Nieważne kto przegra,
lecz kto jest sam.
Ania
Dąbrowska
Następnego
dnia wyszło słońce. Jego długie promienie wpadały do mojego
małego pokoju, tworząc ciekawe mozaiki na drewnianej podłodze.
Kałuże na podwórzu zaczęły wysychać, a błoto zmieniało się w
zwyczajny piach o sypkiej konsystencji. Mogłam bez obaw założyć
koszulkę z krótkim rękawem i nie bałam się, że zmarznę.
Wierzyłam, że teraz już będzie tylko lepiej.
Wychyliłam
głowę z pokoju i zeszłam po schodach do kuchni. O dziwo, było tam
pusto. Spojrzałam na zegarek. Nie wskazywał nawet szóstej.
Odetchnęłam głośno.
Znudzona
przeszłam się kilka razy wokół kuchennego stołu, przegryzłam
jakąś starą bułkę i nalałam sobie soku. Na krześle usiadłam
dosłownie na chwilę, nie mogłam znaleźć sobie miejsca. I nagle
przyszła mi do głowy szalona myśl, ekstremalna i trochę
ryzykowna, ale tylko w ten sposób mogłam dowiedzieć się prawdy.
Rzuciłam
kawałek pieczywa na kuchenny blat i chwyciłam kurtkę, wiszącą na
wieszaku obok drzwi wyjściowych. Wybiegłam na podwórze, omal nie
wywracając się na mokrym piachu i popędziłam przed siebie.
Kilkanaście metrów od Nory teleportowałam się pierwszy raz od
bardzo, bardzo dawna.
Wylądowałam
chwiejnie obok zaśmieconej rzeki. Nad jej taflą sunęła gęsta
mgła. Przez korony drzew przebijały się nikłe promienie słońca,
oświetlając papierki i szkło pływające nad powierzchnią wody.
Jej nieprzyjemny zapach przypominał mi obrośnięte glonami jezioro.
Rozejrzałam
się niechętnie po okolicy. Cisza. Nie dostrzegłam żadnej żywej
duszy. Nie dochodził tutaj nawet wiatr. Liście pozostały
nietknięte i nieporuszone.
Ruszyłam
przed siebie. Wspięłam się na szczyt skarpy, gdzie szare, żelazne
ogrodzenie oddzielało rzekę od wąskiej brukowanej uliczki. Nie
zatrzymałam się. Szłam wzdłuż długich rzędów zrujnowanych,
ceglanych domów o pustych ciemnych oknach. Minęłam doskonale znaną
mi tabliczkę Spinner's
End.
Zabudowania
zaczęły się przerzedzać. Szłam tą drogą dwa razy w życiu, w
dwóch życiach. Obserwowałam podziurawiony chodnik i połataną
asfaltową drogę. Wszystkie budynki wyglądały tak jak wtedy, kiedy
zabrali mnie z wesela Billa i Fleur. Odrapane tynki, niepograbione
liście, wyschnięte kwiaty. Tłumów nie było. Dostrzegłam tylko
jakiegoś faceta spieszącego na przystanek autobusowy i staruszkę
idącą z siatkami do domu.
Czas
dłużył się w nieskończoność, aż w końcu udało mi się
dotrzeć do domu, który dawno, dawno temu pomalowany był na
bordowo. Teraz ściany pokrywały różnego rodzaju plamy, a tynk
łuszczył się jak skóra węża na wiosnę. Werandę porastał
kolczasty bluszcz. Nic się nie zmieniło...
Do
starych drzwi prowadziła błotnista alejka. W dwóch susach
pokonałam kilkumetrową odległość i wytrzepałam trampki na
wypłowiałej wycieraczce. Zapukałam głośno, mając nadzieję
zastać lokatora w domu.
Po
chwili usłyszałam kroki, były coraz bliżej. Ktoś przekręcił
klucz w zamku i z głośnym skrzypnięciem uchylił drzwi. W szparze
zobaczyłam znaną mi twarz. Brązowe włosy mężczyzny opadały na
równie ciemne oczy. Ziewnął głośno i poprawił jedyną rzecz,
jaką miał na sobie – czerwone bokserki w jakieś bliżej
niezidentyfikowane robale. Przyłapałam się na tym, że gapię się
na nie stosunkowo zbyt długo. Speszona podniosłam wzrok na jego
obrośniętą kilkudniowym zarostem twarz.
-
Cześć – przywitałam się głupio. - Pamiętasz mnie?
-
Lurlina? - zapytał, a moich nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach
alkoholu.
-
Nie, nie jestem Lurlina. Spotkaliśmy się jakiś rok temu nad rzeką.
Dałam ci wisiorek, który należał do rodziny Snape'ów – rzekłam
szybko, mając nadzieję, że coś zaświta w jego głowie. Mężczyzna
podrapał się po nosie, a ja czekałam cierpliwie.
-
Ach tak, pamiętam – oświadczył po chwili, a mi kamień spadł z
serca. - Jesteś córką jednego z nauczycieli Hogwartu, tylko nie
powiedziałaś mi kogo. I to przez ciebie dwa tygodnie po naszym
spotkaniu mój drogi Eddie złożył mi wizytę i prawie mnie zabił,
próbując odebrać medalion. Podobno byłaś w szpitalu...
