Wywiedź
mą duszę w noc,
A gwiazdy wskażą mi drogę.
Wysławiam wzrok,
Gdy ciemność zabiera mi dzień.
A gwiazdy wskażą mi drogę.
Wysławiam wzrok,
Gdy ciemność zabiera mi dzień.
In
noctem – Nicholas Hooper
19
września 1998
Kochany
Kingsleyu,
Nie
jesteś zły, że tak się do Ciebie zwróciłam?Mam nadzieję, że
nie, bo to szczera prawda. Kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłam,
miałam czternaście... tak, czternaście lat. Byłam chodzącym
wulkanem. Wkurzałam się o każdy drobiazg, każdą błahostkę.
Chyba za Tobą nie przepadałam. A wiesz dlaczego? Bo nie chciałeś
mi powiedzieć prawdy. Traktowałeś mnie jak dziecko.
Potem
umarł Syriusz, a ja trafiłam do tego domu, pod Twoją opiekę, abyś
z powodzeniem mógł uczyć mnie zaklęć obrony (byle nie ataku!). A
ja jedyne, czego wtedy pragnęłam, to być z tatą. Spędzić z nim
jak najwięcej czasu. Robiłam Ci na złość, wiesz? Opuszczałam
posesję prawie codziennie, kiedy byłeś w pracy. Wykorzystywałam
skrzata do każdego duperela. Byłam... dziecinna.
Pewnie
teraz zastanawiasz się, dlaczego właściwie Ci to wszystko piszę.
Pewnie dlatego, aby wyjść z czystym sumieniem. Powinnam była Ci to
powiedzieć wczoraj przy kolacji, ale jesteś stanowczo zbyt mądry.
Zrozumiałbyś, co chodzi mi po głowie. Zamknąłbyś mnie w pokoju
i postawił wartę przy drzwiach, ale wiedz, że i tak znalazłabym
jakiś sposób. Prędzej czy później musiałabym to zrobić. Bo
teraz wszystko zależy ode mnie.
Ale
koniec tych przydługich wstępów. Kingsleyu, dziękuję Ci z całego
serca, nie jestem w stanie Ci się odwdzięczyć za wszystko, co
zrobiłeś dla mnie i mojego syna. Wiem, że nie powinnam Cię o to
prosić, ale błagam, znajdź mu matkę lepszą ode mnie,
odpowiedzialniejszą, mądrzejszą i w jednym kawałku.
Jest
jeszcze jedna sprawa. Notabene najważniejsza. TERAZ BĘDZIE MOŻNA
GO ZABIĆ. Voldemort przestanie być nieśmiertelny. Hermiona
wszystko wie, ona Wam powie na kolejnym spotkaniu.
Kocham
Cię z całego serca -
Ginevra
Lupin
Rozejrzałam
się jeszcze raz po pokoju. Znajome ściany, łóżko, w którym
wylałam stanowczo zbyt wiele łez, okno i parapet, na którym
przesiadywały stada małych, burych wróbelków. Na dworze było
jeszcze szaro. Słońce jeszcze nie wzeszło. Za wcześnie na ich
głośne wizyty.
Podeszłam
do drewnianego łóżeczka i spojrzałam na nadal śpiące dziecko.
Moje dziecko. Chłopiec, który żył na tym świecie od blisko
miesiąca i nadal nie miał imienia. Mój syn. Tylko tak potrafiłam
go nazwać.
Chciałam
dotknąć jego miękkich włosków, jednak bałam się go zbudzić.
Zacisnęłam powieki, nie pozwalając wypłynąć słonym kroplom.
Tak musiało być.
-
Skarbie – szepnęłam. - Nikt nie powiedział, że będzie łatwo,
wiesz? Mamusia kilka lat temu zrobiła coś bardzo złego i teraz
musi to naprawić, abyś ty mógł żyć w godnych warunkach. Trzymaj
się kochanie. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie nam dane się
spotkać.
Machnęłam
różdżką i zasłoniłam kotary przy oknach, pogrążając pokój w
mroku. Wychodząc, spojrzałam w lustro. W szklanej tafli odbijał
się jeszcze ktoś. Przy moim boku stała dziewczyna tak bardzo
podobna do mnie. Uśmiechnęła się.
To
był jedyny moment, w którym się poznawałam.
Bezszelestnie
opuściłam dom, upewniając się, że kieł bazyliszka spoczywa w
dużej kieszeni obszernej kurtki przeciwdeszczowej. Zaczęło padać.
Zimne krople opadały na piaszczysty dziedziniec. Naciągnęłam
kaptur. Nie odwróciłam się, gdybym to zrobiło, zawahałabym się.
Ruszyłam
przed siebie biegiem, nie pozwalając myślom zająć całej mojej
głowy.
Dokładnie
znałam drogę nad jezioro. Wszystko było tak jak tamtego,
pamiętnego dnia. Zimny deszcz, gorące łzy i żwir cicho charczący
pod moimi stopami. Pokonywałam leśną drogę, ślizgając się na
mokrych liściach i kamieniach porośniętych mchem.
Grzmiało.
Czułam na plecach nieprzyjemny oddech. Nie byłam sama.
Geste
korony drzew osłaniały minimalnie moją twarz. Jednak nawet one
zaczęły rosnąć rzadziej i w większych odstępach od siebie. W
końcu wyszłam na odsłonięty teren. Przede mną rozciągało się
niewielkie jezioro, którego taflę pokrywała gruba warstwa
zielonego szlamu, nawet deszcz nie był w stanie go przekroczyć.
