Szukajcie
raju, gdzie chcecie, ja raj znajduję w tym świecie.
Jakub
Jasiński
Raz
było lepiej, raz gorzej. Czasem budziłam się zapłakana, czasem
uśmiechnięta. Starałam się panować nad sobą, jednak wszyscy
byli przyzwyczajeni, że czasem muszą zachować dystans do mojego
dziwacznego zachowania. W tamtych dniach dużo rozmawiałam z
rodzicami, zwierzałam im się, to mi pomagało. Czułam się ważna
i doceniona.
Pierwszego
lipca znów obudziłam się niespokojna. Była godzina ósma, a ja
nie potrafiłam usiedzieć w jednym miejscu. Krążyłam bez sensu po
pokoju. Przysiadałam na chwilę, aby za moment wstać i otworzyć
okno, przez które wtargnął ostry wiatr i rozwiał stosy pergaminów
na niewielkim stoliku. Wtedy zrozumiałam, co muszę zrobić.
Chwyciłam
kawałek papieru i pióro. Zamoczyłam stalówkę w ciemnym
atramencie i pospiesznie nabazgrałam kilka słów: Muszę
zobaczyć się z Kingsleyem. Wrócę.
Długo
zastanawiałam się, gdzie włożyć tę wiadomość, aby nikt nie
znalazł jej zbyt szybko. Postanowiłam wsunąć ją pod dużą szafę
na ubrania i w razie czego uznać, że to niesforny wiatr zdmuchnął
ją ze stolika.
Po
cichu wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach, omijając skrzypiące
stopnie. W kuchni było pusto. Chwyciłam brązową wiatrówkę i
wsunęłam trampki na stopy. Nie chciało mi się ich wiązać, więc
sznurówki upchnęłam do buta.
Wyszłam
z domu. Powietrze było chłodne i wilgotne. Deszcz wisiał w
powietrzu. Ciemne chmury zakryły błękit nieba. Przez ich gęstą
warstwę dostrzegłam tylko zarys słońca. Ostry wiatr rozwiał moje
włosy. Potarłam dłońmi ramiona, aby się rozgrzać, po czym
wyjęłam różdżkę i teleportowałam się z cichym pyknięciem.
Zabawne
było to, że wiedziałam dokąd zmierzam. Praktycznie nigdy tam nie
byłam, a w teorii spędziłam tam stanowczo za dużo czasu. Między
drzewami dostrzegłam zarys dużego dworku pomalowanego na jasny
kolor. Zrobiłam kilka kroków do przodu. Zwątpiłam. Żwir
zachwaszczał pod moimi stopami dokładnie tak, jak wtedy, kiedyś...
Przeszłam przez piaszczysty dziedziniec i wdrapałam się na kilka
stopni prowadzących na werandę. Przełknęłam głośno ślinę, po
czym zapukałam głośno i donośnie.
Nie
czekałam długo. Po niespełna dwóch minutach drzwi się otworzyły,
a w wąskiej szparze zobaczyłam twarz pomarszczonego skrzata
domowego. Popatrzył na mnie swoimi oczami wielkości piłek
tenisowych.
- W
czym mogę panience pomóc? - zapytał uprzejmie.
-
Chciałabym zobaczyć się z panem Shacleboltem. Czy zastałam go w
domu?
-
Oczywiście, panienki godność?
-
Ginevra Lupin, to znaczy Weasley. Ginevra Weasley – poprawiłam się
szybko.
-
Proszę wejść, za chwilę zawołam pana.
Przeszłam
przez pusty przedsionek i wkroczyłam do dużego, dobrze oświetlonego
salonu. Ściany pomieszczenia wyłożone były jasną boazerią, a
podłoga ciemnym drewnem. Do tego dochodziły olchowe meble i
eleganckie kanapy pokryte ciemnozielonym atłasem. Wszystko było
tak, jak być miało. Bez zaproszenia usiadłam na fotelu, który
zajmowałam dawniej.
