piątek, 16 listopada 2012

102 Rozdział: Historia domu przy Spinner's End

Nieważne kto przegra, lecz kto jest sam.
Ania Dąbrowska

Następnego dnia wyszło słońce. Jego długie promienie wpadały do mojego małego pokoju, tworząc ciekawe mozaiki na drewnianej podłodze. Kałuże na podwórzu zaczęły wysychać, a błoto zmieniało się w zwyczajny piach o sypkiej konsystencji. Mogłam bez obaw założyć koszulkę z krótkim rękawem i nie bałam się, że zmarznę. Wierzyłam, że teraz już będzie tylko lepiej.
Wychyliłam głowę z pokoju i zeszłam po schodach do kuchni. O dziwo, było tam pusto. Spojrzałam na zegarek. Nie wskazywał nawet szóstej. Odetchnęłam głośno.
Znudzona przeszłam się kilka razy wokół kuchennego stołu, przegryzłam jakąś starą bułkę i nalałam sobie soku. Na krześle usiadłam dosłownie na chwilę, nie mogłam znaleźć sobie miejsca. I nagle przyszła mi do głowy szalona myśl, ekstremalna i trochę ryzykowna, ale tylko w ten sposób mogłam dowiedzieć się prawdy.
Rzuciłam kawałek pieczywa na kuchenny blat i chwyciłam kurtkę, wiszącą na wieszaku obok drzwi wyjściowych. Wybiegłam na podwórze, omal nie wywracając się na mokrym piachu i popędziłam przed siebie. Kilkanaście metrów od Nory teleportowałam się pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna.
Wylądowałam chwiejnie obok zaśmieconej rzeki. Nad jej taflą sunęła gęsta mgła. Przez korony drzew przebijały się nikłe promienie słońca, oświetlając papierki i szkło pływające nad powierzchnią wody. Jej nieprzyjemny zapach przypominał mi obrośnięte glonami jezioro.
Rozejrzałam się niechętnie po okolicy. Cisza. Nie dostrzegłam żadnej żywej duszy. Nie dochodził tutaj nawet wiatr. Liście pozostały nietknięte i nieporuszone.
Ruszyłam przed siebie. Wspięłam się na szczyt skarpy, gdzie szare, żelazne ogrodzenie oddzielało rzekę od wąskiej brukowanej uliczki. Nie zatrzymałam się. Szłam wzdłuż długich rzędów zrujnowanych, ceglanych domów o pustych ciemnych oknach. Minęłam doskonale znaną mi tabliczkę Spinner's End.
Zabudowania zaczęły się przerzedzać. Szłam tą drogą dwa razy w życiu, w dwóch życiach. Obserwowałam podziurawiony chodnik i połataną asfaltową drogę. Wszystkie budynki wyglądały tak jak wtedy, kiedy zabrali mnie z wesela Billa i Fleur. Odrapane tynki, niepograbione liście, wyschnięte kwiaty. Tłumów nie było. Dostrzegłam tylko jakiegoś faceta spieszącego na przystanek autobusowy i staruszkę idącą z siatkami do domu.
Czas dłużył się w nieskończoność, aż w końcu udało mi się dotrzeć do domu, który dawno, dawno temu pomalowany był na bordowo. Teraz ściany pokrywały różnego rodzaju plamy, a tynk łuszczył się jak skóra węża na wiosnę. Werandę porastał kolczasty bluszcz. Nic się nie zmieniło...
Do starych drzwi prowadziła błotnista alejka. W dwóch susach pokonałam kilkumetrową odległość i wytrzepałam trampki na wypłowiałej wycieraczce. Zapukałam głośno, mając nadzieję zastać lokatora w domu.
Po chwili usłyszałam kroki, były coraz bliżej. Ktoś przekręcił klucz w zamku i z głośnym skrzypnięciem uchylił drzwi. W szparze zobaczyłam znaną mi twarz. Brązowe włosy mężczyzny opadały na równie ciemne oczy. Ziewnął głośno i poprawił jedyną rzecz, jaką miał na sobie – czerwone bokserki w jakieś bliżej niezidentyfikowane robale. Przyłapałam się na tym, że gapię się na nie stosunkowo zbyt długo. Speszona podniosłam wzrok na jego obrośniętą kilkudniowym zarostem twarz.
- Cześć – przywitałam się głupio. - Pamiętasz mnie?
- Lurlina? - zapytał, a moich nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach alkoholu.
- Nie, nie jestem Lurlina. Spotkaliśmy się jakiś rok temu nad rzeką. Dałam ci wisiorek, który należał do rodziny Snape'ów – rzekłam szybko, mając nadzieję, że coś zaświta w jego głowie. Mężczyzna podrapał się po nosie, a ja czekałam cierpliwie.
- Ach tak, pamiętam – oświadczył po chwili, a mi kamień spadł z serca. - Jesteś córką jednego z nauczycieli Hogwartu, tylko nie powiedziałaś mi kogo. I to przez ciebie dwa tygodnie po naszym spotkaniu mój drogi Eddie złożył mi wizytę i prawie mnie zabił, próbując odebrać medalion. Podobno byłaś w szpitalu...
- To prawda. Pozwolisz mi wejść do środka, czy będziemy rozmawiać w drzwiach? - zapytałam, robiąc krok do przodu.