Kiedyś był tutaj drewniany pomost, jednak teraz nie było po nim
śladu. Na zarośniętej plaży piętrzyły się puszki i butelki po
alkoholach.
Czasem
sobie myślę, że to wszystko nie ma sensu. Czasem myślę, że to
wszystko jest tak, bo tak, bo nie inaczej.
Moje
oczy dostrzegły wielką wierzbę płaczącą. Pamiętałam, jak
zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zakopać medalionu pod nią.
Żałowałam, że zrezygnowałam wtedy z tego pomysły. Brudna ziemia
znacznie ułatwiłaby mi teraz sprawę.
Zrobiłam
to. Dokładnie tak, jak wtedy. Przeskoczyłam zwinnie potłuczone
butelki i stanęłam nad brzegiem. Wyjęłam różdżkę z kieszeni.
-
Accio medalion – rzekłam, jednak nic się nie wydarzyło.
Zamoczyłam
stopę. Sportowe obuwie przeciekło mi w jednej chwili. Weszłam do
wody. Śmierdziała niesamowicie, a ja brnęłam coraz dalej, coraz
głębiej.
-
Jesteś taka podobna do matki. - Usłyszałam w głowie jego
głos. - Kiedyś ci o niej opowiem, będziemy mieć dużo czasu...
Próbowałam
sobie przypomnieć, gdzie był pomost, gdzie wpadłam, jednak mój
umysł nie chciał ze mną współpracować. W jednej chwili z nosa
pociekła mi krew. Czerwona posoka opadała na zielone glony,
porastające taflę wody. Czułam w ustach jej rdzawy smak.
Obca
siła zaczęła pchać moje ciało. Zanurzyła je w zimnej wodzie,
brudząc ubranie i włosy zielonym szlamem. Zanurkowałam. Nie wiem
nawet, kiedy rzuciłam zaklęcie bąblogłowy. Widziałam wszystko
dokładnie. Dno pokryte puszkami i rozbitym szkłem, zdechłe ryby,
agonię...
Cisza
rozrywała mój umysł, moje myśli wypływały razem z krwią.
Już
niedługo będę wolna. - Usłyszałam w głowie mój własny
głos. - Jeszcze trochę, jeszcze kawałek.
Pływanie
nigdy nie należało do moich mocnych stron. Jednak teraz było
znacznie inaczej. Pomimo ciężkich ubrań i tylko jednej do końca
sprawnej ręki, radziłam sobie świetnie.
Dziękuję,
że pozwoliłaś mi to przeżyć. - Znów usłyszałam w głowie.
- Jednak nigdy bym się z tobą nie zamieniła.
Dosięgnęłam
szlamu, który znajdował się na dnie. W niewytłumaczalny sposób
stąpałam po nim tak długo, aż w końcu natrafiłam na zasypany
piachem medalion. Chwyciłam go. Był ciężki. Resztkami sił udało
mi się go podnieść i wypłynąć na powierzchnię.
Udało
mi się dostać na brzeg. Uklęknęłam na trawie i dyszałam głośno.
Krew kapała na zieloną, leżącą w pobliżu butelkę. Przyłożyłam
dłoń do ust i zakaszlałam. Czerwona posoka była wszędzie.
Otaczała mnie. Tak jak ludzie, którzy zginęli przez moją głupotę.
Skąd
mogłaś wiedzieć. - Słyszę w głowie głos Syriusza. - Każdy
popełnia błędy, mała.
Czas.
Nie mam czasu, aby myśleć o tym. Wiem, że ona zaraz się tutaj
zjawi.
Położyłam
medalion przed sobą i wyjęłam z kieszeni owinięty kieł
bazyliszka. Ostrożnie odkryłam szmatkę i ujęłam niebezpiecznie
narzędzie w dłoń.
P I
E R W S Z E U D E R Z E N I E
Złota
osłonka pękła delikatnie, zaczął wydobywać się z niej czarny
dym, który owinął się wokół mojego zmarzniętego, trzęsącego
się ciała. Nie pozwól, aby to coś cię skusiło...
Dym
jest ciepły. Zaczynam czuć się coraz bezpieczniej. Przypomina mi
poranki. Dni, w których razem z tatą jedliśmy wspólnie śniadanie.
Gorąca herbata, nigdy nie sypana. Nie było jeszcze wtedy Tonks. On
był mój, tylko mój. Miał tylko mnie. Nie musieliśmy dzielić
naszej miłości.
Chcesz,
aby znów tak było? Mogę Ci to dać.
Chciałam,
bardzo chciałam, ale ta druga ja miała inne zdanie na ten temat.
Zacisnęła moje palce na kle bazyliszka.
D R
U G I E U D E R Z E N I E
Dym
stał się gęściejszy. Było go znacznie więcej. Przestał być
ciepły przyjemny. W jednej chwili zmroził moje ciało. Krew na nowo
nabrała smaku, a uszu dobiegł nieprzyjemny pisk i skowyt.
Zacisnęłam powieki, rozbolała mnie głowa. Czekałam, aż to się
skończy...
Skończyło
się. Jednak, zanim zdążyłam otworzyć oczy, poczułam mocne
kopniecie w żebra. Wrzasnęłam mechanicznie.
-
Znów klęczysz przede mną? - zapytał drwiący głos.