- To
prawda. Pozwolisz mi wejść do środka, czy będziemy rozmawiać w
drzwiach? - zapytałam, robiąc krok do przodu.
-
Pozwolę ci wejść do środka, jeśli wrócisz tutaj o jakiejś
przyzwoitej porze – oświadczył. Już chciał zamknąć drzwi,
jednak ja byłam szybsza. Wsunęłam stopę między framugę.
-
Chcę rozmawiać teraz, Eustace – oznajmiłam z pewnością siebie.
-
Przedstawiłem ci się kiedyś?
- To
nieważne. Posłuchaj. Nazywam się Ginevra Lupin... Weasley...
nieważne. Jestem córką Remusa Lupina, który uczył cię obrony
przed czarną magią w klasie sumowej, pamiętasz? To dzięki niemu
dostałeś tak wysoką ocenę.
-
Chyba brałaś coś gorszego ode mnie. Jestem kiepski z obrony. Na
sumach miałem z niej nędzniaka.
Wpuszczę
cię do środka, jeśli podzielisz się swoim towarem, mała.
Odsunął
się nieznacznie, robiąc mi miejsce. Przedsionek był schludny.
Dostrzegłam w nim tylko jedną kurtkę, tę samą co wtedy, i
drewnianą szafkę na buty. Bez zaproszenia wtargnęłam do salonu.
Był czysty. Nie mogłam dopatrzeć się nawet najmniejszych pyłów
kurzu. Ściany oklejone były staromodną, kremową tapetą w
czerwone kwiatki, natomiast na wyłożonej parkietem podłodze
spoczywał cienki, wytarty już dywan w orientalne wzory. W
pomieszczeniu znajdowało się tylko jedno okno z widokiem na
opustoszałą ulicę. Powiewała w nim biała, wykrochmalona firanka.
-
Czysto tutaj – stwierdziłam niezbyt grzecznie.
-
Mama posprzątała – odpowiedział. - Ale nie martw się. Nie wróci
przed wieczorem. Mamy cały dzień, aby pić, ćpać, palić i
uprawiać seks.
-
Super – mruknęłam, po czym wypatrzyłam ten sam fotel, na którym
miałam już przyjemność siedzieć. Zapadłam się w nim bez
zaproszenia. Jego ciemna, sztruksowa tapicerka pachniała mieszanką
olejków lawendowych i drzewa sandałowego.
-
Czy mógłbyś się ubrać? - spytałam Eustace, kiedy postawił na
stole dwie butelki jakiegoś podejrzanego trunku bez etykietki i
rozsiadł się na kanapie.
- Po
co? Myślałem, że to ty powinnaś się rozebrać...
Westchnęłam
głośno, zastanawiając się, jak powinnam dobrać słowa, aby go
nie urazić i nie sprowokować. Wygięłam knykcie i wyprostowałam
się jak struna. Chciałam spojrzeć mu prosto w oczy, jednak ciężko
było mi nadążyć za jego rozbieganym spojrzeniem.
-
Zdrowie Lurliny – rzekł po chwili, chwytając alkohol i upijając
spory łyk. Uznając, że tak będzie najwygodniej, poszłam w jego
ślady. Napój był obrzydliwy. Śmierdział siarką. Siorbnęłam
odrobinę i omal nie zwymiotowałam, kiedy poczułam, jak rozchodzi
się po przełyku.
-
Kim jest Lurlina? - spytałam cicho.
-
Raczej: kim
była Lurlina
– poprawił mnie, kiwając ostrzegawczo palcem. - Lur była
charłaczką, bardzo podobną do ciebie. Miała długie, rude włosy
i piegi. Według relacji Eddiego znajdowały się one na całym
ciele. Pośladkach też. Co prawda, on twierdzi, że nigdy nie
uprawiał z nią seksu, a wie to, bo kilka razy zmuszony był
udzielić jej pomocy medycznej. Ja tam mu nie wierzyłem... Fleur też
nie.
Otworzyłam
szerzej oczy, a moja szczęka opadła na podłogę. Nie miałam
ochoty jej zbierać. Po co, skoro za chwilę znów by się rozsypała.
Stwierdziłam, że najrozsądniej będzie się napić tej
obrzydliwości, którą mi zapodał. Szczególnie, że, jak się
spodziewałam, historia miała być długa i bogata w szczegóły
różnego typu. Spojrzałam na otwarty barek. Stało w nim sporo
podobnych butelek. Ucieszyłam się mimowolnie.
- A
czy możesz zacząć od początku? - spytałam nieśmiało. - Od
momentu, w którym poznałeś Eddiego? To dla mnie bardzo ważne.
- A
co dasz mi w zamian? - odpowiedział pytaniem na pytanie, wyciągając
spod poduszki ręcznie wykonanego skręta i podając mi go.
-
Nie wiem... Ale coś wymyślę, obiecuję, że nie będziesz stratny.
-
Ok. Nie krępuj się, zapal. W środku są liście menemangakanu.
Mają działanie baaardzo uspakajające. A spokój ci się przyda, oj
tak...
-
Nie znam takiej rośliny – szepnęłam.