- Pozwolę ci wejść do środka, jeśli wrócisz tutaj o jakiejś przyzwoitej porze – oświadczył. Już chciał zamknąć drzwi, jednak ja byłam szybsza. Wsunęłam stopę między framugę.
- Chcę rozmawiać teraz, Eustace – oznajmiłam z pewnością siebie.
- Przedstawiłem ci się kiedyś?
- To nieważne. Posłuchaj. Nazywam się Ginevra Lupin... Weasley... nieważne. Jestem córką Remusa Lupina, który uczył cię obrony przed czarną magią w klasie sumowej, pamiętasz? To dzięki niemu dostałeś tak wysoką ocenę.
- Chyba brałaś coś gorszego ode mnie. Jestem kiepski z obrony. Na sumach miałem z niej nędzniaka. Wpuszczę cię do środka, jeśli podzielisz się swoim towarem, mała.
Odsunął się nieznacznie, robiąc mi miejsce. Przedsionek był schludny. Dostrzegłam w nim tylko jedną kurtkę, tę samą co wtedy, i drewnianą szafkę na buty. Bez zaproszenia wtargnęłam do salonu. Był czysty. Nie mogłam dopatrzeć się nawet najmniejszych pyłów kurzu. Ściany oklejone były staromodną, kremową tapetą w czerwone kwiatki, natomiast na wyłożonej parkietem podłodze spoczywał cienki, wytarty już dywan w orientalne wzory. W pomieszczeniu znajdowało się tylko jedno okno z widokiem na opustoszałą ulicę. Powiewała w nim biała, wykrochmalona firanka.
- Czysto tutaj – stwierdziłam niezbyt grzecznie.
- Mama posprzątała – odpowiedział. - Ale nie martw się. Nie wróci przed wieczorem. Mamy cały dzień, aby pić, ćpać, palić i uprawiać seks.
- Super – mruknęłam, po czym wypatrzyłam ten sam fotel, na którym miałam już przyjemność siedzieć. Zapadłam się w nim bez zaproszenia. Jego ciemna, sztruksowa tapicerka pachniała mieszanką olejków lawendowych i drzewa sandałowego.
- Czy mógłbyś się ubrać? - spytałam Eustace, kiedy postawił na stole dwie butelki jakiegoś podejrzanego trunku bez etykietki i rozsiadł się na kanapie.
- Po co? Myślałem, że to ty powinnaś się rozebrać...
Westchnęłam głośno, zastanawiając się, jak powinnam dobrać słowa, aby go nie urazić i nie sprowokować. Wygięłam knykcie i wyprostowałam się jak struna. Chciałam spojrzeć mu prosto w oczy, jednak ciężko było mi nadążyć za jego rozbieganym spojrzeniem.
- Zdrowie Lurliny – rzekł po chwili, chwytając alkohol i upijając spory łyk. Uznając, że tak będzie najwygodniej, poszłam w jego ślady. Napój był obrzydliwy. Śmierdział siarką. Siorbnęłam odrobinę i omal nie zwymiotowałam, kiedy poczułam, jak rozchodzi się po przełyku.
- Kim jest Lurlina? - spytałam cicho.
- Raczej: kim była Lurlina – poprawił mnie, kiwając ostrzegawczo palcem. - Lur była charłaczką, bardzo podobną do ciebie. Miała długie, rude włosy i piegi. Według relacji Eddiego znajdowały się one na całym ciele. Pośladkach też. Co prawda, on twierdzi, że nigdy nie uprawiał z nią seksu, a wie to, bo kilka razy zmuszony był udzielić jej pomocy medycznej. Ja tam mu nie wierzyłem... Fleur też nie.
Otworzyłam szerzej oczy, a moja szczęka opadła na podłogę. Nie miałam ochoty jej zbierać. Po co, skoro za chwilę znów by się rozsypała. Stwierdziłam, że najrozsądniej będzie się napić tej obrzydliwości, którą mi zapodał. Szczególnie, że, jak się spodziewałam, historia miała być długa i bogata w szczegóły różnego typu. Spojrzałam na otwarty barek. Stało w nim sporo podobnych butelek. Ucieszyłam się mimowolnie.
- A czy możesz zacząć od początku? - spytałam nieśmiało. - Od momentu, w którym poznałeś Eddiego? To dla mnie bardzo ważne.
- A co dasz mi w zamian? - odpowiedział pytaniem na pytanie, wyciągając spod poduszki ręcznie wykonanego skręta i podając mi go.
- Nie wiem... Ale coś wymyślę, obiecuję, że nie będziesz stratny.
- Ok. Nie krępuj się, zapal. W środku są liście menemangakanu. Mają działanie baaardzo uspakajające. A spokój ci się przyda, oj tak...
- Nie znam takiej rośliny – szepnęłam.
- Chyba nie sądzisz, że uczą o niej w szkole? - Eustace zaśmiał się głośno, biorąc do ust swojego skręta. Niechętnie poszłam w jego ślady, czując, że blisko mi do ponownego spotkania z uzdrowicielami. Ta wybuchowa mieszanka nie miała szans na dłuższą metę. Trudno. Raz się żyje.
Zapaliłam. Dym drażnił moje płuca. Zakaszlałam głośno, a mężczyzna śmiał się dalej. Opanował się dopiero po kilku minutach, po czym zaczął opowiadać historię człowieka, którego kiedyś bardzo kochałam, człowieka, który w co drugim słowie karmił mnie kłamstwami. Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie spodziewałam się takiej mrocznej przeszłości...