Uniosłam
powieki. Alecto Carrow wyglądała jak zwykle. Niska, krępa, z
rozbieganym spojrzeniem paciorkowatych oczu i dla odmiany mokrymi nie
od potu, a deszczu włosami. Wykrzywiła wąskie wargi w ironicznym
uśmiechu.
-
Długo się nie widziałyśmy, Elisabeth – rzekła. - Znów do mnie
przychodzisz, tak jak wtedy i tak jak wtedy zginiesz.
Serce
waliło mi w piersi, jednak nie mogłam się poddać. Zbyt daleko
doszłam. Chciałam wierzyć, że starczy mi siły jeszcze na tę
jedną rzecz. Miałam dosłownie ułamek sekundy, aby się
zdecydować. Jedna ręka i różdżka spoczywająca głęboko w
kieszeni. Nie zdążyłabym.
Ona
chce twego krzyku, twojej krwi – podpowiedział mi cicho głos
Galindy. - Tylko na tym jej tak naprawdę zależy.
-
Zabij mnie w takim razie – powiedziałam, starając się, aby mój
głos brzmiał choć trochę pewnie. - Na co czekasz? Masz okazję.
-
Zabić? - powtórzyła jak echo. - Śmierć jest zbyt prosta.
Przydałaby
ci się jakaś łajnobomba – śmiał się cicho Fred. -
Pomogłaby ci zyskać na czasie. Wiesz, że musisz wyjąć
różdżkę.
Nawet
nie wiem, kiedy zacisnęłam w dłoni garść piasku. Sekunda. Tyle
trwała jego droga do jej twarzy. Do jej oczu. Krzyknęła, nie
wiedząc, co się stało. Miałam chwilę, ale tylko jedną, krótką
chwilę.
Kieł
– odezwał się męski głos. - Weź ten kieł.
Posłuchałam.
Zerwałam się na równe nogi, chwytając ząb bazyliszka i wbiegłam
do niewielkiego lasu, szukając w kieszeni różdżki.
-
Myślisz, że uciekniesz? - Usłyszałam jej głos. - Widzę cię.
Nie
blefowała. Jedno z jej zaklęć uderzyło w konar drzewa kilka cali
obok mnie. Nie odwróciłam się, nie mogłam.
Podobno
ćwiczyłaś z Kingsleyem – odzywa się znów ten męski głos.
Dopiero teraz rozpoznaję, do kogo należy. Do Harryy'ego Pottera. -
Nie możesz cały czas uciekać. Zaraz stracisz siły. Zaskocz ją.
Miał
rację. Stanęłam za grubym konarem drzewa. Tuż przy przepaści,
której strome zbocze prowadziło do płytkiego, wąskiego strumyka
otoczonego kamieniami. Oddychałam ciężko, każdy gram powietrza
sprawiał mi ból.
-
Wiem, że tam stoisz. Nie ukryjesz się przede mną! - wrzasnęła
Alecto donośnym głosem. - Już nie uciekniesz.
-
Nie chcę być sama – jęknęłam cicho, a po policzkach popłynęły
mi strumienie gorących łez. - Nie w takiej chwili.
Nie
jesteś sama – odezwał się znów Harry. - W takich
chwilach nikt nie jest sam. Zakończ swoją wojnę.
Uwierzyłam
mu. Dodał mi odwagi i samodyscypliny. Kikutem lewej reki otarłam
łzy z policzków, zacisnęłam palce prawej dłoni na trzonku
różdżki i wyszłam zza obszernego pnia. Alecto stała stosunkowo
blisko. Zaledwie pięć metrów. Uśmiechnęła się, a w jej oczach
dostrzegłam rządzę krwi.
Zawiał
ostry wiatr, a razem z nim moich nozdrzy dosięgnął zapach świeżo
parzonej herbaty, zapach ciepła i domu rodzinnego. Nie bałam się.
Byłam gotowa odejść.
Wyciągnęłam
przed siebie różdżkę. Ona też. Rozpoczęłyśmy walkę. Bez
problemu broniłam się przed jej zaklęciami i oddawałam jej z
nawiązką. Za każdym razem tak, jak uczył mnie Kingsley.
Krok
do przodu, krok do tyłu, pół obrót i nisko na nogach. Jak w
tańcu. Spokojnie, bez nerwów i niepotrzebnej utraty energii.
Wszystko jak w zegarku. Synchronizacja – niezakłócona i płynna.
Jesteś
w tym niezła – powiedziała w pewnym momencie ta druga Ginny.
Puściłam jej uwagę mimo uszu.
Carrow
się zbliżała. Po każdym zaklęciu pół kroku do przodu. Teraz
stała całkiem blisko, niemal na wyciągnięcie ramion. Była coraz
bardziej wściekła i wytrącona z równowagi. Nie tknęła mnie
nawet najmniejszą iskierką. Z kącików jej ust ciekły wąskie
strumyczki śliny. Z oczu ciskała gromy.
A mi
było wszystko jedno. Miałam jeden cel.
Z A
B I Ć.
-
Expelliarmus – rzekłam spokojnie. Najprostsze zaklęcie
wystarczyło, aby różdżka wypadła z jej dłoni i upadła kilka
metrów dalej. Zamarłyśmy. Obydwie w bezruchu. Nagle cały las
ucichł. Monstrualna cisza trwała zaledwie sekundę.
A
potem wszystko potoczyło się nazbyt szybko. Alecto rzuciła się na
mnie całym ciałem. Przewróciła mnie niespodziewanie. Była
wściekła, zdolna do wszystkiego, a ja nie czułam nic prócz
obowiązku zamordowania jej.