Oczy
zaszkliły się łzami. Nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Z
mojej piersi wyrwał się cichy szloch. Bez zastanowienia wstałam z
fotela i popędziłam w kierunku schodów. W całym domostwie
panowała cisza.
Znałam
drogę. Wspięłam się na drugie piętro i przeszłam prosto
korytarzem, aż dotarłam do piątych drzwi po lewej stronie.
Mechanicznie nacisnęłam na klamkę. Nie czułam się intruzem,
byłam wręcz pewna, że za drzwiami czeka na mnie moja przeszłość.
Pchnęłam
drewniane wrota i kolana się pode mną ugięły. Stałam w progu
pustego pokoju. Nie było tam nic. Szare ściany i betonowa podłoga.
Żadnych mebli, ozdób czy firan. Nic, pustka. Czułam dziwny zapach
wilgoci. Zrobiłam krok do przodu. Niewielkie grudki tynku
zaskrzypiały pod moimi stopami.
Podeszłam
do miejsca, w którym kiedyś stało łóżeczko, w którym spał mój
synek. Wyobraziłam sobie, jak wyciąga małe rączki w moim
kierunku, jak uśmiecha się delikatnie...
-
Szukasz czegoś? - Usłyszałam za plecami męski głos.
Odwróciłam
się na pięcie i stanęłam naprzeciw wysokiego, dobrze zbudowanego
mężczyzny o ciemnej karnacji. Kingsley lustrował mnie dokładnie
wzrokiem. Nawet nie wiem, co mnie pokusiło. W dwóch krokach
pokonałam dzielącą nas odległość i wtuliłam zapłakaną twarz
w jego ciemną szatę.
Przez
chwilę nie wiedział, co się dzieje, a ja płakałam głośno,
wylewając strumienie gorących łez. Poczułam, że objął mnie
mocniej ramieniem i pogładził delikatnie po plecach. Nic nie mówił,
nie wiedział nawet co.
-
Gdzie jest mój syn? - zapytałam pół szeptem.
-
Kto?
Silnymi
dłońmi chwycił mnie za ramiona i delikatnie mną potrząsnął,
tworząc kilku calowy dystans między nami. Zmusił mnie, abym
spojrzała prosto w jego ciemne oczy.
-
Kto? - powtórzył pytanie. - Jaki syn? Przecież ty nigdy nawet nie
byłaś w ciąży.
Miał
rację. Tępy ból uderzył w moją skroń. Zakręciło mi się w
głowie, gdyby nie jego stanowczy uścisk, to pewnie bym upadła.
Mleczna mgła rozprzestrzeniła się po mim umyśle, tworząc
barierę, której nie byłam w stanie w żaden sposób przekroczyć.
Wszystko na siebie nachodziło. W jednej chwili straciłam czucie w
lewej ręce, aby w kolejnej poczuć w ustach smak maminych wypieków.
-
Wybacz mi – jęknęłam.
- Co
mam ci wybaczyć? Ginny, co się z tobą dzieje? - pytał nadal
opanowanym głosem.
-
Wybacz mi, że cię w to wszystko wmieszałam, że obarczyłam cię
taką odpowiedzialnością, wybacz mi, że cię zostawiłam.
Zapadła
chwila ciszy. Liczyłam, że przerwą ją jego słowa, że uśmiechnie
się delikatnie, przytuli mnie z całej siły i powie, że się nie
gniewa. Nic takiego nie nastąpiło. Mięśnie jego twarzy napięły
się, zacisnął wargi w cienką linię.
-
Nie mam pojęcia, o czym mówisz – rzekł, puszczając moje
ramiona. Zachwiałam się, jednak nie upadłam. - Wyślę wiadomość
do twoich rodziców. Powinni wiedzieć, że tutaj jesteś –
dokończył, wyciągając z kieszeni różdżkę.
-
Jeszcze nie – szepnęłam. - Muszę iść w jeszcze jedno miejsce.
Wyminęłam
go zwinnie i puściłam się biegiem w dół schodów. Zbiegłam,
przeskakując kilka stopni naraz i niczym pocisk wystrzeliłam z
rezydencji. Zaczęło padać. Dokładnie tak, jak wtedy. W oddali
słyszałam nawoływania Kingsleya zagłuszane przez grzmoty. Czułam,
jak zimny deszcz moczy moje włosy i cienkie ubranie.