Eustace poznał Eddiego na początku lipca. Był to wyjątkowo deszczowy dzień. Chłopak udał się do sklepu z nadzieja, że uda mu się coś wynieść. Nowa, młoda ekspedientka codziennie między dwunastą a pierwszą robiła sobie przerwę i zamykała się na zapleczu z ochroniarzem. Kradzież była prostsza niż mogłoby się wydawać...
Już sięgał po puszkę najdroższej kukurydzy, kiedy nagle wpadł w niego wysoki, przystojny facet o dziwnych, zielonych oczach. Rzucił coś w obcym języku, a potem się przedstawił. Powiedział, że nazywa się Eddie Snape. Eustace śmiał się jak opętany. Był pewien, że to, co usłyszał było tylko zbieżnością nazwisk. Nie wiedział, jak bardzo się pomylił.
Eddie był wściekły. Pchnął go na regał z czekoladami, a potem prawie udusił. Puścił go dopiero po chwili, kiedy zebrał się dość spory tłum gapiów.
Eustace długo myślał nad tym, co się wydarzyło. Miał wyrzuty sumienia. Postanowił jakoś udobruchać syna znienawidzonego nauczyciela i załatwił wejściówkę do prestiżowego klubu w Londynie. Liczył, że w ten sposób uda im się nawiązać choćby cienką nić porozumienia. W sumie chyba mu się to udało.
Umówili się następnego dnia o osiemnastej. Przemierzali wąskie uliczki na przedmieściach stolicy Anglii. Eustace znał doskonale drogę. Był stałym gościem wszelkich klubów, twierdził, że gdyby nie one, jego życie byłoby wyjątkowo nudne.
I wtedy znaleźli Lurlinę. Leżała nieprzytomna na zmoczonym kartonie, przykryta sfilcowanym, podartym kocem. Nad jej ciałem unosił się nieprzyjemny zapach potu, zepsutego jedzenia i brudu. Oddech miała świszczący i przyspieszony. We śnie rzucała się na boki, a co kilka chwil zanosiła się okropnym, suchym kaszlem. Albo śnił jej się koszmar, albo trawiła ją okropna grypa lub co gorsza zapalenie płuc.
Była młoda. Mogła mieć nie więcej niż czternaście lat. Prawdopodobnie uchodziłaby za ładną, gdyby nie tłuste włosy okalające zapadłą, wychudzoną twarz i ropiejący trądzik pokrywający zaczerwienioną skórę.
Eddie nie mógł jej zostawić. Od września miał zacząć kursy na uzdrowiciela, a pozostawienie tej dziewczyny na brukowanej ulicy byłoby wyjątkowo niehumanitarne. Zabrał ją do siebie i zaczął zabawę w pielęgniarza.
Był to jeden z jego najgłupszych pomysłów. Nie miał zbyt dużego pojęcia o medycynie. Dziewczyna miała wysoką gorączkę, wymiotowała, omdlewała, była wychudzona, odwodniona, na jej skórze można było dopatrzeć się całej gamy zmian chorobowych.
Następnego dnia poprosił Fleur o pomoc. Kobieta była wściekła, że zachował się tak nieodpowiedzialnie. Twierdziła, że powinien od razu zabrać ją do szpitala. Jednak Eddie był uparty, obiecał sobie, że nie odpuści dopóki nie pozna prawdy o dziewczynie.
Lurlina zaczęła dochodzić do siebie. Zaczęła też więcej mówić. Najpierw wyznała mu, że jest chrłaczką pochodzącą z dość dobrze usytuowanej rodziny czarodziejów czystej krwi. Nienawidzili jej. Traktowali ją jak śmiecia od czasu, kiedy dowiedzieli się, że nie posiada talentu magicznego. Nie nauczyli jej pisać, czytać czy liczyć. Eddie traktował ją bardzo poważnie. Poświęcał jej mnóstwo czasu, zaniedbując w ten sposób przyjaciół. Próbował jej jakoś pomóc, podbudować jej samoocenę jako kobiety.
Jej obecność w domu przy Spinner's End była tajemnicą. Za każdym razem, kiedy miał przyjechać Severus Snape, dziewczyna była odsyłana do Eustacego. To tam przeczekiwała kilka dni. Oczywiście każdy wiedział, że Mistrza Eliksirów nie da się długo oszukiwać. Już w grudniu odkrył obecność Lur w swoim domostwie.
Z jednej strony był wściekły na syna, lecz z drugiej wierzył, że chłopak jest na tyle dojrzały, że nie zrobi nic głupiego. Niestety pomylił się.
