życiu Ginny - to jest miłość. Widać, jak bardzo ruda kocha ojca i jak on się o nią troszczy. Poza tym cieszę się, że rozdział nie był poświęcony dziecku. Za to panna L. wychodzi z domu, yaaaay. Cieszę się, bo już najwyższy czas, żeby wróciła do życia. W końcu teraz żyje nie tylko dla siebie.
Ach, Potterwarta... Zapachniało mi IŚ. <3
Coś krótko dzisiaj, nie? Czekam na więcej. Plus jestem ciekawa, co też wymyśliłaś odnośnie zakończenia. Długo jeszcze przyjdzie mi czekać w niecierpliwości?
Strrraszliwie krótki ten rozdział. Odkładałam go na później, bo nie miałam czasu, a tu nawet nie było co odkładać. Jej, skończył się, nim zdążył się zacząć.
OdpowiedzUsuńDzika lisica... Heh, to było wredne, ale doskonale oddaje charakter Ginny. Choć Lee mógłby nieco opanować języczek.
Ginny łączy więź z Kingsley'em. Lubi go na tyle, że mogli by się zaprzyjaźnić. Trochę dziwne, że łatwiej jej jest przyjaźnić się ze starszymi mężczyznami jak Syriusz czy Kingsley niż z rówieśnikami. Ale w końcu całe życie spędziła jedynie z ojcem.
Kurczę, to musi być dołujące - ciąża w tak młodym wieku. Ona nie ma jeszcze siedemnastu lat.
Pozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńja pierdziele, znowu na jakieś konto mnie zalogowało i znowu dodałam komentarz jakos postać z gry -.- xD
OdpowiedzUsuńOjojoj, to to już za kilka dni miną dwa lata? Ale ten czas leci... Co do rozdziału, uwielbiam Potterwartę. No i Ginevra, "Dzika Lisica" :D. Trochę krócej niż zazwyczaj, jak zaczynałam czytać, nie mogłam skończyć i dopiero dzisiaj się do tego zabrałam. Cieszę się, że Lisica zaczęła trochę żyć! W końcu wyszła z tych czterech ścian, w których może była bezpieczna, ale nie miała kontaktów prawie z nikim. A scena między ojcem a córką - wzruszająca. Naprawdę, to jest rodzina, której podstawą jest miłość. Tak ogólnie, to w całej alternatywie podoba mi się to, że jest tu dużo Remusa, w sensie, że to jest jego córka (na początku napisało się "córa" xd) i historia toczy się wokół nich, a nie wokół świętego trio.
Przeniosłam Dziennik Ginevry jak na razie, poprzednie rozdziały już są, tylko szablonu mi brak! Nie wiem, czy śmiem prosić.. ale.. nie mmogę się doczekać tego szablonu co mi zrobiłaś na Petunię.. wiem, że to duża prośba, ale mogłabym prosić Cię o szablon na Ginevrę? Nie musisz się spieszyć oczywiście. Naprawdę byłabym Ci wdzięczna. A na dzienniku spróbuję nadal pisać to jako dziennik.
Pozdrawiam!
PS. Oglądasz 4 sezon glee? Ja obejrzałam tylko 1 odcinek 3 sezonu i to było daaaaaawno temu i nie mam możliwości obejrzenia nowych :(
Jestem! Wybacz za tą zwłokę, lecz komputer mi szwankuje.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że to powiem, ale ten rozdział jakoś nie przypadł mi do gustu. Był zdecydowanie za krótki. Zaczęłam czytać, i nim się obejrzałam, a tu koniec:(Był także taki... płytki.
Jedyne, co mi się podobało, to rozmowa Ginny i Lee Jordana. Gryfon fajnie ją nazwał, Dzika Lisica - w sumie jej to pasuje:)
Czekam na next:*
Pozdrawiam:*
Jezzu nienawidzę szkoły -,- . Tylko siedzę i kuję do sprawdzianów. I kto w ogóle wymyślił sprawdziany z tematów które były przed wakacjami? Jakbym ja jeszcze coś pamiętała. I moje żale są przyczyną dlaczego nie skomentowałam poprzedniego postu. Bo przeczytałam, a i owszem ale potem od razu musiałam wziąć się za chemię. Ale teraz o tym co tutaj mamy. Niech Eddie w końcu się dowie! A Lee jest super. prawie tak super jak bracia Weasley. Ale ja to się zawsze zastanawiałam dlaczego Potok? Nieważne. Postaram się wygospodarować sobie czas na komentowanie. Zapiszę to sobie w notesiku. Ba nawet kupię sobie w tym celu notesik . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepraszam bardzo za opóźnienie, ale wiadomo - szkoła :C
OdpowiedzUsuńUśmiechnęłam się, czytając o problemach Ginny z brzuchem. Ciąża tak bardzo mi do niej nie pasuje! Charakterna, sprytna, i czasem nieodpowiedzialna Ginevra ma być matką? No cóż, to Ty tutaj ustalasz zasady. Jestem ogromnie ciekawa jak to wszystko rozegrasz.
Pomysł na zabranie Ginny na audycję Potterwarty był świetny, szczególnie, że skończyło się to starciem z Lee, którego uwielbiam. Dzika Lisica mnie powaliła xD
Ostatnie zdanie Twojego przypisu zabrzmiało złowieszczo. Będziesz mordować?
Pozdrowienia ;)
Całkime ciekawy pomysł z pottwerwartą, ale mogłaś go bardziej rozwinąć. Dzika Lisica - niezłe. Jestem ogromnie ciekawa dziecka Ginny i Eddiego. Będzie miało czarne, czy rude włosy? I co z oczami? Chyba najlepsze byłyby czarne włosy i złote oczy po Remusie. On chyba takie miał, nie?
OdpowiedzUsuń