Obiecaj
mi ostatni raz,
że za moje nic wszystko mi dasz
obiecaj mi znów cały świat
niech powszedni chleb zmieni swój smak.
że za moje nic wszystko mi dasz
obiecaj mi znów cały świat
niech powszedni chleb zmieni swój smak.
Ania
Dąbrowska
wrzesień
1998
Ósmego
września na świat przyszedł mój syn. Krucha, mała istota
pachnąca niczym nieskalaną czystością. Urodziłam go w nocy, w
kilkugodzinnej męczarni. Nie byłam wtedy sama. Towarzyszyły mi
dwie kobiety. Molly i Fleur Weasley pomagały mi jak tylko mogły i
to było dla mnie najważniejsze. Świadomość wsparcia i tego, że
nie jestem całkiem sama.
Mój
syn... Na jego główce było widać cebulki czarnych włosków, a
malutki nosek sprawiał wrażenie lekko zadartego.
Kiedy
po raz pierwszy poczułam jego ciężar na piersi, zrozumiałam, że
to wszystko nie jest do końca stracone, że jestem w stanie znaleźć
w życiu jakiś cel. Świat nabrał barw. Choć nadal był matowy, to
jednak przyjemniej oglądało mi się go w takiej wersji niż czarno
biały z elementami krwawej czerwieni. Miałam dla kogo żyć.
I
nie miało znaczenia, ile mam lat. Byłam matką...
Mogłam
patrzeć na niego całe dnie, bez przerwy i wytchnienia.
To
pani Weasley nauczyłam mnie wszystkiego, przydatnych czarów,
przekazała informacje o tym, jak dbać o takiego malca, jak go
karmić i usypiać. Czasem miałam wrażenie, że dzieciątko pomogło
nie tylko mi, ale też jej.
-
Powinna cię tego uczyć twoja matka – rzekła kiedyś, kiedy mój
syn zasnął.
Po
moich policzkach popłynęły łzy. Przypomniałam sobie rozmowę
taty razem z Tonks, którą usłyszałam parę miesięcy temu.
Zabawne, miałam wrażenie, że od tamtego czasu minęły wielki.
-
Przepraszam, nie chciałam – powiedziała szybko Molly, siadając
obok mnie na łóżku. - Nie wiedziałam, że tak reagujesz na
wspomnienie matki.
-
Nie, to nie to. Ona nie budzi we mnie zbyt wielu emocji.
Przyzwyczaiłam się, że jej nie ma. Chodzi o to, że ona tak
naprawdę mnie nie kochała...
-
Nie gadaj głupot – szepnęła, obejmując mnie ramieniem.
-
Kiedyś, on powiedział, że nie spodziewał się, że popełnię
taki sam błąd jak on i matka siedemnaście lat temu.
Wybacz,
że mówię, wybacz kiedy nie...
Wybacz rozsądek, albo kiedy mniej...
Wybacz na drodze, każdej kusz i śmierć,
Wybacz, że dzieci, dzieciom rodzą się. *
Wybacz rozsądek, albo kiedy mniej...
Wybacz na drodze, każdej kusz i śmierć,
Wybacz, że dzieci, dzieciom rodzą się. *
-
Ale to już się wydarzyło. Czasu nie można cofnąć. Pomogłaś
tylu ludziom. Gdyby nie ty, świat byłby o wiele gorszym miejscem.
Uwierzyłam
jej na słowo. Z tym przekonaniem przeżyłam kolejne tygodnie,
ostatnie tygodnie.
Nadeszła
pora deszczowa. Padało dużo więcej niż w ubiegłych latach.
Śmierciożercy się uspokoili, jednak każdy wiedział, że to cisza
przed burzą. Błyski były w zasięgu mojego wzroku, jednak nadal
nie słyszałam grzmotów. I było to jeszcze bardziej przerażające.
Od
Kingsleya dostałam najdziwniejszy, a zarazem najcenniejszy prezent.
Wygodne nosidełko, dzięki któremu mogłam mieć mojego malca przy
sobie i nie ryzykować, że wysmyknie mi się z ręki. Choć nie
każdemu się to podobało. Pani Weasley uznała, że powinnam mieć
więcej czasu dla siebie, na odpoczynek. Jednak mi tak było łatwiej.
Moje myśli zaprzątało tylko dobro syna, a nie wspominanie i
rozdrapywanie starych ran.
Kingsley
był wspaniałym człowiekiem. Dbał o mnie... Miał teraz dużo
pracy, jednak codziennie rano znalazł czas, aby zjeść ze mną
śniadanie. Nie gapił się i nie pchał rąk na mój talerz. Jakoś
sobie radziłam. Nie miałam innego wyjścia, choć dziwnym zbiegiem
okoliczności kanapki zawsze czekały gotowe...
-
Wychodzisz dzisiaj? - zapytałam, upijając duży łyk soku
jabłkowego.
-
Nie, dzisiaj nie – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.
-
Nie? To jakaś nowość... Zorganizujesz nam wycieczkę do sklepu?
Jedzenie się kończy.
-
Coś wymyślimy.
Przewróciłam
oczami z rozdrażnieniem i postawiłam na blacie pucharek. Kilka
kropel rozlało się na świeży obrus.
-
Może ty nie musisz jeść, ale ja wolałabym nie przechodzić na
dietę – rzekłam niezbyt sympatycznym tonem. Kingsley podniósł
wzrok znad swojego talerza i spojrzał mi prosto w oczy. O dziwo nie
był zły, uśmiechnął się delikatnie.
-
Czemu jesteś ostatnio taka nerwowa? - zapytał, dolewając mi soku.
-
Według pani Weasley to przywilej matki karmiącej – odpowiedziałam
zgryźliwie.
- A
według ciebie?
-
Strach – szepnęłam. - Mam koszmary, czasem nie śpię przez całą
noc. Jak spoglądam przez okno, to mam wrażenie, że gdzieś w
oddali widzę Alecto. Boję się o mojego syna, boję się o siebie.
Ona mi nie odpuściła.
-
Tutaj nic ci nie grozi – powiedział, wstając z krzesła. Ominął
stół i zajął miejsce po mojej prawej stronie. Bez słowa ujął
moją zimną dłoń. - Tutaj nie musisz się bać.
Obiecałam
sobie, że będę silna, że nie będę płakać, że wrócę do
twardej skorupy dawnej Ginny, tej mniej emocjonalnej, płaczącej
tylko czasem, w momencie kryzysowym. Nie dotrzymałam słowa. Po
moich policzkach popłynęły łzy. Zaszlochałam głośno,
pozwalając, aby Kingsley objął moje ciało.
-
Dlaczego się mną zaopiekowałeś? - zapytałam. - Tata ci kazał?
-
Nie, wiedziałem, że tak będzie najlepiej. Potrzebowałaś pomocy.
Dlaczego pytasz?
Nie
odpowiedziałam, on też nie drążył dalej tego tematu. Uznał, że
to pewnie bez znaczenia. Mylił się. Zależało mi tylko na tym, aby
Kingsley nigdy nie złamał obietnicy. Nie złożył jej, czyli nie
było problemu.
-
Nigdzie dzisiaj nie idę – powiedział Kingsley po chwili. - Ale to
nie znaczy, że nie ma zebrania. Odbędzie się tutaj. Jeśli chcesz,
możesz w nim uczestniczyć, nie zamknę cię przecież w pokoju.
-
Dzięki.
Popołudniu
atmosfera stała się gęsta i napięta. Zajęłam miejsce przy dużym
stole piętnaście minut przed planowanym rozpoczęciem zebrania.
Obok mnie stała mała drewniana kołyska, a w niej smacznie chrapał
mój synek. Gładziłam czule jego delikatne, ciemne włoski.
Wyglądał tak niewinnie, bezbronnie... Nie rozumiał tego, co działo
się wokół niego. Oddałabym wiele, aby być nim i móc zacząć
wszystko od nowa.
Pierwsi
przyszli Weasleyowie. Molly uściskała mnie mocno, Artur tylko
kiwnął głową i uścisnął dłoń. Byli smutni, na ich twarzach
nie dostrzegłam nawet minimalnego okrucha radości. Prócz trójki
dzieci stracili coś jeszcze. Coś bardzo ważnego – nadzieję.
Przybył też George, jednak nie odezwał się ani słowem, Percy
przywitał się grzecznie, Bill ze swoją żoną Fleur i jeszcze
jeden rudzielec, którego obecność zupełnie mnie zaskoczyła.
Byłam pewna, że cały czas jest za granicą.
-
Hej, Ginny – rzekł wyciągając do mnie rękę. - Widzieliśmy się
na weselu Billa, ale nie mieliśmy okazji się poznać. Jestem
Charlie.
-
Ten od smoków.
-
Tak, ten od smoków. – Przez jego obsypaną piegami twarz przeszedł
cień uśmiechu. Uścisnął mi dłoń i poklepał po ramieniu.
Chciał
powiedzieć coś jeszcze, jednak zjawiły się kolejne osoby. Garstka
szczęśliwych uchodźców, którzy przeżyli atak na Hogwart.
Kilkoro Puchonów, których imion nie pamiętałam. Dwie starsze
Krukonki, które skończyły szkołę jakieś dwa lata temu. Minerwa
McGonagall i jeszcze jedna nauczycielka, ucząca w Hogwarcie
astronomii – Aurora Sinistra, Rubeus Hagrid, który ledwo zmieścił
się pod wysokim sufitem i Aberforth Dumbledore.
Za
nim wkroczyła przygnębiona Hermiona Granger, jedyna ocalała z
Wielkiej Trójki. Wyglądała jak wrak człowieka. Gęste, brązowe
włosy obcięła tuż przy skórze, a lewy policzek szpeciła cienka
blizna. Spojrzała na mnie lekko zagubionym wzrokiem. Nie uniosła
nawet kącików warg. Zmarszczyła tylko czoło.
-
Ginny! - krzyknął jakiś głos przy moim lewym uchu. Odwróciłam
się mechanicznie. Obok mnie stała dwójka osób, za którymi mocno
się stęskniłam. Sama nie myślałam, że tak ucieszy mnie ich
widok.
Luna
Lovegood i Neville Longbottom uśmiechali się szeroko. W moich
oczach niespodziewanie pojawiły się łzy. Zerwałam się na równe
nogi i przytuliłam mocno do chłopaka. Pogładził czule moje włosy.
-
Myśleliśmy że coś ci się stało, że nie żyjesz – mówiła
szeptem Luna. - A potem dowiedzieliśmy się, że jesteś w ciąży i
usłyszeliśmy audycję w radio. Nawet nie wiesz, jak bardzo
zmotywowałaś Gwardię do dalszej walki...
-
Wiedzieliście, że będę mieć dziecko? Wszyscy? - zapytałam
odrobinę zbyt głośno. Poczułam na sobie wzrok wszystkich
zgromadzonych w sali.
-
Tak, Aberforth kiedyś coś napomknął. Potem się rozeszło.
-
Skoro Eddie wiedział, to dlaczego nie... - przerwałam na chwilę,
rozglądając się jeszcze raz po twarzach przybyłych uczniów.
Wstrzymałam oddech, po czym odważyłam się zadać jedno z
najważniejszych pytań. - Gdzie jest Nessi?
Luna
i Neville popatrzyli na siebie znacząco. Chłopak wbił wzrok w
podłogę, a dziewczyna podeszła bliżej mnie. Nie można
powiedzieć, że była skupiona, ale widać było, że kontaktuje z
otoczeniem. Położyła zimną dłoń na moim ramieniu.
-
Ginny - zaczęła ostrożnie. - To trochę trudne...
-
Tylko nie mów, że ona...
-
Nie, nie – wtrącił się Neville. - Żyje. W ogóle nie wzięła
udziału w bitwie. Opuściła Hogwart w tracie przerwy wiosennej.
-
Więc w czym problem?
-
Nie opuściła go sama – kontynuowała dziewczyna. - Razem z Eddiem
wyjechali do Francji. Od tamtej pory nie mieliśmy od nich żadnych
wieści.
Omal
nie zemdlałam. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a nogi
stają się miękkie jak z waty. Czekałam na łzy, które powinny
popłynąć po moich policzkach. Powinny. Nic się nie wydarzyło.
Czas się nie zatrzymał, nie umarłam. Stałam nadal na środku
dużego pokoju wpatrzona w zatroskane twarze przyjaciół.
-
Moja przyjaciółka uciekła z moim facetem? - spytałam, a z mojej
piersi niespodziewanie wyrwał się ironiczny śmiech.
Zebranie
trwało. Członkowie Zakonu przekrzykiwali się jeden przez drugiego.
Każdy z nich miał wspaniały plan na ratowanie tego świata. A ja
siedziałam wpatrzona w ozdobny świecznik na frontowej ścianie.
Wszystko
to było tak nienormalne, że nie potrafiłam racjonalnie myśleć.
Miałam ochotę się śmiać. Tylko to wydawało się mieć sens.
Spoglądałam na mojego syna, próbując opanować narastające
emocje. Jego czarne włosy, lekko haczykowaty nos, to wszystko
sprawiało, że czułam się znacznie gorzej.
Spotkanie
trwało jakieś trzy godziny. Niezbyt wiedziałam, do czego w końcu
doszli. Nie byłam w stanie skupić się na czymkolwiek. Nagle cała
wojna, wszystkie walki, potyczki i ofiary straciły dla mnie sens.
Miałam wrażenie, jakby nie dotyczyły bezpośrednio mojego życia.
Nie
mogłam płakać, nie miałam siły. Trwałam w ciemnej otchłani.
Spadałam.
Wszyscy
się ruszyli. W jednej chwili zrobił się zamęt. Krzesła zaczęły
szurać po podłodze. Mój syn zakwilił cichutko. Dotknęłam dłonią
jego brzuszka, aby się choć troszkę uspokoił. Pomogło.
Ktoś
przytulił mnie delikatnie, ktoś inny poklepał po ramieniu. Pokój
zaczął pustoszeć.
-
Ginny, możemy pogadać? - odezwał się głos za moimi plecami.
Odwróciłam
się mechanicznie. Przede mną stała Hermiona Granger z nisko
opuszczoną głową. Czerwone, zapuchnięte od płaczu oczy wlepiła
w cichutko prychające maleństwo.
-
Nie jestem w nastroju – rzekłam.
- To
ważne – nalegała. - Od tego zależy przyszłość naszego świata.
-
Mój świat nie ma przyszłości...
-
Mylisz się!
Hermiona
była stanowcza. Podniosła wzrok i świdrowała mnie nim dokładnie.
Podeszła dwa kroki i chciała chwycić mnie za rękę, jednak udało
mi się cofnąć ją w ostatniej chwili.
-
Pomyśl o swoim dziecku – szepnęła.
Momentalnie
zapadła cisza. W pokoju nie było nikogo prócz naszej trójki.
Słyszałam ciche tykanie dużego zegara wiszącego na frontowej
ścianie. Tyk, tyk, tyk. Wstrzymałam oddech, czekając aż zacznie
mówić dalej.
-
Harry został wysłany przez Dumbledore'a na ważną misję. Musiał
znaleźć i zniszczyć siedem … przedmiotów, które należały
kiedyś do Sama-Wiesz-Kogo. Były one obdarzone okropnie złą i
potężną magią, która utrzymywała go przy życiu. Harry
zniszczył sześć takich rzeczy. W tym też samego siebie. Poświęcił
się dla nas. Tyle że została jeszcze ta siódma.
-
Chcesz, abym pomogła ci ją znaleźć?
-
Nie, Ginny, nie będziesz musiała nic szukać. Ty masz ten
przedmiot.
-
Oszalałaś?! Nie param się w czarnej magii.
-
Zabrałaś go przez głupotę. Pewnie schowałaś na dnie szuflady i
zapomniałaś, że go masz. Stworek powiedział, że tej nocy, w
której zginął Syriusz byłaś w jego domu i zabrałaś stamtąd
zamknięty wisiorek z wygrawerowanym wężem. Nie rozumiesz? Kiedy
zniszczysz medalion, jego też będzie można zabić.
Zrozumiałam.
Spadałam, aż w końcu dotarłam na dno. Zawiodłam, to ja
doprowadziłam cały świat czarodziejów do zagłady. Teraz nie było
innej drogi Musiałam odbić się resztkami sił.
-
Jak mam go zniszczyć? - spytałam cicho.
-
Daj mi go...
-
Nie, powiedz mi jak mam go zniszczyć. Zrobię to sama.
Hermiona
otworzyła torbę i wyjęła z niej niezbyt duży, podłużny
przedmiot owinięty białą szmatką. Podała mi go z wahaniem.
-
Nie mam nic innego – rzekła. - Uważaj, to kieł bazyliszka. Jego
jad jest mocno trujący. Nie możesz się nim skaleczyć. Rozumiesz?
Medalion może coś do ciebie mówić, kusić cię. Nie pozwól mu na
to.
-
Możesz być spokojna.
-
Nie masz go przy sobie, prawda? - zapytała po chwili, przełykając
głośno ślinę.
-
Nie. Ale jest niedaleko. Znajdę go i zniszczę.
-
Ona też tam gdzieś jest.
-
Alecto? Wiem o tym. Czeka na mnie.
* *
*
Tadam!
Przyznać się, kto pamiętał o wisiorku? No? Tylko bez ściemy.
Ogólnie Ginevra się kończy i strasznie mi smutno z tego powodu.
Ale trzeba to w końcu zaakceptować i iść dalej.
Nie
wiem co jeszcze mam napisać. Strasznie podoba mi się ten szablon a
w szczególności tekst na nim. To ten o którym pisałam wcześniej,
że mam pomysł.
-----------------------------------------------------------
Kuuuurcze. Ten rozdział naprawdę wywołał we mnie jakieś emocje, bo zazwyczaj jak czytałam twoje rozdziały to mogłam tylko stwierdzić, że mi się podobało. A teraz... sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńStrasznie to szybko minęło. Jeszcze niedawno Ginny dowiedziała się, że jest w ciąży a teraz okazuje się, że ma synka i naprawdę go kocha. I jest jej jedynym sensem istnienia. A tak swoją drogą: jak ma na imię mała kopia Eddie'go? :P
Kompletnie ni mogę przyzwyczaić się do myśli, że Harry nie żyje a Voldemort wygrał. Zapominam o tym i za każdym razem gdy wspominasz, że wydarzyło się to czy tamto, myślę sobie "ale o co chodzi?" xd
Dzięki tobie udało mi się polubić Kingsley'a trochę bardziej niż to było dotychczas. Podziwiam go, że tak opiekuje się Ginny chociaż wcale nie musi.
I to całe spotkanie... Kurcze, Eddie znowu wyparował do Francji! Cham jeden. Po tym rozdziale jestem strasznie na niego zdenerwowana, jak mógł? Teraz tak sobie myślę, że pewnie po zniknięciu Ginny wziął się za Nessi, ale wcale tak nie musi być. Mam nadzieję, że niedługo się spotkają i jakoś jej to wyjaśni.
Ci do tego medalionu. Gdyby tak pomyśleć, to masz rację, przez Ginny wynikła taka sytuacja.
Mówisz, że to prawie koniec... Jestem ciekawa tych paru rozdziałów, które zostały. Też jest mi strasznie smutno, że to prawie koniec. Byłam z Ginny od chwili, kiedy była na etapie pisania listów do Harry'ego, ale nigdy nie miałam odwagi się ujawnić :P Chyba przyszła na to najwłaściwsza pora. Ciężko będzie nie wchodzić tutaj, bo twoje opowiadanie śledzę przez najdłuższy okres czasu. Nawet dla mnie jest to dziwne oO
Pozdrawiam :)
Ha! Ja pamiętałam o wisiorku! Hahaha. Ten rozdziął był chyba najlepszym an Ginevrze, a jest z cego wybierać. Zupełnie nie spodziewałam się, że Nessie i Eddie razem uciekną! Mam nadzieję, że tylko dlatego, że jest przyjaciółką Ginny. Jeśli nie to an miejscy panienki Lupin tak bym go walnęła, że by spoza orbity wyleciał! A jak ma na imię mały chłopczyna? :D Bardzo się cieszę, że Ginny ma dla kogo żyć i pokchała tego aniołka :) Słodko, ze Kingsley tak się nimi opiekuję. Jest chyba teraz dla niej jak drugi ojciec. Bardzo szkoda mi Hermiony ;( Straciła swoich najlepszych przyjaciół i została sama w świecie magii. No oczywiście ma innych przyjaciół, ale nie wyobrażam sobie, pewnie tak jak ona, jej życia bez Rona i Harry'ego. Nie wiem jak ty, ale ja nie wyobrażam sobie Hermiony z kim innym niż z Ronem. Niektórzy łączą ją ze Snape'em i Draconem i prawie z każdym mężczyzną z HP ;/ Ale ona i Ron <333 No jestem ciekawa jak uu ciebie to wszystko dalej się potoczy. Jestem bardzo ciekawa. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńA ja to przewidziałam, a ja to przewidziałam! (tu następuje klaskanie z uciechy). Ginevra zajmuje ostatnio jedną połowę mojego mózgu. Od świtu do nocy, zastanawiam się jak ją zakończysz, a do mojej wyobraźni wtargnęła scenka w której Ginny spotyka Alecto właśnie przy zniszczeniu tego medalionu.
OdpowiedzUsuń(Choć w głębi duszy miałam nadzieję, że jednak zabijesz podczas bitwy sukę). A Eddie? Nie ma słowa na świecie, które opisało mi mój zawód jaki poczułam do tego faceta i coraz bardziej zaczynam kibicować w rzeczywistości Harry'emu. Biedna Ginny... tyle osób ją w życiu zawiodło, a jednak... dwoje ludzi, ci, o których wcześniej nawet by nie pomyślała... ba! Drwiła sobie z nich, bez względu na wszystko zostali przy niej, podczas gdy jej ukochana Nessi bezczelnie ukradła jej faceta (a może... Eddie chciał ją w ten sposób chronić?)
Pozdrawiam;*
No to mnie zaskoczyłaś :D Zapomniałam o tym medalione, no no no :D Pewnie nei będzie łatwe zniszczenie tego medalionu, ale da radę, wiadomo ;D Zaskoczyło mnie, że Hermiona nie chciała iść z nią i dopilnować, że wszystko pójdzie pomyślnie.
OdpowiedzUsuńNo i sprawa Alecto... Może ona też wie o medalionie? Ba, może cały czas ją obserwuje? Hmmm...
Nessi... Trudno mi w to uwierzyć. Wszystko by mi można było wcisnąć, ale nie to. Jakoś oni... oni nawet nie znali się jakoś dobrze, nie? I w ogóle jakoś to mi nie gra, no ;p i jest to mi podejrzane! :P
Pozdrawiam :)
Ginny niszcząca medalion? Wow. Pomijając to, że zachciało mi się płakać na wzmiankę o Hermionie, jestem ciekawa, czy rudzielcowi się uda. Musi. A poza tym, hej, jak ma na imię jej synek? Albo jestem ślepa i tracę pamięć, albo nigdy o tym nie wspomniała.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że Nessi i Eddie uciekli. Nie, nie, nie. Nie żebym była ich fanką, bo wiesz, że nie jestem. Eddie'go ledwie toleruję, ale przecież on kocha Ginny. To niemożliwe, żeby tak po prostu ją zostawił i zwiał z jej przyjaciółką, która również nie jest aż tak zła.
Czytając o tych wszystkich ludziach cały czas się uśmiechałam. Wiem, dziwne, ale... To takie potterowe. Weasley'owie (bez Freda i Rona, prawie się rozryczałam!), Luna, Neville. No i Kingsley, który jest cudownym facetem i mam nadzieję, że jeszcze jakoś pomoże Ginny.
Smutno mi. Naprawdę. Strasznie żałuję, że nie byłam z Ginevrą od początku. Za to z Dominique jestem i mam ogromną nadzieję, że zostanę do końca. :)
Pozdrawiam i życzę weny. :*
o kurczę, podobało mi się. nie spodziewałam, się aż tak wielu informacji... POdobało mi się to, jak pokazałaś wpływ syna na życie Ginny... myślę, że dzięki niemu udało jej się w miarę stanąć na nogi, choć ta informacjca dot. Eddiego... teź mnie dobiła, kurde... Ciekawe, jak to było międyz nim a Nessie, od kiedy, dlaczego... Ale chyba się tego nie dowiemy? o naszyjniku nic nie pamiętałam i myslę, że bardoz dobrze to rozkminiłaas. to właśnie lubię w Hermionie, że się nie poddaje, że cały czas myśli, że mimo wszystko... tylko ciekawe, kto teraz ma zabić Voldemorta?każdy będzie mógł?
OdpowiedzUsuńNo na początek szablon!!
OdpowiedzUsuńElfabp przeszłaś samą siebie.
Nie spodziewałam się tak wspaniałej roboty gdy weszłam zobaczywszy nowy rozdział to aż mnie zatkało.
Przez pierwsze pieć minut tylko gapiłam się na nowy szablon nie wiedząc co powiedzieć... wspaniale dobrany kolor... ta twarz Ginny i czarny kruk... no po prostu pięknie.
wracając do rozdziału również pięknie.
Ginny w końcu dojrzała do tego by być matką.
cieszę się bo bałam się iż sobie nie poradzi a Eddie... czy wiedział, że zostanie ojcem?
I czemu zatem wyjechał?
Zaczynam się martwić że nie jest im pisane bycie razem...
coraz bardziej jestem ciekawa końca Alternatywy.
I wspaniale pokazałaś fragment horuksów... ich wprowadzenie.
jestem pod wrażeniem coraz większym.
No, dawno się nie odzywałam, może teraz to zrobię...? :) Rozdział ładny, podobał mi się. Bardzo się cieszę, że Ginny przekonała się do swojego dziecka. Hm, czy ja to przeoczyłam, czy też nie wspomniałaś nigdzie jak chłopczyk ma na imię? Ciekawi mnie to xD
OdpowiedzUsuńMignęła mi jakaś literówka w rozdziale, ale nie pamiętam gdzie, a na chwilę obecną nie chce mi się szukać :] Mogę zrobić to potem, jeśli chcesz.
Oczywiście, że pamiętałam o tym medalionie!
A szablon bardzo mi się podoba. Irytuje mnie tylko błąd w napisie, ale kiedy udaję, że go tam nie ma, jestem oczarowana w 100% :]
No, to teraz już nie mam na co narzekać :) Jest pięknie :)
Usuńcicho. sama nie wiem jak to się stało. jestem wściekła na siebie...
UsuńZakochałam się w szablonie < 333
OdpowiedzUsuńRozdział też zajebistyy...ale Eddie i Nessi to mnie po prostu dobili.
Szkoda, że Ginevra się kończy....
Pozdrawiam.
Ten rozdział jest rewelacyjny! Naprawdę, czytało mi się go tak przyjemnie, że aż się zasmuciłam kiedy nastał koniec.
OdpowiedzUsuńAchh, taak, medalion! Ginny kontra horkruks, to będzie zapewne emocjonujące starcie. Ale... jak ona go znajdzie? Przecież wrzuciła go do jeziora, prawda?
No i Eddie i Nessi, o co tutaj chodzi, w jakim sensie uciekli? Oby nie RAZEM, w takim sensie, że... Och, Ginny ma tak ciężko. Jak nie jeden cios to drugi. Współczuję jej. Jak dobrze, że pojawiło się to dziecko, ma przynajmniej dla kogo żyć. A jak się nazywa ten słodki chłopczyk? :)
Szablon przecudny, bardzo mi się podoba. Ma taki klimat, i ten napis... świetny.
Pozdrawiam serdecznie :)
O nie. Jaki przecudowny szablon. Przejrzysty, a zarazem klimatyczny. No i napis wzbudzający prawdziwy dreszcz.
OdpowiedzUsuńTen rozdział wyszedł Ci genialny. Czytało się go z prawdziwą przyjemnością. Czytam i nie mam pojęcia, co będzie dalej. Każde kolejne zdanie jest zaskoczeniem. Wywróciłaś cały świat do góry nogami i tym sposobem rozłożyłaś moją wyobraźnie na łopatki. Nie mogę się doczekać następnej alternatywy, bo zżera mnie ciekawość.
Przyznaję się bez bicia, że zapomniałam o medalionie. Nie wpadłam na to, że taki drobiazg może zaważyć na losach całego świata! Nawiasem mówiąc, to niesamowite jak zmienia się bieg zdarzeń w zależności od decyzji. Nawet tak małych i bezcelowych, jak zabranie wisiorka... Ciekawa jestem, jak Ginny się z nim rozprawi.
No i prawie zapomniałam o najważniejszym! Jak to Eddie i Nessi uciekli?! To brzmi nieco dwuznacznie. Mam nadzieję, że szybko wrócą, bo bez nich jest smutno ;c
Pozdrawiam ;D
Ojej, no faktycznie zapomniałam o tym, że przecież Ginny miała ten horktus. Gdy Hermiona o tym mówiła, aż złapałam się za głowę i powiedziałam sobie "No przecież" :)
OdpowiedzUsuńEddie i Nessi wyjechali? nawet nie wiem, co myśleć. chyba bym tak samo zareagowała, jak Ginny - zaczęłabym się śmiać. mam to nadzieje, że to się wyjaśni;) No i zastanawiam się, jak syn Ginny ma na imię. Swoją drogę to fajnie, że postanowiła go zatrzymać przy sobie, wie teraz, że ma dla kogo żyć.