Lurlina cierpiała. Przebywanie w domu czarodziejów sprawiało, że miała ochotę płakać nad sobą. Do tego bardzo często chorowała. Miała bardzo osłabiony system odpornościowy po tak długim czasie spędzonym na ulicy. Krwotoki z nosa stały się codziennością...
Eddie miał plan. Zaczął przeglądać książki swojego ojca. Warzył dziwne wywary i był święcie przekonany, że czarną magią można osiągnąć wszystko.
Eustace i Fleur próbowali przemówić mu do rozsądku. Błagali, aby przestał, jednak on nie słuchał. Fascynacja narastała z każdym dniem, z każdą chwilą. Zatracał się w zakazanych eksperymentach i trwonił czas i pieniądze w poszukiwaniu trudno dostępnych roślin i składników eliksirów.
Lurlina nie rozumiała, co się dzieje. Ufała mu całym sercem. Piła wszystko, co jej podał, pozwalała mu wstrzykiwać każdą substancję, która była zbyt niebezpieczna, aby wlewać ją do przewodu pokarmowego. Jednak było coraz gorzej.
Jej ciało się zmieniało. Skóra stawała się prawie przezroczysta, pękała, tworząc ciężko gojące się rany. Zakrwawione oczy ledwo widziały, a piękne, rude włosy wypadały całymi garściami. Lurlina umierała. Kości łamały się przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu, nie była w stanie się ruszać, nie była w stanie samodzielnie funkcjonować.
Jednak fascynacja Eddiego nie ustępowała. Patrzył, a nie widział. Fleur odwróciła się od niego jako pierwsza. Przyrzekła sobie, że nie będzie mieć z nim nic do czynienia. Zastanawiała się, jak to się stało, że ktoś tak zdolny i inteligentny dał się tak omamić.
Eustace za wszelką cenę chciał jakoś pomóc. Cały czas próbował przemówić mu do rozsądku. Jednak pewnego dnia Eddie nie wytrzymał. Powiedział mu, co o nim myśli. Obraził go bardzo dotkliwie, poruszając najdelikatniejsze struny. Chłopak się załamał. Osunął się w cień i popadł w nałóg. Pił bez opamiętania.
Później było tylko gorzej. Śmierciożercy zaczęli się interesować młodym Snape'em. Uznali, że taki talent i wiedza w zakresie czarnej magii może im się przydać. I wtedy prawda wyszła na jaw. Snape dowiedział się o eksperymentach, jakie przeprowadza jego syn. Wrócił do domu, a to, co tam zastał nawet jego wytrąciło z równowagi.
Lur była w opłakanym stanie. Prawie łysa, z cienką, przezroczystą skórą, niezdolna ruszyć żadną kończyną. Nie mogła mówić. Wypadły jej prawie wszystkie zęby, a napuchnięte dziąsła i język krwawiły prawie cały czas. Dusiła się własną krwią.
Eddie próbował się tłumaczyć. Uważał, że robił to dla jej dobra. Chciał, aby była taka jak czarodzieje – obdarzona magiczną mocą. Wmawiał sobie, że to tylko stan przejściowy, że niedługo będzie lepiej.
Mylił się...
Mistrz Eliksirów robił co mógł, jednak nie był w stanie uratować dziewczyny. Jej krew była skażona, nie pamiętała już swojego imienia, pochodzenia i jak znalazła się w tym koszmarze. Straciła wzrok, potem słuch, a dwa tygodnie później, w środku nocy – zmarła.
Eddie nie chciał nikogo widzieć. Zamknął się w swoim pokoju i popadł w stan kompletnej agonii. Próbował się zabić, wypijając śmiertelną dawkę trucizny, jednak Snape w porę zareagował.
A potem wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej. Nadeszły wakacje, Dumbledore zginął, a Snape przyjął jego pozycję w Hogwarcie. Nastały bardzo złe czasy. Eddiemu ledwo udało się skończyć drugi rok kursów na uzdrowiciela, ale trzeciego już nie rozpoczął. Ojciec dał mu posadę w szkole, aby cały czas mieć na niego oko. Na początku chciał, aby pomagał w skrzydle szpitalnym, jednak to, co wydarzyło się z Lurliną sprawiło, że stracił do niego resztki zaufania. Nakazał mu segregować książki w bibliotece i zapomnianych pomieszczeniach. Na początku nawet to wydawało się być nieodpowiednim zajęciem, jednak szybko zrozumiał, że musi dać mu chociaż szansę.