Nie
wiem, skąd miałam w sobie tyle siły, aby w tak szybkim tempie
pokonać dziedziniec i wbiec na błotnistą, leśną ścieżkę. Moje
stopy ślizgały się na obsypanej liśćmi alejce. Z trudem
utrzymywałam równowagę.
Gęste
korony drzew osłaniały minimalnie moją twarz. Jednak nawet one
zaczęły rosnąć rzadziej i w większych odstępach od siebie. W
końcu wyszłam na odsłonięty teren. Przede mną rozciągało się
niewielkie jezioro, którego taflę pokrywała gruba warstwa
zielonego szlamu, którego nawet deszcz nie był w stanie
przekroczyć. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało
się, że stary, spróchniały, drewniany pomost nadal się na nim
znajduje.
Na
zarośniętej plaży piętrzyły się puszki i butelki po alkoholach.
Przeskakiwałam je zwinnie, po czym znów wbiegłam do lasu.
Poruszałam się po omacku, jakby ktoś inny prowadził moje kroki.
I
nagle trzask. Potknęłam się o wystającą gałąź i, dysząc
ciężko, upadłam na leśną ściółkę tuż obok przepaści. Kątem
oka dostrzegłam kamień, na którym usadowiła się tamta Ginny,
która teoretycznie była wtedy mną. Leżałam dokładnie w tym
samym miejscu, w którym umarła panna Lupin.
Czyjeś
kroki były coraz bliżej. Ktoś biegł w moją stronę, a ja czułam
tylko zimny deszcz padający na moją pokrytą lodowatym potem twarz.
Byłam słaba, zbyt słaba, aby się podnieść. W dodatku poczułam
rdzawy zapach krwi. Czerwona, gorąca posoka dotknęła moich suchych
warg. Jęknęłam głośno.
- Co
ty wyrabiasz? - powiedział męski głos. Kingsley był przy mnie.
Nachylił się i pomógł mi usiąść, przytrzymując ramieniem moje
plecy. - Kompletnie ci odbiło?
Prawą
dłonią dotknął mojego czoła. Poczułam nieprzyjemne szczypanie.
-
Muszę zejść na dół – jęknęłam. - Ona tam zginęła.
-
Kto? O czym ty mówisz?
-
Alecto. Jej ciało tam spadło, pewnie nadal tam leży...
-
Ginny, posłuchaj mnie uważnie – rzekł, zmuszając mnie, abym
spojrzała mu prosto w oczy. Z oddali dobiegł nas głośny grzmot. -
Alecto nie zginęła tutaj. Dementor złożył swój pocałunek kilka
dni po tym, jak ją złapaliśmy. Umarła później w swojej celi w
Azkabanie. Rozumiesz?
-
Tak, ale to ja ją przecież...
Zamilkłam,
widząc, jak kręci głową. Nic nie rozumiał i ja też przestałam.
-
Przepraszam, że cię wtedy nie posłuchałam – jęknęłam cicho.
- Naprawdę, bardzo cię przepraszam. Nie obwiniaj się za to, co się
stało. To tylko i wyłącznie moja wina.
-
Nie opowiadaj głupstw – rzekł, po czym jednym ruchem wziął mnie
w ramiona. Wtuliłam się mocno w jego tors. Czułam bicie jego
serca. Ta chwila była magiczna, moja podświadomość próbowała ją
zatrzymać na dłużej.
-
Pamiętasz, to już się kiedyś zdarzyło – szepnęłam.
Nie
odpowiedział. Pozwolił mi zasnąć w swoich silnych ramionach.
Na
szczęście nie obudziłam się w szpitalu. Leżałam na doskonale
znanej mi zielonej kanapie przykryta ciepłym beżowym kocem. W
pomieszczeniu byłam sama. Chwilę trwało, zanim przypomniałam
sobie wszystkie wydarzenia sprzed kilku godzin.