-
Chyba nie sądzisz, że uczą o niej w szkole? - Eustace zaśmiał
się głośno, biorąc do ust swojego skręta. Niechętnie poszłam w
jego ślady, czując, że blisko mi do ponownego spotkania z
uzdrowicielami. Ta wybuchowa mieszanka nie miała szans na dłuższą
metę. Trudno. Raz się żyje.
Zapaliłam.
Dym drażnił moje płuca. Zakaszlałam głośno, a mężczyzna śmiał
się dalej. Opanował się dopiero po kilku minutach, po czym zaczął
opowiadać historię człowieka, którego kiedyś bardzo kochałam,
człowieka, który w co drugim słowie karmił mnie kłamstwami.
Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie spodziewałam się takiej
mrocznej przeszłości...
Eustace
poznał Eddiego na początku lipca. Był to wyjątkowo deszczowy
dzień. Chłopak udał się do sklepu z nadzieja, że uda mu się coś
wynieść. Nowa, młoda ekspedientka codziennie między dwunastą a
pierwszą robiła sobie przerwę i zamykała się na zapleczu z
ochroniarzem. Kradzież była prostsza niż mogłoby się wydawać...
Już
sięgał po puszkę najdroższej kukurydzy, kiedy nagle wpadł w
niego wysoki, przystojny facet o dziwnych, zielonych oczach. Rzucił
coś w obcym języku, a potem się przedstawił. Powiedział, że
nazywa się Eddie Snape. Eustace śmiał się jak opętany. Był
pewien, że to, co usłyszał było tylko zbieżnością nazwisk. Nie
wiedział, jak bardzo się pomylił.
Eddie
był wściekły. Pchnął go na regał z czekoladami, a potem prawie
udusił. Puścił go dopiero po chwili, kiedy zebrał się dość
spory tłum gapiów.
Eustace
długo myślał nad tym, co się wydarzyło. Miał wyrzuty sumienia.
Postanowił jakoś udobruchać syna znienawidzonego nauczyciela i
załatwił wejściówkę do prestiżowego klubu w Londynie. Liczył,
że w ten sposób uda im się nawiązać choćby cienką nić
porozumienia. W sumie chyba mu się to udało.
Umówili
się następnego dnia o osiemnastej. Przemierzali wąskie uliczki na
przedmieściach stolicy Anglii. Eustace znał doskonale drogę. Był
stałym gościem wszelkich klubów, twierdził, że gdyby nie one,
jego życie byłoby wyjątkowo nudne.
I
wtedy znaleźli Lurlinę. Leżała nieprzytomna na zmoczonym
kartonie, przykryta sfilcowanym, podartym kocem. Nad jej ciałem
unosił się nieprzyjemny zapach potu, zepsutego jedzenia i brudu.
Oddech miała świszczący i przyspieszony. We śnie rzucała się na
boki, a co kilka chwil zanosiła się okropnym, suchym kaszlem. Albo
śnił jej się koszmar, albo trawiła ją okropna grypa lub co
gorsza zapalenie płuc.
Była
młoda. Mogła mieć nie więcej niż czternaście lat.
Prawdopodobnie uchodziłaby za ładną, gdyby nie tłuste włosy
okalające zapadłą, wychudzoną twarz i ropiejący trądzik
pokrywający zaczerwienioną skórę.
Eddie
nie mógł jej zostawić. Od września miał zacząć kursy na
uzdrowiciela, a pozostawienie tej dziewczyny na brukowanej ulicy
byłoby wyjątkowo niehumanitarne. Zabrał ją do siebie i zaczął
zabawę w pielęgniarza.
Był
to jeden z jego najgłupszych pomysłów. Nie miał zbyt dużego
pojęcia o medycynie. Dziewczyna miała wysoką gorączkę,
wymiotowała, omdlewała, była wychudzona, odwodniona, na jej skórze
można było dopatrzeć się całej gamy zmian chorobowych.
Następnego
dnia poprosił Fleur o pomoc. Kobieta była wściekła, że zachował
się tak nieodpowiedzialnie. Twierdziła, że powinien od razu zabrać
ją do szpitala. Jednak Eddie był uparty, obiecał sobie, że nie
odpuści dopóki nie pozna prawdy o dziewczynie.
Lurlina
zaczęła dochodzić do siebie. Zaczęła też więcej mówić.
Najpierw wyznała mu, że jest chrłaczką pochodzącą z dość
dobrze usytuowanej rodziny czarodziejów czystej krwi. Nienawidzili
jej. Traktowali ją jak śmiecia od czasu, kiedy dowiedzieli się, że
nie posiada talentu magicznego. Nie nauczyli jej pisać, czytać czy
liczyć. Eddie traktował ją bardzo poważnie. Poświęcał jej
mnóstwo czasu, zaniedbując w ten sposób przyjaciół. Próbował
jej jakoś pomóc, podbudować jej samoocenę jako kobiety.
Jej
obecność w domu przy Spinner's End była tajemnicą. Za
każdym razem, kiedy miał przyjechać Severus Snape, dziewczyna była
odsyłana do Eustacego. To tam przeczekiwała kilka dni. Oczywiście
każdy wiedział, że Mistrza Eliksirów nie da się długo
oszukiwać. Już w grudniu odkrył obecność Lur w swoim domostwie.