Eustace zakończył swoją opowieść, odkładając na stół trzecią, pustą butelkę po mocnym, podejrzanym trunku. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko, zaciągając się swoim skrętem. A ja nie wiedziałam, jak to skomentować. Siedziałam z szeroko otwartą buzią, wlewając w siebie coraz więcej alkoholu. Wszystko było tak dziwne, że aż śmieszne. Próbowałam się opanować, jednak histeryczny chichot wyrwał się niespodziewanie z mojej piersi. Z oczu pociekł mi łzy.
- Co cię tak bawi? - zapytał Eustace. - Lurlina nie zasłużyła sobie na taki los!
- Nie, oczywiście, że nie. Z siebie się śmieję. Z mojej własnej głupoty.
- Rozumiem... chcesz za to wypić? - zapytał, otwierając kolejne dwie butelki śmierdzącego trunku.
- Pewnie – rzekłam, wypijając połowę jej zawartości jednym pociągnięciem. Świat zaczął się kręcić, wszystko stało się diabelską karuzelą. - Ale z drugiej strony – kontynuowałam - w tej drugiej rzeczywistości nie mogliście mieć tak zjebanego życia. Byleś razem z Eddiem na weselu Fleur i mojego brata...
- Twojego brata? Przecież mówiłaś, że jesteś córką Lupina. Zresztą nieważne... Co dostanę za to, że ci się zwierzyłem?
- A co byś chciał? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wstając z fotela.
Zrobiłam niepewny krok do przodu, po czym zwaliłam się na kanapę obok mężczyzny. Znów wybuchłam śmiechem. Eustacemu najwyraźniej udzielił się mój dobry nastrój. Nie do końca wiedząc, co robię, wdrapałam się na niego i usiadłam okrakiem na kolanach. Przysunęłam się bliżej tak, aby przez cienkie legginsy czuć jego nabrzmiałą męskość.
- Przechodzimy do ostatniego punktu zabawy? - zapytał, wydychając mi w twarz śmierdzący odór alkoholu.
- Skoro ci na tym zależy – jęknęłam.
Nie panowałam nad sobą. Moje ciało stało się dla mnie zupełnie obcym miejscem. Mężczyzna jednym ruchem zdjął ze mnie luźną koszulkę i przez chwilę delektował się widokiem moich piersi ukrytych w zielonym, bawełnianym staniku.
Poczułam, jak jedną rękę wplata w moje włosy, rozpuszczając luźnego koka i pozwalając niesfornym kosmykom opaść na chude ramiona. Natomiast drugą wsunął w moje majtki. Uniosłam się delikatnie, czując jego zachłanne pieszczoty.
- Jeśli chodzi o kobiety, to Eddie zawsze miał dobry gust – wyszeptał mi do ucha.
Nasze usta zaczęły błądzić po omacku, szukając się wzajemnie. Spijaliśmy z nich odór siarki, palonego zioła, a także ból, łzy i grzechy przeszłości. Podniecenie i pożądanie narastało we mnie z każdą chwilą. Jęczałam i wierciłam się na jego kolanach. Uczucie to nie było mi obce, jednak nie doświadczałam go od tak dawna... tęskniłam za nim.
Poczułam, jak Eustace unosi moje ciało. Oplotłam nogi wokół jego bioder, a palce zacisnęłam na lekko przetłuszczonych włosach. Bez ostrzeżenia rzucił mnie na kanapę. I to był błąd. W jednej chwili mój żołądek fiknął koziołka, a tępy ból w skroniach narastał, rozpalając ogień w moim mózgu.
- Stój! - wrzasnęłam, kiedy zsunął moje legginsy. Cofnęłam się mechanicznie, zwijając ciało w kłębek. Zadrżałam, a on, nic nie rozumiejąc, popatrzył na mnie głodnym wzrokiem.
Zakaszlałam. Nawet nie wiem, kiedy z moich ust pociekły stróżki wymiocin. Zaczęłam się dławić.
Eustace się opanował i udało mu się zachować zimną krew do samego końca... O dziwo, wiedział, jak postępować z takimi wrakami...
* * *
No. Czyli mamy mój ulubiony rozdział. Normalnie, kiedy go pisałam wpadłam w jakiś dziwny trans. Wiem, że może wywołać różne, mieszane uczucia i po części mam ochotę na podzielane zdanie. 
Historia opowiadana przez Eustacego to wielki skrót tego, co miało być na Here we goNo może lekko wzbogacone o drastyczne opisy :P
----------------------------------------------------