Poczułam
mocne ukłucie w lewe biodro. Ból w jednej chwili przeszył całe
moje ciało. Krzyknęłam, nie wiedząc, na czym się skupić.
Zaciskałam palce na różdżce, starając się nie wypuścić jej z
dłoni a Carrow leżała na mnie i próbowała zepchnąć z leśnej
skarpy.
-
Nie pokona mnie ktoś taki jak ty! - wrzeszczała mi do ucha, plując
gęstą śliną. - Jak tylko się rozprawię z tobą, to zajmę się
twoim synem. Nie może żyć nikt, kto ma cokolwiek wspólnego z
rodziną Sempere. Rozumiesz? NIKT!
Chwila,
moment, sekunda. Resztkami sił udało mi się zmienić role. To ja
byłam na górze. Przywarłam ją do leśnej ściółki, zacisnęłam
kolana na jej biodrach, a różdżkę przywarłam do gardła.
Wyraz
jej twarzy zmienił się nie do poznania. W paciorkowatych oczach
dostrzegłam strach. Zimny deszcz zmywał bród z jej policzków...
- I
co teraz? - zapytałam.
Oddychała
ciężko, szukając odpowiednich słów. Po chwili przemówiła
drżącym z nadmiaru emocji głosem.
-
Twój ojciec by tego nie chciał. Zawsze marzył, aby mieć
szlachetną Gryfonkę za córkę. Nie chciałby, abyś była
morderczynią, abyś miała krew na rękach. Pomyśl o nim...
Obiecuję, że odejdę, zniknę z twojego życia. Dam ci spokój, już
na zawsze...
-
Zamknij się! Nie zamierzam tego słuchać. Zabiłaś moją mamę,
zabiłaś Galindę i masz czelność błagać mnie o litość?
Niedoczekanie...
Jedno
cięcie. Cieniutka linia pojawiła się na jej szyi. Krew zaczęła
płynąć wąskim strumieniem. Czułam jej zapach. Metaliczny odór
śmierci.
-
Nie wahaj się. -Usłyszałam szept tej drugiej mnie. Był bliżej
mnie. Wyraźny. - Ja bym się nie wahała, gdybym była na twoim
miejscu.
Posłuchałam
jej. Alecto próbowała się wyrwać, jednak ja byłam szybsza.
Wykonałam różdżką drugie cięcie. Głębsze, wyraźniejsze.
Czerwona posoka chlapnęła na moją brudną twarz.
W
oczach Carrow tylko przez chwilę mieniło się życie. Potem zgasło.
Ogromny
ciężar spadł z mojego serca.
Po
chwili całe moje ciało przeszła kolejna fala bólu. Spojrzałam na
biodro. Krwawiło. Wymacałam w kieszeni kieł bazyliszka i wyjęłam
go ostrożnie. Był cały brudny i lepki.
-
Szag – przeklęłam pod nosem.
W
jednej chwili opuściły mnie wszystkie siły. Czułam, jak obca
substancja szybko rozchodzi się po moim ciele, wywołując ogień.
Zwlokłam
się z Alecto i zrobiłam kilka kroków. Upadłam... Deszcz padał
coraz mocniej, leżałam wpatrzona w korony drzew nad moją głową.
Zapragnęłam dostrzec słońce i skrawek błękitnego nieba ostatni
już raz.
-
Brawo – powiedziała ona, podchodząc do mnie. Była naga tak, jak
wtedy w Zakazanym Lesie. Przysiadła na dużym kamieniu. Deszcz jej
nie dotyczył. Jej ciało otaczała dziwna, złota aureola.
-
Powiedziałaś, że to ja jestem w twojej głowie, a nie ty w mojej –
szepnęłam. - To prawda? Nie okłamywałaś mnie?
- To
prawda – potwierdziła.
-
Powiedziałaś też, że mogę to zakończyć w każdej chwili.
-
Tak, tak powiedziałam.
- W
takim razie to już chyba koniec – jęknęłam.
Na
jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Podniosła się z kamienia
i podeszła do ciała Alecto. Niezbyt dużym wysiłkiem zepchnęła
je w przepaść. Usłyszałam głośny huk i plusk, a potem znów
nastała cisza.
-
Głupio umierać obok kogoś takiego, co? - spytała.
Nie
powiedziałam nic. Ból odebrał mi mowę. Pozostało tylko czekać
na nieuniknione.
Umieranie
nie trwa długo, umieram, aby powrócić do życia.
-
Harry?
-
Tak?
Zaśpiewaj pieśń,
życia pieśń,
Utkaną bez żalu
I powiedz tym, których kochałem,
Że nigdy ich nie zapomnę.
Nigdy nie zapomnę.
Utkaną bez żalu
I powiedz tym, których kochałem,
Że nigdy ich nie zapomnę.
Nigdy nie zapomnę.
* *
*
Ekhem...
Dziesięć miesięcy. Tyle pisałam alternatywę. W sumie jak teraz
na to patrzę, to sporo czasu. Zaczęłam 30 grudnia i w tym czasie
opublikowałam 40 rozdziałów. Czasem miałam ochotę śwignąć to
wszystko i obudzić Ginny w jakimś dowolnym momencie, a tu proszę.
Dobrnęłam do prawie takiego zakończenia, jakie sobie wymarzyłam.