Z
jednej strony był wściekły na syna, lecz z drugiej wierzył, że
chłopak jest na tyle dojrzały, że nie zrobi nic głupiego.
Niestety pomylił się.
Lurlina
cierpiała. Przebywanie w domu czarodziejów sprawiało, że miała
ochotę płakać nad sobą. Do tego bardzo często chorowała. Miała
bardzo osłabiony system odpornościowy po tak długim czasie
spędzonym na ulicy. Krwotoki z nosa stały się codziennością...
Eddie
miał plan. Zaczął przeglądać książki swojego ojca. Warzył
dziwne wywary i był święcie przekonany, że czarną magią można
osiągnąć wszystko.
Eustace
i Fleur próbowali przemówić mu do rozsądku. Błagali, aby
przestał, jednak on nie słuchał. Fascynacja narastała z każdym
dniem, z każdą chwilą. Zatracał się w zakazanych eksperymentach
i trwonił czas i pieniądze w poszukiwaniu trudno dostępnych roślin
i składników eliksirów.
Lurlina
nie rozumiała, co się dzieje. Ufała mu całym sercem. Piła
wszystko, co jej podał, pozwalała mu wstrzykiwać każdą
substancję, która była zbyt niebezpieczna, aby wlewać ją do
przewodu pokarmowego. Jednak było coraz gorzej.
Jej
ciało się zmieniało. Skóra stawała się prawie przezroczysta,
pękała, tworząc ciężko gojące się rany. Zakrwawione oczy ledwo
widziały, a piękne, rude włosy wypadały całymi garściami.
Lurlina umierała. Kości łamały się przy każdym, nawet
najdrobniejszym ruchu, nie była w stanie się ruszać, nie była w
stanie samodzielnie funkcjonować.
Jednak
fascynacja Eddiego nie ustępowała. Patrzył, a nie widział. Fleur
odwróciła się od niego jako pierwsza. Przyrzekła sobie, że nie
będzie mieć z nim nic do czynienia. Zastanawiała się, jak to się
stało, że ktoś tak zdolny i inteligentny dał się tak omamić.
Eustace
za wszelką cenę chciał jakoś pomóc. Cały czas próbował
przemówić mu do rozsądku. Jednak pewnego dnia Eddie nie wytrzymał.
Powiedział mu, co o nim myśli. Obraził go bardzo dotkliwie,
poruszając najdelikatniejsze struny. Chłopak się załamał. Osunął
się w cień i popadł w nałóg. Pił bez opamiętania.
Później
było tylko gorzej. Śmierciożercy zaczęli się interesować młodym
Snape'em. Uznali, że taki talent i wiedza w zakresie czarnej magii
może im się przydać. I wtedy prawda wyszła na jaw. Snape
dowiedział się o eksperymentach, jakie przeprowadza jego syn.
Wrócił do domu, a to, co tam zastał nawet jego wytrąciło z
równowagi.
Lur
była w opłakanym stanie. Prawie łysa, z cienką, przezroczystą
skórą, niezdolna ruszyć żadną kończyną. Nie mogła mówić.
Wypadły jej prawie wszystkie zęby, a napuchnięte dziąsła i język
krwawiły prawie cały czas. Dusiła się własną krwią.
Eddie
próbował się tłumaczyć. Uważał, że robił to dla jej dobra.
Chciał, aby była taka jak czarodzieje – obdarzona magiczną mocą.
Wmawiał sobie, że to tylko stan przejściowy, że niedługo będzie
lepiej.
Mylił
się...
Mistrz
Eliksirów robił co mógł, jednak nie był w stanie uratować
dziewczyny. Jej krew była skażona, nie pamiętała już swojego
imienia, pochodzenia i jak znalazła się w tym koszmarze. Straciła
wzrok, potem słuch, a dwa tygodnie później, w środku nocy –
zmarła.
Eddie
nie chciał nikogo widzieć. Zamknął się w swoim pokoju i popadł
w stan kompletnej agonii. Próbował się zabić, wypijając
śmiertelną dawkę trucizny, jednak Snape w porę zareagował.
A
potem wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej. Nadeszły
wakacje, Dumbledore zginął, a Snape przyjął jego pozycję w
Hogwarcie. Nastały bardzo złe czasy. Eddiemu ledwo udało się
skończyć drugi rok kursów na uzdrowiciela, ale trzeciego już nie
rozpoczął. Ojciec dał mu posadę w szkole, aby cały czas mieć na
niego oko. Na początku chciał, aby pomagał w skrzydle szpitalnym,
jednak to, co wydarzyło się z Lurliną sprawiło, że stracił do
niego resztki zaufania. Nakazał mu segregować książki w
bibliotece i zapomnianych pomieszczeniach. Na początku nawet to
wydawało się być nieodpowiednim zajęciem, jednak szybko
zrozumiał, że musi dać mu chociaż szansę.