Nic
mnie nie bolało. Głowa była cała. Znałam swoje imię i nazwisko.
Wiedziałam, że na drugie mam Molly a nie Sophie i nie mam co
liczyć, że usłyszę płacz małego dziecka dobiegający z drugiego
piętra.
Zebrałam
w sobie siłę i usiadłam, opierając się o miękką poduszkę. I
wtedy do pokoju weszli rodzice z zatroskanymi minami i Kingsley. Mama
znalazła się przy mnie zaskakująco szybko. Usiadła na kanapie i
pogładziła po policzku. Uśmiechnęła się, a jej oczy zaszkliły
się łzami. Bałam się cokolwiek powiedzieć.
- To
zabrnęło za daleko – odezwał się tata. - To, co się z tobą
dzieje nie jest normalne. Nie możesz tak funkcjonować. W każdej
chwili możesz dostać jakiegoś dziwnego ataku.
-
Tato – zaczęłam ostrożnie. - Nic mi nie jest. Obiecuję, że już
będzie dobrze.
-
Nie możesz obiecać nam czegoś takiego – powiedział spokojnie, a
ja poczułam jak włos jeży mi się na głowie. - To trzeba leczyć.
-
Chcesz mnie zamknąć w szpitalu?
-
Nie, kochanie – rzekł szybko. - Pisaliśmy do Charliego. W sobotę
masz świstoklika do Rumunii. Zostaniesz tam przez jakiś czas.
-
Co? Dlaczego? - pytałam, drżącym głosem.
- Bo
tak będzie lepiej. Tamta medycyna z jednej strony jest bardziej
zacofana od naszej, ale znają sekrety, o których naszym
uzdrowicielom nawet się nie śniło. Pomogą ci odnaleźć siebie.
Zobaczysz, wszystko się ułoży.
-
Ale ja nie chcę jechać sama...
W
piątek wieczorem byłam już spakowana. Wszystkie rzeczy poukładałam
w dwóch kufrach. Zegary wskazywały dwudziestą pierwszą.
Siedziałam na brzegu łóżka i próbowałam zapamiętać jak
najwięcej szczegółów z tego pokoju, z tego domu. Rodzice mieli
rację, potrzebowałam leczenia. Nie mogłam wierzyć, że coś
takiego odejdzie samo, że obudzę się pewnego dnia i zrozumiem, że
to co przytrafiło się Ginny Lupin było tylko snem.
Po
kilku minutach wyszłam z pokoju, zeszłam po schodach. W jadalni
zastałam tylko tatę studiującego ostatnie strony „Proroka
Codziennego”. W milczeniu sączył gorącą, parującą herbatę.
Przez moment przypominał mi Remusa. Przewracała strony gazet z
identyczną dokładnością i uśmiechnął się do mnie ciepło,
kiedy dostrzegł, że go obserwuję.
-
Chcesz herbaty? – zapytał.
-
Nie... Muszę gdzieś wyjść – szepnęłam.
-
Wyjść? Teraz? Ginny, błagam cię.
-
Nie pożegnałam się z kimś bardzo dla mnie ważnym – jęknęłam,
próbując powstrzymać napływające do moich oczu łzy. Przełknęłam
głośno ślinę.
-
Dobrze – oświadczył tata po chwili. - Ale pamiętaj, jutro o
jedenastej...
-
Pamiętam.
Weszłam
bez pukania. Drzwi były otwarte. Uchyliłam je z cichym
skrzypnięciem i weszłam na zalany mrokiem, wąski korytarz.
Pokonałam go w kilku krokach i doszłam do spiralnych schodów
prowadzących na piętro. Kiedy byłam w połowie drogi, dostrzegłam
u szczytu stopni zarys męskiej sylwetki. Uśmiechnęłam się
mimowolnie.
-
Myślałem, że się nie pożegnasz – powiedział, wyciągając do
mnie rękę.
-
Nie jestem taka jak ty – odpowiedziałam, podchodząc do niego i
chwytając jego dłoń.