Jestem szczęśliwa, ale to jeszcze nie koniec bloga. Przed nami
zakończenie na pięć postów i epilog.
Pozdrawiam
i mam nadzieję, że rozdział nie był zbyt chaotyczny.
Jeszcze
jedno. Wszyscy pytaliście o imię dziecka Ginny. Otóż dziecko nie
dostało od niej imienia, więc możecie je nazwać jak chcecie :P
------------------------------------------------------------
To było świetne! Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podobało, jestem wręcz oczarowana! Idealne zakończenie alternatywy... Te głosy, pojawiające się w głowie Ginny i podpowiadające jej, dające jej rady... To wszystko było świetne. Musiała opuścić syna, by rozprawić się z horkruksem i Alecto. Nie zrobiła tego dla siebie. Naprawdę podziwiam Cię za te pomysły. Podziwiam Cię też, że pisałaś alternatywę przez dziesięć miesięcy, a napisałaś 40 rozdziałów. To naprawdę duże osiągnięcie. Smutno się robi, że jeszcze tylko pięć rozdziałów... Ale kiedyś musi się to zakończyć. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo dziękuję. rozdział w zasadzie pisałam dość niedawno. Jest świeży :) na początku chciałam trochę inaczej zakończyć alternatywę. miała zginąć nie pokonując uprzednio Alecto, ale stwierdziłam, że to byłoby nie w porządku.
Usuńmi też jest bardzo smutno. kiedy pisałam epilog to ryczałam jak głupia. na szczęście byłam sama w domu, bo siostra poszła na uczelnię...
Ginevra jest częścią mnie i może dla niektórych brzmi to głupio i banalnie, ale taka jest prawda. kocham to opowiadanie.
Jesteś genialna. I mimo tego, że zawsze wolałam tą prawdziwą Ginny od tej alternatywnej, ale i tak ciężko robi mi się na sercu, że to już koniec. I przede wszystkim strasznie żałuję, że Ginny umarła w taki sposób. Pokonała Alecto, a tu proszę, kie bazyliszka. Ale teraz będziesz miała szansę przedstawić nam pozostałą historię Ginny, tej prawdziwej. Strasznie jestem ciekawa co napisałaś, czy Eddie wrócił z Francji, czy będą ze sobą. *.*
OdpowiedzUsuńA ja synkowi Ginny w moich myślach ubrałam w imię, Remus. Tak symbolicznie i najbardziej mi do niego pasuje. :D
wiesz, ja sama nie wiem, którą z nich wolę bardziej. jak piszę o alternatywnej to wydaje mi się, że to ona jest moją ulubioną, ale kiedy pisałam rozdziały z części "zakończenie" to też mi się dobrze pisało. (wyszło masło maślane, wiem i 100 powtórzeń, też wiem)
Usuńteż myślałam o imieniu Remus :D
Nie zczaiłam motywu kła bazyliszka w kieszeni, ale ok ;p Cieszę się, że alternatywa już się skończyła. Jakoś tak... W pewnych momentach chyba mnie męczyła, choć była ciekawa i zdecydowanie bardziej krwawa.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się w tym rozdziale motyw Harry'ego :D Taki pokrzepiający ale też na swój sposób dziwny, bo przecież... nigdy za sobą jakoś szczególnie nie przepadali. Ale co tam, w końcu to Ginevra jest w głowie Ginny, a nie na odwrót, więc wszystko możliwe!
"szlag" zamiast "szag" :P
aach, rozumiem to dziwne uczucie pustki. Ale przecież masz już dwoje nowych 'dzieci', więc tę pustkę można szybko załatać :D Widzę, że głowę masz pełną pomysłów :D A do Ginevrę zawsze możesz przeczytać w dowolnej chwili.
A tak na marginesie - In Noctem już wcześniej się pojawiło na początku, prawda? :D
no wiem, teraz zauważyłam, że zapomniała go schować. miała go w ręce, a potem nagle znalazła się w kieszeni. cóż, czasem za dużo myślę, a za mało piszę.
Usuńtak, alternatywa mnie też wkurzała. szczególnie, że wymyśliłam sobie pisać w pewnym sensie od pierwszej klasy i do rozdziału 15 było takie trochę lyrdu pirdu o niczym.
już mi trochę lepiej. najgorzej było zaraz po skończeniu epilog. a o nowe dzieci trzeba dbać. jedno już takie trochę starsze ^^
i już sie bałam, ze mam sklerozę, ale In Noctem nie było. może na jakimś szablonie, ale w cytatach na pewno nie. w 1 rozdziale alternatywy było tłumaczenie "For good" z musicalu Wicked.
Piękny rozdział. Ginny wzruszyła mnie tym wyznaniem do swojego synka i listem do Kingsleya. Wiem, że może będe jedną z nielicznych, ale nie wiem czy wolę by była z Eddiem czy Harrym. W końcu tak jakby był przy niej, gdy walczyła z Alecto. No i su.ka nareszcie pokonana ! :) Nie sądziłam, że będzie błagać Ginevrę o litość. No i więc to koniec Alternatywy. Smutno mi bo to oznacza, że zbliżasz się także do zkaończenia całej Ginevry :( Mam nadzieję, że zakończysz opowiadanie dając Ginny szczęście i wspaniałą rodzinę. Z niecierpliwością czekam na nn, ale także z bijącym sercem, bo każdy dzień przybliża nas - czytelników i ciebie autorkę do końca :( Pozdrawiam :****
OdpowiedzUsuńdziękuję. cieszę się, że Ci się spodobało. W sumie po tym rozdziale wiele osób woli Harry'ego. ciekaw zabieg, nie powiem :)
Usuńja już w sumie skończyłam. wszystko mam na dysku i tylko czekam na publikację. Jestem zadowolona z końcówki i mam nadzieję, że wszyscy czytelnicy również będę. Epilogu nie zdradzę. mogę tylko powiedzieć, że nie będzie już napisany z perspektywy Ginny a kogoś innego.