Eustace
zakończył swoją opowieść, odkładając na stół trzecią, pustą
butelkę po mocnym, podejrzanym trunku. Spojrzał na mnie i
uśmiechnął się szeroko, zaciągając się swoim skrętem. A ja
nie wiedziałam, jak to skomentować. Siedziałam z szeroko otwartą
buzią, wlewając w siebie coraz więcej alkoholu. Wszystko było tak
dziwne, że aż śmieszne. Próbowałam się opanować, jednak
histeryczny chichot wyrwał się niespodziewanie z mojej piersi. Z
oczu pociekł mi łzy.
- Co
cię tak bawi? - zapytał Eustace. - Lurlina nie zasłużyła sobie
na taki los!
-
Nie, oczywiście, że nie. Z siebie się śmieję. Z mojej własnej
głupoty.
-
Rozumiem... chcesz za to wypić? - zapytał, otwierając kolejne dwie
butelki śmierdzącego trunku.
-
Pewnie – rzekłam, wypijając połowę jej zawartości jednym
pociągnięciem. Świat zaczął się kręcić, wszystko stało się
diabelską karuzelą. - Ale z drugiej strony – kontynuowałam - w
tej drugiej rzeczywistości nie mogliście mieć tak zjebanego życia.
Byleś razem z Eddiem na weselu Fleur i mojego brata...
-
Twojego brata? Przecież mówiłaś, że jesteś córką Lupina.
Zresztą nieważne... Co dostanę za to, że ci się zwierzyłem?
- A
co byś chciał? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wstając z
fotela.
Zrobiłam
niepewny krok do przodu, po czym zwaliłam się na kanapę obok
mężczyzny. Znów wybuchłam śmiechem. Eustacemu najwyraźniej
udzielił się mój dobry nastrój. Nie do końca wiedząc, co robię,
wdrapałam się na niego i usiadłam okrakiem na kolanach.
Przysunęłam się bliżej tak, aby przez cienkie legginsy czuć jego
nabrzmiałą męskość.
-
Przechodzimy do ostatniego punktu zabawy? - zapytał, wydychając mi
w twarz śmierdzący odór alkoholu.
-
Skoro ci na tym zależy – jęknęłam.
Nie
panowałam nad sobą. Moje ciało stało się dla mnie zupełnie
obcym miejscem. Mężczyzna jednym ruchem zdjął ze mnie luźną
koszulkę i przez chwilę delektował się widokiem moich piersi
ukrytych w zielonym, bawełnianym staniku.
Poczułam,
jak jedną rękę wplata w moje włosy, rozpuszczając luźnego koka
i pozwalając niesfornym kosmykom opaść na chude ramiona. Natomiast
drugą wsunął w moje majtki. Uniosłam się delikatnie, czując
jego zachłanne pieszczoty.
-
Jeśli chodzi o kobiety, to Eddie zawsze miał dobry gust –
wyszeptał mi do ucha.
Nasze
usta zaczęły błądzić po omacku, szukając się wzajemnie.
Spijaliśmy z nich odór siarki, palonego zioła, a także ból, łzy
i grzechy przeszłości. Podniecenie i pożądanie narastało we mnie
z każdą chwilą. Jęczałam i wierciłam się na jego kolanach.
Uczucie to nie było mi obce, jednak nie doświadczałam go od tak
dawna... tęskniłam za nim.
Poczułam,
jak Eustace unosi moje ciało. Oplotłam nogi wokół jego bioder, a
palce zacisnęłam na lekko przetłuszczonych włosach. Bez
ostrzeżenia rzucił mnie na kanapę. I to był błąd. W jednej
chwili mój żołądek fiknął koziołka, a tępy ból w skroniach
narastał, rozpalając ogień w moim mózgu.
-
Stój! - wrzasnęłam, kiedy zsunął moje legginsy. Cofnęłam się
mechanicznie, zwijając ciało w kłębek. Zadrżałam, a on, nic nie
rozumiejąc, popatrzył na mnie głodnym wzrokiem.
Zakaszlałam.
Nawet nie wiem, kiedy z moich ust pociekły stróżki wymiocin.
Zaczęłam się dławić.
Eustace
się opanował i udało mu się zachować zimną krew do samego
końca... O dziwo, wiedział, jak postępować z takimi wrakami...
* *
*
No.
Czyli mamy mój ulubiony rozdział. Normalnie, kiedy go pisałam
wpadłam w jakiś dziwny trans. Wiem, że może wywołać różne,
mieszane uczucia i po części mam ochotę na podzielane zdanie.
Historia opowiadana przez Eustacego to wielki skrót tego, co miało być na Here we go. No może lekko wzbogacone o drastyczne opisy :P
Historia opowiadana przez Eustacego to wielki skrót tego, co miało być na Here we go. No może lekko wzbogacone o drastyczne opisy :P
----------------------------------------------------
kleszczyki <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńEduarduś pozdrawia i dziś śpi u mnie [tu słit macha raciczką]
tak, jasne... widzę, że posyła mi pocałunki.
Usuńa Ginny jest głupia, bo nie zna sie na robaczkach i nie poznała, że to kleszcze.......
dlatego nigdy jej nie lubiłam
Usuńłe, mogłam w nawiasie dopisek od bety zrobić
mogłaś... ech, jak mogłaś nie lubić mojej Ginny? Nie odzywam się.