W
milczeniu poprowadził mnie do swojej sypialni. Dopiero tam zapalił
światło. Pokój utrzymany był w jasnych, stonowanych barwach. Na
środku stało duże łóżko, a z boku piętrzyły się regały
wypełnione książkami. W rogu, przy oknie stał niewielki stolik i
dwa fotele. Mężczyzna wskazał to miejsce, zachęcając mnie bym
usiadła. Wykonałam jego prośbę.
-
Musisz tam jechać? - zapytał niepewnie.
-
Tak będzie lepiej – rzekłam, uśmiechając się delikatnie. -
Harry, nie wytrzymałbyś ze mną, jak jestem w takim stanie.
- A
chcesz się założyć?
-
Nie bądź głupi. Przecież wrócę tak szybko, jak tylko będzie to
możliwe. Będziesz na mnie czekać?
-
Oczywiście, że tak, ale wiesz dobrze, co mi się najbardziej nie
podoba... Możesz mi powiedzieć, dlaczego jedziesz tam z tym
facetem? Jak on ma na imię? Eustace Carver?
-
Och, Harry, nie bądź zazdrosny. Eustace to artysta, który trochę
się pogubił. Jemu też trzeba pomóc – oświadczyłam z
nieukrywanym rozbawieniem.
-
Jasne.
Bez
słowa wstałam z fotela i podeszłam do mężczyzny. Usiadłam mu na
kolanach i wtuliłam głowę w jego ciepły sweter. Poczułam się
bezpieczna i spokojna bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Harry
pogładził moje włosy, po czym ucałował delikatnie moje wargi.
Tylko tyle. Te subtelne pieszczoty były obietnicą.
* *
*
Zabijajcie
mnie do woli. Chociaż ostrzegam, że powinniście zostawić trochę
śmiertelnych cięć na przyszły tydzień i epilog. Oj, będzie się
działo.
Klikajcie
tutaj jak jesteście ciekawi co znów mi przyszło do głowy.
----------------------------------------------------------------
Zrobiłaś to! Harry z Ginny! Taktaktak, uwielbiam cię :DD Po cichu liczyłam na takie zakończenie. No ale dobra, nie zapeszajmy, to jeszcze nie koniec :P
OdpowiedzUsuńZ czasem z Ginny jest coraz gorzej. Myślę, że jeszcze bardziej wszystko jej się myli, nie może nawet odróżnić tego czy nazywa się Lupin czy Weasley. Alecto wiedziała co robi rzucając na nią tą... klątwę? Może nie dobiło jej od razu, ale powoli Ginny sama nie wie co ze sobą zrobić.
Jestem ciekawa czy ten wyjazd do Rumunii okaże się dobrym pomysłem. Przez chwilę sobie pomyślałam, że może spotka tam Eddiego, w sumie czemu nie. Zdecydowanie jestem za parignem Eddie - Ginn (oO), ale fajnie by było gdyby tak się spotkali, wszystko sobie dokładnie wyjaśnili i odeszli w zgodzie.
Pozdrawiam (:
Tfu... za paringem Harry - Ginny :P
UsuńJest piękne. Zakochałam się w twoim stylu pisania. Jeszcze tylko dwa rozdziały... No cóż szybko minęło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuję.
Fleacour.
Kolejny blog? Nie masz za dużo pomysłów? :D
OdpowiedzUsuńA mnie odpowiada połączenie Harry-Ginny. A ten rozdział był jednym z najlepszych, bo budowałaś napięcie do samego końca. A może to po prostu ja i moje zamiłowanie do "wariatów" i różnych defektów psychicznych. Gdyby nie to, że psychiatria jest na uniwersytecie medycznym, na pewno złożyłabym tam papiery xD
Kingsley był zupełnie inny niż w alternatywie. A miejsca takie same... Bardzo fajnie przedstawione te różnice pomiędzy tym, co jej się śniło a rzeczywistością. A i pomysł z Rumunią wydaje mi się spoko :D
Będzie się działo? No, ciekawa jestem, co wymyśliłaś :D
Pozdrawiam
Harry i Ginny! o.O
OdpowiedzUsuńOjejuśku, kocham Cię za to :D Byłam baardzo zaskoczona. No ale... będzie się działo, mówisz? Więc nie wiadomo. Och, jak Ty lubisz zaskakiwać.
Żal mi Ginn, na serio, ta jej tęsknota za dzieckiem... To takie okrutne. Przeżyła dwa życia i musi się pogodzić z faktem, że jedno z nich było snem. Straszne!
Pomysł wyjazdu do Rumunii myślę, że bardzo trafny, no i Z Eustace'em, może odzyska wenę i wyjdzie z tego dołka, w który wpadł? Oby tylko nie powtarzali tego, co się stało między nimi ostatnio...
No i nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko EPILOG! Buuu, będę płakać! ;<
Podziwiam Cię za mnogość tych pomysłów, kolejny blog! To przynajmniej jakieś pocieszenie, że mimo że Ginevra dobiegnie końca, Twoją twórczość będzie można podziwiać jeszcze na trzech innych blogach.
Pozdrawiam :*
To wprost nie do wiary, że do końca Ginevry został jeszcze tylko eplilog...
OdpowiedzUsuńSam rozdział doskonale podkreśla rozchwianie emocjonalne Ginny, która ciągle się waha, błądzi i chyba sama dokładnie nie wie, czego szuka. Trudno jednak było jej nie współczuć, gdy szukała swojego dziecka. Zagubiona we wszystkim nie odróżnia fikcji od prawdy. Mam nadzieje, że jakoś uda jej się pozbierać swoje roztrzaskane w drobny mak życie.
Bardzo zastanawia mnie końcówka. Czy to daje nadzieje dla Ginny i Harry'ego? Znaczy ta dwójka będzie ze sobą?
Pozdrawiam i w napięciu czekam na epilog.
Zabijać? Zabijać? Jak mam Cię zabijać za taką piękną rzecz?! Ginny i Harry! Nigdy się nie spodziewałam, że jeszcze ich ze sobą połączysz. Szczególnie, że wspominałaś, że nie przepadasz za tym parringiem. Albo to po prostu nie koniec, albo jesteś geniuszem i nie dopuszczasz swoich "prywatnych" odczuć do historii. Naprawdę się zastanawiam czy to oznacza jakiś nowy początek dla Harry'ego i Ginny. Bardzo bym chciała, żeby tak było ;)
OdpowiedzUsuńSkoro od końca, to od końca. Pomysł, żeby wysłać Ginny do Rumunii jest sensowny. Z dala od miejsc, które wywołują u niej tyle wspomnień powinna poczuć się lepiej i wszystko sobie poukładać. O jak ja się cieszę, że bierze ze sobą Eustace'a. Po pierwsze, jemu na pewno też to pomoże. Po drugie, Ginny zachowała się w stosunku do niego fair. Tak po gryfońsku.
Biedny Kingsley. Ginny musiała w jego oczach wyglądać jak wariatka.