Mi też smutno, że Ginevra się kończy. Ale wiadomo, że nic nie trwa wiecznie, gratuluję ci, że byłas wstanie napisać tyle rozdziałów;) Jestem ciekawa, jak zakończysz tą historię;)
Prześliczny szablon, jest bardzo piękny:) i tekst idealnie pasuje do sytuacji;)
Czekam na next:*
Pozdrawiam:*
Długo się wahałam, aby o to Ciebie zapytać, lecz doszłam do wniosku, że zapytać zawsze warto:)
UsuńChciałam się Ciebie spytać, czy wykonujesz jeszcze dla kogoś szablony, bo byłabym zainteresowana. Nie byłoby problemu, gdybyś zrobiła mi szablon na Scorpiusa, bo zamierzam jeszcze w tym roku bloga odwiesić, a chciałabym na początek uporządkować na blogu sprawy techniczne:)
Wow. Sporo się działo w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńGinny została matką, co pewnie wpłynie na wszystko. Teraz już nigdy nie będzie sama i ma o kogo się troszczyć.
To było pierwsze zaskoczenie w tym rozdziale, które zaliczyłam, a chwilę później ty już zaserwowałaś mi następne - Nessi i Eddie uciekli razem do Francji?!? W pierwszej chwili miałam nadzieję, że to może jakaś pomyłka albo coś, ale teraz... Sama już nie wiem, co myśleć. Bo chyba Nessi nie byłaby taką s.uką i nie zdradziłaby w najokrutniejszy sposób swojej najlepszej przyjaciółki?
Dobrze, że to Ginny ma ten medalion. To jest już jakaś gwarancja, że Voldemort zostanie zniszczony. Bo zostanie, prawda?
A tak z innej beczki, jak właściwie nazywa się synek Ginny?
Szablon rzeczywiście jest śliczny. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu ten mały ptaszek koło napisu, na widok którego nie jestem w stanie powstrzymać uśmiechu;)
Ostatnie notki wychodzą melancholijne, ale jakiż inny mógłby być świat po tylu stratach?
OdpowiedzUsuńBiedna Miona. Gdy o niej przeczytałam, serce mi się ścisnęło. Ona, Harry i Ron...byli nierozłączni. Ich śmierć musiała naprawdę ją dobić. Podziwiam ją, że wykrzesała z siebie siłę, aby dopilnować dokończenia misji zniszczenia horkruksów.
Ginny ma synka! I zależy jej na nim! Wiedziałam, że w końcu przekona się do bycia matką. Szkoda tylko, że takim kosztem...W każdym razie sie cieszę, ale zastanawiam się nad jego imieniem. Nie podałaś go jeszcze, prawda?
Eddie i Nessi...Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu nie mogę. Przecież Eddie był tym jedynym, drugą połówką Ginevry! Nie mógł jej teraz tak oszukać. Wierzę, że nie chodzi tutaj o romnas, a o coś innego. Może chciał ochronić Nessi dla Ginny? Tylko dlaczego nie odwiedził swej ukochanej? Bo Alecto siedziała mu na ogonie? Sama nie wiem.
Właśnie, Alecto. Bardzo podobają mi się te słowa na szablonie, podsycają klimat :)
Mi też jest przykro, że zbliżamy się do końca. Chyba wciaż to jeszcze do mnie dociera...
Pozdrawiam :)
Ja zapomniałam... ups. ale się odważnie przyznałam!
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa próby Ginny podczas niszczenia horkruksa.
Biedna Ginny..
Biedna Hermiona...
I jak, jak Eddie mógł tka po prostu wyjechać z Nessi do Francji?! Jk Nessi mogła zdradzić ginny? żądam wyjaśnień! Eddie to niewdzięczny cham! Nie Eddie! Edward! (buahahaaha - w alternatywie chyba tez nie lubi swojego imienia, nie?)