poniedziałek, 24 września 2012

095 Alternatywa cz. 36: Potterwarta

I za każdym razem, gdy próbuję
latać to spadam
Bez moich skrzydeł
Czuję się taka mała
Britney Spears

Promienie słońca oświetliły moją twarz. Gorące witki ukuły moje powieki, zmuszając mnie do ich otwarcia. Leniwie spojrzałam na niezasłonięte kotarą okno. W sumie rzadko używałam zasłon. Pogoda w Anglii nieczęsto robiła takie numery jak dzisiaj. Przeklęłam pod nosem.
Chciałam przewrócić się na drugi bok i zdrzemnąć jeszcze chwilę, jednak nie potrafiłam znaleźć sobie wygodnej pozycji. Istota w moim brzuchu urosła już na tyle, aby precyzyjnie, cal po calu, uprzykrzać mi życie. W każdej chwili mogłam zapytać Tonks, jak ona sobie z tym radziła, ale prócz krótkiej rady dostałabym cały wywód na temat istoty macierzyństwa i radości, jaką daje dziecko.
Zwlokłam się z łóżka i owinęłam szlafrokiem. Wszystkie ciążowe rzeczy dostałam od Tonks. Nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy, więc wydawanie tych resztek na jednorazowe głupoty było po prostu bez sensu. Ubrania nie leżały idealnie, przez co najchętniej w ogóle całymi dniami chodziłabym w piżamie. Zresztą, dla kogo miałam się stroić? Przeczesałam kilka razy włosy i wyszłam z pokoju.
Na schodach usłyszałam krzątaninę dobiegającą z kuchni. Już chciałam zawrócić, jednak po ciężkich krokach poznałam, że to tylko tata. Wstrzymałam oddech i weszłam do niewielkiego pomieszczenia, które kiedyś było sercem naszego domu. Nie było tam zbyt jasno, zresztą, czego można było się spodziewać po domu znajdującym się na leśnej polanie? Ściany wyłożone były jasnozieloną boazerią a podłoga i blaty kredensów ciemnym granitem. Przy oknie, obok białej jak śnieg firanki, piętrzyły się pachnące, suszone zioła. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dom. Niezbyt idealny, ale mój, mój dom.
- Hej – przywitałam tatę siedzącego na drewnianym taborecie.
Podskoczył wystraszony. Nie spodziewał się mnie. Na blacie miał uszykowane śniadanie tylko dla siebie i kubek z gorącą, parującą herbatą. Z torebki. Nigdy nie piliśmy sypanej. Taka była zasada, taki był rytuał. Nie chciał być zauważony, planował wymknąć się po cichu.
- Gdzie się wybierasz? - spytałam, kiedy nadal przeżuwał kęs wczorajszego chleba.
- Już nie śpisz?
- Jak widać... Wczoraj wcześnie się położyłam. To pewnie dlatego. Ale możesz nie zmieniać tematu? Dokąd idziesz? Jakieś pilne wezwanie?
- Nie. Nic z tych rzeczy – odpowiedział. - Chodzi o audycję Potterwarty. Lee Jordan prosił, abym był wcześniej – westchnął, mieszając srebrną łyżeczką gorący płyn.
- Ach... rozumiem. Tato?
- Tak? - Podniósł wzrok ze swojego posiłku i spojrzał mi prosto w oczy.
- Mogę iść tam z tobą?
Zapadła chwila ciszy. Mężczyzna wyjął z kieszeni swój złoty zegarek na długim łańcuszku. Spojrzał na tarczę i wskazówki. Zmarszczył brwi, jakby chciał szybko coś przeliczyć. Znałam odpowiedź, która miała paść za kilka chwil. Wstrzymałam oddech.
- Masz piętnaście minut, aby się ogarnąć - rzekł. - Ja w tym czasie zrobię ci śniadanie.
- Dziękuję ci – odpowiedziałam, całując go w szorstki policzek. Była to tylko sekunda. Krótka chwila czułości, w trakcie której poczułam dziwne ukłucie w okolicy serca. Przytuliłam go mocno. Pogładził delikatnie moje włosy.
Kochałam go. Był najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Po kilku chwilach wyprostowałam się, odwróciłam na pięcie i szybkim krokiem wyszłam z kuchni. Zostawiłam go bez słowa.
- Piętnaście minut, nie więcej. - Usłyszałam, kiedy byłam na schodach. - I nie hałasuj tak, bo obudzisz Teda.