Usuńto nie :P w poniedziałek nie sprawdzę ci notki
Usuńi pamiętaj, że babcia chce sagę
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOch Elfabo! Tylko mi nie mów, że Ginevra znowu jest w ciąży! Bo jeśli tak, to umarłam na zawał dwa razy :D No nie! Jak ja się stęskniłam za tą starą Ginny, która podrywała każdego faceta jakiego spotkała :D I w sumie wykorzystam w tej wypowiedzi twoje porównanie z poprzedniego rozdziału, że Lupinówna wolała być szarą myszką, a Weasley być na przedzie. Mimo wszystko będę tęsknić za tą drugą, ponieważ rozczulała mnie jej miłość jaką darzyła swojego ojca. Widać, że ta Ginny jest bardzo rozdarta. Chyba pragnie za wszelką cenę zapomnieć o tym, że została wychowana przez Artura i Molly i powrócić do lat, które spędzała tylko z Remusem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
O ja cię... Zupełnie nie spodziewałam się, że Eddie może zrobić coś takiego. No cóż. Opisy Lurliny niesamowicie realistyczne i straszne, to prawda. Wiedziałam, że młody Snape miał pociąg do czarnej magii, ale nie miałam pojęcia, że aż tak nim zawładnęła. Gdy zaczęłam czytać Here We Go, byłam pewna, że będzie to historia miłoscna Eddie'ego i Lurliny i ze względu na podobieństwo Ginny do dziewczyny zwrócił na młodą Weasley uwagę. Kompletnie się tego nie spodziewałam. To... To było okropne. Zdziwiło mnie też to, że Fleur nie chciała pomóc tej biednej dziewczynie. Mogła odwrócić się od Eddie'go, ale... No cóż ja bym za wszelką cenę chciała ją wydostać z domu przy Spinner's End i różnymi bezpiecznymi sposobami przywrócić do dobrego stanu. Ajć, biedna dziewczyna, oj biedna, Tak zauwała Eddie'emu, a on przyczynił się do jej śmierco. Gdy pracował w bibliotece nie wydawał mi się załamany, czy opętany czraną magią, no cóż pozory mogą myślić, choć to było już po śmierci Lur. Nie sądziłam, że Eusatce taki będzie o.O No, no, no. Tym rozdziałem nieźle mnie zaskoczyłaś. No i Ginny chcąca iść z takim hm... zaniedbanych mężczyzną do łóżka. Nie spodziewałam się tego. No cóż, Elfabo biję ci pokłony. Potrafisz zaskoczyć czytelnika. Pozdrawiam :**
OdpowiedzUsuńHm... Jedno słowo na określenie całości? Mocne. Myślałam, że po ciąży Ginny niczym mnie już nie zaskoczysz, ale jednak się pomyliłam. Nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewała. Niby wiedziałam, że Eddie ma jakieś pociągi do czarnej magii, że ma jakąś mroczną tajemnicę. Ale coś takiego? Chylę czoło, Elfabo. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńHistoria Lur jest straszna. I to nie o tyle, że spotkało ją w życiu zło, tylko, że zginęła z ręki kogoś, kto chciał jej pomóc. To tak jakby zabiła ją chęć czynienia dobra. To mnie właśnie przeraża.
No i ta psychoza, bo to słowo najlepiej mi pasuje, Eddiego. Nie spodziewałam się tego po nim. Zawsze wydawał mi się osobą opanowaną i chłodno myślącą. Chociaż może się mylę. Może po prostu tego w nim nie dostrzegłam? Sama teraz już nie wiem, co mam o nim myśleć.
Jeszcze kilka słów o Eustace. W jakiś dziwny sposób go polubiłam. Jest taką prawdziwą postacią.
A Ginny? Ginny wygląda mi na zagubioną. I kompletnie skołowaną. Chociaż jak wydedukowałam, chyba Eddiego przekreśliła, skoro "śmiała się z własnej głupoty". Chyba, że rozumieć to dosłownie...
No nic! Z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej. Nie wiem czy wspomniałam, ale poddaje się. Nie mam pojęcia jak to wszystko zakończysz!
Rozdział naprawdę udany. Nie dziwie się, że Twój ulubiony ;P
Pozdrawiam ;)
O rany.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że jesteś dumna z tego rozdziału - był tak wstrząsający, że aż wspaniały. Twoja pomysłowość, okolona opisami grozy, daje genialny efekt!
Tak właśnie myślałam, że Eustache się tutaj pojawi i wszystko jej wyjaśni.
No i ta historia, na którą tak długo czekałam! Przekroczyła moje wyobrażenia. Nie sądziłam, że Eddie może tak się zatracić w szaleństwie...Teraz juz wiem, co oznaczał cytat na belce ,,Czasami żałuję, że w ogóle się urodziłem''. Poznaliśmy tutaj mroczniejszą stronę chłopaka. Choć nie bronię go, moja sympatia do niego wcale nie zmalała. Każdy ma ,,ciemną stronę'', wedle piosenki Clarkson i trzeba to zaakceptować. Mam nadzieję, że Ginny się to uda, bo w tej chwili ich happy end stanął pod znakiem zapytania bardziej, niż kiedykolwiek.
Biedna, biedna Lurlina. Całe jej życie było pasmem bólu. Zastanawiam się, czy gdyby nie eliksiry Eddie'go, miałaby szansę przeżyć. Przecież już i bez tego była chora.
Podobały mi się ostatnie zdania ;) Ginny nie tylko wyglądem przypomina Lurlinę.
W ogóle podoba mi się ten początek miłości naszych bohaterów. Ona miała go za drugiego harry'ego, on za drugą Lurlinę. Ironia ;)
Pozdrawiam.
Znalazłam jedną literówkę: "Z oczu pociekł mi łzy." W sensie, że powinny być "pociekły".
OdpowiedzUsuńRozdział był dla mnie naprawdę wielkim zaskoczeniem. Nie spodziewałam się na pewno takiego wątku z odwiedzinami Ginny u Eustacego, wgl nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak takie spotkanie będzie mogło przebiegać. Historia, z którą chłopak zapoznał Ginevrę, była niesamowita i aż mnie ciarki przeszły, gdy przeczytałam, co się stało z biedną dziewczyną po zabiegach Eddiego. Jeszcze bardziej przeraża czytelnika fakt, że mężczyzna robił to wszystko dla dobra Lurliny. To straszne! I podchodzi pod zaburzenia psychiczne.
Jedynym co mi się nie podobało to fakt, że Lurlina jest kolejną bohaterką tego opowiadania, która ma naturalnie rude włosy. Takie osoby to zaledwie 1% całej naszej ludzkości, a w Twoim opowiadaniu było już mnóstwo takich postaci - Galidna, Ginny, matka Ginny, teraz Lurlina, nie wspominając już o całej rodzince Weasleyów, bo przecież ich stworzyła Rowling i, jak dla mnie, tyle rudych by już wystarczyło ^ ^
Całuję,
Leszczyna ;*
Baaardzo się cieszę, że poruszyłaś przeszłość Eddi'ego, i jestem w szoku jednocześnie, że był zdolny do takich rzeczy. Naprawdę szkoda, że zostawiłaś her we go, bo czytałam, wyszłaby z tego naprawdę interesująca opowieść. Nie wiem nawet jak to skomentować... Eddie chyba przeliczył swoje umiejętności, naprawdę był taki naiwny i uwierzył, że czarna magia w czymś mu pomoże? Myślę, że nawet nie miał na celu uzdrowić ją, po prostu była jego królikiem doświadczalnym. Ginny na pewno zmieniła zdanie na jego temat, pewnie nadal go kocha, ale ja na jej miejscu czułabym do niego... odrazę?
OdpowiedzUsuńJedyne co mi się nie spodobał, to właśnie zachowanie Ginny. To naprawdę do niej niepodobne, oczywiście, była pod wpływem alkoholu, ale żeby tak z nieznajomym?! :P
Na szczęście do niczego poważnego nie doszło. :D Pozdrawiam (:
Ile zajęło mi przeczytanie Ginevry? Dwa, może trzy dni?
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi się podobało. Całość. Kiedy czytam coś naprawdę dobrego, co mi się podoba, nachodzi mnie chęć na pisanie. I tu nie chodzi, o coś podobnego. Jednak mam taką jakby lekka motywacje żeby pisać.
W pierwszych częściach Ginny była genialna. Potem stopniowo przestawałam ją lubić. Po prostu nie lubię takich ludzi. Jednak historia jest fascynująca. I zabrałam się za jej czytanie dopiero teraz, kiedy to zbliża się wielkimi krokami ku końcowi. Może to i lepiej, nie musiałam czekać z wytęsknieniem na nowe rozdziały. Nie nalezę do osób cierpliwych.
Kocham ilość Lupina w Alternatywie. I Syriusz. Jedyne co mi się tam nie podobało to strata reki Ginny. Nie wiem, może dlatego, że to jest dla mnie takie straszne?
Nessie, dużo bardziej polubiłam ją od Galindy. Miała w sobie coś, co uwielbiam w bohaterach opowiadań.
Rozpisałam się.
Ignite
http://tylko-gra.blogspot.com/
Cóż, trzeba przyznać, że zakończyłaś widowiskowo ;p Niespodziewany zwrót akcji, że tak powiem.
OdpowiedzUsuńHistoria Ediie'ego... No, no. Nie spodziewałabym się tego po nim. Mimo wszystko, zawsze wydawał mi się być takim miłym i spokojnym chłopakiem. Choć mocno snape'owskim. No ale ja nadal mam kilka rozdziałów do nadrobienia i w gruncie rzeczy wzoruję się na alternatywie.
Eustace był uroczy. Teraz jest... Cóż, trochę mniej uroczy. Nawet bardziej człowiekowi jest go szkoda. No ale teraz po Eddie'm można się wszystkiego spodziewać.
Wygląda na to, że "Here we go" byłoby ciekawą historią. Szkoda, że go nie dokończyłaś. Streszczenia mają to do siebie, że są krótkie.
Pozdrawiam.
Normalnie jestem zaskoczona i to bardzo.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego ani trochę.
Ogólnie to jestem naprawdę zaskoczona i w ogóle po raz od pierwszy przeczytania jakiegoś rozdziału nie mam pojęcia co powiedzieć.
Jestem zaskoczona zachowaniem Ginny.
Rozumiem że chciała się czegoś dowiedzieć, ale nie spodziewałam się, że będzie chciała... hmm przespać się z Eustace.
dobrze że w porę coś się stało i nie doszło do tego... ten typek jakoś niezbyt mi się tu podoba.
jednak pokazujesz wyraźnie jak fikcja niesamowicie różni się od realnego życia.
dla mnie to naprawdę fascynujące i całkiem inne.
podoba mi się również szablon ale wiesz że ja zawsze jestem zachwycona.
nie wiem czemu ale skojarzył mi się trochę z szablonami na "Życie żartem jest" gdzie Ginny też była w ogniu;)
czekam na ciąg dalszy i życzę weny
Zaskoczyłaś, oj zaskoczyłaś. Kto by pomyślał, że Eddie ma TAK drastyczną przeszłość. Nie dziwię się, że się nienawidzi. To przez jego ślepą fascynację i cel zrobienia z Lurliny czarodzieja dziewczyna zginęła. Jeju, na serio, chore. Jestem ciekawa, czy ją kochał? Bo robił to dlatego, bo chciał jej pomóc... Ach.
OdpowiedzUsuńByłam okropnie zła na Ginny, że chciała przespać się z Eustace. Miałam ochotę ją porządnie rąbnąć czymś w głowę, ale na szczęście nie musiałam, bo zrobiło jej się niedobrze. Co to jest? Idzie do chłopaka, którego prawie nie zna, pije, pali, ćpie i prawie uprawia seks? Sooo bad... Na serio. Źle z nią.
Chociaż z jednej strony ją rozumiem - jest zagubiona, nie dość, że przeżyła DWA życia, to musi sobie to wszystko poukładać, no i w dwóch życiach Eddie ją zostawił. Psychika siada. Tylko się napić i zrobić coś głupiego.
Muszę też Ci wyznać, że nowy szablon baaardzo mi się podoba. Kocham tę kolorystykę i ten ogień... Włosy Gin wyglądają jakby płonęły. Świetne.
Pozdrawiam :)
Na wstępie powiem, że masz bardzo śliczny szablon. Och, Cintia jest piękną kobietą i bardzo pasuje do głównej bohaterki. Podoba mi się też ten ogień wokół obrazka:)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału.. Chyba nie muszę mówić, że był świetny, bo sama o tym dobrze wiesz. Historia Eddiego mnie bardzo zaskoczyła. Żal mi go. Tyle musiał przeżyć, tak się starał, żeby uratować Lurliny. Aż uroniłam łezkę, jak przeczytałam, że dziewczyna zmarła. Fajnie, że postanowiłaś nam wszystko wyjaśnić, co się wydarzyło w życiu Eddiego, zanim poznał Ginny.
Zniesmaczyłam się jedynie wtedy, gdy Ginny i Eustace ćpali. Może to dlatego, że nie przepadam za takimi używkami, wiec nie bierz tego do siebie.
Och, widzę następny rozdział w moje urodzinki^^ Będzie miły prezencik:)
Pozdrawiam:*
Ginny ledwo wróciła do życia, a już bierze się do porządkowania swojego życia. Podziwiam jej energię, bo chyba nie każdego byłoby stać na coś takiego.Zamiast odpocząć, zastanowić się... Nie, ona woli działać.
OdpowiedzUsuńEustance opowiedziała Ginny dosyć ponurą, ale też prawdziwą historię. Wow, jestem pod wrażeniem jej brutalności i realizmu. Bo Eddie wcale nie był naprawdę tak dobry, tak słodki jak w oczach Ginny i... Zrobił też wiele złego.
Szkoda mi Lurliny, która była chyba największą ofiarą tego wszystkiego. Los obdarł ją z wszystkiego, nie miała rodziny, a Eddie obiecał jej przecież pomoc...
Piękny szablon, chociaż ogólnie robisz cuda, więc... ;)
Pozdrawiam.
O, historia z Here we go mi się nawet podobała. Eddie widać miał charakterek po tatusiu i pewne upodobania :P Ale wydaje mi się, że nieco przegięłaś. Na początku robiłaś z niego księcia z bajki, a teraz jest tak jakbyś chciała za wszelką cenę to zburzyć. I o ile takie wieloznaczne postacie są fajne, to mnie się wydaje, że w tym przypadku jest to zrobione na siłę. Patrząc na ten rozdział jako na oddzielną całość - jest super, ale nie patrząc na to już tak hermeneutycznie - nie klei mi się to z całością.
OdpowiedzUsuńI nie wiem, co Eustace brał, ale to najwyraźniej było mocne i zrobiło z Ginny coś bardzo dziwnego xD Nagle taka chętna do pieszczot się stała.
Próbuję przypomnieć sobie Eustace z HWG i wydaje mi się, że wtedy go lubiłam, a w tym rozdziale mam zupełnie odmienne uczucia. Taki pewny siebie cwaniaczek...
Pozdrawiam :)
Bardzo fajny powrót do herw-we-go i przeszłości Eddiego. Genialany wątek. Skzoda, że Lurlina tka skończyła.
OdpowiedzUsuń