Nie wierzę, że już zaraz epilog! No i obawiam się tego, co nam przygotowałaś ^^
Chyba muszę zapoznać się z jakąś inną Twoją historią, bo bez Twojej twórczości będzie mi smutno ;c
Serdecznie pozdrawiam ;)
Ojejku jej, jejku jej! Miał być mój powrót, ale chyba nie potrafię wrócić. Nie potrafię znaleźć czasu. Ale w końcu znalazłam czas i przeczytałam te kilka rozdziałów wstecz i obecny. O Mój Boże. Ty, wielka przeciwniczka Ginny&Harry, teraz ich połączyłaś? No nie, chyba się zakochałaś, że tak zmieniłaś zdanie. A do poprzednich rozdziałów wracając, nie wiedziałam, że tak zmienisz tego boskiego Eddiego. A tutaj Kingsley jest zupełnie inny, niż ten alternatywny. Ginny jakby miała rozdwojenie jaźni xD Ale nie, mam nadzieję, że ten wyjazd do Rumunii dobrze jej zrobi i "odnajdzie siebie". Nie potrafiłabym sobie wyobrazić takiego życia, jakie ona ma teraz... Elfabo, jak to możliwe, że to już jest koniec? Nie ma już nic.. Będę ryczeć. Pamiętam, jak weszłam tutaj, bo patrzyłam te polecone blogi na onecie. I miałaś taki czarno-biały szablon z Cynthią po obu stronach :D O Boże.. czekam na ten epilog ale i się go boję. Pozdrawiam serdecznie, cieplutko i podziwiam Cię! ;*
OdpowiedzUsuńMyślałam, że w linku na końcu dasz jakąś kontynuację Ginny. Wyobraziłam sobie już, że wyjeżdża do Rumunii, a to przecież jest idealna okazja, aby zacząć jakąś nową... "przygodę". ;D
OdpowiedzUsuńAaa, i jeszcze jedno. Jak napisałaś, że chwyciła brązową wiatrówkę, to przez kilka minut zastanawiałam się, po co jej do diabła broń, gdy idzie do Kingsley'a. xD
Jak dla mnie, rozdział był bardzo sympatyczna, a także nieco przerażający. Ginny musi bardzo to przeżywać. Dwa światy zaczynały się ze sobą plątać i do końca nie wie, co jest prawdą a co kłamstwem. Myślę, że to dobrze, że rodzice dziewczyny postanowili ją wysłać do Rumuni, na leczenie. Na pewno to w jakim stopniu jej to pomoże. No i bardzo ciesze się, że dała szansę Harry 'emu. Eddie okazał się kim okazał, dlatego moim zdaniem Harry zasługuje na miłość Ginny. Zdecydowanie :)
OdpowiedzUsuńMasz malutki błąd, przy kolejnym rozdziale. 7 grudzień nie będzie w sobotę tylko w piątek:)
Czekam już na next:)
Pozdrawiam:**
Ach, i nie musisz mnie powiadamiać i tracić ceny czas na pojawienie się na moim blogu, aby dodać komentarz, kochana:) Obserwuję Cię ;)
UsuńZabić to mało i dobrze o tym wiesz ;)
OdpowiedzUsuńBiedna Ginny, biedni czytelnicy. Mnie też się mieszają te historie w głowie, więc rozumiem poniekąd ją... Ale żeby od razu do Rumunii i z Eustacem? Nie lubię tego gościa, dylemat między Eddiem i Harrym wystarczył mi w zupełności, a tamtemu coś do głowy strzeli i Ginny, stęskniona za bliskością, ulegnie. No tak...
Ale że Harry? A Eddie gdzie? Kochany ideał przestał nim być, wracamy do korzeni? No to Potter ;) Ahh, też bym tak chciała, nie powiem ;d
I już wiem, że na epilogu będę ryczeć jak małe dziecko, już jeden rozdział, jeden... buuuuu ;((
Nie mogę zaakceptować myśli, że oto skończyłam czytać ostatni rozdział i że został jeszcze tylko epilog...Ta świadomość omal nie wyciska łez z moich oczu, no ale do rzeczy!
OdpowiedzUsuńWidać, że mimo upływu czasu Ginny jest ciężko i że alternatywa wciąż głęboko tkwi w jej umyśle. Wzruszyło mnie jak szukała swojego nieistniejącego synka i jak znalazła pocieszenie w ramionach Kingsley'a...Więź, która nawiązała się pomiędzy dziewczyną, a aurorem jest taka...subtelna, silna i piękna. Niezależnie gdzie, przyjaźń opiekuna i podopiecznej wciąż się uwydatnia ;) Świetnie też ukazałaś, jak te dwa światy nakładają się na siebie, niemal się sklejając ze sobą - tak sobie myślę, że byłby to genialny motyw do filmu :P
Uważam, że wszelkie kroki w celu uleczenia Ginny to dobry pomysł - przecież widać, że to wszystko zaczyna ją przerastać i potrzebuje pomocy. Oby tylko w Rumunii mogła ją odnaleźć. Cieszę się, że będzie towarzyszył jej Eustache.
No i teraz sprawa z Harry'm, bo widać, że stosunki między nim, a Ginny znacznie się polepszyły. Wpierw byłam wściekła, krzyczałam: to nie tak miało być! Potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wprowadziłaś postać Eddi'ego i dałaś jej skraść serce Ginny, skoro teraz nie mają być razem? Czy to możliwe, że mimo tego wszystkiego, co czuła do niego dziewczyna, zwiąże się z Potterem? W sumie ma to w sobie trochę sensu - chłopak niewątpliwie ją kocha i przy nim Ginny mogłaby zacząć nowe życie. Oswoiłam się z tą perspektywą, choć wolałabym, aby jeszcze miała szansę być z Eddi'm. Pytanie, czy w epilogu znajdzie się miejsce na naprawienie ich relacji.
Sama już nie wiem, z którym Ginny będzie. Zdaję się na Ciebie, Twoją wizję i zdanie. Ufam, że cokolwiek zrobisz, tak będzie lepiej.
Pozdrawiam serdczenie :*
Jej, jak to dziwnie brzmi - epilog. To musi być niezwykłe wrażenie, zakończyć opowieść, którą pisało się przez tyle czasu. Podziwiam wytrwałość.
OdpowiedzUsuńCóż, ten rozdział jest dość niecodzienny. Ta scena z Kingsley'em była niesamowita. Trochę trudno pogodzić się ze stratą drugiego życia. Myślę zresztą, że tamto było Ginny bliższe, bo "przeżyła" je nieco później, jest po nim, tak jakby, "na świeżo". Ale nie wiem, kto jest bardziej zagubiony - Ginny czy jej najbliżsi.
Pozdrawiam.
Ha ha postaram się być delikatna przy zabijaniu;p
OdpowiedzUsuńrozdział mi się podobał.
ciekawy i taki odrobinę sentymentalny.
szkoda mi samej Ginny.
chyba myli jej się rzeczywistość z alternatywną Ginny.
zauważyłam to po jej zachowaniu z Kingleyem.
No i jest jeszcze Harry... podoba mi się jego zachowanie.
naprawde mnie zaskoczył i widać wyraźnie, że zależy mu na niej.
ogółem możesz być śmiało zadowolona z tego rozdziału.
Aj to naprawdę już epilog?
Az nie mogę uwierzyć że tak szybko i to akurat gdy wciągnęłam sie w historię Ginewry.
chyba nieco za późno się obudziłam ale ja już tak mam czasami;)
p.s.
podoba mi się szablon.
to zdjęcie uśmiechniętej Ginny w okularach jest niezwykłe i do tego kolorystyka.
czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam
OMG, zakochałam się w tym szablonie *.* Chyba najlepszy jaki kiedykolwiek tu gościł. Nie wierzę, że to już koniec ;( To opowiadanie zaczęłam czytać kilka miesięcy temu i zdążyłam całe przeczytać z dziesiątki razy. To przykre, że Ginny tak się źle ma. To chyba podchodzi trochę pod problemy psychiczne, prawda? No cóż, nie dziwie się jej. W końcu przeżyła dwa zupełnie inne życia. Bardzo ładny rozdział. Może nie tak dobry gdy ukazałaś alternatywną i rzeczywistą Ginevrę, ale myślę, że zaskoczyłaś nas trochę. Jestem ciekawa jakie bd miała wrażenia po Epilogu. Chlip ;( Epilgo Ginevry = pożegnanie z GMW :(
OdpowiedzUsuńoch... cieszę się z powoddu tego fragmentu z Harrym. cozekiwałam tego... to przynajmniej jest ostoja normalności. nie lubię ogólnie zbyt Pottera, ale w tym opowiadaniu myślę, że tak powinno własnie być.i mam nadzieję, że w Rumunii Ginny wróci do siebie... i że wszystko nareszcie się ułozy
OdpowiedzUsuńTak, myślę, że w rzeczywistości Ginny powinna być z Harry'm, a w alternatywie z eddiem. Teraz, gdy ma problemem z powrotem do rzeczywistości, myślę, że Potter lepiej się nią zaopiekuje.
OdpowiedzUsuń