Nie wiem, co mi odwaliło, że postanowiłam wyjść do ludzi. Chciałam dezerterować do ostatniej chwili, jednak tata wziął sprawy w swoje ręce. Nie było mowy o powrocie do domu. Moja nagła potrzeba towarzystwa przeraziła mnie nie na żarty... On się śmiał. Żartował głupio, że znów zaczęłam przypominać człowieka. Jednak mnie opuścił dobry humor.
Potterwarta była jedyną stacją radiową, która nadawała prawdziwe wiadomości. Wszystkie inne były na usługach Sami–Wiecie–Kogo i mówiły tylko to, co chciało ministerstwo. Nie miała jednego źródła. Osoby, które uczestniczyły w tym przedsięwzięciu musiały się stale ukrywać i zachować wszelkie środki ostrożności.
Tym razem ojciec zabrał mnie na mugolskie ogródki działkowe. Była wczesna godzina. Chłód wstrząsnął moim ciałem. Owinęłam się szczelniej płaszczem. Przez całą drogę nie dostrzegłam ani jednej żywej duszy. Zresztą, co się dziwić, skoro był środek tygodnia. Nie pytałam o nic, kiedy szliśmy wąskimi, piaszczystymi alejkami aż do furtki z numerem sto dziewiętnaście.
Pchnął niewielkie drzwiczki i wpuścił mnie przodem.
Posesja nie była zapuszczona, co pewnie miało służyć na jej korzyść. Rabatki były wypielone, a przy ścieżce piętrzyły się pierwsze, kolorowe, wiosenne kwiaty. Idealne środki ostrożności. Gdybym ja była śmierciożercą, to pewnie przeszukiwałabym zapuszczone okolice, a nie tak zadbane.
- Czy Lee nie może wybierać ciekawszych miejsc? - spytałam, z trudem omijając kałużę po deszczach z poprzedniego tygodnia. Moje stopy zapadały się w głębokim błocie. Przebrnięcie przez grzęzawisko wydawało się niemożliwe dla moich trampek. Przy każdym uniesieniu nogi słyszałam głośne plask. Czułam, że skarpetki mam już zupełnie przemoczone.
- Trzeba było założyć kalosze– stwierdził tata.
- Trzeba było mi to powiedzieć, jak byliśmy jeszcze w domu – szepnęłam, a w moim głosie dało się wyczuć nutkę ironii.
Ku mojemu zaskoczeniu minęliśmy altanę i stanęliśmy przed niewielką skrytką na narzędzia. Mogła mieć zaledwie cztery metry kwadratowe powierzchni, nie więcej. Ściany pomalowane były na seledynowo. Tynk zaczął już się kruszyć w niektórych miejscach. No tak, przesadna idealność też mogłaby być podejrzana. Nie było okna, nawet małego. Tylko drewniane drzwi.
- Mam klaustrofobię – szepnęłam, jednak tata wydawał się nie zwrócić uwagi na moje słowa. Wyciągnął różdżkę, machnął nią nieznacznie i otworzył drzwi, wpuszczając mnie przodem.
Z duszą na ramieniu przekroczyłam próg. Kiedy drzwi się za nami zamknęły, zapaliło się światło, a ja ujrzałam pomieszczenie średniej wielkości z surowymi ścianami i długim stołem, na którym znajdowała się prowizoryczna antena.
Były tam też dwie osoby. Ciemnoskóry chłopak – Lee Jordan i Kingsley, którego nie miałam okazji spotkać od dłuższego czasu. Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu. Nie myślałam, że jego widok kiedykolwiek tak mnie ucieszy.
- A wy co tak po ciemku siedzicie? - zapytał tata, podchodząc do przyjaciół i witając się z nimi uściskiem ręki.
- Szczerze, chcieliśmy cię nastraszyć – odpowiedział Lee, uśmiechając się szeroko. - Ale widzieliśmy, że nie jesteś sam. Nie chcieliśmy robić zamieszania. To znaczy, ja chciałem, ale Kingsley nie był zachwycony tym pomysłem. Nie ma facet poczucia humoru... Ale mniejsza o to. Przyda się w takim razie jeszcze jedno miejsce.
Chłopak machnął różdżką i wyczarował mi krzesło obite czerwonym pluszem. Kiwnęłam głową w podziękowaniu i zajęłam miejsce obok Kingsleya.
- Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna, kiedy tata i Lee zajęci byli dyskusją na temat dzisiejszej audycji.
- Jakoś sobie radzę – odpowiedziałam cicho. - Nie mam wyjścia.
- A! Jeszcze jedna sprawa, zanim zaczniemy – oświadczył Jordan, patrząc w moim kierunku. - Mam nadzieję, że wiesz, że nie używamy tutaj swoich prawdziwych imion, tylko posługujemy się przezwiskami. Więc jak mam na ciebie mówić?
- Nie wiem... wymyśl coś kreatywnego – rzekłam, wzruszając ramionami. - Tylko mnie nie obrażaj. I nie Jednoręki Bandyta.
- Nawet o tym nie pomyślałem – powiedział oburzony, a w jego głosie nie wyczułam kłamstwa. - O obślizgłych płazach też nie.
- Jeśli miałeś na myśli węże z godła mojego domu, to te zwierzątka należą do gadów, a nie płazów. Choć, jak widzę, swoją osobą potwierdzasz głupotę Gryfonów.
Kingsley powstrzymywał śmiech, natomiast tata zrobił się lekko czerwony na twarzy. Najwyraźniej moja ostatnia wzmianka go zawstydziła.
- Przestańcie się już kłócić – upomniał nas Kingsley. - Mamy już opóźnienie.
Lee z obrażoną miną wcisnął jeden z przełączników i stuknął różdżką w odbiornik. Usłyszałam serię cichych trzaśnięć, aż w końcu nastała cisza.
- Witam wszystkich słuchaczy Potterwarty – odezwał się Jordan. - Z tej strony dobrze wam znany Potok. Mam nadzieję, że wszyscy mają już nastrojone odbiorniki. Z radością informuję również, że mamy dzisiaj aż trzech specjalnych gości. Tak, tak, sam jestem zdziwiony.
Spojrzałam na niego krytycznym wzrokiem, a on uśmiechnął się szeroko. Miał coś jeszcze w zanadrzu.
- Pragnę powitać dobrze znanych wszystkim Remulusa i Króla. A prócz tego po raz pierwszy gościmy szacowną damę – Dziką Lisicę.
Ostatkiem cierpliwości powstrzymałam moją rękę przed zadaniem ciosu. Kingsley głośno przełknął ślinę, a ojciec opuścił wzrok.
- Ale najpierw przedstawię kilka smutnych informacji – kontynuował. - Tymczasem w Londynie znaleziono ciała czterech mugoli. Źródła mugolskie uważają, że ich śmierć była skutkiem zaczadzenia. Jednak członkowie Zakonu Feniksa poinformowali mnie, że była to sprawka śmierciożerców. Drodzy słuchacze, proszę, abyśmy teraz uczcili minutą ciszy wszystkich zamordowanych.
Milczenia ogarnęło całe pomieszczenia. Nie mogłam się skupić na poległych. Moich uszu dobiegł dźwięk kropel deszczu uderzających o dach. A poranek zapowiadał naprawdę pięknie...
- Dziękuję. – Głos Lee Jordana wyrwał mnie z zamyślenia. – A teraz proszę, aby głos zabrał Romulus. Powiedz nam, czy mamy jakieś wieści o Harrym Potterze?
- Dzięki, Potok – odezwał się tata. – Niestety, nie mamy od niego żadnych wieści, jednak jestem pewien, że jego śmierć byłaby rozgłośni przez śmierciożerców. Harry pozostaje symbolem wszystkiego, o co walczymy: triumfu dobra nad złem, potęgi niewinności, wytrwania w oporze i siły ogromnej miłości. Trzeba w niego wierzyć. Najważniejsze, aby zawsze mieć nadzieję.
- Lub być przy nadziei – przerwał mu Jordan.
Spojrzałam na niego groźnie. Nie powstrzymałam nogi, która sama wymierzyła mu cios pod stołem.
* * *
Kiedy pisałam początek zrobiło mi się jakoś tak strasznie smutno. W górach było fajnie. Naprawdę fajnie. Dzięki temu wiem już jak zakończę alternatywę. W jakiej scenerii i okolicznościach. Wiem też kto, co powie. Wiem kto umrze a kto zostanie zamordowany. Fajnie, nie?
--------------------------------------------------------------