20 komentarzy:

  1. kleszczyki <3 <3 <3
    Eduarduś pozdrawia i dziś śpi u mnie [tu słit macha raciczką]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, jasne... widzę, że posyła mi pocałunki.
      a Ginny jest głupia, bo nie zna sie na robaczkach i nie poznała, że to kleszcze.......

      Usuń
    2. dlatego nigdy jej nie lubiłam
      łe, mogłam w nawiasie dopisek od bety zrobić

      Usuń
    3. mogłaś... ech, jak mogłaś nie lubić mojej Ginny? Nie odzywam się.

      Usuń
    4. to nie :P w poniedziałek nie sprawdzę ci notki
      i pamiętaj, że babcia chce sagę

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och Elfabo! Tylko mi nie mów, że Ginevra znowu jest w ciąży! Bo jeśli tak, to umarłam na zawał dwa razy :D No nie! Jak ja się stęskniłam za tą starą Ginny, która podrywała każdego faceta jakiego spotkała :D I w sumie wykorzystam w tej wypowiedzi twoje porównanie z poprzedniego rozdziału, że Lupinówna wolała być szarą myszką, a Weasley być na przedzie. Mimo wszystko będę tęsknić za tą drugą, ponieważ rozczulała mnie jej miłość jaką darzyła swojego ojca. Widać, że ta Ginny jest bardzo rozdarta. Chyba pragnie za wszelką cenę zapomnieć o tym, że została wychowana przez Artura i Molly i powrócić do lat, które spędzała tylko z Remusem.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja cię... Zupełnie nie spodziewałam się, że Eddie może zrobić coś takiego. No cóż. Opisy Lurliny niesamowicie realistyczne i straszne, to prawda. Wiedziałam, że młody Snape miał pociąg do czarnej magii, ale nie miałam pojęcia, że aż tak nim zawładnęła. Gdy zaczęłam czytać Here We Go, byłam pewna, że będzie to historia miłoscna Eddie'ego i Lurliny i ze względu na podobieństwo Ginny do dziewczyny zwrócił na młodą Weasley uwagę. Kompletnie się tego nie spodziewałam. To... To było okropne. Zdziwiło mnie też to, że Fleur nie chciała pomóc tej biednej dziewczynie. Mogła odwrócić się od Eddie'go, ale... No cóż ja bym za wszelką cenę chciała ją wydostać z domu przy Spinner's End i różnymi bezpiecznymi sposobami przywrócić do dobrego stanu. Ajć, biedna dziewczyna, oj biedna, Tak zauwała Eddie'emu, a on przyczynił się do jej śmierco. Gdy pracował w bibliotece nie wydawał mi się załamany, czy opętany czraną magią, no cóż pozory mogą myślić, choć to było już po śmierci Lur. Nie sądziłam, że Eusatce taki będzie o.O No, no, no. Tym rozdziałem nieźle mnie zaskoczyłaś. No i Ginny chcąca iść z takim hm... zaniedbanych mężczyzną do łóżka. Nie spodziewałam się tego. No cóż, Elfabo biję ci pokłony. Potrafisz zaskoczyć czytelnika. Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm... Jedno słowo na określenie całości? Mocne. Myślałam, że po ciąży Ginny niczym mnie już nie zaskoczysz, ale jednak się pomyliłam. Nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewała. Niby wiedziałam, że Eddie ma jakieś pociągi do czarnej magii, że ma jakąś mroczną tajemnicę. Ale coś takiego? Chylę czoło, Elfabo. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
    Historia Lur jest straszna. I to nie o tyle, że spotkało ją w życiu zło, tylko, że zginęła z ręki kogoś, kto chciał jej pomóc. To tak jakby zabiła ją chęć czynienia dobra. To mnie właśnie przeraża.
    No i ta psychoza, bo to słowo najlepiej mi pasuje, Eddiego. Nie spodziewałam się tego po nim. Zawsze wydawał mi się osobą opanowaną i chłodno myślącą. Chociaż może się mylę. Może po prostu tego w nim nie dostrzegłam? Sama teraz już nie wiem, co mam o nim myśleć.
    Jeszcze kilka słów o Eustace. W jakiś dziwny sposób go polubiłam. Jest taką prawdziwą postacią.
    A Ginny? Ginny wygląda mi na zagubioną. I kompletnie skołowaną. Chociaż jak wydedukowałam, chyba Eddiego przekreśliła, skoro "śmiała się z własnej głupoty". Chyba, że rozumieć to dosłownie...
    No nic! Z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej. Nie wiem czy wspomniałam, ale poddaje się. Nie mam pojęcia jak to wszystko zakończysz!
    Rozdział naprawdę udany. Nie dziwie się, że Twój ulubiony ;P
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O rany.
    Nie dziwię się, że jesteś dumna z tego rozdziału - był tak wstrząsający, że aż wspaniały. Twoja pomysłowość, okolona opisami grozy, daje genialny efekt!
    Tak właśnie myślałam, że Eustache się tutaj pojawi i wszystko jej wyjaśni.
    No i ta historia, na którą tak długo czekałam! Przekroczyła moje wyobrażenia. Nie sądziłam, że Eddie może tak się zatracić w szaleństwie...Teraz juz wiem, co oznaczał cytat na belce ,,Czasami żałuję, że w ogóle się urodziłem''. Poznaliśmy tutaj mroczniejszą stronę chłopaka. Choć nie bronię go, moja sympatia do niego wcale nie zmalała. Każdy ma ,,ciemną stronę'', wedle piosenki Clarkson i trzeba to zaakceptować. Mam nadzieję, że Ginny się to uda, bo w tej chwili ich happy end stanął pod znakiem zapytania bardziej, niż kiedykolwiek.
    Biedna, biedna Lurlina. Całe jej życie było pasmem bólu. Zastanawiam się, czy gdyby nie eliksiry Eddie'go, miałaby szansę przeżyć. Przecież już i bez tego była chora.
    Podobały mi się ostatnie zdania ;) Ginny nie tylko wyglądem przypomina Lurlinę.
    W ogóle podoba mi się ten początek miłości naszych bohaterów. Ona miała go za drugiego harry'ego, on za drugą Lurlinę. Ironia ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znalazłam jedną literówkę: "Z oczu pociekł mi łzy." W sensie, że powinny być "pociekły".
    Rozdział był dla mnie naprawdę wielkim zaskoczeniem. Nie spodziewałam się na pewno takiego wątku z odwiedzinami Ginny u Eustacego, wgl nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak takie spotkanie będzie mogło przebiegać. Historia, z którą chłopak zapoznał Ginevrę, była niesamowita i aż mnie ciarki przeszły, gdy przeczytałam, co się stało z biedną dziewczyną po zabiegach Eddiego. Jeszcze bardziej przeraża czytelnika fakt, że mężczyzna robił to wszystko dla dobra Lurliny. To straszne! I podchodzi pod zaburzenia psychiczne.
    Jedynym co mi się nie podobało to fakt, że Lurlina jest kolejną bohaterką tego opowiadania, która ma naturalnie rude włosy. Takie osoby to zaledwie 1% całej naszej ludzkości, a w Twoim opowiadaniu było już mnóstwo takich postaci - Galidna, Ginny, matka Ginny, teraz Lurlina, nie wspominając już o całej rodzince Weasleyów, bo przecież ich stworzyła Rowling i, jak dla mnie, tyle rudych by już wystarczyło ^ ^
    Całuję,
    Leszczyna ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Baaardzo się cieszę, że poruszyłaś przeszłość Eddi'ego, i jestem w szoku jednocześnie, że był zdolny do takich rzeczy. Naprawdę szkoda, że zostawiłaś her we go, bo czytałam, wyszłaby z tego naprawdę interesująca opowieść. Nie wiem nawet jak to skomentować... Eddie chyba przeliczył swoje umiejętności, naprawdę był taki naiwny i uwierzył, że czarna magia w czymś mu pomoże? Myślę, że nawet nie miał na celu uzdrowić ją, po prostu była jego królikiem doświadczalnym. Ginny na pewno zmieniła zdanie na jego temat, pewnie nadal go kocha, ale ja na jej miejscu czułabym do niego... odrazę?
    Jedyne co mi się nie spodobał, to właśnie zachowanie Ginny. To naprawdę do niej niepodobne, oczywiście, była pod wpływem alkoholu, ale żeby tak z nieznajomym?! :P
    Na szczęście do niczego poważnego nie doszło. :D Pozdrawiam (:

    OdpowiedzUsuń
  9. Ile zajęło mi przeczytanie Ginevry? Dwa, może trzy dni?

    Naprawdę mi się podobało. Całość. Kiedy czytam coś naprawdę dobrego, co mi się podoba, nachodzi mnie chęć na pisanie. I tu nie chodzi, o coś podobnego. Jednak mam taką jakby lekka motywacje żeby pisać.
    W pierwszych częściach Ginny była genialna. Potem stopniowo przestawałam ją lubić. Po prostu nie lubię takich ludzi. Jednak historia jest fascynująca. I zabrałam się za jej czytanie dopiero teraz, kiedy to zbliża się wielkimi krokami ku końcowi. Może to i lepiej, nie musiałam czekać z wytęsknieniem na nowe rozdziały. Nie nalezę do osób cierpliwych.
    Kocham ilość Lupina w Alternatywie. I Syriusz. Jedyne co mi się tam nie podobało to strata reki Ginny. Nie wiem, może dlatego, że to jest dla mnie takie straszne?
    Nessie, dużo bardziej polubiłam ją od Galindy. Miała w sobie coś, co uwielbiam w bohaterach opowiadań.
    Rozpisałam się.

    Ignite
    http://tylko-gra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż, trzeba przyznać, że zakończyłaś widowiskowo ;p Niespodziewany zwrót akcji, że tak powiem.

    Historia Ediie'ego... No, no. Nie spodziewałabym się tego po nim. Mimo wszystko, zawsze wydawał mi się być takim miłym i spokojnym chłopakiem. Choć mocno snape'owskim. No ale ja nadal mam kilka rozdziałów do nadrobienia i w gruncie rzeczy wzoruję się na alternatywie.

    Eustace był uroczy. Teraz jest... Cóż, trochę mniej uroczy. Nawet bardziej człowiekowi jest go szkoda. No ale teraz po Eddie'm można się wszystkiego spodziewać.

    Wygląda na to, że "Here we go" byłoby ciekawą historią. Szkoda, że go nie dokończyłaś. Streszczenia mają to do siebie, że są krótkie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Normalnie jestem zaskoczona i to bardzo.
    Nie spodziewałam się tego ani trochę.
    Ogólnie to jestem naprawdę zaskoczona i w ogóle po raz od pierwszy przeczytania jakiegoś rozdziału nie mam pojęcia co powiedzieć.
    Jestem zaskoczona zachowaniem Ginny.
    Rozumiem że chciała się czegoś dowiedzieć, ale nie spodziewałam się, że będzie chciała... hmm przespać się z Eustace.
    dobrze że w porę coś się stało i nie doszło do tego... ten typek jakoś niezbyt mi się tu podoba.
    jednak pokazujesz wyraźnie jak fikcja niesamowicie różni się od realnego życia.
    dla mnie to naprawdę fascynujące i całkiem inne.
    podoba mi się również szablon ale wiesz że ja zawsze jestem zachwycona.
    nie wiem czemu ale skojarzył mi się trochę z szablonami na "Życie żartem jest" gdzie Ginny też była w ogniu;)
    czekam na ciąg dalszy i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaskoczyłaś, oj zaskoczyłaś. Kto by pomyślał, że Eddie ma TAK drastyczną przeszłość. Nie dziwię się, że się nienawidzi. To przez jego ślepą fascynację i cel zrobienia z Lurliny czarodzieja dziewczyna zginęła. Jeju, na serio, chore. Jestem ciekawa, czy ją kochał? Bo robił to dlatego, bo chciał jej pomóc... Ach.
    Byłam okropnie zła na Ginny, że chciała przespać się z Eustace. Miałam ochotę ją porządnie rąbnąć czymś w głowę, ale na szczęście nie musiałam, bo zrobiło jej się niedobrze. Co to jest? Idzie do chłopaka, którego prawie nie zna, pije, pali, ćpie i prawie uprawia seks? Sooo bad... Na serio. Źle z nią.
    Chociaż z jednej strony ją rozumiem - jest zagubiona, nie dość, że przeżyła DWA życia, to musi sobie to wszystko poukładać, no i w dwóch życiach Eddie ją zostawił. Psychika siada. Tylko się napić i zrobić coś głupiego.
    Muszę też Ci wyznać, że nowy szablon baaardzo mi się podoba. Kocham tę kolorystykę i ten ogień... Włosy Gin wyglądają jakby płonęły. Świetne.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Na wstępie powiem, że masz bardzo śliczny szablon. Och, Cintia jest piękną kobietą i bardzo pasuje do głównej bohaterki. Podoba mi się też ten ogień wokół obrazka:)

    Co do rozdziału.. Chyba nie muszę mówić, że był świetny, bo sama o tym dobrze wiesz. Historia Eddiego mnie bardzo zaskoczyła. Żal mi go. Tyle musiał przeżyć, tak się starał, żeby uratować Lurliny. Aż uroniłam łezkę, jak przeczytałam, że dziewczyna zmarła. Fajnie, że postanowiłaś nam wszystko wyjaśnić, co się wydarzyło w życiu Eddiego, zanim poznał Ginny.
    Zniesmaczyłam się jedynie wtedy, gdy Ginny i Eustace ćpali. Może to dlatego, że nie przepadam za takimi używkami, wiec nie bierz tego do siebie.
    Och, widzę następny rozdział w moje urodzinki^^ Będzie miły prezencik:)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  14. Ginny ledwo wróciła do życia, a już bierze się do porządkowania swojego życia. Podziwiam jej energię, bo chyba nie każdego byłoby stać na coś takiego.Zamiast odpocząć, zastanowić się... Nie, ona woli działać.

    Eustance opowiedziała Ginny dosyć ponurą, ale też prawdziwą historię. Wow, jestem pod wrażeniem jej brutalności i realizmu. Bo Eddie wcale nie był naprawdę tak dobry, tak słodki jak w oczach Ginny i... Zrobił też wiele złego.
    Szkoda mi Lurliny, która była chyba największą ofiarą tego wszystkiego. Los obdarł ją z wszystkiego, nie miała rodziny, a Eddie obiecał jej przecież pomoc...

    Piękny szablon, chociaż ogólnie robisz cuda, więc... ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. O, historia z Here we go mi się nawet podobała. Eddie widać miał charakterek po tatusiu i pewne upodobania :P Ale wydaje mi się, że nieco przegięłaś. Na początku robiłaś z niego księcia z bajki, a teraz jest tak jakbyś chciała za wszelką cenę to zburzyć. I o ile takie wieloznaczne postacie są fajne, to mnie się wydaje, że w tym przypadku jest to zrobione na siłę. Patrząc na ten rozdział jako na oddzielną całość - jest super, ale nie patrząc na to już tak hermeneutycznie - nie klei mi się to z całością.
    I nie wiem, co Eustace brał, ale to najwyraźniej było mocne i zrobiło z Ginny coś bardzo dziwnego xD Nagle taka chętna do pieszczot się stała.
    Próbuję przypomnieć sobie Eustace z HWG i wydaje mi się, że wtedy go lubiłam, a w tym rozdziale mam zupełnie odmienne uczucia. Taki pewny siebie cwaniaczek...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo fajny powrót do herw-we-go i przeszłości Eddiego. Genialany wątek. Skzoda, że Lurlina tka skończyła.

    OdpowiedzUsuń

Ginowaci