pozdrawiam :)
A więc Ginny wreszcie to zrobiła - zabiła Alecto (przynajmniej w alternatywie), co takie chyba duże szanse na to, że podobnie stanie się też w realnej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńKurczę, koniec alternatywy? Jakoś inaczej sobie to wyobrażałam. no i ciągle mam wrażenie, ze zostają jakieś niedokończone wątki - chociażby Nessi i Eddie, a liczyłam, że poznam motywację ich działań.
A co do imienia dziecka, to w moim myślach nazwę je... Alexander, a zdrobniale Alec - idealne imię dla dziecka Ginny moim zdaniem;)
Teraz mogę być już tylko jeszcze bardziej ciekawa, co zaserwujesz nam w następnym rozdziale. Bo w tym realnym świecie chyba jednak Eddie odegra nieco większą rolę, prawda?
Pozdrawiam;)
w zasadzie Alecto siedzi w Azkabanie więc Ginny jej nie zabije... poza tym dementorzy złożyli pocałunek, więc nie ma już co zabijać.
UsuńEddie i Nessi... chciałam pozostawić tę nutkę tajemnicy.
Alexander, ładne imię, choć Alec kojarzy mi się z Alecto :o
Pozdrawiam!
Cieszę się, że historia zatoczyła koło. Moim zdaniem bardzo dobrze zakończyłaś alternatywę. Było napięcie, emocje i koniec z mocnym akcentem. Brawo ^^
OdpowiedzUsuńGinny wykazała się odwagą, poświęcając swoje życie i bycie z synem dla ratowania świata czarodziejów. Oczywiście wybrała większe dobro, ale pójście samej nad jezioro, zniszczenie horkruksa oraz starcie z Alecto wymagało sporo odwagi.
Wiedziałam, że alternatywa będzie mieć kres z udziałem Carrow(nareszcie ją zabito!). Od tego się zaczęło i od tego się skończy, choć myślałam, że nastąpi to nieco wcześniej. Cieszę się, że pociągnęłaś to dłużej. Żałuję jedynie, że sprawa pomiędzy Ginny, a Eddi'm nie została wyjaśniona. No ale teraz wróci do rzeczywistości, gdzie może jeszcze popracować nad swoim uczuciem. Jak to napisałaś, Ginny ,,umiera, aby powrócić do życia''.
Podobały mi się też te wstawki z myślami poległych bohaterów. Syriusza, Freda, Galindy, drugiej Ginny oraz Harry'ego. Zwłaszcza jego. Coś mnie ujęło w scenie, gdy dodawał dziewczynie otuchy. Jak prawdziwy przyjaciel.
No cóż, teraz czeka nas rzeczywistość, w której mam nadzieję, że sprawy potoczą się nieco korzystniej.
Dziękuje, że napisałaś alternatywę, śledzenie losów drugiej Ginevry było bardzo ciekawe i skłoniło czytelników do kilku refleksji ^^
dziękuję bardzo, bardzo. a jak mogłoby być inaczej? poświęcenie jest piękne, prawda? poświęcenie to największa odwaga.
UsuńGinny i Eddie... och... to nawet dla mnie do końca było skomplikowane.
Korzystniej w rzeczywistości? yyyy... to dość skomplikowane.
Szkoda że to już koniec.
OdpowiedzUsuńWciąz nie mogę w to uwierzyyć i wciąż mam wiele pytań i chyba zbyt wiele.
Szkoda że nie wyjaśniłaś nic z Ginn i Eddiem.
Sądziłam jednak, że jest im pisane szczęśliwe zaskoczenie ale chyba tego się spodziewałam.
wspaniale że nie była sama i ta sytuacja z Alecto.
Cała walka z nią niemal trzymała w napięciu.
To było naprawdę piękne.
W ogóle sam rozdział taki niesamowity i taki dojrzały.
naprawdę bardzo ale to bardzo mi sie podobało mimo tego że wciąż pozostało zbyt wiele pytań a jednak tak jest dobrze.
nie spodziewałam się tylko że Ginny również odda życie ale zrobiła to w słusznej sprawie.
jej ofiara uratowała świat czarodziejów takie już sa moje domysły.
I nie wiem co by tu jeszcze napisać.
wydaje mi się że cały mój komentarz jest bez sensu ale jestem poruszona i to bardzo.
będę śledzić losy Twojego drugiego bloga i może skupie sie na opowiadaniu o Ginny i Draco.
W każdym razie o mnie jeszcze usłyszysz a więc nie mówię żegnaj tylko do zobaczenia, bo chociaż to koniec "Alternatywy" Twoja przygoda z pisaniem wciąż trwa a ja kocham czytać Twoje historie;)
pozdrawiam serdecznie i dziękuje za wspaniałą historię Ginewry;*
nie, to dopiero koniec alternatywy. przed nami jeszcze pięć dłuuugich rozdziałów i tam wszystko co dotyczy rzeczywistości zostanie wyjaśnione.
UsuńGinny musiała się poświęcić. inaczej się nie dało. taki los był jej pisany od samego początku...
aj już myślałam że tak bez wyjaśnienia nas zostawisz.
Usuńw takim razie czekam niecierpliwie na to co pokażesz dalej.
Niesamowity koniec. Akcja, napięcie, niepewność.
OdpowiedzUsuńWzruszające pożegnanie Ginny z synkiem. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie nadała mu imienia. Po protu nie mogła się zdecydować? Jakoś ta hipoteza do mnie nie przemawia.
No i rozpoczyna się akcja. Właściwie od momentu wejścia Ginny do jeziora, wszystko dzieje się tak szybko. Medalion, kieł i nagle znikąd pojawia się Alecto. Wiadomo, że teraz będzie to ostateczna walka.
Najbardziej jednak poruszyły mnie głosy zmarłych. Nie wiem, to było takie niesamowite. W każdym z nich zawarta była kwintesencja tego bohatera. Najbardziej za serce chwycił mnie Harry. Tym co mówił, jak dodawał Ginny otuchy.
Wiedziałam, że Ginny zabije Alecto. No jak mogłoby być inaczej? Happy end musi być! Czy dobrze zrozumiałam, Ginny zabił kieł w jej kieszeni? O ironio.
Sądzę, że wyszło Ci to po mistrzowsku. Wszystko kończy się tak, jak się zaczęło. Ginny umiera, by narodzić się na nowo.
Co jeszcze mogę powiedzieć? Szkoda, że alternatywa dobiegła końca. Lubiłam tą Ginny, cieszyłam się z obecności Nessi, ale wszystko kiedyś się kończy.
Dobrze, że masz jeszcze te pięć rozdziałów, bo coś czuję, że przebudzenie Ginny, będzie bardzo ciekawe ^^
dziękuję. miałam wielką nadzieję, ze ten rozdziął mi wyjdzie. jednak w głowie i na filmie łatwiej to wszystko pokazać niż opisać w opowiadaniu. Choć zapach herbaty na dużym ekranie by nie był wyczuwalny :P
UsuńGinny nie dała mu imienia z jednej prostej przyczyny. miałą o tym wspomnieć w liście, ale zapomniałam. wiedziała, że to nie ona będzie go wychowywać i chciała, aby imię wybrała jego nowa rodzina.
tak, Ginny zabił kieł. długo się zastanawiałam czy jest to możliwe. nawet raz włożyłam sobie patyk do kieszeni i udawałam, ze się przewracam. zabolało i się złamał więc uznałam, że kieł mógł się bić w biodro szczególnie, ze nie był to byle jaki kieł.
mi osobiście przebudzenie i to co dzieje się dalej cholernie się podoba :D
Na Ginevrze najbardziej śmieszy mnie to, że zarówno obie dziewczyny proszą o drugą szansę od losu i dobrze, że Ginny z rzeczywistości nie chce już być Ginny Lupin, bo tak nawiasem mówiąc, to tej drugiej wiedzie się znacznie gorzej. Straciła rękę, urodziła syna, jej najlepsza przyjaciółka uciekła z jej facetem, tylko Harry wciąż był przy niej. Tylko Harry. Mam nadzieję, że wybierze właśnie jego. Po wojnie jej przecież nie skrzywdził, a Eddie? Choć na początku był kochany, to teraz znienawidziłam go z całego serca. Jest na mojej czarnej liście. Eddie odszedł od Ginny w rzeczywistości i w alternatywie. Harry natomiast cały czas przy niej trwał, choć Lupin traktował naprawdę oschle.
OdpowiedzUsuńI zabiłaś Alecto! Zabiłaś Alecto! I nie wiem czy dobrze zrozumiałam... Ginny zniszczyła ten medalion czy nie? W tym rozdziale, dało poczuć się klimat wojny i strachu. Wszystkie chwile, zawarte w tej jednej... aż mi się przypomniało... czuję jednak pewien niedosyt. Mianowicie - Elisabeth, poświęciłaś tyle notek na relacje Ginny z Remusem, mogłabyś np. stworzyć taki bonus, wspomnienie jej matki.
A synek Ginny ma mieć na imię Flynn, to takie piękne, rzadkie imię i osobiście je uwielbiam. A na drugie, hmmm. może Remus? Flynn Remus Lupin. Brzmi idealnie, prawda?
Wiesz, chyba nie przeżyłabym gdyby to był koniec Ginevry, miło, że czeka nas jeszcze parę rozdziałów ^^ A później będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Pozdrawiam!
dokładnie tak. Ginny w alternatywie ma przekichane że hej! została w pewnym sensie całkiem sama. A Harry sam mi się wcisnął. nawet nie zauważyłam, jak zaczął mówić. bo ja już tak mam. wpadam w trans kiedy piszę i czasem jestem zadziwiona że coś takiego wyszło spod mojej łapki.
Usuńyes, Ginny zniszczyła medalion.
Elisabet faktycznie została rzucona na dalszy plan. będzie jeszcze wspomniana za dwa rozdziały ale bonus to może nie głupi pomysł ale niezbyt wiem o czym. w sumie Lizawieta w jednym z rozdziałów opowiedziała jej całą historię, a o tym jakie relacje łączyły ją z Ginny wspomniała w liście pożegnalnym, który był w rzeczach Severusa.
Zgadzam się Flynn Remus Lupin. Pięknie :D
Niesamowicie zakończyłaś alternatywę. Tak się wciągnęłam, że aż mi było przykro, że nie ma już więcej, gdy doszłam do końca. Ciarki przeszły mi po plecach, kiedy Ginny weszła do tej wody. Nie dość, że dzisiaj zamarzłam do szpiku, latając po tych Katowicach, to jeszcze dałaś mi dawkę tym fragmentem, nie ma co;p Akcja walki z Alecto brawurowa, "pięknie" opisana. Normalnie zazdroszczę Ci, że tak to wszystko ładnie ujęłaś. Najbardziej to podobały mi się te ciche głosiki osób, które dodawały jej otuchy. Aż dziwiłam się, że pojawił się Harry, bardzo mocno jej pomógł:)
OdpowiedzUsuńWszystko bardzo pięknie i oczywiście czekam na newsa, cieszę się, że jeszcze to nie koniec i pojawi się jeszcze pięć notek i epilog:) A co do imienia... hymmm, wiem, że imię jej ojca powinno być. Remus to bardzo fajne i nieskazitelne imię^^
Całuję i pozdrawiam cieplutko:*
to było dobre zakończenie. Ginny miała cały czas wybór, musiała dojrzeć, by go podjąć. wiedziała to już wtedy, gdy szła zniszczyć medalion. Wraca do siebie, tylko pytanie - czyu będzie pamiętać to wszystko? wolałabym, żeby tak było. myślę, że to była dobra lekcja życia. Jak wiele alterantyw byłoby równie prawdopodobnych, a czy chciałpoby się z nich skorzystać? Podziwiam Cię za wytrwałość prowadzenia tego bloga...
OdpowiedzUsuńTak od początku wyobrażałam sobie zakończenie alternatywy. W sensie, że Ginny będzie umierać przy Alecto. Choć przyznam się bez bicia, że wydawało mi się bardziej, że Alecto zabije Ginny, a sama przeżyje, nie że umrą obydwie. Więc udało Ci się mnie miło zaskoczyć.
OdpowiedzUsuńPodziwiam odwagę Ginny i jestem pod wrażeniem jej pogodzenia się z własnym losem. Tak jak nie przepadałam za nią przez większość Alternatywy (czyżby syndrom głównej bohaterki? xD), tak teraz naprawdę poczułam do niej sympatię.
List do Kingsleya bardzo mi się podobał. Dało się odczuć, że jest taki prawdziwy, płynący z samego serca. Czytałam go z wielką przyjemnością.
Hah, fajne rozwiązanie, żeby nie nadawać imienia synowi Ginny. Hm, w mojej głowie będzie on... Remusem. Albo ewentualnie Harrym ;)
A, i muszę się Ci jeszcze przyznać bez bicia, że rzeczywiście ani trochę nie pamiętałam o tym medalionie, że zabrała go Ginny. Skleroza nie boli ^ ^
Szablon bardzo mi się podoba, ma świetne kolory i wgl wydaje mi się naprawdę oryginalny.
Co tu dużo mówić - zakończenie alternatywy świetne, cieszę się,że udało Ci się dojść do końca i gratuluję Ci tego z całego serca. Jestem tylko ciekawa, co dalej. Czy Ginny będzie cierpiała na amnestię po przebudzeniu? I w jakich okolicznościach się przebudzi? Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału ^ ^
Całuję,
Leszczyna
To wszystko było takie... Alternatywne, no. To chyba najlepsze słowo. Czytałam ten rozdział i czułam emocje Ginny, pogodzenia się z losem, strach, odwagę, zrozumienia tego wszystkiego. A teraz, kiedy to wszystko się skończyło, dziwnie się czuję. Sigh, będzie mi brakowało Alternatywy, to na pewno. Ale cieszę się, że Alecto zginęło, bo przecież na to zasłużyła. Przy czytaniu listu do Kingsley'a miała gulę w gardle, przyznaję. Ten facet był dla niej jak drugi ojciec, a teraz musiał ją stracić. Co prawda nie do końca, bo to tylko Ginny w umyśle prawdziwej Ginny, no ale.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, co będzie po przebudzeniu się Ginny. Pięć rozdziałów i epilog, tak? Wielkimi krokami zbliżamy się do końca. Nie powiem, smutno mi z tego powodu. Bardzo, bardzo smutno.
Pozdrawiam i, hm, życzę weny na pozostałe opowiadania. :)
No i masz, zapomniałam poprosić. Elfabo, gdybyś znalazła trochę czasu i weny, zrobiłabyś dla mnie szablon? Proszę na kolanach. <3
UsuńOj, dziękuję! :D W szablonie mam Rachel/Leę, w bohaterach Jennifer Lawrence, bo wygląd Ginnifer waha się między nimi. A jeśli możesz, to na szablonie umieść Jennifer Lawrence (ale w blond włosach) i Dianę Agron.
OdpowiedzUsuńSmutno mi się zrobiło. Elfabo, czy ja kiedyś Ci mówiłam że kocham jak tak piszesz? Dobra nie będę marudzić , czekam na następne 5 i epirolog.
OdpowiedzUsuńI koniec alternatywy.. koniec opowiadania, które czytałam przez wiele miesięcy.. zżyłam się ze wszystkimi bohaterami.. ciężko mi jest ich opuszczać.. ciekawe, czy w rzeczywistości ginny będzie pamiętała op przeżyciach w alternatywie.
OdpowiedzUsuń