13 komentarzy:

  1. No dobra, mogę pójść na pierwszy ogień, niech będzie. Weszłam tu koło piątej, nikogo nie było. Weszłam teraz drugi raz, żeby dokończyć czytanie - i dalej nic. Jakiś znak, żebym nie odkładała komentowania? xD

    Początek rozdziału... po prostu był. W porządku, ale nic poza tym. Za to później, kiedy Ginny zaczęła rozmawiać z Remusem, a już szczególnie, kiedy weszli do tej budki na narzędzia i pojawili się Lee i Kingsley - wtedy rozdział nabrał tego specyficznego klimatu, który tak u ciebie lubię. "Dzika Lisica" pasuje do Ginny, jakkolwiek śmiesznie brzmi - taki pseudonim pasuje do sposobu myślenia Lee i jego zachowania. Tak samo jak to wtrącenie "Lub być przy nadziei". Cały on xD

    Z serii "Ros się czepia": "Niestety, nie mamy od niego żadnych wieści, jednak jestem pewien, że jego śmierć byłaby rozgłośni przez śmierciożerców." - powinno być chyba "rozgłośniona".

    I to tyle :] Czekam na następny rozdział, no i liczę też na urodzinowy bonus 6 października :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie jakoś ten rozdział nie przypadł do gustu, był taki suchy i miałam wrażenie, że wszystko to już było. Myślałam, że Ginny powie coś w tej Potterwarcie, jakaś ukryta wiadomość do Edddiego czy coś, a ona tylko przyszła posiedzieć. Fajny pomysł z wprowadzeniem tej Potterwarty, ale trochę bezcelowy...?
    Myślałam, że Ginny już dojrzała i przestała wyśmiewać się z Gryfonów, a tu proszę. Jednak nie.
    Ale zgadzam się, "Dzika Lisica" pasuje idealnie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Ci się podobało w górach i że nabrałaś siły do pisania :)
    Notka ciekawa, tylko dość krórka. Fajnie, że Ginny zaangażowała się nieco z Potterowartę. Dzika Lisica - idealne :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przynajmniej Ginny wyszła z domu. Całkiem podobała mi sie potterwarta, choć liczyłem na wiecej info ze swiata cżarodziejskiego. Ale Ginny odzyskała tez tracę swojego wigoru, więc nawet jesli lee bedzie bolała ńiga, to sie cieszę hihi

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę nie wyobrażam sobie końca alternatywy.
    Nie wiem czemu, ale po prostu nie i nie.
    Hmm cieszę się, że Ginny wyszła z domu, ale myślałam że może przez Potterwartę przekażę jakoś wiadomość Eddiemu.
    To by było nawet nie głupie... i podoba mi się jej poprawa nastroju i przekomarzanki z Lee.
    Myślę, że to dziewczynie się jakoś przyda by się rozluźniła.
    ach góry ja je wręcz kocham.
    W tym roku byłam w Zakopanym i mimo deszczu było wspaniale.
    Już czekam niecierpliwie na ciąg dalszy;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Lee. <3 Kocham go. Tekst o byciu przy nadziei i Dzika Lisica sprawiły, że aż się zaśmiałam. Ogólnie w HP on i bliźniacy zawsze doprowadzili mnie do śmiechu, zwłaszcza jego komentarze podczas meczy. A "Więzień Azkabanu" i relacjonowanie akcji, kiedy Malfoy złapał za miotłę Harry'ego... Ach. <3 Btw, czy tylko dla mnie słowa "Złapał za miotłę Harry'ego" brzmią dziwnie? xd
    Iiii ktoś tu lubi Glee. "Everytime" było świetne, nie dziwię się, że je tu dodałaś. Chociaż i tak Rachel zabiła mnie swoim występem przed Cassie. <3 Dzisiaj stawiam za dużo tego "<3" znaczka, przygotuj się.
    Podoba mi się scena w kuchni. Całus, przytulenie się, słowa o najważniejszym mężczyźnie w życiu Ginny - to jest miłość. Widać, jak bardzo ruda kocha ojca i jak on się o nią troszczy. Poza tym cieszę się, że rozdział nie był poświęcony dziecku. Za to panna L. wychodzi z domu, yaaaay. Cieszę się, bo już najwyższy czas, żeby wróciła do życia. W końcu teraz żyje nie tylko dla siebie.
    Ach, Potterwarta... Zapachniało mi IŚ. <3
    Coś krótko dzisiaj, nie? Czekam na więcej. Plus jestem ciekawa, co też wymyśliłaś odnośnie zakończenia. Długo jeszcze przyjdzie mi czekać w niecierpliwości?

    OdpowiedzUsuń
  7. Strrraszliwie krótki ten rozdział. Odkładałam go na później, bo nie miałam czasu, a tu nawet nie było co odkładać. Jej, skończył się, nim zdążył się zacząć.

    Dzika lisica... Heh, to było wredne, ale doskonale oddaje charakter Ginny. Choć Lee mógłby nieco opanować języczek.

    Ginny łączy więź z Kingsley'em. Lubi go na tyle, że mogli by się zaprzyjaźnić. Trochę dziwne, że łatwiej jej jest przyjaźnić się ze starszymi mężczyznami jak Syriusz czy Kingsley niż z rówieśnikami. Ale w końcu całe życie spędziła jedynie z ojcem.

    Kurczę, to musi być dołujące - ciąża w tak młodym wieku. Ona nie ma jeszcze siedemnastu lat.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. ja pierdziele, znowu na jakieś konto mnie zalogowało i znowu dodałam komentarz jakos postać z gry -.- xD

    Ojojoj, to to już za kilka dni miną dwa lata? Ale ten czas leci... Co do rozdziału, uwielbiam Potterwartę. No i Ginevra, "Dzika Lisica" :D. Trochę krócej niż zazwyczaj, jak zaczynałam czytać, nie mogłam skończyć i dopiero dzisiaj się do tego zabrałam. Cieszę się, że Lisica zaczęła trochę żyć! W końcu wyszła z tych czterech ścian, w których może była bezpieczna, ale nie miała kontaktów prawie z nikim. A scena między ojcem a córką - wzruszająca. Naprawdę, to jest rodzina, której podstawą jest miłość. Tak ogólnie, to w całej alternatywie podoba mi się to, że jest tu dużo Remusa, w sensie, że to jest jego córka (na początku napisało się "córa" xd) i historia toczy się wokół nich, a nie wokół świętego trio.

    Przeniosłam Dziennik Ginevry jak na razie, poprzednie rozdziały już są, tylko szablonu mi brak! Nie wiem, czy śmiem prosić.. ale.. nie mmogę się doczekać tego szablonu co mi zrobiłaś na Petunię.. wiem, że to duża prośba, ale mogłabym prosić Cię o szablon na Ginevrę? Nie musisz się spieszyć oczywiście. Naprawdę byłabym Ci wdzięczna. A na dzienniku spróbuję nadal pisać to jako dziennik.
    Pozdrawiam!
    PS. Oglądasz 4 sezon glee? Ja obejrzałam tylko 1 odcinek 3 sezonu i to było daaaaaawno temu i nie mam możliwości obejrzenia nowych :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem! Wybacz za tą zwłokę, lecz komputer mi szwankuje.

    Przepraszam, że to powiem, ale ten rozdział jakoś nie przypadł mi do gustu. Był zdecydowanie za krótki. Zaczęłam czytać, i nim się obejrzałam, a tu koniec:(Był także taki... płytki.

    Jedyne, co mi się podobało, to rozmowa Ginny i Lee Jordana. Gryfon fajnie ją nazwał, Dzika Lisica - w sumie jej to pasuje:)

    Czekam na next:*

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezzu nienawidzę szkoły -,- . Tylko siedzę i kuję do sprawdzianów. I kto w ogóle wymyślił sprawdziany z tematów które były przed wakacjami? Jakbym ja jeszcze coś pamiętała. I moje żale są przyczyną dlaczego nie skomentowałam poprzedniego postu. Bo przeczytałam, a i owszem ale potem od razu musiałam wziąć się za chemię. Ale teraz o tym co tutaj mamy. Niech Eddie w końcu się dowie! A Lee jest super. prawie tak super jak bracia Weasley. Ale ja to się zawsze zastanawiałam dlaczego Potok? Nieważne. Postaram się wygospodarować sobie czas na komentowanie. Zapiszę to sobie w notesiku. Ba nawet kupię sobie w tym celu notesik . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam bardzo za opóźnienie, ale wiadomo - szkoła :C
    Uśmiechnęłam się, czytając o problemach Ginny z brzuchem. Ciąża tak bardzo mi do niej nie pasuje! Charakterna, sprytna, i czasem nieodpowiedzialna Ginevra ma być matką? No cóż, to Ty tutaj ustalasz zasady. Jestem ogromnie ciekawa jak to wszystko rozegrasz.
    Pomysł na zabranie Ginny na audycję Potterwarty był świetny, szczególnie, że skończyło się to starciem z Lee, którego uwielbiam. Dzika Lisica mnie powaliła xD
    Ostatnie zdanie Twojego przypisu zabrzmiało złowieszczo. Będziesz mordować?
    Pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Całkime ciekawy pomysł z pottwerwartą, ale mogłaś go bardziej rozwinąć. Dzika Lisica - niezłe. Jestem ogromnie ciekawa dziecka Ginny i Eddiego. Będzie miało czarne, czy rude włosy? I co z oczami? Chyba najlepsze byłyby czarne włosy i złote oczy po Remusie. On chyba takie miał, nie?

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci